- J-Ja... - wydukałam, przygryzając delikatnie wargę. - Możemy pogadać później? - wypaliłam szybko. - Najlepiej jedźmy do mnie do domu! - dodałam, dosłownie krztusząc się własnymi słowami.
"Co ty wygadujesz?!" - krzyknęłam sama do siebie w myślach, robiąc się cała czerwona. W momencie spuściłam wzrok w dół, nerwowo przebierając palcami. Jak ja mam mu to powiedzieć?
- Obiecujesz? - nawet nie musiałam na niego spojrzeć, żeby wyczuć jak szczerzy się szeroko.
- Oczywiście, że tak! - wypaliłam, a zaraz później zatkałam usta.
"Pakujesz się w coś naprawdę złego..."
***
Po niespełna godzinie byliśmy pod moim domem. Od razu wysiadłam z samochodu, gdy tylko Gilbert zgasił auto. Przy drzwiach znalazłam się w ułamku kilku kolejnych sekund. Wygrzebałam z torebki przewieszonej przez ramię kluczyki, po czym wcisnęłam je do małego zamka, żeby następnie przechylić klamkę i wparować do domu. Szybko odrzuciłam torebkę, kurtkę i buty na swoje miejsce, nawet nie zwracając uwagi na mężczyznę, który dopiero co wyszedł z pojazdu.
Podeszłam do czajnika i zabrałam się za gotowanie wody na herbatę. "Vane, znowu się stresujesz" - zganiłam samą siebie. Uchwyciłam wzrokiem ciastka, które były umieszczone na wysokiej półce. Już miałam brać się za ściąganie ich, gdy w momencie moja dłoń została uchwycona przez wyższego mężczyznę. "Postawił" mnie z powrotem na ziemię, po czym sam ściągnął słodycze.
- Bez takich... To może zaszkodzić dziecku - pstryknął mnie w nos, po czym wypakował ciastka i rozłożył je na uprzednio wyciągniętym talerzyku.
- Taaak, taak... - mruknęłam pod nosem, uśmiechając się delikatnie.
Gdy tylko woda była gotowa, zalałam wcześniej wsypaną do kubków herbatę. W momencie rozniosła się przyjemna woń... Uwielbiam ją. Postawiłam oba kubki na stole, wcześniej wrzucając do obu naczyń łyżeczki.
Przysiadłam przy stole, po czym w okamgnieniu zanurzyłam wzrok w gorącej cieczy. Nawet na moment nie uniosłam wzroku na mężczyznę, siedzącego na krześle naprzeciw. Ciągle bawiłam się łyżeczką, od czasu do czasu biorąc niewielki łyk herbaty.
- To może teraz? - dostrzegłam kątem oka, jak delikatnie się uśmiecha.
Błyskawicznie poderwałam się z krzesła.
- Zaraz! Nie... Później... Nie teraz! - wydukałam, czując jak język sam mi się plącze. - P-Poczekaj, muszę iść d-do... Sklepu? Tak! Nie kupiłam... - w momencie znalazłam się przy drzwiach i ubrałam buty. - P-Po MLEKO! Tak! Mleko! A t-tak bardzo chcę się napić herb-baty z mlekiem! - założyłam płaszcz. - Zara-z-z wracam! - otworzyłam drzwi, żeby następnie niemalże wybiec z domu.
Nie chciałam czekać ani chwili dłużej, więc nie zważając uwagi na nic ruszyłam prosto przez ulicę... Błąd. Nieco zwolniłam... Kolejny błąd. Samochód wyjeżdżający z naprzeciwka był już zaledwie parę metrów ode mnie... W momencie jakby znikąd pojawił się ON. Chwycił mnie za rękę i natychmiast przeciągnął mnie do siebie. Zamarłam.
- Dziewczyno, ty na serio co chwilę ocierasz się o śmierć! - krzyknął w momencie, widocznie zdenerwowany. - Opanuj się, dobrze...? - wyszeptał.
Chciałam się oderwać, lecz on wciąż trzymał mnie w swoim uścisku. Nie mogłam wykonać żadnego ruchu, trzymał mnie za przedramię.
- Vane... Mów natychmiast o co chodzi... - bardziej przypominało to rozkaz, niż propozycję czy pytanie.
- A-Ale ja... - wyszeptałam, spuszczając głowę. - To jest dla mnie trudne...
- Jeżeli udźwignął to dwie osoby, na pewno będzie lżej... - uchwycił moją twarz w okolicy podbródka, po czym uniósł ją do góry.
- G-Gilbert... - po moich policzkach spłynęły kolejne łzy. - J-Ja chciałam ci powiedzieć, że... - wlepiłam w niego wzrok. - Gilbert, ja... - zupełnie nie potrafiłam się zebrać na wypowiedzenie tych dwóch, magicznych słów. - Ja cię... Ko-Kocham... - wydukałam, w momencie czując jak palę się ze wstydu. - Kocham...
<Gilbercik? c: >
Przysiadłam przy stole, po czym w okamgnieniu zanurzyłam wzrok w gorącej cieczy. Nawet na moment nie uniosłam wzroku na mężczyznę, siedzącego na krześle naprzeciw. Ciągle bawiłam się łyżeczką, od czasu do czasu biorąc niewielki łyk herbaty.
- To może teraz? - dostrzegłam kątem oka, jak delikatnie się uśmiecha.
Błyskawicznie poderwałam się z krzesła.
- Zaraz! Nie... Później... Nie teraz! - wydukałam, czując jak język sam mi się plącze. - P-Poczekaj, muszę iść d-do... Sklepu? Tak! Nie kupiłam... - w momencie znalazłam się przy drzwiach i ubrałam buty. - P-Po MLEKO! Tak! Mleko! A t-tak bardzo chcę się napić herb-baty z mlekiem! - założyłam płaszcz. - Zara-z-z wracam! - otworzyłam drzwi, żeby następnie niemalże wybiec z domu.
Nie chciałam czekać ani chwili dłużej, więc nie zważając uwagi na nic ruszyłam prosto przez ulicę... Błąd. Nieco zwolniłam... Kolejny błąd. Samochód wyjeżdżający z naprzeciwka był już zaledwie parę metrów ode mnie... W momencie jakby znikąd pojawił się ON. Chwycił mnie za rękę i natychmiast przeciągnął mnie do siebie. Zamarłam.
- Dziewczyno, ty na serio co chwilę ocierasz się o śmierć! - krzyknął w momencie, widocznie zdenerwowany. - Opanuj się, dobrze...? - wyszeptał.
Chciałam się oderwać, lecz on wciąż trzymał mnie w swoim uścisku. Nie mogłam wykonać żadnego ruchu, trzymał mnie za przedramię.
- Vane... Mów natychmiast o co chodzi... - bardziej przypominało to rozkaz, niż propozycję czy pytanie.
- A-Ale ja... - wyszeptałam, spuszczając głowę. - To jest dla mnie trudne...
- Jeżeli udźwignął to dwie osoby, na pewno będzie lżej... - uchwycił moją twarz w okolicy podbródka, po czym uniósł ją do góry.
- G-Gilbert... - po moich policzkach spłynęły kolejne łzy. - J-Ja chciałam ci powiedzieć, że... - wlepiłam w niego wzrok. - Gilbert, ja... - zupełnie nie potrafiłam się zebrać na wypowiedzenie tych dwóch, magicznych słów. - Ja cię... Ko-Kocham... - wydukałam, w momencie czując jak palę się ze wstydu. - Kocham...
<Gilbercik? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz