- Jesteś nawalona w trzy dupy.... - mruknąłem patrząc na dziewczynę, która jak gdyby nic, bujała się na moich kolanach. - Lepiej się przyznaj co piłaś...
Vane zmarszczyła brwi i nagle złapała mnie za podbródek, unosząc go delikatnie do góry.
- Lody jadłam.... - uśmiechnęła się szeroko i zaczęła się głośno śmiać. - O! Jeszcze więcej Gilbercików!
Westchnąłem ciężko i zsadziłem białowłosą z kolan, na co zareagowała głośnym jękiem niezadowolenia. Zignorowałem to i poszedłem spokojnie do kuchni, gdzie zacząłem nastawiać ekspres do kawy, wyciągając przy tym kubek z szafki. Nie wiedziałem, jak mam ją ogarnąć, więc postanowiłem przygotować dla niej kawę, może chociaż trochę zacznie myśleć.
- Pij... - po jakiś kilku minutach, podałem jej gorący napój, który powąchała, jak jakieś zwierzę.
Spojrzała to na mnie, to na kubek, po czym niepewnie wzięła łyka, ciepłej cieczy. Usiadłem obok niej i zerknąłem, jak sączy napój, z aż dziwnym spokojem.
- Masz może paragon po tych lodach? - zagadnąłem kiedy już dopijała resztkę.
- Na koszt firmy... - burknęła, odkładając naczynie na stoliczek. - Gilbert... Jak nic nie piłam... - znowu jęknęła i przykleiła się do mnie, niczym rzep do psiego ogona.
- Jakoś nie mogę ci uwierzyć... - spojrzałem w jej zamglone oczy, wiadomo było, że kawa nie zmieni jej sposobu myślenia, ale warto było spróbować...
Zamruczała cicho i oparła głowę o moje ramię, przymykając powieki. Myślałem, że będzie chciała zasnąć, ale to było chyba niemożliwe po wypiciu kawy...
- Gil... - wyszeptała i zacisnęła palce na mojej koszulce. - Jestem beznadziejna...prawda?
Muszę przyznać, że byłem zaskoczony jej wyznaniem i trochę zdezorientowany nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć.
- Proszę odpowiedz... - w jej oczach pojawiły się łzy. - Przyznaj, że jestem głupia, beznadziejna...!
Otworzyłem szeroko oczy i w jednej chwili, otuliłem ją czule ramionami. Poczułem, że jej oddech przyspieszył, a policzki stały się mokre, przez potok łez.
- Nie mów tak nawet... - szepnąłem, ocierając jej łzy, które tak jakby nie miały końca. - Spokojnie.... Jesteś wspaniała i nie możesz, tak o sobie mówić... Każdy popełnia błędy, bo nikt nie jest idealny, rozumiesz?
Skinęła lekko głową i wtuliła się we mnie, a ja wciąż czułem jak z każdą sekundą, moja koszulka staje się coraz bardziej mokra.
- Wiem, że teraz pewnie obwiniasz się o to wszystko, ale to nie jest twoja wina... - pogłaskałem ją po głowie. - Spokojnie... Wszystko będzie dobrze...
Nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale o dziwo Vane zasnęła w moich ramionach. Nie chcąc ją budzić, po prostu wziąłem, ją na ręce i zaniosłem dziewczynę do swojej sypialni. Położyłem ją na łóżku i okryłem porządnie kołdrą. Usadowiłem się na brzegu materaca i utkwiłem spojrzenie w jej pogrążonej w śnie twarzy. Może przynajmniej trochę odpocznie... W końcu siedzenie po nocach, nie jest jakoś specjalnie zdrowe...
~~*~~
Następnego dnia, przez pół dnia dom był pogrążony w całkowitej ciszy. Rocket znowu coś majstrował w pokoju, który mu użyczyłem, gdyż kiedy robił to w salonie, to te wszystkie śrubki, nie śrubki walały się po całej podłodze, więc musiałem zareagować i znaleźć dla niego wolny pokój, do tworzenia tych dzieł. Za to Vane, cały czas spała, a Yuri siedział cichutko na moich kolanach, wpatrując się w zgaszony telewizor.
Młody był już po swoim śniadanku i powinien jak normalny niemowlak, pójść dalej spać, jednak on nie miał najmniejszego zamiaru, leżeć grzecznie w łóżeczku.
- Co ja z tobą mam Yuri... - westchnąłem cicho, kiedy dziecko przeniosło na mnie swój wzrok. - No co się tak na mnie patrzysz? - styknąłem nasze noski ze sobą i zaśmiałem się cicho, widząc minę synka, który chyba najwyraźniej się skrzywił.
Podałem chłopcu jego jak na razie ulubionego pluszaka, w kształcie pieska i odetchnąłem cicho. Zastanawiałem się czy nie kupić jakiegoś zwierzaka. Najlepiej jakiegoś psa. Gdyby to był kot, to bym zszedł na zawał...
- Yuri chciałbyś mieć pieska? - zadałem pytanie, na które nie uzyskałem oczywiście odpowiedzi.
Zamyśliłem się na chwilę i nagle w salonie pojawił się szop. Poderwałem się z kanapy wraz z dzieckiem i podszedłem do futrzaka.
- Popilnujesz Yuriego? - wcisnąłem mu dziecko na chama i nawet nie czekając na jego odpowiedź ruszyłem w stronę korytarza. - Dzięki!
Wybiegłem z domu jak poparzony i wsiadłem szybko do auta. Moim celem był zakup psa, a tak dokładniej to pudla miniaturowego... Uśmiechnąłem się sam do siebie i zadowolony ruszyłem z podjazdu.
< Vane? XD >
- Co ja z tobą mam Yuri... - westchnąłem cicho, kiedy dziecko przeniosło na mnie swój wzrok. - No co się tak na mnie patrzysz? - styknąłem nasze noski ze sobą i zaśmiałem się cicho, widząc minę synka, który chyba najwyraźniej się skrzywił.
Podałem chłopcu jego jak na razie ulubionego pluszaka, w kształcie pieska i odetchnąłem cicho. Zastanawiałem się czy nie kupić jakiegoś zwierzaka. Najlepiej jakiegoś psa. Gdyby to był kot, to bym zszedł na zawał...
- Yuri chciałbyś mieć pieska? - zadałem pytanie, na które nie uzyskałem oczywiście odpowiedzi.
Zamyśliłem się na chwilę i nagle w salonie pojawił się szop. Poderwałem się z kanapy wraz z dzieckiem i podszedłem do futrzaka.
- Popilnujesz Yuriego? - wcisnąłem mu dziecko na chama i nawet nie czekając na jego odpowiedź ruszyłem w stronę korytarza. - Dzięki!
Wybiegłem z domu jak poparzony i wsiadłem szybko do auta. Moim celem był zakup psa, a tak dokładniej to pudla miniaturowego... Uśmiechnąłem się sam do siebie i zadowolony ruszyłem z podjazdu.
< Vane? XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz