Inne strony

poniedziałek, 22 maja 2017

Od Kiby CD. Vane

   Zbladłem i złapałem się teatralnie za serce. Upadłem na kolana.
- Kiba?! - Vane posłała mi zdziwione spojrzenie i cofnęła się o krok.
- Za...Zakupy... I do tego z kobietą... - upadłem na twarz i już tak pozostałem. Vane westchnęła i przeszła nade mną.
- Nie marudź! Nie będzie tak źle!
- Noooo, tak. Jasne. A za chwilę usłyszę "Jeszcze pięć minut!" i tak będzie się to powtarzać, błędne koło aż do chwili gdy nie wykupimy całego sklepu.
Prychnęła.
- Nie mam aż tyle pieniędzy. Nawet nie wiem czy mi starczy, żeby pójść jeszcze po tą szafę, będziemy musieli wrócić do mnie do domu, zostawiłam kartę.
Westchnąłem i sięgnąłem jedną ręką do kieszeni.
- Co ty robisz?
- Miałem ci to pokazać wcześniej, wbrew pozorom nie posłałem szczura po portfel bez powodu.
Wyciągnąłem z kieszeni złotą kartę kredytową i uniosłem ją do góry.
- Skąd ty...
- Zajebałem siostrze. Ma takich jeszcze z pięć na wypadek gdyby jej wyczyścili konto na jakiejś. Jest na niej jakieś siedemdziesiąt milionów dolarów czy coś koło tego.
- Skąd Tsume ma tyle pieniędzy?!
- No chyba musi skądś mieć na broń i utrzymanie wszystkich - podniosłem się i schowałem kartę do kieszeni spodni - To kosztuje, a pieniążki z wymian, handlu i niszczenia okolicznych gangów lecą.
- To jej klan rywalizuje z Amerykańską mafią?
Zaśmiałem się pod nosem.
- Ty nic o niej nie wiesz, nie? - oparłem się łokciem o ścianę. Vane się skrzywiła.
- Do czasu kiedy się rozdzieliliśmy myślałam, że wiem dość sporo.
Patrzyłem jak dziewczyna z sekundy na sekundę smutnieje. Wziąłem głęboki wdech i położyłem rękę na jej ramieniu.
- Dobra, chodź na te zakupy.
Vane się uśmiechnęła lekko. W co ja się wpakowałem, prędzej zginę niż dotrwam do końca jej zakupów.
*************
- Jezu Vane, zlituj się i ja mam ci jeszcze szafę do tego nieść?! - zapytałem będąc cały obładowany torbami. W dwóch lub trzech znajdowało się to, po co tak właściwie tu przyszliśmy. W pozostałych kilkunastu już same pierdoły. A tu trzeba jakieś rzeczy do łazienki kupić bo na pewno nie ma, a tu jeszcze jakieś promocje, a może jeszcze jakieś inne pierdoły? I tak w kółko. A teraz miałem jeszcze jej dźwigać szafę.
- Daj spokój, nie marudź tak. To nie jest takie ciężkie.
- TAK?! - powiedziałem rzucając część toreb na ziemię. - To sama nieś!
Wzruszyła ramionami i podniosła torby, które zrzuciłem na ziemię. Uniosłem brew. Jest całkiem silna, jak na dziewczynę.
- To zróbmy tak. Ty pójdziesz po szafę, a ja wezmę torby i wyjdę tylnymi drzwiami sklepu zanim ktoś się zorientuje.
Uniosłem brew.
- Czy ty coś ukradłaś?
- Pfffffff ja? Nieee.
Przewróciłem oczami. Prześledziłem wzrokiem ilość toreb. Faktycznie nie pamiętam, żebym płacił za niektóre z nich.
- Po co kradniesz, skoro mam tą kartę?
- Bo za rzeczy, które wzięłam, płaci się po kilka tysięcy za sztukę, ludzie zaczęliby coś podejrzewać gdybym to kupiła wszystko naraz. Pokaże ci w domu.
- Okey, ty tu rządzisz - westchnąłem. Idę po tą szafę, a ty czekaj na mnie przed drzwiami, jasne?
- Yep.
*******[Niby +16 ale niby nie xD Nie wiem, ja tam oglądam za dużo TWD]*******
     W końcu po kilkunastu minutach kłótni ze sprzedawcą o to, że ta szafa jest na specjalne zamówienie, mogłem wyjść ze sklepu. Niosłem sporych rozmiarów karton z częściami do szafy aż do wyjścia. Ściągnąłem na siebie dość sporo dziwnych spojrzeń, ale co z tego. Większości tych ludzi i tak już nigdy więcej nie zobaczę.
    Wyszedłem przez tylne drzwi sklepu, tam gdzie są odbierane dostawy. Rozejrzałem się i nigdzie nie mogłem dostrzec Vane. Przy okazji zauważyłem, że już jest ciemno. Ile my tam siedzieliśmy?! Zanim zdążyłem zawołać dziewczynę, usłyszałem krzyk. Rzuciłem karton na ziemię i pobiegłem w tamtą stronę bez chwili namysłu. Po drodze zauważyłem porozrzucane torby Vane.
- Co jeszcze masz? - usłyszałem zachrypnięty głos jakiegoś faceta i śmiech kilku innych. Wychylając się zza rogu dostrzegłem to, czego się obawiałem. Kilku facetów otaczało dziewczynę, jeden z nich trzymał jej ręce przy ścianie. Na ziemi leżały dwa pistolety, podejrzewam, że były Vane, ci faceci musieli ją rozbroić. Drugi z tych gości trzymał pistolet przy jej głowie i przeszukiwał jej kieszenie, ale miałem wrażenie, że kieszenie to nie jedyne do czego chce się dobrać. Kiedy już upewnił się, że niczego więcej nie ma, zaczął unosić jej koszulkę. 
    W tym momencie jakaś lampka zapaliła się w mojej głowie. Wszystkie myśli uciekły na bok, widziałem przed oczami jedynie ten obraz. Napełnił mnie wściekłością. Zdematerializowałem się i zmieniłem w lwa. Podszedłem bliżej do nich i zawarczałem. Odwrócili się, jednak niczego nie ujrzeli. Zmaterializowałem się skacząc na jednego z nich. Wgryzłem mu się w szyję i zanim reszta mogła coś zrobić już rzuciłem się na drugiego. Wysuwając pazury rozerwałem jego brzuch, przez co ogromne ilości krwi się polały. Postanowiłem go nie dobijać, i tak zaraz zginie. Niech poczuje ból. Krew zmieszała się z wodą w kałużach na ziemi. Moje żółte oczy odbijały się w wodzie. W końcu skoczyłem na tego, który chciał się dobrać do Vane. Zanim cokolwiek zrobiłem zaryczałem głośno mu w twarz. Wgryzłem się mu w szyje, jednocześnie wbijając pazury w brzuch. Chwilę się z nim szarpałem, po czym w końcu go puściłem, rozrywając dużą część jego szyi. Właśnie chciałem się odwrócić żeby rozejrzeć się, czy nie ma jeszcze kogoś do załatwienia, gdy usłyszałem huk. Najpierw strzał, a potem ogromny ból w okolicach lewej łapy. Spojrzałem w tamtą stronę, to ten facet, którego nie zabiłem. Zdołał sięgnąć po pistolet i mieć siłę, by strzelić. Skonał dosłownie kilka sekund później.
- Kiba... - usłyszałem przed sobą głos Vane. Przybrałem ludzką formę i wyciągnąłem w jej stronę rękę, chcąc do niej podejść. Przytulić ją. Jednak zanim zrobiłem pierwszy krok, padłem na ziemię. Poczułem nieprzyjemny i bardzo silny ból w lewym boku. Dotknąłem tego miejsca i zorientowałem się, że jest mokre od krwi. Ale nie była to krew ludzi, których zabiłem. Ta była moja.
- KIBA! - Vane klęknęła przy mnie i uniosła moją głowę. Położyła ją na swoich kolanach i próbowała coś zrobić z krwawiącą raną.
- To nic... Nic... Będzie dobrze! Nic ci nie będzie!
Zmrużyłem oczy. Jestem śpiący. Jest już tak późno... Chce mi się spać.
- Vane...?
Przeniosła wzrok na moją twarz. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy.
- Czy mówiłem ci już, że... - wtuliłem się w nią. - Tak ładnie pachniesz.....
Mój uścisk z sekundy na sekundę stawał się słabszy. Zakręciło mi się w głowie, przed oczami ujrzałem ciemność. Ostatnie co usłyszałem, to głos Vane:
- Rocket! Przyjedź do Centrum Handlowego, TERAZ!
Ona... Ma taki ładny głos...

<Vane? Możesz napisać jak już on się obudzi opatrzony u nich w domu, bo on żyje, spokojnie xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz