Inne strony

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Od Vane CD Gilbert

Skinęłam delikatnie głową, po czym oparłam głowę o ramię mężczyzny. Ciepło bijące z jego klatki piersiowej było bardzo przyjemne... Dosłownie wtulona w jego tors, powoli przymknęłam oczy.
- To może ja przebiorę małego, a ty pójdziesz spakować najpotrzebniejsze rzeczy? - uśmiechnął się lekko, przeplatając swoje palce w mych srebrnych włosach.
- Zaraz... - szepnęłam, nawet nie myśląc od oderwania się od niego. - Tu jest... Miło... - dodałam, nie robiąc nawet najmniejszego ruchu.
- Nie odkleisz się teraz ode mnie? - prychnął, obejmując mnie ręką.
W odpowiedzi jedynie delikatnie pokręciłam głową. Mężczyzna odetchnął głośno, zwracając wzrok w stronę naszego synka. Myślał o czymś... Wyczuwałam to. Nieznacznie uniosłam głowę do góry, po czym wlepiłam wzrok prosto w jego kanarkowe oczy.
- Dobrze, więc chodźmy - postanowiłam nagle, a następnie błyskawicznie poderwałam się na równe nogi.
Poprawiłam koszulę, w którą dzisiaj się wcisnęłam, kątem oka wpatrując się w wyraźnie zamyślonego szopa. Przyglądał się swoim zabawką z nieco zmrużonymi oczami.
- Jeśli chcecie, będę mógł kiedyś popilnować Ryszarda, a wy wyskoczycie sobie na miasto - powiedział, pod nosem  widocznie się szczerząc.
- Przeczytałeś jakiekolwiek poradniki o opiekowaniu się niemowlakiem? - podniosłam ze stolika swój telefon. - Musiałabym zamontować monitoring w domu... - mimo iż te słowa przypominały żart, mówiłam całkowicie poważnie.
- Dlaczego uwziąłeś się tak na imię "Ryszard"? - dopytał Gilbert, również podnosząc się z kanapy.
- Ryszard to imię męskie pochodzenia germańskiego. Wywodzi się od słów richi (bogaty, potężny) i hart (silny, mocny). Imię to oznacza tego, który jest potężny, bogaty i sprawuje silną władzę - wyrecytował jak z książki, przy tym zwracając w moją stronę wzrok. - Dla was Riccardo, a dla mnie mały Ryś - prychnął. -  Poza tym, powiadają "Rysio jest jak wszystkie koty – preferuje marcowe zaloty" - wzruszył znacząco brwiami, zaczynając się śmiać.
Wymieniłam spojrzenie z mężczyzną stojącym obok.
- Chyba powoli zaczynam się ciebie bać... - mruknęłam pod nosem.
- To bardzo dobrze... - w jego oku pojawił się charakterystyczny błysk.
Mina delikatnie mi zrzedła. Ostatecznie bez dalszego przeciągania ruszyłam w stronę schodów, żeby spakować najpotrzebniejsze rzeczy do wózka, Coś do picia, chusteczki, pieluszki, ubranka na zapas, portfel, dokumenty... Nie minęło pięć minut a torba była przepełniona różnorakimi przedmiotami.
- Cholera, a jak zacznie padać?! - chwyciłam się za głowę, rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu swojej parasolki.
- Nie stresuj się tak... - zaśmiał się głos zza drzwi.
Wlepiłam wzrok w mężczyznę, który jedynie opierał się o framugę. Przetworzyłam myśli. Skoro on jest tu, to Yuri...
- ZOSTAWIŁEŚ DZIECKO Z TYM PSYCHOPATĄ!? - krzyknęłam w momencie, wybiegając z pokoju.
- Spokojnie... - chwycił mnie w momencie za rękę. - Daj im chwilę - uśmiechnął się zachęcająco, po czym przyciągnął mnie do siebie.
Wraz z mężczyzną wykonałam kilka cichych kroków w stronę schodów. Wcisnęłam swoją głowę pomiędzy szparę, która ukazywała widok na dole.
Rocket odłożył swoje rzeczy, po czym zbliżył się do wózka, gdzie leżał gotowy do wyjścia chłopczyk. Przyglądał mu się przez chwilę, a następnie delikatnie zsunął czapeczkę z głowy dziecka.
- Oj Rysiu, Ci twoi rodzice chyba chcą żebyś się ugotował... - uśmiechnął się lekko, poprawiając ubranka Yuriego.
Wpatrywał się w młodego z widoczną... Czułością? "Niee, Vane! Chyba tylko ci się wydaje" - zaśmiałam się w myślach, wciąż skanując dwójkę uważnym wzrokiem. "Chociaż?"
***
Pewnie nasz spacer wciąż polegałby tylko i wyłącznie na delektowaniu się słońcem i świeżym powietrzem, gdyby nie pojawienie się przecudownego obiektu przed nami. Tak, najwspanialsze co mogło być - lodziarnia. Wpatrzona w obiekt dosłownie wyczekiwałam jakiekolwiek reakcji mężczyzny, który "stał za sterami" wózka.
- Może... - zaczął, spoglądając na budynek.
- Tak! - krzyknęłam niemalże od razu, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Dziecko, bo dziecko nam obudzisz... - prychnął, zaczynając się śmiać.
- Yuri nie śpi ślepoto... - schyliłam delikatnie głowę w stronę wózka. 
Chłopczyk leżał, w pewnym sensie bawiąc się zabawką, którą kilka miesięcy temu zakupił mu tata. Delikatnie uniosłam kąciki ust, poprawiając jego kolorowe ubranka. 
Po kilku następnych minutach, już siedzieliśmy przy różowym stoliczku, spożywając swoje desery. Co chwile biorąc kolejne kęsy, wciąż wpatrywałam się w mężczyznę siedzącego naprzeciw.
- Smakują ci? - zapytałam tylko, delikatnie się uśmiechając.

<Gilbert?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz