Drgnąłem słysząc słowa dziewczyny. To wszystko przypominało mi o czymś ważnym...O czymś, czego nie chcę pamiętać. Dobrze znałem to uczucia, które aktualnie odczuwała Vane. Nie są mi one obce... Poczucie winy... Żal do samego siebie... Załamanie i można by było jeszcze długo wymieniać. Te wszystkie uczucia mogą wykończyć człowieka i zniszczyć go psychicznie. Ja się jednak nie dałem i w porę wyszedłem z tego gówna.
- Słuchaj Vane... - Wziąłem głęboki wdech, jak miałem ją niby pocieszyć? - Dobrze wiem przez co teraz przechodzisz... - Położyłem dłoń na jej ramieniu. - To nie jest miejsce na takie rozmowy... Przyjechałaś samochodem, prawda?
Skinęła lekko głową, a ja objąłem ją delikatnie w pasie, po czym ruszyłem z nią w stronę parkingu. Przejąłem od niej kluczyki, bo w takim stanie to chyba za daleko by nie ujechała i zająłem miejsce za kółkiem. Zapiąłem pasy i wsadziłem kluczyk do stacyjki.
- Pojedziemy do mnie, dobrze? - Zerknąłem na nią pytająco, wyjeżdżając na główną drogę.
Nic nie odpowiedziała, więc uznałem to za "tak". Reszta drogi minęła nam w ciszy i żadno z nas nie odezwało się nawet słowem, co mi jakoś specjalnie nie przeszkadzało. Po jakimś czasie w końcu zaparkowałem pod domem i oddałem kluczyki dziewczynie, po czym wyszedłem z auta. Vane podążyła za mną powolnie, dalej mając w oczach łzy.
- Proszę... - Otworzyłem jej drzwi i poczekałem aż wejdzie. - Chcesz coś do picia? - Zagadnąłem, odkładając jej i zarazem swój płaszcz na wieszak.
- Nie dzięki... - Podreptała do salonu i od razu usiadła na kanapie zaciskając usta w wąską kreskę.
- Jeśli chcesz płakać to płacz... - Szepnąłem do niej łagodnie i pogłaskałem ją po głowie. - Nie ma czego się wstydzić...
Spojrzała na mnie zaszklonymi oczami i po chwili zauważyłem na jej zaczerwienionych policzkach pierwsze łzy. Usiadłem obok niej i przytuliłem czule do siebie.
- To moja wina... - Zaszlochała, płacząc jak małe dziecko.
- Cii... Spokojnie... To nie twoja wina... - Gładziłem spokojnie jej ramię, chcąc dodać jej trochę otuchy.
Nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale kiedy w końcu Vane się uspokoiła, odsunąłem się od niej nieznacznie.
- Posłuchaj... Nie jesteś z tym sama... Masz Rocket'a i Kibę... - Zacząłem spokojnie do niej przemawiać.
- Skąd wiesz o Kibie? - Spojrzała na mnie zaskoczona, na co ja uśmiechnąłem się delikatnie i starłem ostatnie łzy z jej policzków.
- Przeprowadziłem po południu małe śledztwo... - Przyznałem po chwili. - A wracając do tematu, to możesz też liczyć na mnie. Bardzo dobrze wiem co czujesz i wiem, że nie jest ci z tym wszystkim łatwo, ale nie możesz się wiecznie obwiniać... To nie zwróci życia dziecku...
- Skąd wiesz co czuję? Straciłeś kogoś? - Spojrzała na mnie tym smutnym wzrokiem.
- Eh... - Podniosłem się z kanapy. - Kiedy miałem siedemnaście lat, poznałem cudowną dziewczynę. Dwa lata później pobraliśmy się, a rok później na świat przyszedł nasz syn. - Podszedłem do niewielkiej komody i zacząłem grzebać w jednej z szuflad.
Po chwili pokazałem Vane fotografię przedstawiającą moją już byłą żonę i sześcioletniego synka.
- To wszystko stało się pięć lat temu... - Przegryzłem wargę. - Wracałem z pracy i pojechałem od razu odebrać moją rodzinkę ze spaceru w parku... Wiesz chciałem im zrobić niespodziankę i zabrać później na lody... Jednak nie wiedzieliśmy, że już w tamtym okresie czasu rządowe pieski śledziły nas... A szczególnie moją żonę i syna... Rząd zlecił zabicie ich... Zostali zastrzeleni na moich oczach, a jedyne co potrafiłem wtedy zrobić to patrzeć jak ponoszą śmierć na miejscu.... - Zakończyłem swoją opowieść i spojrzałem na Vane, ciekaw jej reakcji.
<Vane? Dramacik... :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz