- Czy ja mam ci ręce do dupy przywiązać?! - spojrzałem jej w oczy, rozczarowany i zdenerwowany tymi ranami, które ujrzałem w ogóle na ciele dziewczyny. - Co się do cholery dzieje?
Widząc, że ona nie ma nic mi do powiedzenia, puściłem ją i westchnąłem cicho.
- W sumie to nikim dla ciebie nie jestem i nie musisz się przede mną tłumaczyć... Ale chcę ci pomóc... - spojrzałem na nią uważnie. - Zrozum, że się martwię...
Nadal cisza. Ująłem delikatnie jej twarz w dłonie i pogładziłem kciukiem policzek dziewczyny.
- Może nic dla ciebie nie znaczę, ale ty dla mnie tak, więc łaskawie nie okaleczaj się, tylko porozmawiaj ze mną o swoich problemach... - dopiero teraz spojrzała mi w oczy, a ja posłałem jej delikatny uśmiech.
Pogłaskałem Vane delikatnie po włosach i poprawiłem rękawy bluzki, które zakrywały jej rany.
- Proszę... Nie rób już takich głupot... - przytuliłem ją delikatnie do siebie. - Wiem, że jest ci ciężko, ale masz przecież mnie...
Nagle poczułem jak moja koszulka staje się mokra, przez łzy dziewczyny, które nagle wydostały się z jej pięknych oczu. Szybko wytarłem kolejny potok i uśmiechnąłem się rozczulony widokiem tej oto uroczej istoty, stojącej przede mną.
Poczekałem jeszcze chwilę, aż się uspokoi i podałem jej chusteczkę, aby wydmuchała nos. W końcu nie będzie chodzić cały dzień osmarkana.
- Możemy już jechać? - znowu pogłaskałem ją po głowie i tym razem otrzymałem odpowiedź w postaci skinięcia głowy.
~~*~~
Po dłuższym czasie, stanęliśmy pod drzwiami od gabinetu ginekologa. Vane wydawała się zaspana, a do tego była chyba troszkę zestresowana.
- Iść tam z tobą? - uśmiechnąłem się do niej, aby choć trochę podnieść ją na duchu.
- Tak... - odparła cicho i położyła dłoń na klamce, aby następnie nacisnąć na nią i otworzyć drzwi do strasznie białego pomieszczenia.
Oboje weszliśmy spokojnie do środka i spojrzeliśmy na uśmiechniętą od ucha do ucha panią doktor.
- Dzień dobry. - odezwałem się pierwszy, a Vane skinęła tylko głową i zajęła od razu miejsce na tym "specjalnym" krześle.
- Witam państwa! - przywitała się z nami radośnie. - Pani Vane Strange?
- Tak. - odpowiedziała dziewczyna szybko i rozsiadła się wygodnie.
Kobieta wstała od biurka i podeszła do Vane, siadając przy niej.
Stanąłem sobie przy nich i obserwowałem spokojnie, jak ginekolog szykuje dziewczynę do badania. Zadała też kilka pytań na temat przebiegu ciąży, na co Vane musiała odpowiedzieć. Podczas badania mogliśmy zobaczyć nasze dziecko na monitorze, a do tego doktorka wytłumaczyła nam, jak będzie się stopniowo rozwijać. Jeszcze nie było wiadomo jaka płeć, ale to nie było ważne. W głębi serca, już kochałem to dziecko. Było dla mnie ważne, jak Vane.
- Oczywiście chyba nie muszę ci tłumaczyć, że nie możesz się stresować i denerwować? I do tego zero pracy fizycznej, podnoszenia pudeł czy innych ciężkich rzeczy. Od tego są mężczyźni!
Uśmiechnąłem się pod nosem i mimowolnie zachichotałem.
- Przypilnuję ją... - wyszczerzyłem się do Vane, na co prychnęła cicho
Po jakiejś chwili, pożegnaliśmy kobietę i wyszliśmy z gabinetu.
- Nie było tak źle... - przyznała białowłosa. - Jak na wyjście z tobą do lekarza...
- No dzięki...- udałem zranionego lecz jakoś mi to nie wyszło, bo wybuchłem głośnym śmiechem, przez co ludzie na korytarzu spojrzeli na mnie jakoś dziwnie.
Objąłem delikatnie moją dziewczynkę i ruszyłem z nią w stronę samochodu.
- Z tego co pamiętam, to chciałaś ze mną o czymś porozmawiać, ale mnie zbyłaś, kiedy się ostatnio spytałem...
< Vane? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz