Inne strony

sobota, 23 września 2017

Od Vane CD Resney

...cholerę. Na co mi to wszystko? Znowu żyję rutyną, poniedziałek nie różni się niczym od niedzieli. Codziennie zasiadam przy tym samym biurku, zajmuję się najważniejszymi dokumentami, robię krótki obchód po pokojach innych członków, po czym pod koniec dnia wypijam kawkę i wracam do domu. Mogę chcieć, co mi się żywnie podoba, lecz tego błędnego koła nic nie zniszczy. Westchnęłam cicho, przykrywając swoją twarz czarnym dodatkiem na głowę.
- Vane? - odezwał się w pewnym momencie pytający głos Resney.
Ziewnęłam pod nosem, przy tym podnosząc się do siadu. Wciąż tyłek mając przyczepiony do powierzchni paneli, wychyliłam się spod biurka. Od razu wymieniłam się spojrzeniami z młodszą dziewczyną. Podczas gdy moje oczy były pełne znużenia, jej tryskały widocznym zdziwieniem. Wpatrywała się we mnie, jak w obraz.
- Co robisz na podłodze? - wydukała krótkie pytanie, otrząsając się ze wcześniejszego "szoku". W odpowiedzi jedynie uśmiechnęłam się tajemniczo, po czym podniosłam się i wywaliłam swoje ciało na fotel.
- Na podłodze? O czym ty mówisz... - prychnęłam, podpierając się o podłokietnik przyłączony do fotela. - Myślę, że powinnaś wybrać się do okulisty... Twój wzrok naprawdę się pogarsza... - dodałam, robiąc jeden gwałtowne odepchnięcie nogą. Zaczęłam się kręcić. Ha. Ha. Ha. Vane znowu odwala palma.... Zapraszamy wszyscy na pokaz dziecka z zoo...
- Przestań - w tym samym momencie wstrzymała przedmiot, na którym siedziałam ręką. Na moją twarz mimowolnie wpłynęło pełne wyrzutów spojrzenie. Rzucając je w stronę dziewczyny, wyraźnie wyczułam bijącą z jej mimiki irytację. Wywróciłam oczami, wygodnie rozsiadając się w swoim ukochanym foteliku.
- Co cię tu sprowadza, moja przenajdroższa Resney? - wypaliłam, unosząc pytająco brwi do góry. Wyczułam jak złośliwy uśmieszek, dosłownie sam pojawia się na moich ustach.
- Czy możesz łaskawie przestać zachowywać się jak niedorozwinięte, pozbawione umysłu dziecko?! - sapnęła, mrużąc swoje skupione na mojej osobie oczy. Co do nich - chyba miała ochotę mi je wydłubać.
- Nie lubię być obrażana... - westchnęłam, zakładając obie ręce za głowę. - Ale kontynuuj, zirytowani ludzie pod presją mówią prawdę, a i tak trochę mało wiem na temat wydarzeń sprzed ostatniego roku - posłałam jej pełen różnorakich emocji uśmieszek. Chyba moje kąciki ust za często są unoszone... Ach tak, w końcu nikt nie będzie za mnie udawał, że "wszystko jest w porządku, nie martwcie się o mnie, czuję się dobrze". I tak noszę w sobie wiele bólu od samego dzieciństwa, a teraz jeszcze spada na mnie wiadomość o śmierci Kiby i Peter'a.
- Lecz inaczej... - ugryzła się w język, przez co jej kontynuowanie przekomarzanek słownych zostało przerwane. Nabrała powoli otaczającego nas powietrza, po czym spokojnie wypuściła je z ust. - Jak się czujesz? - zadała kolejne z rzędu pytanie, bardziej opanowana.
- Zależy pod jakim względem - ponownie przybrałam na siebie maskę "tajemniczy uśmieszek nr. 2", w głębi duszy cicho się śmiejąc. - Bo psychika dawno wysiadła, lecz fizycznie czuję się dobrze. Niestety, rzędy bliżej niewyjaśnionych snów wciąż mi towarzyszą... - powiedziałam nieco ciszej, odwracając wzrok w lewo. - Powiedz mi, kto jeszcze zginął? - dodałam, nawet na moment nie odrywając oczu od podłogi.  Chyba ją odrobinkę zamurowało. Przez kilkanaście kolejnych sekund, jedynie stała i najprawdopodobniej przetwarzała sobie wszystko w głowie. Przerwało jej to, moje nieco zniecierpliwione spojrzenie.
- Mogę? - zapytała, wskazując wzrokiem na stojącego przede mną grata, na którego pulpicie było od cholery różnych niepotrzebnych plików.
- Ależ proszę bardzo... - w momencie podniosłam się na równe nogi i niczym szofer, lekko się schyliłam, tworząc coś na rodzaj ukłonu. - Kawę, herbatę? - dorzuciłam, za pomocą jednej ze swych mocy przenosząc się do stojącego kilka metrów dalej ekspresu.
- Nie dzięki... - wymruczała w odpowiedzi, wpisując jakieś rozmaite kody na moim sprzęcie. To nie był dobry pomysł. Właśnie w tym momencie dałam jej dostęp do wszystkich rzeczy, które odjebałam w internecie. Czysty, idealnie odjebane potknięcie. Aż śmiechłam.
- Tutaj jest lista wszystkich, należących do któregokolwiek klanu żołnierzy zarejestrowanych w głównej bazie danych - wyjaśniła, odjeżdżając na czarnym krzesełku kilka centymetrów do tyłu.
Odwróciłam się, przy tym szybko przybliżając swoją głowę do ekranu. Prześledziłam wzrokiem kilka bardziej i mniej znanych nazwisk, które były pozaznaczane różnymi kolorami. Nagle, zatrzymałam się przy jednym imieniu, które nosił już nie żyjący członek klanu Tsume. Gilbert Nightray...
- Znałam go - wskazałam palcem jeden punkcik na ekranie. - Czyli Mały Gilbercik, który śmiał się nazywać mnie dzieckiem, również nie żyje? - uniosłam wzrok na Resney, która nerwowo zaczęła przygryzać element swojego palca. Jakby wyrwana z transu, spojrzała mi w oczy.
Dlaczego mam wrażenie, że Gilbert jakoś... Cholera, nie mam pojęcia w jaki sposób mogę to określić... Czułam coś dziwnego w brzuchu, gdy ktoś wypowiadał jego imię, lecz zaraz później to wszystko zamieniało się w rozpacz i nienawiść do otaczającego mnie świata. Cholera, chyba coś jest ze mną nie tak... Spuściłam wzrok. Kapelusz, który trzymałam w rękach...  Chwila.
- To jest... - wyszeptałam, podnosząc przedmiot wyżej, aby dokładniej mu się przyjrzeć. - Kapelusz Małego Gilbercika... - przed oczami pojawiła mi się scena, gdy wsadzam jego zabrudzone od krwi i błota ciuszki wraz z papieroskami do prania. Tak, on na pewno musiał należeć do mężczyzny... Pamięć, proszę, nie zawiedź mnie...
- Kto przy mnie był podczas śpiączki? - wyrwałam się nagle, jak po swego rodzaju zastrzyku energii.
- Odwiedzało cię naprawdę wiele osób... On chyba też pojawił się raz, czy dwa... - dostrzegłam jak mina jej zrzędnie, przez co po chwili staje się przysłowiowym kłębkiem nerwów. Wyprostowałam się do pionu.
Dobra, przynajmniej rozwiązałam jedną zagadkę... - mruknęłam do siebie w myślach, siadając na śnieżnobiałym blacie. Założyłam nogę na nogę, przy tym mrużąc oczy i w końcu skanując Resney wzrokiem.
- Byłaś cały czas przy mnie...? - delikatnie przekrzywiłam głowę, widocznie zainteresowana narzuconym na mnie tematem.
- Rewanż, za pomoc przed tym całym syfem - westchnęła cicho, odwracając wzrok w bok. Skupiła go na stojącym nie daleko śmietniku. - Uważam cię za przyjaciółkę i po prostu nie mogłam cię wtedy zostawić... Kiba i Rocket musieli zająć się klanem, który stracił przywódcę - dopowiedziała, z powrotem przywracając swoją głowę do poprzedniej pozycji.
Teraz, to mnie wryło w fotel. Zachowywałam się w stosunku do niej tak chamsko, podczas gdy ona zajmowała się mym bezwładnym ciałem i podtrzymywaniem życia przez kilkanaście miesięcy. Mi zrobiło się widocznie głupio. Zaczerwieniona, zeskoczyłam z powrotem na ziemię.
- Dziękuję... - szepnęłam i do tego skinęłam głową. - Nie wiedziałam, że zrobiłaś dla mnie tak wiele.. - nadmieniłam, przysłaniając swoją zarumienioną twarz, białą grzywką.

<Dialog, ale bardziej w moim stylu. Resney?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz