sobota, 11 marca 2017
Od Gilberta CD. Vane
- Nie... Masz najpierw zjeść... A może jednak cię nakarmić? - Uśmiechnęła się złośliwie, na co skrzywiłem się i wziąłem do ręki tosta.
Zlustrowałem go wzrokiem.
- Jesz czy nie? - Przekrzywiła delikatnie głowę na bok, przyglądając się mi.
- Hmm...? Zastanawiam się czy nie jest otrute... - Odparłem i obróciłem tosta w palcach. - Nie chcę ryzykować...
Już chciałem coś dopowiedzieć, ale dziewczyna wepchnęła mi drugiego tosta do ust. Zaskoczony wyplułem go spowrotem na talerz.
- Co ty robisz?! - Warknąłem na nią zdenerwowany i walnąłem pięścią w stół.
- Spokojnie Gilberciku... Ktoś ci kiedyś mówił, że za dużo gadasz? - Z irytującym uśmieszkiem poprawiła swoje włosy, które wpadały jej do oczu.
- Zamknij się już... - Mruknąłem i mimo wielkiej niechęci zacząłem jeść. - Obrzydzasz mi jedzenie...
- A ty mi życie... - Prychnęła, opierając głowę na dłoni.
- Było mnie nie ratować... Sam bym sobie poradził....
- Chciałam wygrać zakład...
- Uważaj dziewczynko... - Przełknąłem kęs tosta. - Zakłady to hazard... A hazard uzależnia...
- Mały Gilbercik powinien bardziej skupić się na jedzeniu... - Wskazała na okruszki na stole. - Jakie niewychowane dziecko...
Strzepałem szybko okruchy na ziemię i biorąc ostatni kęs do ust, wstałem od stołu.
- A posprzątać po sobie to nie łaska? - Skomentowała jak zwykle pewna siebie.
- To ja tu jestem gościem...
- Prędzej szkodnikiem i darmozjadem...
- Dobra... Przestań biadolić i oddawaj mi portfel... - Wystawiłem w jej stronę dłoń. - I jeszcze do tego mój płaszcz i koszulkę...
- Nie podziękujesz za opiekę?
- To było narzucenie się... Nie chciałem twojej pomocy... - Westchnąłem cicho i podrapałem się po czuprynie.
- Gdybym ci nie pomogła to byś umarł...
- Trudno... - Ruszyłem ramionami, czując przy tym nieprzyjemny ból. - Oddawaj moje rzeczy...
- Twoje ciuchy są w praniu, a co do tego... - Wskazała na mój portfel, który trzymała w dłoni. - Chyba będziesz musiał mi zapłacić... Hm... Za zmarnowany czas, waciki, pościel... - Zaczęła wymieniać, a ja pokręciłem głową nie dowierzając w to co słyszę.
Wyminąłem ją i poszedłem do sypialni, w której się obudziłem. Znalazłem w niej dużo ciuchów dziewczyny i chociaż bardzo bym chciał coś z tego włożyć na siebie, to niestety to wszystko było zbyt ciasne i małe... Usiadłem na łóżku i z przyzwyczajenia sięgnąłem do kieszeni, jednak przypomniałem sobie, że nie mam na sobie płaszcza, w którym były moje papierosy. No właśnie! Co ona z nimi zrobiła? Poszedłem do łazienki i spojrzałem w stronę pralki. Kucnąłem przy niej i spojrzałem na wirujące w niej ciuchy. Dostrzegłem również mokre opakowanie petów i zapalniczkę, która co chwilę obijała się o metalowe ścianki pralki. Trzasnąłem pięścią w wirujący sprzęt i przegryzłem wargę.
- Chyba będziesz musiał troszkę poczekać, chyba że chcesz tak paradować sobie na zewnątrz półnagi... - Odezwała się nagle dziewczyna, która oparła się o framugę drzwi.
Prychnąłem pod nosem i ponownie ją ominąłem.
Moje papieroski...! Jak on mogła?!
Wróciłem do sypialni i zmieniłem opatrunek, a także odkaziłem porządnie ranę. Piekło jak cholera, ale zacisnąłem zęby i wytrzymałem to. Zakręciłem buteleczkę spiritusu i odłożyłem ją na szafkę nocną.
A gdzie mój telefon?
- Dziewczynko! - Wydarłem się i po chwili do pokoju weszła dziewczyna. - Gdzie mój telefon?!
< Vane? XD >
Od Vane CD Shadow
"Kolejny zamach zorganizowany przez zbuntowanych... Kilkanaście osób nie żyje... Jedna osoba wyszła cało... W śpiączce..."
czwartek, 9 marca 2017
Od Shadow
Zbliżyłam się do obskurnego budynku, w towarzystwie dwóch rogatych psów. Już po otworzeniu drzwi uderzył we mnie drażniący zapach alkoholu, wymiocin i krwi. Jedna z hybryd wtuliła pysk w moje biodro, a druga położyła uszy i zaczęła warczeć. Ruchem ręki uciszyłam Ashton'a. Posłusznie przestał, jednak jego uszy, jak i ogon, wskazywały, że w każdej chwili jest gotowy do ataku.
To była jedna z tych chwil, w czasie której cieszyłam się, że normalni ludzie widzą jedynie dwa, wysokie i wychudzone, płowe charty. A przynajmniej do póki one tego chcą.
Ashley delikatnie dźgnęła rogami przyjaciela. Ten podskoczył, wyraźnie zdenerwowany.
Westchnęłam, obserwując, jak toczą niemą dyskusję. Zaraz zapewne zacznie się między nimi walka.
Przeszkodziły im w tym krzyki. Na początku myślałam że to po prostu kolejna bójka, jak to w takich miejscach bywa, jednak po chwili wszystko pokrywały płomienie. Ashley i Ashton od razu do mnie przybrnęli. Nagle, coś spadło z hukiem. Dym wypełnił pomieszczenie.
Dzięki swojej mocy, mniej-więcej wiedziałam co się dzieje, jednak nie mogłam się ruszyć, przygnieciona stolikiem. Ash stał przy przedmiocie i głośno skomlał, a Ley, którą zdążyłam odepchnąć, kuliła się obok mojej głowy. Próbowałam podźwignąć się na łokciach, jednak bezskutecznie.
W tym chaosie dostrzegłam osobę. Była dziwnie spokojna. To ona to zrobiła. Jednak, nie mogłam nic określić płci, czy wysokości, gdyż moje czoło spotkało się boleśnie z ziemią - straciłam całkowicie kontakt z rzeczywistością.
~*~
Zmrużyłam oczy, oślepiona bielą sufitu. Jedynym dźwiękiem były charakterystyczne sygnały z maszyn.
Coś trąciło moją dłoń. Uśmiechnęłam się i pogładziłam pysk psa. Wyczułam dwa, małe rogi, co oznaczało, iż to Ashley. Podniosłam głowę. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to Ashton, pilnujący drzwi. Potem gazeta przy szafce nocnej.
Kolejny zamach zorganizowany przez zbuntowanych... Kilkanaście osób nie żyje... Jedna osoba wyszła cało... W śpiączce...
Przeskakiwałam co parę słów. Lekturę przerwało mi odkaszlnięcie. Szybko podniosłam wzrok.
— To ty. — mruknęłam.
Postać przyśpieszyła kroku.
— Trzeba cię stąd zabrać. — bez zbędnych ceregieli człowiek zaczął odpinać mnie od aparatury.
— Ej, kim ty w ogóle jesteś?! — fuknęłam.
— Kimś takim jak ty. — padła odpowiedź.
< Ktoś? X3 >
środa, 8 marca 2017
Shadow Reev Melody Lee Mayer
poniedziałek, 6 marca 2017
Od Vane CD Kiba
- Co ja zrobiłam... - szepnęłam sama do siebie, związując włosy w dwa kucyki.
- Przespałaś się ze mną - Kiba wychylił się zza kanapy, wciąż mając na swojej twarzy minę pedofila.
- Zamknij się - warknęłam, patrząc na niego zabójczym wzrokiem.
Gdyby nie fakt, że jest on jednym ze zbuntowanych i bratem Tsume, już dawno skończyłby na cmentarzu. Spojrzałam na niego przelotnie, lecz gdy dostrzegłam, że nie ma koszulki od razu wlepiłam w niego swój wzrok.
- Ubierz się debilu, bo ktoś tu zaraz przyjdzie i będziemy mieli problem - zaczęłam zbierać ze stolika wszystkie butelki i śmieci po... "Mini imprezie, która zawsze źle się kończy".
- Nie mam w co - wzruszył ramionami wskazując na koszulkę, która leżała rozdarta na podłodze. - Sama mi ją ściągałaś - wyszczerzył się, zbliżając swą twarz do mojej.
- Nawet nie próbuj. Następnym razem zranię Cię o wiele poważniej - mruknęłam, zawiązując czarny worek.
Szybko podeszłam do drzwi i wyrzuciłam przedmiot do pobliskiego kosza. Nie chciało mi się tego wszystkiego segregować. Nie w tej chwili.
- Zaraz przyniosę Ci jakąś koszulkę - mruknęłam, przymykając na chwilę oczy.
Gdy je ponownie otworzyłam, znalazłam się w centrum Nowego Jorku w przebieralni. Odsłoniłam zasłony, po czym szybkim krokiem podeszłam na dział męski. Wzięłam z wieszaka losową koszulkę. Rozglądnęłam się - Nikt nie zobaczy... - schyliłam się na moment w geście podniesienia czegoś. W rzeczywistości, przeniosłam się z powrotem do domu.
- Ubierz to - podałam mu t-shirt.
- Ależ nie mogę brać od Ciebie takich rzeczy! - uśmiechnął się z pogardą, podnosząc ręce.
- Bierz. Kosztowało mnie to chwilę strachu - zaśmiałam się cicho, ściągając przedmiot z wieszaka.
Na całe szczęście nie musiałam mu kolejny raz powtarzać. Posłusznie włożył ubranie i z rękoma w kieszeni stał przede mną.
- To co robimy? - zapytał, unosząc jedną z brwi.
- Dzwonię po Tsume - uśmiechnęłam się złośliwie, biorąc do rąk telefon.
<Kiba? Won do domu xD Nie no żartuję ( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)>
Od Kiby CD. Vane
Yuki "Czarna" Higashikuni
-potrafi przywoływać duchy innych stworzeń do walki,
Głos: klik
Właściciel: xakikoxchan@gmail.com
Od Peter'a
Niestety, pewnego dnia ja, Gamora, Drax i Groot chcieliśmy osiągnąć niemożliwego - pokonać swego rodzaju "imperatora" galaktyki - Thanos'a. Jak można się domyśleć, polegliśmy, lecz mi jako jedynemu udało się uciec. W tej sytuacji nie miałem innego wyboru. Wróciłem na ziemię...
W idealnym momencie dostrzegłem jakąś postać. Zbliżyłem się w jej/jego stronę wraz z Rocket'em.
- Może te ktoś wie...
<Ktosiu? :3>
niedziela, 5 marca 2017
Od Kane
Czułam jak moje powieki stają się coraz cięższe i praktycznie same się zamykają.
W pewnym momencie do moich oczu doszedł obraz orek, które co kilka sekund wyskakiwały z wody. Zaniepokoiło mnie to... Zachowywały się tak tylko i wyłącznie wtedy, gdy czegoś się bały.
Słyszałam jak wołają o pomoc... Zobaczyłam szarą płetwę płynące za nimi... to nie była orka to... rekin! Bez chwili zastanowienia podbiegłam do brzegu i wskoczyłam prosto do wody, po drodze zmieniając swą postać. Nienawidziłam ich... Zamordowali ważną dla mnie osobę. Machałam płetwą, najmocniej jak tylko potrafiłam. Czułam wyraźne zmęczenie, lecz mimo wszystko nie dawałam za wygraną.
Za pomocą umiejętności porozumiewania się językiem ork, przekazałam im informację, że już się zbliżam. Gdy w końcu dogoniłam bezdusznego potwora, od razu wgryzłam się w jego tylną płetwę. Stworzenie, w sekundzie odwróciło się w moją stronę i również zaatakowało. Zagryzł swe ostre zęby na jednej z mych kończyn. Szarpnął nią, po czym odpłynął w stronę mych przyjaciół. Ja, bezczynnie opadłam na dno, czując okropny ból. Spojrzałam na ranę, wciąż wydobywały się z niej mililitry czerwono-bordowej cieczy...
***
Obudziłam się, czując charakterystyczne mrowienie na skórze. Leżałam na piasku... Powoli otworzyłam oczy. Dookoła zebrał się tłum ludzi. Bez dalszego zastanowienia skierowałam wzrok na płetwę. Wciąż delikatnie krwawiło. Nie dałam rady się podnieść, albo przemienić w człowieka. Na to ostatnie może zebrałabym siły, ale tłum niepotrzebnych gapiów doniosłoby na mnie gdzie trzeba...
- Wody! - wydukałam w naturalnym języku orek.
Nikt się nie ruszył... Musiałam czekać...
***Kilkanaście minut później***
Zapewne gdybym była w 100% orką, już dawno można by było oddać mnie na sushi. Co ciekawe, moja sucha skóra jeszcze wytrzymywała żar odbijający się od słońca. Mimo wszystko, odmawiała współpracy z resztą ciała. Bolało mnie, że Ci wszyscy ludzie nie potrafili chociażby oblać mnie wodą. Jakim debilem trzeba być, żeby o czymś takim nie pomyśleć...
W końcu, po tak długim czasie jaki minął od wynurzenia, dostrzegłam przed sobą charakterystyczny cień dźwigu... Zapakowali mnie do jakiejś furgonetki... Nic więcej nie pamiętam...
<Ktoś?>
Od Shanny cd. Hige
- Chodź - drzwi się otworzyły i zobaczyłam tylko jego głowę. Otworzył je szerzej, a ja weszłam do środka. Za biurkiem siedziała czerwonowłosa dziewczyna, która bawiła się długopisem wymachując nic na lewo i prawo, a potem okręcając wokół palca.
- Jak się nazywasz? - zapytała, a ja bez żadnego pytania usiadłam sobie na wolnym krześle. A co ja będę stała? Nie wiadomo jak długa będzie ta rozmowa.
- Shanna - odparła. Przedstawiła się jako Resney, czyli przywódczyni grupy Spirit of Shnning Star. Jedynie skinęłam głową, a ona zaczęła mi opowiadać o innych czterech grupach. Hm... a może gdzieś dołączyć? przeszło mi przez myśl. Chociaż... po co? Jedyny plus był taki, że nie byłabym sama, jeśli chodzi o zamianę w zwierzęta. Dziewczyna zaproponowała mi dojście do nich, a ja bez oporu się zgodziłam, ponieważ nad odpowiedzią zastanawiałam się wtedy, kiedy ona opowiadała o wszystkim. Trochę mnie to nie obchodziło, gdzieś już to wszystko słyszałam.
- A mamy jakieś sprzeczki pomiędzy innymi grupami? - zapytałam zaciekawiona. Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- I git - wstałam z niewygodnego krzesła, którego było za twarde, jak na mój tyłek, po czym spojrzałam na drzwi. - Jeszcze mam coś załatwić, czy mam już lecieć? - zapytałam. Miałam ochotę wyjść na świeżę powietrze w postaci zwierzęcia.
- Musisz wybrać stanowisko - po zapoznaniu się ze wszystkimi miałam problem z wybraniem pomiędzy taktykiem, czy zwiadowcą. Ale stwierdziłam, że jeśli plan się nie powiedzie, wszystko pójdzie na mnie, a jeśli zostanę zwiadowcą, równie dobrze mogłabym zrzucić winę na ofiarę, która mogła podać złe dane. Zawsze jest jakieś wyjście.
- Zwiadowca - powiedziałam mając zamiar wyjść, aczkolwiek Resney ponownie mnie zatrzymała mówiąc mi, że będą się do mnie zwracać Chell. Nie rozumiałam tego, ale nie miałam nic przeciwko.
<Hige? Może teraz coś wymyślisz?>
Peter Jason Quill
Moce:
- Psychokineza
- Czytanie w myślach
- Władza nad ogniem
- Teleportacja
- Niewidzialność
Umiejętności:
- Odsługiwanie się blasterami
- Latanie za pomocą silniczków zamontowanych w butach
- Wkurzanie oraz robienie bałaganu
- Programowanie
- Uwodzenie kobiet
Ale dla Ciebie mógłbym nawet nauczyć się latać :D
Charakter: Peter jest szybszy, silniejszy i zręczniejszy od nawet najbardziej wysportowanego ziemskiego atlety. Pochodzi z ziemi, ale wychował się wśród kosmitów w kosmosie, dzięki czemu zagłębił się w szerszej technologii, która nie jest dostępna dla ziemi. Star-Lord został dokładnie przeszkolony w sztuce wojennej. Dzięki wyszkoleniu NASA oraz treningowi w armii Kree, Quill jest doskonałym strzelcem, zdolnym obsługiwać najróżniejsze rodzaje broni oraz zręcznym strategiem. Potrafi bez problemu zaplanować atak, który będzie skuteczny w 100%. Mimo swych zdolności, nie domagał się o stanowisko stratega, gdyż pomoże, kiedy będzie to potrzebne. Ponadto, Peter jest świetnym pilotem, zdolnym zapanować nad sterami pojazdu, z którymi ma styczność pierwszy raz w życiu. Dogaduje się ze wszystkimi, którzy dogadują się z nim. Nie jest leniwy, wręcz przeciwnie. Nie usiedzi pięciu minut w jednym miejscu (chyba, że nad czymś pracuje). Zawsze wie czego chce i jest pewny siebie. Dąży do wcześniej ustawionego celu, nawet, jeżeli jest on nieosiągalny.
Cechy Charakterystyczne:
Kilka "drobiazgów" w postaci siniaków i ran po byłych które zdradzał. Walkman oraz słuchawki dopasowane do urządzenia, które zawsze nosi ze sobą.
Ciekawostki:
- Lubi, a wręcz kocha tańczyć, lecz jedynie pod postacią człowieka. Słucha przy tym swych ulubionych piosenek (najczęściej jest to muzyka z końca lat 80, ale sięga po nowsze klipy).
- Jest bratem Vane i prawnym właścicielem Rocket'a (XD)
- Podobnie jak siosta, kocha cherbatę i kakao
- Uwielbia słodkie i puchate zwierzątka
- Posiada maskę, która służy jako zamaskowanie lub przetworzenie toksycznego powietrza (pozwala również do oddychania w przestrzeni kosmicznej)
Yusuke "Blade" Mikazuki
~ Często dusi w sobie emocje.
~ Jest Japończykiem, pochodzi z bardzo znanego rodu.
~ Jest ostatnim członkiem swojego rodu.
~ Uwielbia oglądać miecze (jara się tym).
~ Jest mistrzem walki z mieczem (kendo itp.).
~ Zawsze po walce dokładnie czyści swój ukochany miecz.
Od Hige CD. Shanny
- Bo chcę zrobić coś dla społeczeństwa. To takie dziwne?
- Nie, właściwie to nie - wzruszyła ramionami.
- To nie zadawaj głupich pytań.
Wróciłem do tego co robiłem wcześniej. Dziewczyna nadal tam stała. Najpierw starałem się ją ignorować ale ona nadal nie odchodziła.
- Chcesz czegoś? - podniosłem głowę i spojrzałem na nią.
- Nie.
- To czemu tu stoisz?
Wzruszyła ramionami. Przewróciłem oczami i wstałem przeciągając się.
- Chodź - stwierdziłem, że zaprowadzę ją do Resney. Nie wiedziałem co z nią zrobić, może ona będzie wiedzieć.
Od Hige CD. Resney
- Co ty robisz?!
- Idziesz spać. Teraz.
Przerzuciłem ją sobie przez ramię i zacząłem iść do jej sypialni. Czułem, jak wali pięściami w moje plecy.
- Puszczaj mnie! Nie możemy marnować tyle czasu!
- Damy radę. Świat się nie zawali - w końcu wszedłem do pokoju i położyłem ją na łóżko. Podszedłem szybko do drzwi, wyszedłem na korytarz i zamknąłem je na klucz.
- Hige wypuść mnie! - krzyknęła waląc w drzwi.
- Nie - oparłem się o drzwi plecami i zacząłem się bawić kluczem. - Masz iść spać.
- Nie mam pięciu lat!
- A zachowujesz się tak, jakbyś miała. Dobranoc.
Nie czekałem na jej odpowiedź, po prostu odszedłem i sam udałem się spać.
Od Vane CD Kiba
- W sumie, to czemu nie... - westchnęłam, odkładając zakupy na stół.
Dziwnie się złożyło. Właśnie dzisiaj kupiłam Ballantines'a w dobrej cenie...
- Spójrz - wyciągnęłam z reklamówki ciemnobrązową, szklaną butelkę.
- Uhuhu! - uśmiechnął się, rzucając puszkę prosto do kosza.
Podszedł do mnie i wziął do rąk alkohol. Podczas gdy on przyglądał się kolorowej etykiecie, ja wyciągnęłam szklanki z szafki. Zasiadłam na kanapie, wciąż ze smętną miną patrząc na wypływającą ciecz.
- A coś ty taka smutna? - zapytał Kiba, siadając obok.
Objął mnie ramieniem. Przez chwilę miałam ochotę go odepchnąć, lecz ostatecznie powstrzymałam się.
- Martwię się o niego - wzięłam głęboki łyk.
- Wróci - wyszeptał, również biorąc szklankę do rąk. - A teraz, nie przejmuj się i pij - uśmiechnął się szerzej.
***Pół godziny później...***
- No i wtedy pomyślałam sobie, Boże! Typowy pedofil. K*rwa, muszę spiepszać - zaśmiałam się.
Po chwili dołączył do mnie mój towarzysz. Na stole leżała pusta butelka Ballantines'a. Natomiast na ziemi rozbite szkło po wódce.
- To ty jednak nie jesteś taka święta - chłopak, zbliżył swą twarz do mojej.
- Nikt nie jest! - prychnęłam.
Objął ręką moje biodro. Przytulił bliżej siebie, po czym przewalił do pozycji leżącej.
- Mówił Ci ktoś, że nie da Ci się nie oprzeć? - wyszczerzył się, wsuwając swoją rękę pod moją koszulkę.
- Kiba.. Przestań... - wyszeptałam, czując jak dotyka mojego brzucha.
- Nie mów, że Ci się to nie podoba... - mruknął, patrząc mi prosto w oczy.
- Nie jestem na to gotowa... - mówiłam ledwo przytomnym głosem.
Nie odpowiedział, tylko przeszedł do dalszego bawienia się moim ciałem. Upierałam się, starałam się go odepchnąć, lecz już po minucie straciłam wszystkie siły...
<Kiba? *Lenny*>
Od Kiby CD. Vane
- Dobranoc, księżniczko - mrugnąłem do niej po czym faktycznie poszedłem położyć się spać. Męczące to użeranie się z nią. Stwierdziłem więc, że dam sobie spokój. Na razie.