Inne strony

wtorek, 8 sierpnia 2017

Od Gilbera CD Vane

- Ja? A cóż ja bym mógł robić? - Uśmiechnąłem się pod nosem i wyciągnąłem z kieszeni telefon. - W sumie to nieważne... Patrz co mam.
Dziewczyna uniosła brew, patrząc na mnie uważnie.
- Poznaj moją nową żonę. - Rzekłem z dumą i pomachałem jej przed nosem, nowym sprzętem.
- Gratulacje! Szybko się pozbierałeś po utracie tamtej! - Poklepała mnie nagle po plecach, a ja zaskoczony tym gestem, upuściłem telefon na ziemię.
- Hę...? - Wydusiłem tylko z siebie, patrząc na moje kochanie leżące na ziemi.
Vane podniosła moją własność, która miała cały popękany ekran.
- Ups... - Dziewczyna uśmiechnęła się i podała mi tego złoma, w którego wpatrywałem się oniemiały.
Czułem jak coś zaczyna się we mnie gotować. Spróbowałem włączyć urządzenie, jednak bez skutku...
- JEBANY ZŁOM! - Warknąłem i cisnąłem z całej siły komórką w ziemię, a do tego po chwili zacząłem ją deptać, mrucząc coś przy tym pod nosem. - Dziadostwo... Jebana... Jeb się...
Po kilku minutach zaprzestałem tortur, na moim byłym telefonie, który już nawet telefonu nie przypominał....
- Muszę zrobić kolejny pogrzeb... - Mruknąłem i ignorując rozbawioną dziewczynę, zakopałem piachem rozwalone urządzenie, po czym wyjąłem jednego peta i wsadziłem go w ziemię, coś na wzór krzyża. - Przez te kilka dni, zdążyłem pokochać cię całym sercem... - Wziąłem głęboki wdech. - Smaż się w piekle...
- Skończyłeś? - Vane parsknęła śmiechem, a ja spojrzałem na nią urażony.
- Ja tu próbuję zachować powagę... - Skrzywiłem się delikatnie i wsadziłem dłonie do kieszeni. - Coś myślę, że muszę kupić kolejną żonę i do tego kilka kochanek...
- Tak, tak... - Towarzyszka poklepała mnie po ramieniu, a ja westchnąłem cicho.
- Hmm... Będę się już zbierał... - Oznajmiłem i spojrzałem jej w oczy. - Może odprowadzić cię do domu?
- Nie dzięki... - Odparła z uśmiechem, robiąc krok do tyłu. - Chciałabym się jeszcze trochę przejść.
Kąciki moich ust automatycznie się uniosły.
- Jasne... Tylko uważaj na siebie.... - Poczochrałem ją po głowie i po chwili odszedłem, zostawiając ją samą w świetle lampy.

~~*~~

Następnego dnia udałem się na miasto, w celu uzyskania jakiegoś zlecenia, w końcu pieniądze na drzewach nie rosną... Muszę mieć za co kupić nową żonę...
Standardowo wszedłem do dobrze mi znanego baru i zająłem miejsce w samym kącie, obserwując znajdujących się w pomieszczeniu ludzi. Nagle podszedł do mnie kelner i uśmiechnął się tajemniczo. Po chwili podał mi kartę dań i ulotnił się. Otworzyłem niewielki katalog i od razu w oczy rzuciła mi się mała karteczka. Oczywiste było, że to moje zlecenie. Przeczytałem treść i zgarnąłem sprawnie papier do kieszeni i spokojnie wyszedłem z budynku. Moim celem był jakiś szefunio, który przewodzi grupą wyłapującą odmieńców... W sumie to dobrze, że takiego gościa muszę sprzątnąć.
Po chwili skręciłem w uliczkę i zamyślony w kogoś wszedłem. Zdezorientowany spojrzałem na dobrze zbudowanego bandziora, bo jak tu inaczej go nazwać? Wyglądał jak typowy gangster.
- Na co się gapisz? Może jakieś "przepraszam"? - Warknął zdenerwowany facet, a ja skanowałem wzrokiem jego twarz.
- O głupoto... Bądź pozdrowiona... - Mruknąłem pod nosem i spróbowałem wyminąć typa, ale ten gwałtownie przygwoździł mnie do ściany.
- Słucham? - Spojrzał mi w oczy, od razu zauważyłem tą żądzę krwi...
- Człowieku... Gdyby cię pies zobaczył, to by o własną budę się zabił... - Westchnąłem znudzony. - Możesz się odsunąć? Śmierdzisz... Wiesz co to prysznic? Albo woda?
Odepchnąłem go od siebie i ignorując jego warknięcia skierowane pod moim adresem, ruszyłem dalej uliczką. Poczułem gwałtowne szarpnięcie i automatycznie odwróciłem się i kopnąłem faceta w brzuch, na co ten upadł na kolana, kwicząc jak mała świnka... Heh...
- Jeszcze raz dotkniesz mojego płaszcza, a będziesz żarł piasek dupą... - Kopnąłem go jeszcze w żebra i poszedłem dalej.
Nagle zobaczyłem przed sobą zbłąkanego kociaka. Nie! To diabeł wcielony!
- Pomocy... - Wyszeptałem, zaczynając drżeć na całym ciele, a kot wydobył siebie coś na wzór pisku, a ja aż krzyknąłem przestraszony.

< Vane? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz