Inne strony

poniedziałek, 20 listopada 2017

Od Kevina i Vane CD Corrinne

*Per. Vane
Ta bitwa naprawdę była nudna. Niby z początku zapowiadało się całkiem przyzwoicie, lecz wraz z biegiem wydarzeń wszystko zamieniło się w monotonną strzelaninę pomiędzy obiema wrogimi stronami. Właśnie dlatego od dłuższego czasu jedynie szukałam pierwszej, lepszej okazji aby się stąd ulotnić. Moja podłoga w biurze wciąż jest zawalona papierami. Przydałoby się to ogarnąć... Dzisiaj prawie się o nie zabiłam, podczas biegu do pokoju informatyka, który miał przekazać mi informacje. Dzięki nim, de facto się tutaj znalazłam. Wracając. Gdy tylko nadarzyła się okazja na praktycznie niezauważalne użycie swojej mocy teleportacji, wykorzystałam ją, żeby w końcu móc uciec od szali toczącej się bitwy. Przynajmniej mogłam wciąć ten jeden, głęboki wdech... Dopiero teraz dostrzegłam otaczającą mnie noc. Na froncie było nazbyt jasno, żeby to zobaczyć. Rozpoczęłam szybkie przeładowywanie wszystkich broni. Nosiłam przy sobie kilka, jak nie kilkanaście gnatów poukrywanych w różnych miejscach aktualnie przyodzianego kombinezonu. Można powiedzieć, że zawsze posiadałam jakiś plan "B", "C" itd. Zapewne kontynuowałabym swoje przygotowania do powrotu na pole bitwy, gdyby nie czyjaś dłoń - a w zasadzie łapa; która została ułożona na moim ramieniu. Gwałtownie odskoczyłam, już szykując się do ataku. W momencie został on zatrzymany przez nieco wyższą zwierzo-dziewczynę. Nie ukrywam, że nieco zbladłam. Huh, jeszcze nie zdążyłam spisać testamentu... Chociaż. Nad czym się zastanawiać. Przyjaciół zbyt wielu nie mam, więc wszystko automatycznie przejdzie na Rocketa. A przywództwo w klanie oddałabym Yuriemu, Shawnowi albo Corr. Ostateczne "guru" wybrałby los... Albo Xerxes... Eh, czy ja naprawdę planuję swoją śmierć?
- Spokojnie! - wypaliła mrukiem. - Chcę cię tylko o coś poprosić - dodała, odsłaniając przy tym kawałek swojego pyska. Znam ten drobny pyszczek... Tak, to musiała być moja siostrzenica.
- Hmf? - uniosłam brwi nieco do góry, mimo wszytko odsuwając się o krok do tyłu.
- Nie mów Shawnowi... O tym, że żyje. Co się ze mną stało - w tym momencie nieco odwróciła wzrok w bok, jakby odrobinę speszona.
Uśmiechnęłam się delikatnie, tym razem to swoją dłoń kładąc na jej ramieniu. Nieco się wzruszyła i najwidoczniej podobnie jak ja, ją wcześniej - chciała zaatakować. Z mojego gardła wydobył się śmiech.
- Wie jedynie, że żyjesz i wszystko z tobą dobrze...
"Chyba, że już znalazł Xerxes'a. Co jest całkiem możliwe..." - powiedziałam do siebie w myślach.
- Ought, dobrze... Przynajmniej tyle... - urwała na moment, w wyniku czego zapanowała pomiędzy nami głucha cisza. W trakcie jej zajęłam się uważnemu skanowaniu jej postaci wzrokiem. Wyrosła, przynajmniej od czasu gdy ostatni raz ją widziałam. - Dzięki...
- Pamiętaj, że zabijanie rodziny nie jest zbyt poprawne moralnie - dodałam już biorąc się do robienia kroku. - Chociaż... Dla ciebie już pewnie nie jestem rodziną - prychnęłam, przeładowując broń. - W każdym razie. Twój ojciec nie chciałby, żebyś się wykrwawiła - wyciągnęłam z jednej z kieszonek mini zestaw do zrobienia prowizorycznego opatrunku. Do całości dorzuciłam pół litrową buteleczkę z wodą, która dotychczas leżała bezwładnie obok swojej bliźniaczki w mojej torbie. Oba przedmioty dziewczyna uchwyciła w swych łapach i przeskanowała dokładnie wzrokiem. - Trzymaj się - zasalutowałam jej krótko dwoma palcami. Zaraz po tym dosłownie rozpłynęłam się w powietrzu. Eh... Pora wrócić do roboty... Chociaż. Z tego co spostrzegłam wszyscy zaczęli się powoli rozpraszać w swoje kierunki. Hah. I tak muszę spisać raporty swoich pachołków z przebiegu walki. Ja pierdolę...

*Per. Kevin'a
Siedziałem kulturalnie przy stole, jak to miałem w zwyczaju - zajadając się przepysznymi ciastami. Możliwe, że na takiego nie wyglądałem, lecz byłem nad wyraz wkurwiony i zestresowany. Przede mną jeszcze składanie raportu przed rządem. Uh... No i moja świąteczna premia poszła się chrzanić... Chociaż. Mogłem to zwalić na kogoś innego, co samo w sobie było całkiem ciekawym i kuszącym rozwiązaniem. Do którego prawie cały czas się uciekam. Cholera... Osobiście myślę, że owa bitwa z której przed chwilą wróciłem nie przebiegła dla nas tak źle. Można to nawet uznać za pewien sukces. W końcu, to nie my pierwsi zaczęliśmy się wycofywać. Przynajmniej tak myślę...  Za bardzo się skupiłem na zabawie z... Ale to zupełnie inna historia...
- Xer-xes - wymruczała wcześniej przeze mnie niezauważona dziewczyna, która owinięta kocem przysiadła się do stołu. Z tego co zauważyłem, przed chwilą wstała. Ewentualnie zakończyła nocny maraton anime. - Coś się stało? - zapytała, zapewne zauważając moje słodkie "dzieło".
Rzeczywiście. Rozwalanie, a nie jedzenie ciast było czymś nietypowym dla mnie. Eh... Nie chcę jej dodatkowo martwić...
- Zostałem wystawiony i nie mam weny na jedzenie ciasta - prychnąłem, nabierając na widelczyk mieszankę śmietanki i polewy czekoladowej. - Byłem umówiony na romantyczną kolację przy świecach z Corrinne, lecz ta wolała uciec... Chyba mnie nie lubi... - prychnąłem jakże "zasmucony" zaistniałą sytuacją, biorąc łyk herbaty.

<Flurry? Per. Corri? Whatever?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz