Inne strony

wtorek, 26 grudnia 2017

Od Shawn'a i Kevin'a CD Furry i Corrinne

** Per. Shawn **
Z całej siły trzasnąłem dosyć ciężkimi, frontowymi drzwiami. Nie miałem pojęcia do kogo w tym momencie mam mieć największy żal. Nie minęły 72 godziny odkąd tu jestem, a już wszystko zaczęło się sypać. Z resztą... Czego ja mogłem się spodziewać? Życie po prostu jak zwykle kopnęło mnie w dupę. I to solidnie. Ponownie. Zostawiając mnie samego. Hah... Nic nowego. Nie ważne, jak bardzo bym się starał niczego nie zjebać. Wszystko szlag trafia. Idzie się przyzwyczaić.
Najwyżej zniknę na kilka kolejnych tygodni, miesięcy, może nawet lat. Nie przywróci to życia Flurry, ani szczęścia Corrinne, lecz przynajmniej będę miał czas, na znalezienie tego dupka. Gdy tylko do tego dojdzie, nie ręczę za siebie. Najmę jakiegoś psychopatę. Niech go poćwiartuje jeszcze żywego, albo... Rozczłonkuje, po czym części ciała przyszyje jeszcze raz, nie na swoich miejscach. Jego ból musi być długi, rozłożony na raty. Zamordowanie go od tak, nie przyniesie mi odpowiedniej satysfakcji. Będzie cierpieć do czasu, aż sam nie umrę. Ewentualnie, do momentu, gdy on sam zdechnie z wycieńczenia. Chociaż... Będę starał się pociągnąć te męczarnie, możliwie jak najdłużej... Zasługuje skurwysyn. Potraktuję go gorzej, niż zrobiłby to najgorszy psychopata tego świata. Zrobię również wszystko, żeby jego męki ciągnęły się nawet po śmierci. Po tym wszystkim i tak nie będę mieć szans na rozgrzeszenie więc... 
 Spotkamy się w piekle
A kończąc swe psychodeliczne myśli, sięgnął do jednej z kieszeni, gdzie kilka minut wcześniej ukrył otrzymany od siostry przedmiot. Uniósł swój dobrze znany, stary notatnik do góry, tym samym stając w bezruchu. Przekartkował kilka stron, z pamiętnymi zapiskami... Na jego twarz wkradł się lekki rumieniec, gdy uświadomił sobie, jak mocno nasilony był w tedy jego syndrom GSA. No tak. W końcu młodzieńczy wiek... Przeglądając dalej, jego oczom ukazały się zupełnie nowe, wcześniej nie widziane ciągi zdań. Podświadomie bardzo dobrze wiedział do kogo one należą. Po prostu to czuł. Wszystko, co działo się zaraz po jego odejściu oraz dobrze znany list, przyczepiony zszywką do kartki. Kilka lat temu, zaraz po rozstaniu, rozpoczął on krótką korespondencje rodzeństwa. Jego głowę zaczęło krzątać wiele myśli. Tutaj znalazł odpowiedź na nurtujące go w dzieciństwie pytanie - dlaczego Corrinne, w pewnym momencie przestała odpisywać? Lecz wraz z nią.. Nasunęło się kolejnych kilka. Ostatecznie została przygarnięta, więc mogła kontynuować pisanie z bratem... Lecz do tego nigdy nie doszło... 
A odpowiedź, którą znalazł na następnej stronie...
...została opisana z najdrobniejszymi szczegółami...
Upadł na ziemię, zaczynając krztusić się własną śliną...
~ Co oni ci zrobili... ~ wyszeptał jedynie do siebie...
...mając ochotę zwrócić zjedzone kilkanaście minut wcześniej ciasto.

** Per. Xerxes **
Jakby nigdy nic, przyglądałem się oknu, przez które kilkanaście sekund temu wyskoczyła Corrinne. Nie było słychać krzyków, więc najwidoczniej przeżyła. Drugi, w trakcie ostatnich dwudziestu czterech godzin. Nieźle. Fizycznie mam trochę ponad dwudziestkę, ale wątpię, czy nie połamałbym sobie kolan. I przy okazji nie zdechł. Generalnie, inaczej sytuacja wygląda pod postacią ścigającego. Bycie zwierzakiem... Cholera jasna, czy naprawdę teraz będę sobie krzątać myśli, dzikimi rozkminami na temat pieprzonych skoków? Moja umiejętność skupienia, ostatnio wskoczyła na nowy poziom... Załamać się można. 
Koniec końców, podszedłem do tej dziury zwanej oknem, po czym z delikatnym uśmiechem nieco się wychyliłem. Przeskanowałem wzrokiem okolice... Hmf, żadnego śladu po Corrinne... Porusza się całkiem szybko, jak na osobę, której się spadło z drzewa. Czego się dziwić... Kobiety to bliżej niezidentyfikowane stworzenia... Ani to zrozumieć, ani oswoić...
Planowałem dla Corrinne małą terapię szokową. Przynajmniej tak to sobie podświadomie określałem. Chciałem ją poddać pewnej próbie. Z pozoru zdawała się być ona nieco szalona i głupia, lecz chciałem pobawić się w psychologa. "Tak, tak... Taki psychol jak ja będzie świetnym PSYCHOLogiem... Chyba w złym znaczeniu..." - wymruczałem do siebie w myślach, gdy tylko doszły do mnie pierwsze skrzypy okien. Aktualnie stała prosto przede mną. Wpadła w pułapkę. Idealnie... Korzystając z osłony mroku, który spowił całe pomieszczenie, błyskawicznie się przemieściłem i stanąłem tuż za nią. Tym samym tarasując ostatnią drogę ucieczki, która jej pozostała. Na mojej twarzy automatycznie pojawiła się mina psychopaty, gdy zacząłem wykonywać pierwsze kroki w jej stronę. Czułem ten lęk, który bił z głębi jej serca. Może nie o to głównie chodziło w moim eksperymencie, lecz... Skoro mam okazję, to się z nią trochę pobawię. Przynajmniej te kilkanaście sekund... To może wpłynął na rezultat, lecz chciałem chociaż spróbować. Chwilę później już siedziała nieruchomo pod ścianą, mrucząc coś pod nosem. Przykucnąłem tuż przy niej, przybierając neutralny wyraz twarzy. Westchnąłem pod nosem, skanując ją dokładnie wzrokiem.
- Proszę... Pokaż mi swoją rękę... - powiedziałem delikatnie, wyciągając swoją dłoń w jej stronę. Odpowiedź jakby automatycznie została wymalowana na twarzy dziewczyny. Nie rozumiała, o co w tym wszystkim chodzi... Hm... Chyba dobrze mi idzie. 
- Zostaw mnie... - wydukała jedynie, jakby starając się zatopić w zimnej ścianie, do której przylegały jej plecy. 
- Skoro tak bardzo chcesz sprawiać ból... - spuściłem nieco wzrok i korzystając z jej oszołomienia, wydobyłem z jej kieszeni nieduże narzędzie cięć. Ożywiła się nieco, w wyniku próby odebrania mi należącego do niej przedmiotu. Na tym mi zależało. Gdy tylko znalazł się w jej palcach, szybko uchwyciłem jej nadgarstek. W następnej kolejności, przyłożyłem owe narzędzie, trzymane przez nią, prosto do swojej skóry. Przesunąłem nieco swoje palce, prosto na te należące do niej. Spojrzałem jej głęboko w oczy. 
- Jeśli chcesz się ciąć. Proszę bardzo. Spójrz mi w oczy, przytrzymaj moją rękę i zadaj mi tyle bólu, ile zadałabyś sobie... - wyszeptałem, nawet na moment nie opuszczając wzroku.
Przypatrywała mi się, swoimi zaczerwienionymi zwierciadłami. Dostrzegłem, jak jej usta zaczynają z lekka drżeć. Pociągnęła nosem.
- Nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego! - wykrzyczała, starając się oderwać swoją rękę spod tej, która należała do mnie. Nie pozwoliłem jej na to. Jeszcze nie w tym momencie... Kilka sekund... Kilka chwil...
- Corrinne... - wypowiedziałem cicho jej imię, delikatnie podkładając dłoń pod jej podbródek. - Pamiętaj, że zadając ból, w ten sposób... Ranisz również bliskie sobie osoby... - wyszeptałem, obserwując uważnie łzy, które wypłynęły z kącików jej oczu. - Wyżyj się na czymkolwiek, lecz błagam... Nie na sobie... - zwinnym ruchem palców, żyletka znowu znalazła się w moim posiadaniu. - Nie jestem dobrym psychologiem... Możliwe, że wszystko jedynie pogarszam... Za każdym razem, gdy dotkniesz tego - przekręciłem kawałek metalu pomiędzy palcami. - Umiera jakaś cząstka ciebie, dobrze to widzę, ja to po prostu wiem - delikatnie się uśmiechnąłem. - Też tak kiedyś robiłem... - dołączyłem do tego śmiech. - Lecz w trochę inny sposób... - opuściłem dłoń. - Przyjdź za piętnaście minut na dół, pomogę ci zrobić nowy opatrunek, bo ten na nic się nie nadaje - przeskanowałem spojrzeniem nieco przesiąknięte materiały. - Mam ci jeszcze tyle do powiedzenia... - nachyliłem się, po czym złożyłem na jej czole krótki pocałunek. 
Bez dalszego gadania, podniosłem się i podszedłem do drzwi. Z kieszeni wyciągnąłem klucz, żeby szybko uporać się z zamkiem. Zszedłem na dół, zostawiając pomieszczenie lekko uchylone... Może zostanę tym psychologiem?
<Corri? <3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz