Przekrzywiłam głowę.
– Wiesz... To nie tak, że straciłam rodzinę. Po zabiciu rodziców przez rząd... Huh... Mieszkaliśmy parę dni z bratem na zewnątrz, bo nasz dom spłonął, a ciotka wywaliła nas po jednej nocy... Niby wciąż należeliśmy do klanu, a jednak nikt... Nikt nam nie pomógł. Taka to "rodzina"– uśmiechnęłam się. – No i po pewnym czasie... Trafiliśmy do domu dziecka. Nakłamałam coś... Mieliśmy nowe imiona, nazwisk udawaliśmy że nie pamiętamy. I... Przesiedzieliśmy tam parę lat, w między czasie rozdzielono mnie i Vina... Jego adoptował jakiś arystokrata i wywiózł... Potem... Ty tam przylazłeś, kilka dni potem wywalono mnie i Flurry. Znalazłeś nas... I dalej tak jakoś się potoczyło..
Przetarłam powieki, choć nawet nie płakałam. Po prostu... Rozrywało mnie od środka, ale na mej twarzy gościła maska.
– A wspominałaś coś o wypadku...
– To... Cóż... No... Dla bliźniąt ból drugiego jest bardzo złym przeżyciem... Tak jakoś w przedszkolu... Pod jego koniec... Chciałam obronić Vina przed takimi chłopakami. Skończyłam z lekkim porażeniem mózgu.
Cisza. Nic nikt nie mówił. Po prostu, panowało milczenie.
– Flurry stała się ważna, bo... W dużym stopniu mnie rozumiała. T e ż była ofiarą. A ja... Nie lubię patrzeć, jak ktoś cierpi. Może to źle. Bo... Nadprzyrodzoni powinni umieć mordować... A ja... Mogę się z kimś pobić, ale zabić... Nigdy nie chcę. Bo... Każdy zasługuje na życie, prawda?
Wlepiłam wzrok w ciastka. Talerzyk z nimi nagle przesunął się w moją stronę. Zerknęłam zaskoczna na Kevina. Głupio się szczerzył.
Pułapka?
Postanowiłam jednak nie ryzykować i przekierowałam spojrzenie w co innego. I było to okno.
Nagle wstałam i ruszyłam do pokoju. Stanęłam na chwilę w progu.
– Dzięki za wysłuchanie mnie... Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale już tego nie odwołam. Może... Tego potrzebowałam. To mała część opisu życia, ale... Akurat na to gotowa nie jestem. – nawet nie obróciłam głowy w jego stronę – Jeśli wydasz nas rządowi... Nie będę żałować, bo m o j e życie jest mi obojętne.
< Kevin? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz