Inne strony

niedziela, 15 października 2017

Od Corrinne cd Kevin

Kiedykolwiek widziałem Kevin nie patrzył, wymknęłam się do pokoju, gdzie miałam swoje rzeczy. Nie odpowiedziałam na żadne z jego późniejszych pytań. Założyłam swoje ubrania, zostawiając jednak na sobie bluzę ścigającego. Ukradkiem schowałam do plecaka parę ciuchów. Dla Flurry. Bo... Chciałam po nią iść. Zaraz.
   Uśmiechnęłam się do swojej starej broni, którą miałam jeszcze po rodzicach. Przyda się.
Pewnie wyszłam ( wciąż jako furry) z pomieszczenia, powoli machając ogonem. W środku trzęsłam się ze strachu, który wciąż towarzyszył mi od tygodni. Maska. Maska, kryjąca czarne uczucia.
– O, cześć Rocket. – mruknęłam, ignorując Vane. Nawet nie specjalnie chciało mi się pytać, co o n a tu robi. Ledwo wymknęłam się z tego psychiatryka, a ta już chce mnie zabić?
– Corrinne, słuchaj... – usłyszałam głos ciotki.
Zawiesiłam się w pół kroku.
– Jakim prawem się jeszcze do mnie odzywasz?
   ***
Trzasnęłam drzwiami. Plecak dosłownie powiewał na moim ramieniu gdy biegłam gdzieś przez ogródki. Szłam okrężną drogą, by zahaczyć jeszcze o dom. O mój stary dom.
Doszło między nami do kłótni... I dziwię się, że ani Xerxes, ani Rocket nie wysadzili mnie w powietrze. Okazało się, że Vane straciła pamięć. Bo jak wygarnęłam jej w s z y s t k o, ona nie wiedziała o co chodzi. 
Coś mnie ominęło? O czymś nie wiem? Klany znów coś mieszają?
      Potknęłam się o krawężnik. Dosłownie wyglebałam się na ledwo wyrośniętą trawę, robiąc fikołka nad niskim, zniszczonym płotem. Z trudem podniosłam się, pomagając sobie ogonem.
Auć.
Rozejrzałam się. Była to opuszczona działka z murami. Tak, to tu.
Wtargnęłam za ścianę i już wspinałam się na dorodne już drzewo.
– Dużo już widziałeś, prawda? – szepnęłam, wskakując na ostatnią gałąź. Zabrałam z niej parę noży i rewolwer. – Obiecuję, że jeszcze kiedyś tu przyjdę.
Przejechałam dłonią po korze i już mnie tam nie było.
Idę na pewną śmierć? Prawdopodobnie.
Możliwe, że mnie tam zamkną? Uh, to na sto procent.
Ocalę Flurry? Po to tam idę.
Czy zawiodę? Nie zamierzam.
    Tata czy mama też by to zrobili. Skoczyliby za nami w całą rządową armię.
Ja mam do uratowania jedną osobę, bardzo dla mnie ważną. Nauczyli mnie, by...
   Zawiesiłam się w pół kroku, mrużąc oczy. O tej godzinie powinni mieć trening. Jeżeli zdążę, dostrzegę gdzie ją zamykają...
Potem tam wbiję, wyciągnę ją...
A dalej niech los zdecyduje.
***
Tak jak się spodziewałam- odprowadzali właśnie swoje króliki doświadczalne do klatek. Choć Flurry nie była już człowiekiem, czy różowym wilkiem, z łatwością ją dostrzegłam- bo jak nie można dostrzec swojego skarbu. Była kotołakiem. Pięknym kotołakiem o kremowym kolorze futra, uszach zakończonymi frędzelkami i długich włosach. Jej szare oczy były niemal puste... Bez żadnych wesołych błysków, nadziei...
Kochanie... Poczekaj jeszcze chwilę...
       Naukowców było coraz mniej... Aż w końcu od czasu do czasu przechadzali się jedynie strażnicy. Odczekałam, aż patrol zniknie za zakrętem i skoczyłam spod sufitu na podłogę. Głupcy, nie patrzą w górę. A to z niej najczęściej przychodzi atak.
Pięścią rozwaliłam zamek w drzwiach.  Bez specjalnych wyjaśnień wyciągnęłam Flurry.
– Uciekamy. Już. – szepnęłam, odbezpieczając broń i wręczając drugą przyjaciółce.
    Wypchnęłam ją z klatki. Da radę, bo jest prawie cała. Kilka obtarć i jedna, może, poważniejsza ranka na uchu.
Biegłyśmy... I było łatwo. Zbyt łatwo. Postrzeliłam jedynie dwóch człekokształtnych.
Dopiero jak wyszłyśmy z budynku i biegłyśmy... Za nami usłyszałam szybkie kroki. Rzuciłam jej plecak na ramię. W środku był list, bo spodziewałam się, że możemy razem nie wrócić.
– Corri?
– Biegnij do domu Xerxesa. Masz list w torbie. Błagam, dostosujcie się do niego.
Pchnęłam ją ostatni raz, każąc biec i sama przekroczyłam zarośla, stając niemal naprzeciw ścigającym.

< Kevin? C: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz