Inne strony

piątek, 24 lutego 2017

Od Vane CD Kiba

- Zostaw mnie - warknęłam, prawie przez łzy.
Uczucie bezradności, przerosło mnie. Po mym policzku spłynęła mała kropelka. Wciąż wrogim wzrokiem wpatrywałam się w żółte oczy chłopaka. 
- Spokojnie, kochanie - zbliżył się do mojego ucha. - Pocieszę Cię - wyszeptał, uśmiechając się.
Ponownie zanurzył swe usta w moich. Zacisnęłam pięści, wciąż starając się w jakikolwiek sposób uwolnić. "Vane, skup się" - przemknęło mi przez myśl. Może mu sprawiało to przyjemność, lecz dla mnie były to same tortury... Kilka sekund później, zawisł nade mną, wciąż dumnie się uśmiechając.
- Poddaj się... Nie dasz rady uciec - przyglądał się moim krwisto czerwonym oczom. 
Mój przyśpieszony oddech, nie pozwolił na wypowiedzenie ani jednego słowa. Wciąż się wierciłam.
- Przestań się opierać - wyszeptał, przejeżdżając językiem po mojej szyi.
- Nie... Nigdy nie przestanę! - krzyknęłam tak głośno jak tylko potrafiłam. - Do końca moich dni... Dopóki starczy mi sił, będę z tobą walczyć! - warknęłam, patrząc na niego zabójczym wzrokiem. - Zrobię co w mojej mocy aby uwolnić się od Ciebie! - chłopak odruchowo zasłonił moje usta dłonią.
Wtedy miałam okazję. Szybko odepchnęłam go od siebie i podniosłam się z ziemi. Wzięłam do rąk nóż i skierowałam go prosto na niego.
- Nie wygrasz ze mną - wyszeptałam, zdyszana. - Nigdy!
- Kochana... Dlaczego mi to robisz? - przybrał smutny wyraz twarzy. - Chcę dla Ciebie dobrze! - spojrzał na mnie uroczym wzrokiem.
- Nie jestem dziwką, która puszcza się z obcymi - "Chyba nie mówisz o sobie" ~ dodałam w myślach. - I nie dam się tobie - zaprzeczyłam stanowczo głową, stabilizując oddech.
Dostrzegłam jego ruch palcami. Co prawda, wytrącił mi nóż, lecz ja w ostatniej chwili zatrzymałam go siłą woli. Zastygł w bezruchu.
- Spróbuj się do mnie zbliżyć, a zaprezentuję swe inne moce - ostrzegłam, podnosząc swe bronie z ziemi. - Poczekaj, zaraz wrócę - wybiegłam z pokoju, prosto na dół.
Wparowałam do salonu, gdzie leżał Rocket. Spał, tyle dobrze... Rozejrzałam się dookoła. Od razu w oczy wpadła mi jego broń. Wzięłam ją ze sobą i wróciłam z powrotem do pokoju. 
- To dla pewności - strzeliłam promieniem prosto w jego stopę. 
Nie powstała żadna rana. Sparaliżowałam jego nogę.
- Teraz możesz sobie hasać - warknęłam, odkładając broń na biurko.
Wypuściłam go z objęć swojej mocy. Mężczyzna zachwiał się i tuż przed upadkiem... Gestem ręki postawiłam go do pionu. 
- Efekt będzie się utrzymywał przez kilka godzin. Dobranoc - mruknęłam, krzyżując ręce.
<Kiba?  ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz