Zaśmiałem się.
- A dzwoń sobie.
- A żebyś wiedział, że zadzwonię! - powiedziała wstukując numer na telefonie. Przyłożyła urządzenie do ucha i czekała aż Tsume odbierze. Uśmiechałem się pod nosem. Po chwili usłyszałem jej automatyczną sekretarkę.
- Tu automatyczna sekretarka Jezusa. Aby nagrać wiadomość, wybierz 1. Aby usłyszeć fajną muzyczkę, wybierz 2. Możesz też wybrać 3, bo nie ważne co wciśniesz, i tak nic się nie stanie. Nie dzwoń tu więcej. <Piiiip>
Parsknąłem śmiechem. Vane popatrzyła na mnie skrzywiona.
- Co cię tak bawi?
- Ona poważnie ma taką wiadomość na poczcie głosowej?! - wydukałem przez łzy śmiechu. Ona zawsze była strasznie dziecinna, ale nie wiedziałem, że aż tak.
- Ta. Stara Nimitsuu.
Przestałem się śmiać i zmrużyłem oczy. Na usta cisnęło mi się jedno dość znaczące pytanie, na które do tej pory nawet moja siostra nie była mi w stanie odpowiedzieć. Zawsze unikała tego tematu jak ognia.
- Co się stało między wami? - zapytałem.
- Huh?
- Co się stało między tobą, Tsume, Chu i Resney? Dlaczego nie walczycie razem?
Vane skrzywiła się i jej wyraz twarzy zmienił się na smutny. Prawie identyczny, jaki widziałem u Tsume.
- Jeśli musisz wiedzieć... Kiedy to wszystko się zaczęło byliśmy zgraną drużyną. Szło nam dobrze, byliśmy sporą grupą. Mało ofiar, dużo zysków, wielka nadzieja na lepsze jutro. Ale coś się zmieniło. Wojsko otrzymało nowego generała. Wtedy nas złamali. Z każdym dniem było nas coraz mniej, wydawało się, że nas wszystkich wybiją. I wtedy zaczęły się te kłótnie.
- O co? - przerwałem zaciekawiony historią.
- Cóż... Każdy miał inną wizję przyszłości. Chu chciał wszystko podzielić po równo. Żeby nikt nie był biedny. Żeby każdemu żyło się dobrze.
- Komuniści też tak chcieli - burknąłem.
- Owszem, ale jego intencje były dobre - wzruszyła ramionami. - Resney chciała, żeby każdy mógł poczuć się wyjątkowo. Planowała rozwijać przede wszystkim magiczne zdolności innych ludzi. Wytrenować zwierzęce formy do perfekcji i walczyć o lepsze jutro.
- Wtedy zwykli ludzie by się zbuntowali i wszystko by szlag trafił - wtrąciłem.
- Dokładnie. Ja chciałam znaleźć złoty środek. Wszystko utrzymać w porządku, bez bójek, bez wojen. Wszyscy by żyli w spokoju. Nie byłoby kar śmierci. Nie byłoby dożywocia. Postawilibyśmy na cywilizacje, a nie na zbrojenia.
- Obawiam się, że tak się nie da M'lady - zaśmiałem się cicho. Vane przewróciła oczami.
- Co ty tam wiesz.
- A Nimitsuu?
- Tsume chciała dokładnie odwrotnie. Wybić rząd, wstawić nowy. Wszystkich sądziłaby tak samo sprawiedliwie. Jedynie zdrajców by skazywała na śmierć. Chciała uwolnić świat od ciągłego strachu. Zniszczyć zbrojenia innych państw. Wyeliminować zagrożenie, i po prostu... Żyć.
- Doprowadziłaby do III Wojny Światowej. Prędzej by zmiotła ludzką rasę z ziemi niż cokolwiek przydatnego zrobiła.
- Każdy z naszych planów ma jakiś defekt, dlatego się pokłóciliśmy. Wszyscy upierali się przy swoim, aż w końcu wszystko szlag trafił. Rozdzieliliśmy się. Każdy z nas stracił swoich najlepszych, najbardziej zaufanych przyjaciół.
Patrzyłem, jak Vane spuszcza głowę. Chwilę się wpatrywałem w nią, po prostu rozmyślając o tej historii. Wiedziałem, że kiedyś się przyjaźnili, ale nie sądziłem, że właśnie tak to było.
- Chciałabyś do tego wrócić?
Spojrzała na mnie.
- Chciałabyś, żeby było jak dawniej? - powtórzyłem pytanie.
<Vane?>
P.S. Jak ktoś ma problem z tą wersją wydarzeń z przeszłości... To macie problem >C Bywa. >C xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz