Co jest ciekawego w kierowaniu samochodem? No właśnie - nic. Wgapiony w mokrą jezdnię, z widocznym znużeniem przerzucałem biegi. Z tego co mogłem dostrzec w lusterku, Shadow spała, tak samo jak jej psi przyjaciele. Spojrzałem na swą niedużą torbę, z której wystawał dobrze znany mi sprzęt. Jedną ręką udało mi się założyć go na siebie i wcisnąć przycisk play. Od razu rozbrzmiała dobrze znana mi piosenka: Mr. Blue Sky - ELO. Piosenka ta wyszła pod koniec lat 70. (link) W taki sposób, mogłem jeździć całymi dniami... Do chwili, aż na twoim telefonie nie wyświetli się znajomy numer. Uśmiechnąłem się pod nosem, wybierając na ekranie opcję "Proszę nie przeszkadzać, akurat w tej chwili robię sto razy ciekawsze rzeczy niż rozmawianie z tobą"
- Wkurzy się - powiedziałem sam do siebie, lekko wzdychając.
Wróciłem do wcześniejszego zajęcia, bez najmniejszego poczucia winy. Zasłuchany w piosence, nawet nie zwróciłem uwagi na pustkowie na które właśnie wyjechaliśmy. Praktycznie pusta przestrzeń, która ciągnęła się przez kilkanaście dobrych kilometrów. *Niespodziewanie wyczułem opór przy próbie zmiany biegów. Zdziwiony, starałem się przekręcić w którąkolwiek stronę kierownicę, lecz to też nie zadziałało. Otworzyłem szerzej oczy, widząc jak samochód magicznie gaśnie, a wspomaganie wysiada. Nie dało się zahamować, a na moje nieszczęście jechałem z prędkością 150 km/h. Spod przedniej klapy zaczął wydobywać się dym. Przerażony, starałem się uruchomić maszynę, lecz me starania poszły na marne. Zakręt był oddalony ode mnie o kilkanaście metrów.
"PETER, ZRÓB COŚ!" - wrzeszczałem do siebie w środku.
- Shadow, złap się czegoś! - krzyknąłem, tym samym od razu budząc dziewczynę.
Zdezorientowana, złapała się tyłu mojego siedzenia. Wychyliła delikatnie zza niego głowę.
- Co się dzie... - nie zdążyła dokończyć, gdyż turbulencje ogarnęły cały samochód.
Wyjechaliśmy na kamienistą powierzchnię, na której napotkaliśmy dosyć spory głaz. Nic nie dałem rady zrobić, wszystko wysiadło. W ciągu kilkunastu sekund samochód został przerobiony w kupę złomu, która nadaje się tylko i wyłącznie na złom. Szybko wydostałem się z auta, a następnie pomogłem to zrobić reszcie. Zdecydowanie najgorzej wyszedł z tego Ashton... Cały zakrwawiony spoczywał w rękach mojej towarzyszki.
- Co się stało... - warknęła na mnie przez łzy.
- Wszystko w jednym momencie padło... Wspomaganie, hamulce, kierownica... Wszystko przystało działać - wyszeptałem, przyglądając jej się ze współczuciem.
- Ale... Jak...? - powiedziała słabym głosem, przytulając zwierzaka do siebie. - Dlaczego...?
- Autodestrukcja nastąpi za pięć sekund - doszedł do mnie głos dochodzący ze strony samochodu. - Pięć... Cztery... Trzy... Dwa...
<Shadow? B)>
*Tak, kiedyś naprawdę mi tak wy*ebało w samochodzie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz