Inne strony

poniedziałek, 22 maja 2017

Od Vane CD Kiba

Widząc jak Kiba przymyka oczy, od razu chwyciłam za telefon. Nie poradzę sobie z nim sama, a lekarza za nic w świecie nie chcę wzywać. Od razu rozpoznaliby u niego obcy gen.
- Rocket! Przyjedź do Centrum Handlowego, TERAZ! - wykrzyczałam do telefonu cała we łzach.
- Vane, co się stało? - zapytał widocznie zaskoczony mym nagłym telefonem.
- Kiba... Jemu... On... Błagam  Cię, przyjedź tu najszybciej jak tylko możesz! - wydukałam już dławiąc się własnymi łzami.
Rozłączyłam połączenie i odrzuciłam telefon na bok. Szybko sięgnęłam po szarą bluzę, która leżała obok mnie. Co prawda została ona rozdarta przez tych psycholi, lecz wciąż mogła się do czegoś przydać. Oderwałam dwa rękawy, a resztę przeznaczyłam na poduszkę pod głowę Kiby. Szybko zbliżyłam się do krwawiącej części ciała. Wciąż wydobywała się z niej coraz większa ilość krwi, która wydawała się być już wszędzie. Owinęłam jego brzuch kawałkami materiału, przy tym co chwilę ocierając zapłakane oczy. Mocno zacisnęłam prowizoryczny opatrunek, żeby kolejne mililitry krwi wydostawały się z rany jak najwolniej.
- Nie opuszczaj mnie - wyszeptałam, przyglądając się jego zamkniętym oczom. - Błagam... Nie rób tego... - uchwyciłam jego dłoń w uścisk swojej. - Kiba... Ja.. Ja Cię kocham! - wydukałam wtulając się w niego.
***Kilkanaście minut później***
 Słysząc silnik dobrze znanego samochodu, od razu uniosłam głowę. Oślepiające światło w jednym momencie pozbawiło mnie wzroku na kilka sekund. Podniosłam się z zimnej ziemi.
- Vane, co tu się stało? - zapytał przerażony szop, podbiegając do mnie.
- O-Oni chcieli mnie porw... porwać,a Kiba mnie chciał obronić - wydukałam, odpowiadając mu drżącym głosem. - I wtedy go zaatakował.. Strzelił... - powiedziałam szeptem.
- Szybko, bierzemy go do samochodu - zadecydował bez najmniejszego zawahania się w głosie. - Później pozbieram torby...
- Rocket, ale ja nie dam rady! - jednoznacznie zaprzeczyłam jego słowom. - Ręce mi się całe trzęsą... - spojrzałam na dłonie, które były brudne od bordowej cieczy.
- Zrobisz to, dla niego - uchylił tylne drzwi. - Szybko, nie ma czasu do stracenia.
Przykucnęłam przy chłopaku. Wsunęłam swe ręce pod jego plecy i wspierając się siłą woli, uniosłam go do góry. Było mi cholernie ciężko, lecz jakimś cudem udało mi się go wnieść do samochodu. Zajmował całą tylną kanapę... Kurwa, trzeba będzie zainwestować w większy samochód... - stwierdziłam od razu wiedząc, że nie zmieszczę się obok. Zasiadłam więc na miejscu drugiego pasażera. Za pomocą telekinezy pomogłam Rocketowi przenieść resztę rzeczy do bagażnika. W ciągu minuty wszystko było gotowe do drogi.
- Pośpiesz się - wyszeptałam podkulając nogi pod brodę.
Szop spojrzał na mnie. Wiem, że nie wyglądałam za dobrze. Cała we krwi, ziemi i łzach, lecz w tej chwili nie przejmowałam się tym. On mógł umrzeć, na co nie mogłam pozwolić.
***
Ta noc była naprawdę ciężka. Z początku były problemy z usunięciem kulki z brzucha Kiby, lecz po kilkunastu minutach starań udało mi się ją wyciągnąć. Krwotok się wtedy nasilił, lecz po jakimś czasie udało się go zatamować. Nie wiem co będzie dalej, lecz mam głęboką nadzieję, że będzie on mógł normalnie funkcjonować... Teraz leżał na kanapie w salonie, a wokół niego była tona brudnych od krwi ręczników i opatrunków. Siedziałam przy nim, na ziemi. Czekałam na jego jakąkolwiek oznakę życia. Nie zaliczałam do tego oddychania, ważna dla mnie była całość. 
Jego żółte oczy, które nie wpatrywały się we mnie od kilkunastu godzin... 
Jego uśmiech, który pokazywał mi się co dzień...
 Jego głos, który zawsze w jakiś sposób mnie uszczęśliwiał... 
Jego ciepły uścisk, który podtrzymuje mnie na duchu...
I Jego pocałunek, który zawsze pozostanie na mych ustach...
<Kiba? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz