Inne strony

sobota, 26 sierpnia 2017

Od Vane CD Gilbert

Zarumieniłam się delikatnie, na co mężczyzna jedynie zaśmiał się pod nosem. Dlaczego za każdym razem muszę się czerwienić?!
- Chyba jednak muszę cię trzymać blisko ciebie... - powiedziałam szeptem, po czym uchwyciłam rękę Gilberta. - Nie będę musiała brudzić sobie rąk na jakiś idiotów... - oparłam głowę o jego ramię.
- Chcesz już wracać? - podpytał, spoglądając na mnie kątem oka.
- Pojeźdźmy jeszcze trochę, a później... To będzie moja niespodzianka - uśmiechnęłam się pod nosem, powoli sunąc po lodzie.
- Już się boję... - prychnął, odsuwając się nieznacznie. 
Zrobiliśmy jeszcze kilka okrążeń na lodowisku, po czym zadowoleni z wypadku udaliśmy się wprost do szatni. Co prawda - to jeszcze nie był koniec wrażeń na dziś. Miałam w planach, coś naprawdę fascynującego (przynajmniej, jak dla mnie, było to fajne zajęcie). Szczególnie, że dawno nie miałam okazji porobić tego typu rzeczy.
- Gotowa? - spojrzał na mnie z uśmiechem na ustach.
- To ja powinnam się ciebie zapytać, czy jesteś gotowy... - uśmiechnęłam się tajemniczo, podchodząc bliżej.
- Czasami naprawdę mnie przerażasz... - również uniósł oba kąciki ust. - To gdzie idziemy? - ponownie podpytał, na co odpowiedziałam mu wymownym uśmieszkiem.
- Pójdziemy się pobawić.... - chwyciłam go za rękę, po czym pociągnęłam za sobą w stronę wyjścia.
Na szczęście miejsce do którego mieliśmy się udać, znajdowało się tuż za rogiem lodowiska. Gdy jeszcze moje życie nie zostało nagle zmienione o 180 stopni, przychodziłam tam kilka razy w tygodniu. Wciąż trzymając Gilberta za rękę, otworzyłam drzwi od budynku.
- Cześć Harry - skinęłam głową w stronę siwego mężczyzny, który prowadził ten lokal.
Wychylił się zza lady, po czym poprawił swoje okulary. Delikatnie zmrużył oczy.
- Och! Vane, jak dawno cię nie widziałem! - krzyknął delikatnie zachrypniętym głosem, wyraźnie uradowany.
- Tak, tak, wiem.... Minął szmat czasu - uśmiechnęłam się delikatnie, podchodząc do niego. - Masz może wolny pokój? - oparłam się o ladę obiema rękami.
- Dla ciebie zawsze się coś znajdzie - puścił mi oczko, po czym stanął przy metalowych drzwiach windy. - Może przedstawisz mi swojego chłopaka? - wyszczerzył się, chichocząc przy tym.
- Ough, prawie zapomniałam! - odwróciłam się w stronę Gilberta, który jakby nigdy nic stał wpatrzony w sufit. Szturchnęłam go delikatnie łokciem. - Gilbert, jak zapewne już wiesz to jest Harry. Harry, przedstawiam ci Gilberta. Podali sobie ręce w geście przywitania.
- Miło mi poznać - dodał staruszek, po czym skinął głową.
- Mnie również - przytaknął stojący obok mnie.
- Za mną... - machnął delikatnie ręką.
Weszliśmy za nim do całkiem dużej windy. Z tego co zauważyłam - zjechaliśmy na niższy poziom. Nie mam pojęcia dlaczego, ale byłam bardzo podekscytowana. Chciałam pokazać Gilbetowi, że nie jestem małą, bezbronną dziewczynką.
Wyszliśmy za rozsuwane drzwiczki. Wprost przed nami pojawiła się bardzo obszerna sala z kilkoma robotami treningowymi i zwykłą strzelnicą. Klasnęłam w dłonie, widocznie szczerząc się od ucha do ucha.
- Sprzęt macie w tamtym pokoju - wskazał na oddzielne pomieszczenie znajdujące się po naszej prawej stronie. - Miłej zabawy życzę - zaśmiał się cicho, po czym zniknął mi z pola widzenia.
Wpatrywałam się w bardzo rozbudowane pole do treningu. Już miałam ruszać w stronę magazynu, gdy w pewnym momencie złapała mnie dłoń Gilberta. Momentalnie zwróciłam w jego stronę głowę.
- Pamiętaj, że nie możesz się przemęczać, schylać i...
- Denerwować, stresować... Tak, pamiętam - uśmiechnęłam się, po czym delikatnie pocałowałam go w policzek. - Jeden, mały pojedynek? - zrobiłam maślane oczka, wpatrując się w niego.
Przeskanował mnie dokładnie swoim podejrzliwym wzrokiem.
- Dobra, a jaka nagroda? - wyszczerzył się, ponownie mając na twarzy minę pedofila.
- Ten kto wygra, może oczekiwać czego tylko zechce od drugiej osoby... Przez jeden dzień - wyciągnęłam w jego stronę drugą dłoń. - Deal? - uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Zgoda - zaśmiał się pod nosem.
Podczas gdy mężczyzna zastanawiał się nad wyborem broni, ja, z ciemnego zakamarka wygrzebałam "swoje" dwie ślicznotki. Obie były naprawdę pokaźnych rozmiarów, lecz mimo to nie ważyły zbyt wiele. Całość została zaprojektowana przeze mnie osobiście (tylko trochę pomagał pluszak). Uniosłam je do góry w mgnieniu oka i podekscytowana zaczęłam szukać odpowiednich naboi.
- Uprzedzając pytania - nie, to nie jest ciężkie - uśmiechnęłam się w stronę mężczyzny.
Dostrzegłam, że przypatruje mi się kątem oka. Z bananem na twarzy przeszłam do pokoju treningowego. Po prostu nie mogłam się powstrzymać... Oddałam kilka celnych strzałów w skronie robotów.
- Wygraną mam, jak w banku...
<Gilbercik? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz