W każdym razie, nieco zrezygnowany podniosłem się na równe nogi. Chyba pora pogodzić się z faktem, że z tej dziewczyny żołnierz już nie będzie... Nawet jeśli by chciała, specjalne czujniki wyczują "to coś" w jej mózgu i nie zezwolą na dalszą pracę.
Czyli mówiąc po ludzku - stała się wolnym zwierzako-człowiekiem.
Mimo, że stracę dobrą kompankę... Nie przeszkadzało mi to. Mogę otarcie powiedzieć, że jest wręcz przeciwnie. Stanie się wolna, na czym chyba jej w jakimś stopniu zależało. Ta wojna już nie należy do niej. Farciara.
Kończą swoje genialne rozmyślanie, wykonałem kilka spokojnych kroków w kierunku gotującej się w czajniku wody. Trzecia godzina, to był czas na herbatkę! Corrinne nie skorzysta, no trudno. Może wróci jeszcze dzisiaj... Bez bezsensownego stania w miejscu, zalałem wcześniej przyszykowaną herbatę wrzątkiem. Przełożyłem napar na tackę, gdzie dumnie spoczywało ciasto.
Gdy w tym momencie... Wyczułem czyjąś obecność w pokoju. Nie. Po prostu do moich uszu doszedł jej cichy śmiech. Dodatkowe pomruki towarzyszącego owej dziewczynie kota, jedynie potwierdziły moją założoną w myślach tezę. To musiała być ona. O dziwo, praktycznie w ogóle się nie zmienili, od czasu, gdy zadecydowali o moim losie. Zgadza się. To jej ingerencja w moje życie, sprawiła, że jestem, gdzie jestem. Sam nie wiem, czy powinienem jej za to dziękować, czy z całego serca znienawidzić.
- Kopę lat! - zaczęła rozmowę, jak to mając w zwyczaju, uśmiechając się od ucha do ucha. Jakby znikąd pojawiła się przed nią filiżanka z herbatą i jakieś ciastko. Nie czekając na moje dojście do stolika, wzięła łyka gorącej cieczy. - Jak ci się podoba w tym świecie? - dodała.
- Lepiej, niż się spodziewałem - odpowiedziałem, siadając na krześle, dokładnie naprzeciw niej. - Nie mam na co narzekać - wzruszyłem delikatnie ramionami. - Szczególnie, że w tamtym świecie już jestem nieżywy - uśmiechnąłem się słabo.
- Dlatego ściągnęłam cię tutaj... - zabrała się za ciastko. - Podobna sytuacja w kraju, w którym niegdyś się znajdowałeś - na jej słowa, z moich ust wydobyło się ciche prychnięcie. Założyłem nogę za nogę.
- Huh... Przynajmniej za życia tam, w pewnym stopniu spełniłem twoją prośbę, w zamian za spełnienie mojego dziecinnego pragnienia - rzuciłem jej wymowne spojrzenie. - Po co przybywasz? Bo wątpię, czy chodzi tutaj o zwykłe pogaduszki... Chciałabyś drugie oko dla swojego kotka? - tym razem, przeniosłem wzrok na towarzyszącego dziewczynie sierściucha. Wciąż w jednym z jego oczodołów, znajdował się należący pierwotnie do mnie narząd. Godne pogardy.
- Jedynie chciałam sprawdzić, co u ciebie - spojrzała na mnie niewinnie. - Czy to takie złe? - podniosła się cicho z krzesła, żeby zaraz zrobić kilka kroków i znaleźć się za mną. Zniżyła swoje usta, do poziomu mojego ucha. - Pamiętaj, że nie zostało ci za wiele lat życia... Zostałeś odmłodzony, ale i tak twoje dni są policzone... - wsunęła delikatnie swoją dłoń, pomiędzy zasłaniające mój brak oka włosy. Dobrze wyczułem dotyk jej zimnych opuszków palców.
- Ochroniłeś ją... Tak jak cię o to prosiłam... - słysząc te słowa, dosłownie wyczułem jak się uśmiecha. - Lecz mimo to... Wspólnie zauważyliśmy, że zrobiłeś coś źle... - czując nagły ból, który w tym momencie przeszył całą moją głowę, automatycznie moje ciało postanowiło się wyrwać do postawy siedzącej, od jego stworzyciela, z towarzyszącym całości krzykiem. W wyniku gwałtownego ruchu, sam już potykając się o własne nogi - chociaż nie mam pewności, czy nie była to również sprawka dziewczyny -, straciłem równowagę. Z hukiem uderzyłem głową o kant stołu... Jak na zawołanie wszystko się rozmazało.
***
Sam nie jestem do końca pewien, co mnie obudziło. Gdy tylko otworzyłem oko, wszystkie wspomnienia szybko wróciły do mojej głowy. "Przeklęte dziecko..." - wydukałem w myślach, z trudem przewracając się na plecy. Od razu dostrzegłem plamę krwi wymalowaną na podłodze... To wszystko niegdyś należało do mnie? Huh, czego mogłem się spodziewać po dłubaniu w pustych oczodołach i późniejszym przywaleniu głową, o stół. Inaczej to nie mogło się skończyć.
Poleżałem tak sobie jeszcze przez kilka minut, żeby w końcu po ich upływie podnieś się na łokciach. Nie ukrywam, że całości towarzyszył ogromny ból, lecz ostatecznie jakoś udało mi się podnieść na równe nogi. Chwiejnym krokiem przeszedłem przez salon, żeby dojść do znajdującej się kilka metrów od miejsca mojego powstania łazienki. Będąc już w jej wnętrzu, uparłem się obiema rękami o znajdujący się tam zlew. Gdy tylko uniosłem lekko głowę, mogłem w końcu dostrzec swoje lustrzane oblicze. Ponad połowa mojej białej czupryny była spowita we zaschniętej krwi. Przekląłem pod nosem, mimo wszystko uśmiechając się do siebie. Z kieszeni spodni wyciągnąłem telefon. O dziwo, mimo mojego upadku - nic złego się z nim nie stało. Spojrzałem na datę i kilka nieodebranych od biura połączeń... To drugie na tą porę zignorowałem. Według moich obliczeń... Leżałem nieprzytomny prawie tydzień.
- Jasna cholera! - przekląłem pod nosem, uświadamiając sobie, że przez ten czas widocznie żywa dusza nie wkraczała do domu. A co za tym idzie - Corrinne nie wróciła. Moje pierwsze domysły jeśli chodzi o jej zniknięcie dotyczyły Abyss, lecz szybko rozwiałem te myśli. Ona wyszła, zanim Świadomość Otchłani się tu pojawiła. I praktycznie byłem pewien, że aktualnie przebywa w tym drugim wymiarze, o którym kiedyś mi wspominała. Huh... Przede mną nie da rady uciec...
Udało mi się całkowicie ogarnąć w jakieś dwie godziny. Po tej całej sytuacji byłem zmuszony porządnie umyć siebie, jak i pozostawioną przeze mnie krew na podłodze. Na całe nieszczęście, zostały dosyć wyraźne ślady po ingerencji cieczy. Mówiąc jeszcze o mnie, aktualnie moją głową "przyozdabiał" biały bandaż. Owijał on zarówno oko, jak i miejsce, w które wbił się kant stołu. Wyszykowany do "podróży", w dawno nie noszony strój, dodatkowo przyodziałem na swoją głowę kapelusz. Przynajmniej w jakiś sposób przysłoni on moją twarz, bo w końcu w tamtejszych regionach mogą mnie nie znać... Jakiś kamuflaż przyda się bezwątpienia. Szczególnie, jeżeli Corrinne strzeli focha i nie będzie miała zamiaru się do mnie przyznawać.Gotowy do wyjścia, z kilkoma lizakami w kieszeni, wkroczyłem dumnie do o dziwo pustej szafy. No tak... Służyła do przechowywania... Hyhym... Przymknąłem oczy, podświadomie przyzywając do siebie swojego najdroższego kompana. Używam jego "usług" dopiero drugi raz w tym miesiącu. Chyba nie powinno być tak źle...
***
O ironio! Z tego co zdążyłem wywnioskować, znalazłem się pod czyimś łóżkiem. Jeżeli zostałem dobrze zrozumiany przez Kapelusznika, nade mną znajduje się dobrze znana mi osoba. Najwyżej będzie miała koszmary... Ale nie mogę się powstrzymać od wywołania u niej kilkusekundowego zawału. Co ja na to poradzę, że wkurzanie jej sprawia mi taką przyjemność?
Wpatrywała się we mnie przez chwilę, żeby w ostateczności podwinąć swój koc i odsunąć się na drugi koniec łóżka.- Co ty wyprawiasz, błaźnie?! - warknęła, biorąc do ręki losowy przedmiot, w celu zaatakowania mnie. Szybko tego uniknąłem, wyskakując spod łóżka. Wyczułem, że w głębi duszy zaczęła się głośno drzeć, lecz najwidoczniej nie chciała nikogo obudzić, więc jedynie pisnęła przerażona.
- Dobry wieczór! - przywitałem się z uśmiechem, nadal unikając jej ataków jakimiś poduszkami i chyba opatrunkami.
- Zdychaj! - trafiła w końcu jednym z przedmiotem prosto w moją twarz. Nie ukrywam, że nawet po dostaniu takim miękkim przedmiotem, z lekka zaczęła mnie boleć głowa. Fakt, że dopiero co zostałem zmuszony wykorzystać moc łańcucha, co mi w jakiś sposób szkodzi, sam w sobie nie pomagał.
- Jakaś ty niemiła - mruknąłem niezadowolony z jej zachowania i opatrunku, który przez ten incydent się osunął. - Przyszedłem tu jedynie z dobroci serca, żeby sprawdzić, jak się czujesz - poprawiłem biały materiał, po czym wyciągnąłem z umieszczonej przy piersi kieszonki chusteczkę, którą wytarłem wypływającą z moich ust krew. Czułem jej gorzki smak już wcześniej, lecz będąc pod łóżkiem nie miałem żadnej możliwości zaprzestać jej cieknięciu. - Chyba źle postąpiłem, wyrywając się tak szybko z domu... - zaśmiałem się, chowając mały przedmiot.
<Corrinne?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz