Koniec końców ruszyłem się z aktualnie zajmowanego miejsca. Nie miałem co robić samemu na balkonie, a dodatkowe wyobrażenia dotyczące możliwości Corrinne, dosłownie zmusiły mnie do opuszczenia głównej sali. "Jeszcze wyskoczy mi przez okno" - mruknąłem do siebie w myślach, przechodząc przez korytarz prowadzący prosto do jej komnaty. Skąd wiem gdzie ona jest? Huh... Można powiedzieć, że znalazłem już swojego podwładnego, na którego jedynie wystarczy rzucić zabójcze spojrzenie, żeby zaczął gadać. O dziwo, tutejsi ludzie o wiele łatwiej dają sobą manipulować... Tym lepiej!
Uchyliłem delikatnie drzwi, do komnaty, w której miała znajdować się Corrinne. Kotołak najwidoczniej dobrze ją znał... "Yhm... Chyba za dobrze" - wymruczałem, a na samą myśl mocniej zacisnąłem dłoń na swojej ukrytej broni. Zamknąłem za sobą pokój. Dziewczyna dobrze rzucała się w oczy - stała na balkonie, tuż naprzeciw wejścia. Bez żadnych skrupułów zrobiłem kilka kroków w przód, dzięki czemu po chwili znalazłem się tuż obok dziewczyny. Ta jakby nieznacznie, odsunęła się, widocznie mnie ignorując.
- No tak... W końcu praktycznie mnie nie znasz... - prychnąłem. - Widzę, że przyszła na to pora... - westchnąłem, wskakując w siedzie na barierkę. - Nie mam rodziców, a sam oryginalnie powstałem w zupełnie innym świecie. Określając poprawnie. Jestem dzieckiem omenu - zacząłem najogólniej. - Wymiar z którego pochodzę, szczerze mówiąc... Nie za bardzo różni się od naszego świata. Byłem zwykłem sługą w jednej, z tamtejszych bogatych rodzin. Pewnego dnia wyruszyłem w zwyczajną podróż z ich sześcioletnią córką, huh, bardzo mnie lubiła. Gdy wróciliśmy, okazało się, że cały jej ród został zabity. Eh... Zabijało mnie od środka totalne poczucie winy - oparłem się obiema dłońmi o lazurowy element balkonu. - Tym właśnie sposobem zawarłem kontrakt, z pewnym łańcuchem. Był to towarzysz, na wzór tego, którego posiadam aktualnie. Jako, że nasza umowa była nielegalna, po jakimś czasie na mojej piersi, pieczęć stworzona wraz z zawarciem naszej umowy, zatoczyła pełne koło. Znalazłem się w otchłani. A dokładniej mówiąc, w jej sercu, gdzie przebywała władczyni tego miejsca. Nie chciałabyś się tam znaleźć. Otaczała mnie w tamtym momencie masa lalek... Kontynuując. Naskoczyłem na nią z ostrzem, gdy ta zaczęła się naśmiewać z mojej przeszłości. W tamtym momencie, w jej głowie wytworzył się genialny plan - wykorzystania mojego oka, do uzupełnienia pustych oczodołów swojego pupilka. Ten przeszywający moją głowę ból... Nie do opisania... - uśmiechnąłem się delikatnie, przeczesując grzywkę przysłaniającą moje oczy dłonią. - W każdym razie, jakimś cudem udało mi się ubłagać Świadomość Otchłani o spełnienie mojego pragnienia. Naprawiła dla mnie przeszłość, dzięki czemu całej rodzinie udało się przeżyć. Niestety, trzy lata później zostali zamordowani. Ich dziecko również nie przeżyło. Hah... Dobrze pamiętam jak znienawidziłem w tamtym momencie Abyss. De facto, za swoją głupotę. Sam nie wiem jak to wszystko wyszło, ale po tym wszystkim obudziłem się w zupełnie nieznanym miejscu. Jakby te trzy kolejne lata, przeżyte z dobrze znaną rodziną były zwykłym snem. Tam... Znalazła mnie Sharon i jej matka... Była naprawdę wspaniałą i dobroduszną kobietą... - powiedziałem zdecydowanie ciszej, ciężko przy tym wzdychając. - Znalazłem się tutaj za sprawą tej samej osoby, która odebrała mi oko. W tamtym świecie już zapewne leżę głęboko w ziemi. Tutaj też nie pożyję zbyt długo... Gdyby wszystko podsumować, mam już prawie sto lat. Poprzez zdobycie legalnego kontaktu z moim aktualnym łańcuchem, zastopowałem swoje procesy starzenia, lecz mimo to... I tak kiedyś znowu przyjdzie na mnie pora... - cały czas na mojej twarzy, wymalowany był delikatny uśmiech. Z powrotem znalazłem się obiema stopami na ziemi. Zrobiłem parę kroków w przód. - Jakieś pytanka? - stojąc do niej tyłem, jedynie uśmiechnąłem się ukradkiem.
- Gdy wtedy, w tym pokoju... - zaczęła niepewnie. - Mówiłeś, że też tak kiedyś miałeś - - wyczułem, rzucane na mnie wymowne spojrzenie. - Więc... Jaki był twój największy upadek? - słysząc jej pytanie, z moich ust mimowolnie wydobył się cichy śmiech. Jak się mogłem spodziewać, niedługo później zamienił się on jedynie w ciężki wdech.
- Cieszę się, że stałaś się normalną nastolatką i nie boisz się pytać szczerze o takie rzeczy - zaśmiałem się cicho. - Mówienie o tym... Eh... - spuściłem nieco wzrok. - Nie wiem, ale... Chyba mógłbym to nazwać swego rodzaju depresją. Zachowywałem się jak zranione zwierzę, które nie dawało do siebie nikomu dojść. Moje oko nie rzadko znajdowało się w takim stanie, jakim było kilka dni temu. Jedyną różnica... Do takiego stanu doprowadzałem siebie sam - zacisnąłem mocniej dłoń na towarzyszącej mi lasce. - Pomijając tą odległą przeszłość... Ponad tydzień temu... W nasze progi zawitała dwójka, odpowiedzialna za mój brak oka. Nie wiem co dokładnie zrobiła, lecz najwidoczniej stara rana ponownie się otwarła, a ja, dodatkowo przywaliłem głową o stół! Poleżałem tak sobie nieprzytomny kilka dni, a gdy się obudziłem i zorientowałem, że nie wróciłaś, przybyłem tutaj. Przez użycie mocy swojego drugiego łańcucha i dodatkowe szkodzące rzeczy z wcześniej, najwidoczniej mój organizm nie wytrzymał i spotkałem się z podłogą - zakończyłem swoją litanię. Czułem się znacznie lepiej, mimo, że nie opowiedziałem jej za dużo. Przynajmniej Teraz wie...
Nawet nie czekałem na jakąkolwiek reakcję z jej strony. Zwykłe milczenie, przynajmniej tyle w tym momencie mogłem od niej otrzymać. Wyciągnąłem z niewielkiej kieszonki lizaczka. Huh... Przynajmniej się nie stopił czy coś...
- Nadal się gniewasz za te skrz- - urwał mi w połowie nagły ruch dziewczyny. Bez najmniejszych skrupułów, wtuliła się we mnie. Nieco zaskoczony, aż wypuściłem swojego lizaka z dłoni. Spojrzałem nieco w dól, ku niższej o głowę dziewczynie.
- Przepraszam... - wyszeptała, nie odrywając się ode mnie nawet o milimetr. Na jej słowa mimowolnie się uśmiechnąłem, żeby w końcu odwzajemnić uścisk. Objąłem ją delikatnie, przy tym jedną z rąk delikatnie głaszcząc po głowie.
- Nie masz za co - uśmiechnąłem się, zniżając swoją dłoń, ku jej podbródkowi. Uniosłem jej twarz delikatnie do góry, żeby móc spojrzeć jej prosto w oczy. - Czyli już nie jesteś zła? - zapytałem, wciąż trzymając ją w pasie.
- A mam być? - odpowiedziała pytaniem, na pytanie, przy tym śmiejąc się cicho. Słysząc to, zbliżyłem swoją twarz, bliżej do niej.
- Możliwe, że jeszcze będziesz...
POSŁÓDŹMY SOBIE TROSZKĘ c:
Odsunąłem się po chwili nieznacznie, by ponownie spojrzeć dziewczynie prosto w oczy. Ponownie na jej twarz wkradł się uroczy rumieniec, a po jej policzku spłynęła niewielka, słona łza. Uśmiechnąłem się, jak to miałem w zwyczaju, przy tym delikatnie przejeżdżając palcem po jej mokrym elemencie twarzy.
- Corrinne... - dłonią, uchwyciłem tą, należącą do niej. Dziewczyna w tym momencie jedynie przyłożyła palec do mych ust. Nieco zaskoczony, przekrzywiłem pytająco głowę.
<Corrinne? c:>
*WSZĘDZIE TĘCZ WIDZĘ! WSZĘDZIEEEEEEEE*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz