Inne strony

środa, 16 sierpnia 2017

Od Vane CD Gilbert

Siedziałam cicho sącząc z kubka ciepły napar. Dopiero głośne pukanie do drzwi lekko mnie przestraszyło. Gilbert w krótkim czasie znalazł się przy drzwiach i otworzył... Nad wyraz zdenerwowanemu chłopakowi i towarzyszącemu mu szopowi. Dostrzegłam ich kątem oka. Nie minęło kilka sekund, a wparowali do salonu - de facto, gdzie aktualnie przebywałam. Zaszczyciłam ich jedynie przelotnym spojrzeniem, podczas gdy Kiba przyglądał mi się z mieszanką szczęścia i gniewu.
- Uprzedzając krzyki, głowa mnie boli, więc proszę nie za głośno... - mruknęłam, wciąż sącząc herbatę. - A ciebie ogolę - spojrzałam na szopa. 
- Myślisz, że jestem na tyle głuchy i nie słyszałem waszej rozmowy!? - krzyknął chłopak, nad wyraz niezadowolony przyglądając się mojej postaci. 
- Może jakieś "Cześć kochanie" albo "Co u ciebie?"... - westchnęłam, odkładając kubek na stół. - Nic mi nie jest, żyję... - podniosłam się, ponownie poprawiając elementy stroju.
- Miałaś wrócić za godzinę, a nie na następny dzień! Myślisz, że się nie martwiłem!? - chyba nie miał zamiaru ściszyć tonu. 
- A co ja mogę poradzić na to, że straciłam przytomność!? Pewnie ktoś mi podrzucił jakieś dragi... - aż głupio mi było, że również musiałam zacząć się drzeć. No trudno... Jak trzeba, to trzeba... - Z resztą... Mógł mnie ktoś porwać, zgwałcić i zabić! Ale on mi pomógł! - szczerze, to głupio mi było kłamać.
Nienawidzę oszukiwać bliskich sobie osób (z wyjątkiem Rocketa), lecz teraz, musiałam to zrobić. Nie wiem jak długo wytrzymam...
- Kim on jest dla ciebie? Skąd go znasz!? - zadał kolejno dwa pytania.
- Poznałam go o wiele wcześniej niż ciebie... Z resztą! Nie ważne, a jeżeli chcesz się na mnie drzeć dalej, to przynajmniej wróćmy do domu... - zacisnęłam pięści.
Widocznie miał ochotę coś powiedzieć, lecz tylko odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi. Podczas gdy on ruszył w stronę samochodu, ja, stojąc przy drzwiach zaczęłam ubierać buty. Przy wykonywaniu tej czynności śledziło mnie wyraźnie zmieszane spojrzenie szopa.
- Zadowolony? - mruknęłam, ubierając kurtkę.
- Nie tylko on się o ciebie martwił... - odwrócił wzrok, po czym wyszedł na zewnątrz. 
Rzuciłam przelotne spojrzenie na salon, czy na pewno wszystko wzięłam. Z tej perspektywy mogłam dostrzec Gilberta, który chyba starał się nie zwracać uwagi na naszą awanturę. Przyglądałam mu się przez chwilę. "Przepraszam" - wyszeptałam tylko, zamykając za sobą drzwi.
***
W domu panowała bardzo napięta atmosfera. Ostatecznie nie doszło do trzeciej wojny światowej... Po prostu wszyscy siedzieli cicho. Podobnie jak poprzednio, siedziałam na kanapie z zaparzonymi ziołami w kubku. Naprzeciw, miejsce na fotelu zajmował Kiba. Rocket był na górze, zapewne grzebiąc w swoich gratach. Niebiesko włosy przeglądał laptopa, zapewne śledząc moją historię przeglądania. Robił to z wyraźnym grymasem, spowodowanym ciągłymi błędami komputera. Huh... Tak to właśnie jest, gdy twój złom posługuje jako sprzęt do hakowania.
- Grat! - warknął, zamykając z trzaskiem klapkę laptopa. 
Wiedziałam, że miał ochotę jebnąć nim o ziemię, lecz ostatecznie się powstrzymał i położył go na stoliku kawowym. Odłożyłam kubek obok sprzętu.
- Przepraszam, okay? - wypaliłam, delikatnie spuszczając wzrok. - Obudziłam się dopiero rano, nie pamiętając co się stało... 
W sumie. Gdyby spojrzeć tak na to z drugiej strony... Mówiłam prawdę, lecz on rozumiał ją w zupełnie innym sensie. Wiedziałam, że za to co naprawdę odpierdoliłam zeszłej nocy, nie uzyskałabym pozytywnej reakcji...
Podniosłam się, wciąż będąc owinięta kocem. 
- Nawet osobie, która cierpi na bezsenność, mogą czasem wyczerpać się baterie... - spuściłam delikatnie wzrok. 
Chłopak poszedł w moje ślady. W krótkim czasie znalazł się kilka centymetrów ode mnie.
- Nie rób tak więcej, okay? - uśmiechnął się delikatnie, obejmując mnie w tali.
- No dobra, dobra... - mruknęłam, opierając się głową o jego tors. 
***
Jak zwykle - zostałam sama w domu. Męska część towarzystwa wyszła do pracy. Mi jak zwykle nie pozwolili wyjść jak normalnemu człowiekowi, tylko zmusili do siedzenia w domu. W sumie, to i lepiej, bo moje poranne bóle brzucha tylko się nasiliły. Podejrzewałam najgorsze... Tak, to co mnie spotkało ledwo ponad miesiąc temu. Zrobiłam test tylko dla zmniejszenia poziomu wkurwienia na świat i tak... Wyszedł pozytywnie. Znowu miałam wielką chęć sięgnąć po żyletki, a najbardziej - powiesić się i zniknąć na zawsze. Nie miałam wyboru, od razu wpakowałam się w samochód i ruszyłam z miejsca w stronę dobrze znanego mi domu. O mały włos nie spowodowałam wypadku... I tak aktualnie miałam innych ludzi w dupie.
Pół godziny później już stałam przed drzwiami mężczyzny, z zaciśniętym, małym przedmiotem w ręce. 
- Vane? Coś się stało? - zapytał na wstępie, a ja tylko wyminęłam go, po czym rozebrałam buty i kurtkę.
Bez dalszych słów miałam iść dalej, lecz w odpowiednim momencie Gilbert uchwycił mnie za nadgarstek. Odwróciłam się w jego stronę.
- O co chodzi? - powtórzył, przyglądając mi się.
Oczy miałam pełne łez, lecz zostały one przysłonięte przez białą grzywkę. Tylko wypuściłam przedmiot z rąk. Podniósł go do góry, po czym wlepił wzrok w dwie kreski na małym, plastikowym przedmiocie. 
- Co do... - nie dokończył.
Wyrwałam się z jego uścisku. Przez kilka następnych minut czekałam na jego reakcję... Krążył po pokoju mrucząc coś pod nosem. 
- Gilbert... - mimo tego, że powtórzyłam jego imię kilka razy, on nadal nie reagował.
W końcu, nie wytrzymałam i podeszłam do niego. Odruchowo uderzyłam go w policzek. Spojrzał mi prosto w oczy, na co odpowiedziałam tym samym.
- Ogarnij się, okay? - spojrzałam na niego zaszklonymi oczami.
<Gilbercik? c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz