Inne strony

sobota, 4 marca 2017

Od Gilberta CD. Vane

Uniosłem jedną brew do góry, nie rozumiejąc o co jej dokładnie chodzi.
- Nie podoba ci się, "dziewczynko"? - Spytałem troszkę rozbawiony, na co ona skinęła głową. - Zaraz walniesz w słup...
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie, a ja zadowolony, skorzystałem z sytuacji i skręciłem w ciemną uliczkę. Miałem nadzieję, że nie pójdzie za mną, a w najlepszym wypadku po prostu zgubi mój ślad. Może i byłem pijany, ale nadążałem z analizą swojej sytuacji, w której się aktualnie znajdowałem. Nagle zatrzymałem się, jak sparaliżowany widząc na swojej drodze białego kociaka.
- P-potwór... - Szepnąłem przerażony. - Spokojnie, bez nerwów... - Spróbowałem go jakoś wyminąć, jednak uliczka była zbyt wąska. - Cholera...
Zrobiłem się cały blady, a moje ręce zaczęły się trząść. Ten okropny sierściuch wpatrywał się we mnie, tymi swoimi czarnymi oczami. Kotek podreptał w moją stronę i otarł się delikatnie o moją nogę.
- Zostaw mnie! - Krzyknąłem prawie już ze łzami w oczach i odskoczyłem szybko na bok. - Sio! Sio! - Zacząłem rozpaczliwie machać rękoma.
Kot najwyraźniej zdezorientowany moim zachowaniem, miauknął cicho i odszedł sobie i zniknął za zakrętem, od którego dzieliło mnie kilka kroków. Westchnąłem z ulgą i wytarłem spocone czoło, po czym dalej trochę przestraszony ruszyłem powoli przed siebie. Ominąłem zakręt w prawo, gdzie poszedł kociak i z zaciśniętymi zębami przeszedłem dalej.
Zagrożenie minęło, a ja znowu wyszedłem na ruchliwą ulicę. Wtopiłem się w tłum ludzi, którzy pewnie tak jak ja spacerowali sobie bez celu. W pewnym momencie poczułem się troszkę słabo, zapewne przez ten alkohol jak i przez spotkanie tego wstrętnego kota. Zachwiałem się i osłabiony oparłem się o ścianę jakiegoś budynku. Kucnąłem i wziąłem głębszy wdech, w końcu musiałem zaraz wracać do domu. Po kilku minutowym odpoczynku poczułem się trochę lepiej i nie ukrywam ludzie patrzyli się na mnie niczym na jakiegoś żula...
- Przepraszam...? Czy wszystko w porządku? - Podeszli do mnie jacyś dwaj mężczyźni, jak dla mnie to byli oni bardzo podejrzani.
Wywróciłem oczami i wyprostowałem się, poprawiłem swój płaszcz i spojrzałem na nich pytająco.
- Taa... W najlepszym porządku... Tylko wiecie ostatnio net mi przymula... - Odparłem z kipiącym uśmieszkiem.
- Co? Jaki net? - Jeden z mężczyzn około 24 lat, troszkę zdziwiony skrzywił się.
- No taki net.... No wiesz... Dzięki niemu możesz wejść np. na Google...
- On sobie robi z nas jaja... - Drugi szturchnął mężczyznę w żebro.
- Ależ nie! - Uniosłem dłonie ku górze. - Ja tylko się zastanawiam ile debili chodzi po tym świecie... Chyba zrobię sobie listę potencjalnych debili i wy będziecie pierwsi w kolejności...
- Ty...! - Warknął zdenerwowany gówniarz i zacisnął dłonie w pięści. - Pójdziesz sobie z nami...
- A gdzie? Będą tam papieroski i wódka? - Wyszczerzyłem się.
- Siedź cicho staruchu...! - Wyciągnął nagle z kieszeni nóż i dźgnął mnie w ramię.
Zaskoczony odskoczyłem na bok i gniewnym wzrokiem spojrzałem na zbyt śmiałego gówniarza.
- Jaki bezczelny... Żaby komuś wypominać wiek... - Wyjąłem nóż, przez co na chodnik spadło dość sporo kropel krwi, odrzuciłem gwałtownie narzędzie na bok.
Wokół nas zgromadził się tłum przechodniów, zaciekawionych "bójką". Coś zaburczało w mojej kieszeni i poirytowany wyciągnąłem telefon. Otworzyłem wiadomość i przeczytałem ją szybko:
" Jednak znalazła się dla ciebie praca, zabij tych dwóch kolesi ze zdjęcia..."
Rzuciłem okiem na zdjęcia i zadowolony przeniosłem wzrok na swoich napastników.
- Świetnie się złożyło... - Zaśmiałem się cicho i schowałem komórkę. - Zabawmy się chłopcy...
Nagle zaczęła się pojawiać czarna mgła, która powoli zaczęła otulać dwóch mężczyzn, a przy tym palić ich żywcem. Nie trzeba było czekać długo na jakiś efekt. Po napastnikach pozostał sam popiół, a ludzie wokół wydobyli z siebie stłumione krzyki. Westchnąłem cicho i wniknąłem w umysł natarczywych gapiów zmieniając wszystkie związane wspomnienia z tym wydarzeniem. Po chwili wszystko było już w porządku, a zlecenie wykonane. Ku mojemu zaskoczeniu alkohol wcale nie blokował moich możliwości, no może jednak troszkę mnie osłabił... Dotknąłem swojego ramienia, które intensywnie krwawiło. Skrzywiłem się i skryłem się w ciemnej uliczce, gdzie oparłem się plecami o zimną ścianę.

< Vane? >


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz