Inne strony

sobota, 21 października 2017

Od Flurry cd Kevin

– Akurat na ten temat nie muszą mnie uczyć. – zrobiłam lenny face'a. – Swoją drogą, jakim cudem zawędrowałeś na Boku no Pico? Czyżbyś był... – zaczęłam swój wywód na temat tego anime.
– Nie! Nie jestem! – stanowczo zaprzeczył, nim cokolwiek powiedziałam.
Wzruszyłam ramionami.
– Zwalałeś sobie do ruchomych obrazów? – zachichotałam, jedząc powoli swoje lody. – To anime jest akurat strasznie nudne.
– Noo... Pewnie ty widziałaś coś takiego, ale bez cenzury...
Z dziwnym uśmiechem kiwnęłam głową.
– I jeszcze powiedz, że próbowałaś tego w prawdziwym życiu.
Mój potwierdzający jego słowa uśmiech sprawił, że odsunął się od stołu.
–  Kogo ja trzymam w domu...
– Czego się spodziewałeś po dzieciakach, które spędziły parę lat w ośrodku?
– A co, opiekunki was tam molestowały?
– Nieee, co ty. Mieliśmy tam też opiekunów.
Nachylił się nade mną.
– Ty mówisz poważnie?
Zrobiłam lenny face'a.
– Ja w twoim wieku nawet o takich rzeczach nie myślałem. Myślałem o wiele gorszych rzeczach..
– I co? Spełniłeś je?
Zawiesił się na chwilę, jakby nad czymś rozmyślał.
– Czyli załóżmy, że jeżeli bym cię dzisiaj w nocy przeleciał, to ciebie by to nie wzruszyło?
Prychnęłam.
– Tą propozycję kieruj w stronę Corrinne.
– A zabezpieczaliście się chociaż? Możesz mieć jakiegoś HIFA czy coś... Chyba wolałbym nie ryzykować...
     Chociaż na zewnątrz się uśmiechałam, w środku trzęsłam się od nadmiaru złych wspomnień. Wciąż nie rozumiem, czemu Corrinne się tak poświęciła. Jakby to co się z nią stanie, było jej wtedy obojętne. Cholerny zboczeniec.
– A bo ja wiem? Do mnie nie takie pytania, byłam zmuszona by na to patrzeć, ale koniecznie próbowałam zamykać oczy.
– I właśnie dlatego posiadanie jednego oka jest piękne!
     Kiedy jesteś ofiarą, nawet brak oka ci nie pomoże...
–  Jesteś pewna, że nie potrzebujesz jakiegoś psychologa, czy coś? - miał nieco poważniejszy ton.
– Nie. Ja nie. Tobie by się psychiatra przydał, jak już jesteśmy przy tym temacie.

< Kevin? >

Od Kevina CD Flurry

- Dobrze wiedzieć... - prychnąłem pod nosem, wypakowując z torby ciuchy brudne z krwi. I komu to wszystko będzie się chciało prać? Bo na pewno nie mnie.., Nie mam ludzi od tego!
- Oglądałem kiedyś jedno anime... - dodałem po krótkiej chwili,.
- CO?! KIEDY?! JAKIE?! - niczym wyrwana z transu, wychyliła się zza kanapy i spojrzała prosto na mnie. Mimowolnie się zaśmiałem.
- Chyba nosiło  tytuł... - zawiesiłem się na chwilę, starając się przegrzebać resztki swojej pamięci. - Boku No Pico! - wypaliłem w końcu, stojąc już przy dziewczynie. Pstryknąłem ją delikatnie w nos, kątem oka spoglądając na oglądany przez nią animowany serial. - Lecz to anime nie jest dla dziewczynek takich jak ty... - podsumowałem tymi słowami, po czym w pędzie udałem się na górne piętro, w towarzystwie reklamówki z brudnymi szmatami, które przyodziewam pod swą zwierzęcą postacią. Doszły do mnie jedynie ledwo słyszalne pomruki Flurry, która najwyraźniej niezadowolona stanem baterii w laptopie, poszukiwała ładowarki. Ach te nastoletnie dzieci...
Kilkanaście minut później, gdy pranie już wirowało w pralce, wróciłem na dół do nieletniej, która aktualnie tam przebywała. Wciąż jak uzależniona wpatrywała się w ekran laptopa... Cholera, przestaję wierzyć w młodzież.
- Może chcesz się przejść na spacer? Na lody, czy coś słodkiego? - wtrąciłem w pewnym momencie, stając idealnie przed nią i sprzętem.
- Robię aktualnie o wiele ciekawsze rzeczy... - odburknęła niechętnie.
- No trudno... - wzruszyłem ramionami, odwracając wzrok. - Bo tak się składa, że mówiąc "spacer" miałem na myśli ten po galerii... A jeśli chodzi o lody, to w centrum handlowym można je kupić w wielu miejscach. Później miałem zamiar zabrać cię do jakiegoś sklepu z RTV i AGD, żeby kupić nowego laptopa, bo de facto cały czas zabierasz mojego, aalee...
- JEDZIEMY! - podniosła się gwałtownie, szybkim ruchem odkładając mój stary sprzęt na stół. Przeskanowałem dokładnie jej postać wzrokiem. Czy naprawdę...
- Ty jeszcze w pidżamie? - uniosłem zdziwiony brwi, obserwując każdy najmniejszy ruch z jej strony. Wzruszyła ramionami w odpowiedzi. Po kolejnej chwili już jej nie było w pomieszczeniu. Zakręcone nastolatki...
***
- Mówię ci, że ten jest zajebisty! - krzyknąłem któryś raz z kolei w stronę towarzyszki, która strasznie chciała kupić jakiegoś MacBook'a. Nie rozumiem na co ten cały "hype" na ten sprzęt. Chodzi o to całe nadgryzione jabłko?
- Ten. Jest. Świetny! - zaprotestowała, wskazując na pulpit owego laptopa. - Tamto, to grat! - prychnęła, skanując wzrokiem laptopa HP, którego chciałem jej kupić. Upierała się jak osioł...
- Co jest w nim wspaniałego? - zapytałem nieco ciszej, gdyż doszło do mnie, że ludzie z obsługi od dłuższego czasu się na nas gapią. Dlaczego ja w ogóle się na to zdecydowałem...
- Parametry i wygląd! - wypaliła, krzyżując ręce.
- Parametry ma gorsze od tego HP! - zaśmiałem się, wywracając oczyma, nieco wkurwiony zachowaniem dziewczyny. "Nosz kurde, tej to nic nie wmówisz..." - Dobra, kupię ci go, ale masz być dla mnie niesamowicie miła... I ogólnie, grzeczna... - sam do końca nie wiem dlaczego, ale na moją twarz w tej chwili wpłynęła mina pedofila.
Najwidoczniej tego nie zauważyła. Zbliżyła się i przytuliła do mnie.
- Naprawdę, kocham cię jak ojca... - wypaliła, lecz wyraźnie wyczułem jak powstrzymuje się od śmiechu. - Jesteś dla mnie wzorem do naśladowania - te słowa prawie nie przeszły jej przez gardło.
- Kochanie za kasę... Huh, nie baw się w prostytutkę, czy coś tam... - poklepałem ją delikatnie po głowie. - I tak dużo wydam, więc weź jeszcze jakąś torbę i mysz do tego grata - westchnąłem.
Z dwoma reklamówkami wypakowanymi tymi kosztownymi zakupami, ruszyliśmy w końcu w stronę upragnionej lodziarni. Od tego całego darcia się, nieco zdarłem sobie gardło. Podczas gdy ja wybrałem lody o smaku cytrynowym i waniliowym, dziewczyna zdecydowała się na te oreo i nutelli. Zapłaciłem za oba desery, po czym przysiadłem przy jednym ze stoliczków, tuż naprzeciw Flurry.
- Nie wiem, czy zainstalować kontrolę rodzicielską już teraz, czy może dopiero wtedy, gdy znajdziesz sobie chłopaka... Albo zaczną uczyć o seksie i innym takim w szkole...

<Flurry? c: >

Od Flurry cd Kevin

Kiwnęłam głową.
– Boję się o Corrinne... Bo... Ona mnie stamtąd wyrwała... I... Ścigali nas... Zawróciła. Jak oni coś jej zrobią? Coś bardzo, bardzo złego?
– Nie zrobią... Jest za mocnym ogniwem, więc na pewno nie będą chcieli jej zabić...– odpowiedział. Jego głos był pewny. Muszę mu zaufać pod tym względem, bo jest już zapewne bardzo długo w szeregach ścigających.
– Mam taką nadzieję. – wzdrygnęłam się.
– Dobra! Chcesz nauczyć się z powrotem zmienić w człowieka?  – wypalił ni stąd ni zowąd.
Kiwnęłam głową.
– No więc...
***
Siedziałam samotnie w domu Xerxesa. Jego samego nie było, bowiem musiał coś tam załatwić. No i nie zniknął na kilka godzin.
Który budynek znowu bombardują czy ilu nadprzyrodzonych właśnie rozstrzelali?
Czy ja kiedyś też będę musiała strzelać do przedstawicieli mojego dawnego "gatunku"?
– Kiedyś- na pewno. Bo będą chcieli mnie zabić. – mruknęłam do siebie.
     Kevin próbował nauczyć mnie przemiany w człowieka, ale... Coś mi nie wychodziło. Więc sam musiał przemienić mnie za pomocą jakieś tam swojej mocy.
Więc siedziałam tak przed telewizorem, obkręcając różowe włosy wokół palca.
Głupoty... - fukałam w myślach co parę sekund, przełączając kanały.
Zatrzymałam się dopiero na wydaniu wiadomości.
Nudy... Nic. Żadnych ataków ani nic.
No to co? Jakieś anime może...?
Z uśmieszkiem odpaliłam ulubiony tytuł.
Jakoś w połowie sezonu, do mieszkania wbił właściciel.
– Dobry. Jak było? – zapytałam, nie odrywając wzroku od Tomoe i Yukiji.
Cisza.
Wzruszyłam ramionami. Mieć go gdzieś, anime ważniejsze!
Zaczynam rozumieć, czemu Corrinne tak się jarała tym yokai. Ale i tak wolę Mizukiego i Kuramę!
– Co to za por–
– To. Jest. Anime. – przerwałam mu, zanim dokończył.
Prychnął.
– Tomoe jako dzieciak jest słodkiiiii.– pisnęłam nagle.
– Bo ja wiem? Niezbyt.– odezwał się.
Zmroziłam go wzrokiem.
– Gdyby była tu Corri, oberwałbyś właśnie w ryj.  – zaśmiałam się, a widząc jego pytającą minę, wyjaśniłam – To jej ulubiona postać.

< Kevin? 😏>

Od Jack'a CD Yuki

- Nadzieja matką głupich... - westchnąłem, spoglądając na stojącą kilka metrów dalej dziewczynę. - Musisz być świadoma, że w każdej chwili ktoś może cię zaatakować od tyłu. Jedna, kulka, w łeb i koniec - dodałem, podwijając do góry opatulający moją twarz materiał.
- Jestem jak najbardziej świadoma wszystkiego, co mnie otacza... - mruknęła pod nosem, widocznie niezadowolona z wygłoszonej przed chwilą mej opinii. Mimowolnie cicho się zaśmiałem.
- Miło się gadało, ale ja już będę spadał - w tym momencie nie potrafiłem wymyślić "lepszej" wymówki, na ulotnienie się z tego miejsca. Po prostu nie lubię towarzystwa, jestem aspołecznym dzieciakiem. - Z pewnością kiedyś spotkamy się na misji, Milady - nie minęło kolejne kilka sekund, a ja nie czekając na reakcję ze strony dziewczyny, po prostu odszedłem w cień.
*Może teraźniejszość?*
Ach... Pomyśleć, że zaraz po mym dołączeniu do Sprint of Shining Star, wszystko w pewnym sensie zaczęło się sypać. Dwie egzekucje trzech naszych, w tym przywódcy jednego z klanów. Tak zwana "katastrofa" o której ostatnio głośno w klanie Guardians of the Galaxy... Skąd to wszystko wiem? Prosta odpowiedź - stanowisko zwiadowcy. Czasami wykorzystuję je, tylko dla swoich egoistycznych potrzeb... No cóż...
- Jack, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - warknęła w moją stronę dziewczyna, która od dłuższego czasu najwyraźniej tłumaczyła mi szczegóły jakiegoś tam planu. 
Uniosłem na nią swoje pełne znudzenia spojrzenie, pod którym w rzeczywistości krył się czysty ubaw. Kocham denerwować ludzi swoim zachowaniem. Mam to we krwi... I po prostu czekam, aż wreszcie zda sobie ona z tego sprawę.
- No, no, no... Masz mi kogoś przydzielić do akcji napadu na ścigających, tak? - wyrecytowałem to, co udało mi się zapamiętać z urywków jej słów, które udało mi się zarejestrować w swojej głowie.
- Przynajmniej tyle... Dobra... - westchnęła, biorąc do rąk swój telefon. Wystukała na nim coś, po czym odłożyła go z powrotem na stolik. - A będzie ci towarzyszyć... - przejrzała jakieś kartki. - Yuki...
- Ależ miło... - uśmiechnąłem się sztucznie.
- Czeka na ciebie na korytarzu - dodała, odczytując SMS'a, który dał o sobie znać cichą wibracją urządzenia. 
- Tak, tak, dziękuję... I dobranoc - mruknąłem, wywracając oczami. Nie lubiłem, ani nie potrafiłem z nikim współpracować. Takie układy zawsze kończyły się klęską żywiołową...
Przechyliłem delikatnie klamkę drzwi, żeby po chwili przejść przez towarzyszący im próg. Od razu przywitała mnie znajoma twarz kobiety, która jakby nigdy nic przeglądała coś w swoim telefonie. Poprawiłem element przysłaniający mą twarz.
- Włóczące się po nocach dziecko wróciło... - "przywitałem się", przy tym wciskając ręce do kieszeni.
<Yuki?>

piątek, 20 października 2017

Od Viktora CD Yuri

Wpatrywałem się w jasny ekran telewizora, na którym od dłuższego czasu leciały jakieś nic nie przynoszące otaczającemu nas światu reklamy. Kto w ogóle stworzył ten typ rozprzestrzeniania jakieś informacji, czy promowania swojego produktu? Z pewnością był to jakiś idiota, który nie miał nic innego w zamiarze, niż uprzykrzanie życia ludziom. Szczególnie w momencie kulminacji jakiegoś wydarzenia w filmu. Ach, współczesna telewizja...
- Jutro muszę z rana iść na trening, w przeciwnym razie trener mnie za- - przerwałem w momencie, gdy tylko dostrzegłem, że opierający się o moje ramię chłopak całkowicie pogrążył się w śnie. Mimowolnie na moją twarz wpłynął uśmiech, a zaraz po nim z mojego gardła wydobył się cichy śmiech. - Oj Yuri, Yuri... - wyszeptałem, wpatrując się w jego zamknięte oczy.
Miskę, która dotychczas leżała przed nami, przeniosłem na stojącą obok łóżka szafkę nocną. Powoli przeniosłem głowę chłopaka na poduszkę, którą uprzednio położyłem we właściwym miejscu, po czym sam zająłem miejsce tuż obok niego. Nie wiem co mnie w tej chwili skusiło, ale przytuliłem go do siebie. Tak czule, jak na tą chwilę było mnie stać. Patrzenie na jego pełne cierpienia i bólu oczy, samo było dla mnie katorgą, więc tym bardziej nie chciałem, aby w nocy musiał przeżywać to samo. Ta cicha, ciemna i pora tajemniczości pora powinna być momentem odpoczynku od zwykłego, raniącego nas świata. Odskocznią, której każdy od czasu do czasu potrzebuje...
- Dobranoc, Yuri... - dodałem jedynie, po czym drugą ręką wyłączyłem telewizor i zgasiłem lampkę.
***
Obudził mnie dobrze znany ryk budzika. Nienawidzę go... Szybko zerwałem się niczym poparzony, po czym dotknięciem palca go wyłączyłem. "Pora wstawać" - pomyślałem, a z mojego gardła wydobyło się ciche ziewnięcie. Mój wzrok w momencie powędrował nieco niżej, gdy zauważyłem, że tą noc przespałem z Yurim w jednym łóżku. Dopiero w tym momencie zacząłem sobie wszystko dobrze przypominać... No tak, wczorajsza krótka przerwa w spaniu. Upewniłem się, że chłopak nadal śpi, po czym stanąłem w końcu na równe nogi. Kątem oka przejrzałem się w stojącym kilka metrów dalej lustrze. Chyba z moimi włosami jest coś bardzo nie-tak. Niektóre dosłownie stały dęba. Szybko strzepałem je do odpowiedniej pozycji dłonią, żeby w następnej kolejności wygrzebać z szafy jakiś strój na treningi i zejść na dół. Do wyjścia byłem gotowy w ciągu kilku najbliższych minut... Teraz jeszcze napisanie listu do Yuriego, któremu damy jeszcze trochę pospać...
"Mój najdroższy śpiochu. Jako, że nie miałem zamiaru budzić twojej słodkiej osóbki, zostawiam cię samego w domu. Ostatnio trzy dni z rzędu odpuściłem sobie wszelakie próby nawiązaniu kontaktu z Yakovem, więc dzisiaj naprawdę jestem zmuszony pojawić się na treningu. Zostawiam Ci 50$, zrób z nimi co chcesz, opij, idź na zakupy, czy cokolwiek innego. Jedzenie masz w lodówce, zostało trochę z wczoraj. 
~Viktor :)"
Zakończyłem wszystko tym jakże uroczym uśmieszkiem, po czym zostawiłem kartkę wraz z pieniędzmi na stole. Sprawdziłem ostatni raz, czy wszystko jest na swoim miejscu... Chwila, a gdzie jest...
- Makkachin! - zawołałem, dostrzegając swojego pupila.
Ten w momencie podbiegł do mnie i ułożył swoje łapy na moich nogach. Poczochrałem delikatnie jego sierść w okolicach uszu.
- Pilnuj Yuriego, dobrze? - uśmiechnąłem się mimowolnie, na co pies zaszczekał wesoło.Włożyłem na siebie buty oraz płaszcz, żeby po krótkiej chwili zniknąć za drzwiami. Zamknąłem je za sobą na klucz, a następnie ruszyłem w stronę samochodu.
***
Kilka godzin później ponownie stałem pod tymi samymi drzwiami, z niedużą torbą,, która mi towarzyszyła od dłuższego czasu. Były w niej stare łyżwy chłopaka, które nie ukrywam - nieco podrasowałem wraz ze swoim starym znajomym. Takie tam, polerowanie, wymiana tępych ostrzy, poprawka jakiś nierówności i inne. Teraz wyglądały jak nówki, wcale nie śmigane!
- Dzieeń dobry? - powiedziałem cicho, robiąc pierwszy krok. - Yuuri, mam coś dla ciebie!

<Yuri? c: >

Od Kevina i Vane CD Corrinne

*Per. Vane*

Siedziałam od dłuższego czasu na kanapie, jakby czekając na jakieś zbawienie z góry. Nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie że Xerxesowi się przysnęło. Mimo wszytko, na tą chwilę nie miałam najmniejszej ochoty tego sprawdzać. Wolałam rozkoszować się ciszą i chwilowym spokojem. Nie miałam na razie po co wracać do domu. Równie dobrze mogłabym iść przed siebie, nawet nie patrząc przed siebie. Ostatnio zbawieniem dla mej rutyny jest zwykłe wyjście do sklepu, czy podlanie kwiatków w ogrodzie. Wciąż czuję dziwną nostalgię... Cholera, chyba zaczynam świrować.
- O, cześć Rocket - z dotychczasowego transu wyrwał mnie dawno niesłyszany głos. Tak, to musiała być ona, nie musiałam się dwa razy zastanawiać. Jej ton co prawda widocznie odstawał od tego, którym posługiwała się jakiś czas temu, lecz ona, to ona.
Podniosłam się gwałtownie, żeby w następnej kolejności wlepić w nią swoje spojrzenie. Szybko jej wzrok powędrował w bok.
- Corrinne, słuchaj... - zaczęłam, lecz nie dane było mi skończyć.
- Jakim prawem jeszcze się do mnie odzywasz? - warknęła, widocznie zdenerwowana unosząc na mnie swoje rozzłoszczone spojrzenie.
Zrozumiałe, w końcu po tym co odwaliłam... Sama zachowałabym się w ten sposób.  Nie byłoby nawet opcji, abym zachowała spokój. Za dużo przeze mnie straciła. W tamtym momencie po prostu na zbyt poniosły mnie emocje. Nie mam pojęcia dlaczego w tamtym momencie wyszło ze mnie tyle tego wszystkiego...
- Tak, wiem, zrobiłam źle... - widocznie się spięłam. - Serio, nie mam pojęcia dlaczego wtedy wyżyłam się na waszej dwójce, po prostu...
- Zamknij się... - warknęła, poprawiając swój plecak.
Kątem oka dostrzegłam jak Xerxes stoi i wpatruje się w nas z ostatniego stopnia schodów. Jedynie na moment oderwałam wzrok od dziewczyny, prosto w jego stronę. Wzruszył jedynie ramionami.
- Corrinne, na prawdę przepraszam... - moje oczy ponownie przeskanowały jej postać. - Gdyby było cokolwiek, co mogę dla ciebie zrobić...
- Teraz przyłazisz?! - wypaliła, zatrzymując się w miejscu. - Po tym, jak wywaliłaś nas, a twój kochaś Gilbercik i synalek Yu... - w tym samym momencie jej usta zostały zakryte przez dotychczas stojącego kilka metrów dalej mężczyznę, natomiast chrząknięcie Rocketa powstrzymało kontynuowanie wypowiedzi.
Mój wzrok w tym momencie na przemian wędrował pomiędzy obecną w pokoju trójką. Nie do końca dane mi było zrozumieć o co w jej słowach chodziło, gdyż mój mózg dosłownie się zatrzymał. To wszystko tak idealnie, lecz równocześnie w ogóle do siebie nie pasowało... Lecz, czy to znaczy, że cały świat zrobił mnie w chuja?

"Per. Xerxes'a*

- To są skutki uboczne tych wszystkich operacji i psychodropów - syknąłem przez zęby, uważnie przyglądając się stojącej pode mną dziewczynie. - Bredzi bez sensu i składu, jakieś całkowicie niestworzone rzeczy... - zwróciłem z powrotem swoje sprawne oko w stronę młodej kobiety. - Ja również miałem jakieś dziwne schizy... - wypaliłem, starając się jeszcze bardziej "załagodzić" sytuację.
- Puszczaj mnie! - warknęła w pewnym momencie dotychczas przytrzymywana przeze mnie nastolatka, po czym gwałtownym szarpnięciem wyrwała się z moich objęć. Po krótkiej chwili, była już poza domem. Mimowolnie przekląłem pod nosem, zaciskając dłonie w pięści. Znowu to jebane uczucie zdezorientowania...
- To się źle skończy... - doszedł do mnie głos niższego osobnika, który jakby znikąd pojawił się tuż obok. Ze skrzyżowanymi łapami przyglądał się Vane, która nerwowo przygryzała opuszek swego palca.
- Co ty nie powiesz - prychnąłem, nieco zwracając wzrok w jego stronę. Nieco przykucnąłem. - Musisz mieć oczy dookoła głowy. Teraz, choćby najmniejszy skrawek z przeszłości może, ale oczywiście nie musi, przywrócić jej wspomnienia... Prawdę o tej tragedii - dodałem, wzdychając równie cicho. - Jak dobrze wiesz, nie skończyłoby się to za dobrze... - w tym momencie nasze spojrzenia się na moment skrzyżowały. Posłałem mu pełen tajemniczości uśmieszek. - Chociaż.... Jak dla mnie, to prawdy mogłaby się dowiedzieć nawet w tym momencie. Przynajmniej byłoby ciekawie...
- Stul dziób, Xerxes - wymruczał pod nosem, podchodząc do dziewczyny. - Lepiej już wracajmy. Twoja najdroższa rutyna czeka - dokończył, przy tym poprawiając element dopasowanego stroju.
- Tak... Chyba powinniśmy już iść... - odpowiedziała jakby w transie, nie odrywając wzroku od jednego, nie dużego punktu.
Nie minęła minuta, a owej dwójki również już nie było w pomieszczeniu. Została ta sama, głucha cisza, którą od czasu do czasu przerywał jakiś głupi tekst Emily. Ściągnąłem nią sobie z ramienia, po czym dokładnie przeskanowałem wzrokiem. Jedną z rąk delikatnie gładziłem jej jasno-brązowe włosy. Nieco się uśmiechnąłem.
- Nie będziemy się widzieć przez najbliższy czas... - westchnąłem,nie odrywając wzroku od jej pustego wyrazu twarzy. - Znowu stanę się grzecznym pieskiem rządu.... Więc.... Do zobaczenia... - po wypowiedzeniu ostatnich słów, zmieniłem swoją postać.
~~~
Noc. Walnąłem się na łóżko, widocznie niezadowolony z dzisiejszego dnia. Pomyśleć, że w ciągu kilku godzin, ba, kilku minut wszystko zdążyło przybrać zupełnie inny bieg. Chyba pora znowu stać się poważnym i ułożonym dowódcą, który jedynie co robi, to wyżywa i drze się na innych. Chociaż tą "fazę" miałem za sobą, czułem, że powinienem ponownie do niej wrócić. Ach... Kevin Regnad powraca?
Może wszystko byłoby w porządku, gdyby nie gwałtowne trzaski dochodzące z dołu. Niczym poparzony zerwałem się do pionu... Wyostrzyłem słuch... Tsa, chyba mamy gościa. Nie minęła minuta, a znalazłem się na dole w towarzystwie niedużej latarki. Bo po co marnować prąd na światło i nie potrzebnie nastraszać włamywacza?
- Kim ty... - zacząłem, nieco odsuwając się od postaci która aktualnie stała przede mną. Nie, to nie możliwe, lecz... Czuję, że... - Flurry? - wypaliłem w końcu, naświetlając jej pyszczek latarką.
- Xerxes...? - wyszeptała, widocznie wycieńczona owijając się resztką jakiegoś i tak potarganego materiału. 
Nieco przykucnąłem, żeby nasze twarze znalazły się na tym samym poziomie. Jej łapy w tym momencie przybrały kształt puchatej kulki. W następnej kolejności na mój policzek zostało złożone swoiste uderzenie - które nie ukrywam - nieco zabolało. Tyłem zetknąłem się z ziemią. . Huh, chyba zasłużyłem...
- To wszystko wina tego, że nie byłam w stanie się sama ochronić... - wyszeptała po krótkiej chwili, wciąż mając zaciśnięte łapy. Wsłuchując się w jej słowa, zacząłem nieco rozmasowywać bolące miejsce. Nawet nie próbowałem w tej chwili powstać, czekałem, aż skończy.. - Przez moją własną słabość... To niesprawiedliwe! - syknęła, przymykając i tak już wilgotne od płaczu powieki. - A-Ale... Ty... - gdy tylko wypowiedziała ostatnie sylaby, mimowolnie jej ciało powędrowało prosto na moją pierś.
Wtuliła się w moją koszulę, natomiast z jej oczu wydobyły się kolejne potoki łez. W krótkim czasie mogłem to wyczuć na swym ciele... Nieco się uśmiechałem, delikatnie gładząc ją po głowie. Przymknąłem oczy... Przynajmniej ona nic się nie zmieniła...
- Czy mogłabyś mi obiecać tylko jedno? - zapytałem po chwili, nieco rozchylając powieki.
- Huh? - wyczułem jak unosi głowę.
- Nie uciekaj i nie zostawiaj mnie już nigdy więcej, dobrze...?

<Flurry?>

niedziela, 15 października 2017

Od Corrinne cd Kevin

Kiedykolwiek widziałem Kevin nie patrzył, wymknęłam się do pokoju, gdzie miałam swoje rzeczy. Nie odpowiedziałam na żadne z jego późniejszych pytań. Założyłam swoje ubrania, zostawiając jednak na sobie bluzę ścigającego. Ukradkiem schowałam do plecaka parę ciuchów. Dla Flurry. Bo... Chciałam po nią iść. Zaraz.
   Uśmiechnęłam się do swojej starej broni, którą miałam jeszcze po rodzicach. Przyda się.
Pewnie wyszłam ( wciąż jako furry) z pomieszczenia, powoli machając ogonem. W środku trzęsłam się ze strachu, który wciąż towarzyszył mi od tygodni. Maska. Maska, kryjąca czarne uczucia.
– O, cześć Rocket. – mruknęłam, ignorując Vane. Nawet nie specjalnie chciało mi się pytać, co o n a tu robi. Ledwo wymknęłam się z tego psychiatryka, a ta już chce mnie zabić?
– Corrinne, słuchaj... – usłyszałam głos ciotki.
Zawiesiłam się w pół kroku.
– Jakim prawem się jeszcze do mnie odzywasz?
   ***
Trzasnęłam drzwiami. Plecak dosłownie powiewał na moim ramieniu gdy biegłam gdzieś przez ogródki. Szłam okrężną drogą, by zahaczyć jeszcze o dom. O mój stary dom.
Doszło między nami do kłótni... I dziwię się, że ani Xerxes, ani Rocket nie wysadzili mnie w powietrze. Okazało się, że Vane straciła pamięć. Bo jak wygarnęłam jej w s z y s t k o, ona nie wiedziała o co chodzi. 
Coś mnie ominęło? O czymś nie wiem? Klany znów coś mieszają?
      Potknęłam się o krawężnik. Dosłownie wyglebałam się na ledwo wyrośniętą trawę, robiąc fikołka nad niskim, zniszczonym płotem. Z trudem podniosłam się, pomagając sobie ogonem.
Auć.
Rozejrzałam się. Była to opuszczona działka z murami. Tak, to tu.
Wtargnęłam za ścianę i już wspinałam się na dorodne już drzewo.
– Dużo już widziałeś, prawda? – szepnęłam, wskakując na ostatnią gałąź. Zabrałam z niej parę noży i rewolwer. – Obiecuję, że jeszcze kiedyś tu przyjdę.
Przejechałam dłonią po korze i już mnie tam nie było.
Idę na pewną śmierć? Prawdopodobnie.
Możliwe, że mnie tam zamkną? Uh, to na sto procent.
Ocalę Flurry? Po to tam idę.
Czy zawiodę? Nie zamierzam.
    Tata czy mama też by to zrobili. Skoczyliby za nami w całą rządową armię.
Ja mam do uratowania jedną osobę, bardzo dla mnie ważną. Nauczyli mnie, by...
   Zawiesiłam się w pół kroku, mrużąc oczy. O tej godzinie powinni mieć trening. Jeżeli zdążę, dostrzegę gdzie ją zamykają...
Potem tam wbiję, wyciągnę ją...
A dalej niech los zdecyduje.
***
Tak jak się spodziewałam- odprowadzali właśnie swoje króliki doświadczalne do klatek. Choć Flurry nie była już człowiekiem, czy różowym wilkiem, z łatwością ją dostrzegłam- bo jak nie można dostrzec swojego skarbu. Była kotołakiem. Pięknym kotołakiem o kremowym kolorze futra, uszach zakończonymi frędzelkami i długich włosach. Jej szare oczy były niemal puste... Bez żadnych wesołych błysków, nadziei...
Kochanie... Poczekaj jeszcze chwilę...
       Naukowców było coraz mniej... Aż w końcu od czasu do czasu przechadzali się jedynie strażnicy. Odczekałam, aż patrol zniknie za zakrętem i skoczyłam spod sufitu na podłogę. Głupcy, nie patrzą w górę. A to z niej najczęściej przychodzi atak.
Pięścią rozwaliłam zamek w drzwiach.  Bez specjalnych wyjaśnień wyciągnęłam Flurry.
– Uciekamy. Już. – szepnęłam, odbezpieczając broń i wręczając drugą przyjaciółce.
    Wypchnęłam ją z klatki. Da radę, bo jest prawie cała. Kilka obtarć i jedna, może, poważniejsza ranka na uchu.
Biegłyśmy... I było łatwo. Zbyt łatwo. Postrzeliłam jedynie dwóch człekokształtnych.
Dopiero jak wyszłyśmy z budynku i biegłyśmy... Za nami usłyszałam szybkie kroki. Rzuciłam jej plecak na ramię. W środku był list, bo spodziewałam się, że możemy razem nie wrócić.
– Corri?
– Biegnij do domu Xerxesa. Masz list w torbie. Błagam, dostosujcie się do niego.
Pchnęłam ją ostatni raz, każąc biec i sama przekroczyłam zarośla, stając niemal naprzeciw ścigającym.

< Kevin? C: >