Inne strony

sobota, 4 marca 2017

Od Vane CD Gilbert

Przyglądałam się odchodzącemu mężczyźnie. Wyglądał na przynajmniej trzydzieści lat... Może dlatego zachowuje się jak stary dziadek. "Kryzys wieku średniego" - przemknęło mi przez myśl. Uśmiechnęłam się pod nosem, ruszając dalej przed siebie.
***
Zupełnie nie wiem co mnie podkusiło, aby przyjść właśnie tutaj. Salon gier, połączony z typowym miejscem do hazardu. Ekstra. Jak dobrze wiem, gry na pieniądze jest równoważne z piciem alkoholu, co u mnie,,, Nigdy nie wychodzi na dobre. W każdym razie, siódmy zmysł zmusił mnie do wejścia do środka. 
W jednym momencie do mych nozdrzy doszedł dobrze znany zapach alkoholu i papierosów. Rozejrzałam się dookoła, szukając wzrokiem swoich "byłych" kochanków. Miałam szczerą nadzieję, że żaden się nie napatoczy...
- Witaj Vane! - usłyszałam głos za sobą.
Odwróciłam się gwałtownie. Stał przede mną ciemnowłosy chłopak z szarymi oczami. "Wykrakałaś" - pomyślałam, przeczesując włosy ręką.
- Jak mnie rozpoznałeś? - powiedziałam, wciąż patrząc na niego nieufnie.
Zsunęłam chustę i kaptur z głowy, przy tym odsłaniając całą twarz.
- Taką gorącą dziewczynę jak ty, można wyczuć od kilometra - uśmiechnął się zalotnie wyciągając ręce z kieszeni.
- Jeszcze nie jestem i nie będę pijana - zapewniłam, wymijając go. - Do nie zobaczenia - dodałam, będąc już kilka kroków dalej.
Przeciskałam się przez grupy ludzi. Nie ukrywam, ten klub był dosyć duży, a ja chciałam dojść do najważniejszego miejsca, stołu hazardowego. Uwielbiałam widoki ludzi, którzy tracili wszystko w jedną sekundę. Tymczasem, usłyszałam charakterystyczne odgłosy bójki. Przyśpieszyłam, z nadzieją, że zobaczę chociażby kawałek wojny. Wychodząc z tłumu, dostrzegłam... Rocket'a? "Nie mówcie mi, że on znowu..."
- Co tu się dzieje? - krzyknęłam, rozdzielając dwójkę od siebie.
Okazało się, że mego przyjaciela zaatakował dwa razy wyższy goryl (Tak chodzi mi o napakowanego faceta xD) On też kiedyś "gościł" w moim domu. W pewnym momencie Rocket uchwycił swą broń i wycelował prosto w owego mężczyznę.
- Łoł, co ty wyprawiasz? - zapytałam przy pomocy innych rozdzielając ich.
- Szkodnik nic o mnie nie wie! - wykrzyczał Nathan, podtrzymywany przez innych.
- Fakt! - odkrzyknął szop.
- Nie szanuje mnie! - dodał, starając się wyrwać.
- Fakt! - powtórzył.
- Czekaj! - krzyknęłam, wciąż ręką podtrzymując strzelbę.
- Wszyscy się ze mnie śmieją!
- Rocket jesteś pijany! Nikt się nie śmieje - zaprzeczyłam, rozglądając się po tłumie.
- Śmieją! Myśli, że jestem głupolem! Nie prosiłem się o taki los! Nie chciałem, żeby mnie rozłożyć na kawałki i złożyć w jakiegoś... Małego potworka,,, - spuścił broń w dół
- Nikt Cię tak nie nazywa - powiedziałam, donośnym tonem.
- On mówi szkodnik, a ona gryzoń! - wskazał na kobietę, najprawdopodobniej towarzyszkę owego mężczyzny. - Ciekawe czy będziecie się śmiać gdy wpakuję w was kilka ładunków - ponownie uniósł swój laser.
- Nie nie nie nie! Pamiętaj o swoim życiu! Chcesz wylądować w więzieniu? Wytrzymaj tą noc i dopiero wtedy postanowimy co zrobisz? Okay? - zapytałam z przekonywującym wzrokiem.
Spojrzał zdyszany na mnie, a później na mężczyznę. Zniósł spluwę w dół.
- Dobra... Ale nie obiecuję, że potem was nie pozabijam... - mruknął, patrząc w bok.
Szybko wyprowadziłam go z lokalu, nie zwracając uwagi na podejrzliwe spojrzenia innych. Będąc już kilka metrów od wyjścia, zatrzymaliśmy się.
- Rocket co ty wyprawiasz? - zapytałam, wyraźnie zdenerwowana zaistniałą sytuacją.
- To oni zaczęli - mruknął pod nosem, odwracając wzrok. - Po co się wtrącałaś... - dodał po chwili.
- Bo nie chcę Cię później ratować z kolejnego więzienia - westchnęłam, spoglądając w rozgwieżdżone niebo. 
Położyłam się na trawniku. Miliony małych światełek, które śniły nade mną przypominały mi o rodzicach. Z resztą.. O mojej misji. Strażnicy Galaktyki... Zaczęłam "bawić" się gwiazdami. Zmieniałam ich położenia, moc nasilenia... 
Astrolodzy się wk*rwią. No trudno...
- Ja jestem trudniejsza do opanowania po piciu - uśmiechnęłam się, kątem oka widząc jak układa się na trawie.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i włączyłam losową piosenkę. Zaczęłam nucić pod nosem słowa...
Wiele piosenek tego typu potrafiło go uśpić. A właśnie na tym mi w tej chwili zależało. 
Każdy, choćby najmniejszy ruch był dokładnie skanowany przeze mnie. Każdy podmuch wiatru i każdy szum liści... Nie mogłam pozwolić na kolejny atak, gdyż najzwyczajniej w świecie nie dałabym rady go odeprzeć...
Minęło kilkanaście minut. Teraz mogłabym być pewna, że śpi. Powoli podniosłam się z ziemi i podniosłam go, przy tym przenosząc się z pomocą siły umysłu do domu. Położyłam go na łóżku w swoim pokoju i przykryłam kocem. "Z nim, to jak z dzieckiem" - prychnęłam w myślach, gasząc światło.
***
Kolejny orzeźwiający spacerek? Czemu nie.. Tylko szkoda, że zdążyło się ściemnić... Mimo wszystko, to była norma jak na mnie,
Kilkanaście minut marszu, przepłynęło jak woda przez palce, a ja wciąż czułam swoje ukochane "przeczucie, że zaraz kogoś spotkam". 
- O, ta dziewczyna z wcześniej - dostrzegłam przed sobą tego samego mężczyznę co wcześniej.
- O, ten ktoś z wcześniej - mruknęłam pod nosem, spoglądając na jego niewyraźną twarz. - Może mi się w końcu przedstawisz? - uniosłam brwi, krzyżując ręce.
- A może ty w końcu się odczepisz? - wyminął mnie, idąc dalej przed siebie.
- Skąd mam mieć pewność, że nie jesteś szpiegiem? - poszłam za nim.
- A skąd mam mieć pewność, że to ty nim nie jesteś? - odwrócił się, rozkładając ręce. 
Po chwili, znowu szedł dalej,
- Jeżeli będziesz się tak cały czas odgryzał, to znajdziesz znajomych? - zatrzymał się na chwilę, co również zrobiłam ja.
- Mam mnóstwo przyjaciół i znajomych! - wzruszył ramionami, idąc dalej.
Dopiero teraz, wyczułam wyraźną woń alkoholu. "Kolejny pijany?" - westchnęłam, dorównując jego koku.
- To gdzie oni są? - zapytałam, wciąż patrząc na niego.
Zatrzymał się i stanął naprzeciw. Położył rękę na mym ramieniu i oznajmił:
- Dziewczynko, idź imprezować ze swoimi "przyjaciółmi". Ja jestem za stary - kiwnął głową, ruszając dalej.
- Co nie zmienia faktu, że jesteś pijany - mruknęłam.
- Pijany? Gdzież tam... - prychnął. - Czy to po mnie widać?
- Czuć - powiedziałam krótko. 
- Dobra, dobra no i co z tego? - machnął ręką. 
- Ludzie gdy są pijani mówią prawdę. Jeżeli złapie Cię jakiś patrol, to będzie po naszej cywilizacji - wyprzedziłam go, po czym zaczęłam iść tyłem.
- Spokojnie dziewczynko, nic im nie powiem! - widocznie śmieszyło go moje zachowanie.
- Nie nazywaj mnie tak - mruknęłam pod nosem.
<Gilbert? Wim, że ch*jowe>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz