- Co ci? - zapytałem stojąc w drzwiach. Przetarłem ręką oczy.
- Co?! - wzdrygnęła się na mój widok. Pośpiesznie zabrała jakiś przedmiot z mojego widoku. Starała się zrobić to niezauważalnie, ale udało mi się to dostrzec.
- N-nic. Nie twój interes, a poza tym czemu ty nie w łóżku?! - zapytała krzywiąc się.
- Twoje darcie się mnie obudziło. Gh, przynajmniej futrzak nadal śpi - skrzyżowałem ręce.
- Jasne... Wracaj do łóżka, wszystko jest okey - nie przestawała płakać. Wycierała ręką łzy z twarzy, jednak nadal płakała i nie udawało jej się przestać. Zmrużyłem oczy.
- Co tam masz.
Nie brzmiało to jak pytanie. Bardziej jak rozkaz.
- Nic.
- Vane - podszedłem bliżej i stanąłem nad nią.
- No nie mam nic czego chcesz!
- Sam mam to zabrać? - nie odpowiedziała. Schyliłem się po rzecz którą chowała za plecami. Próbowała mnie odepchnąć albo schować ją bardziej ale koniec końców znalazł się w moich rękach.
Zbladłem. O mało nie wypuściłem przedmiotu z rąk. Spojrzałem na nią, a potem znowu na test ciążowy. Wynik pozytywny. Czy to znaczy, że... Nie, to nie możliwe. A może jednak?
- Kiba...
Vane zaczęła bardziej płakać. Byłem bezsilny. Nie wiem jak to się stało, ja zawsze się zabezpieczałem. Ale wtedy byłem pijany... Jasna cholera!
- Kiba no powiedz coś do cholery! - spojrzała na mnie błagalnie. Opuściłem ręce i uklęknąłem. Objąłem dziewczynę i mocno przytuliłem.
- Coś z tym zrobimy. Jakoś to będzie, zobaczysz...
- Kiba, wiesz, że tak nie będzie.
- Nie traktuj tego jako przekleństwo. Po prostu... Coś wymyślimy, okey? - odsunąłem się trzymając ją rękoma za ramiona. Vane tylko kiwnęła i spuściła głowę. Ja nie mogę być ojcem. Może lubię się zabawić, ale nie jestem bez serca. I jestem przekonany, że ta dziewczyna zasługuje na o wiele lepsze życie.
- Idź już spać... Dobrze? - starłem łzę z jej policzka. Pokiwała głową i wstała. Poszła się położyć. Przemyłem twarz wodą i spojrzałem w lustro.
Kiba... Co ty do cholery wyprawiasz?!
**********
Szedłem cicho, tak żeby nikt się nie zorientował, że nie śpię. Było około trzeciej nad ranem. Musiałem przejść przez salon, gdzie poszła położyć się Vane. Wtedy już tylko korytarz będzie dzielił mnie od drzwi. Muszę się stąd wydostać. Nie mogę być ojcem. Nie nadaję się do tego. Vane będzie musiała sama sobie poradzić.
Zacząłem przechodzić przez salon. Właśnie miałem przejść na korytarz, kiedy usłyszałem głos dziewczyny.
- Kiba? - podniosła głowę. Zatrzymałem się i odwróciłem.
- Dokąd idziesz? - przyglądała się mi mrużąc oczy.
- Uhhhh... Przejść się. Czemu nie śpisz?
- Cierpię na bezsenność, mówiłam ci.
Ku*wa. No tak. Zapomniałem o tym, Kiba ty idioto.
- Kiba...
- Tak? - westchnąłem.
- Zostaniesz tu ze mną?
Skrzywiłem się. Podszedłem do niej i stanąłem zaraz przy kanapie. Chciałem powiedzieć, że nie mogę. Miałem zamiar powiedzieć, że muszę wyjść. Ale tylko stałem z otwartymi ustami. Skarciłem się w myślach i wziąłem głęboki wdech.
- Tak... Jasne.
Położyłem się obok niej i objąłem ją ręką. Nie mogłem już zasnąć. W przeciwieństwie do Vane, która o dziwo po chwili zasnęła. Chciałem wstać ale nie miałem jak. Zamiast tego przymknąłem oczy zrezygnowany i przytuliłem ją mocniej do siebie.
Kretynie... W co ty się wpakowałeś.
<Vane?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz