*Per. Vane*
Siedziałam od dłuższego czasu na kanapie, jakby czekając na jakieś zbawienie z góry. Nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie że Xerxesowi się przysnęło. Mimo wszytko, na tą chwilę nie miałam najmniejszej ochoty tego sprawdzać. Wolałam rozkoszować się ciszą i chwilowym spokojem. Nie miałam na razie po co wracać do domu. Równie dobrze mogłabym iść przed siebie, nawet nie patrząc przed siebie. Ostatnio zbawieniem dla mej rutyny jest zwykłe wyjście do sklepu, czy podlanie kwiatków w ogrodzie. Wciąż czuję dziwną nostalgię... Cholera, chyba zaczynam świrować.
- O, cześć Rocket - z dotychczasowego transu wyrwał mnie dawno niesłyszany głos. Tak, to musiała być ona, nie musiałam się dwa razy zastanawiać. Jej ton co prawda widocznie odstawał od tego, którym posługiwała się jakiś czas temu, lecz ona, to ona.
Podniosłam się gwałtownie, żeby w następnej kolejności wlepić w nią swoje spojrzenie. Szybko jej wzrok powędrował w bok.
- Corrinne, słuchaj... - zaczęłam, lecz nie dane było mi skończyć.
- Jakim prawem jeszcze się do mnie odzywasz? - warknęła, widocznie zdenerwowana unosząc na mnie swoje rozzłoszczone spojrzenie.
Zrozumiałe, w końcu po tym co odwaliłam... Sama zachowałabym się w ten sposób. Nie byłoby nawet opcji, abym zachowała spokój. Za dużo przeze mnie straciła. W tamtym momencie po prostu na zbyt poniosły mnie emocje. Nie mam pojęcia dlaczego w tamtym momencie wyszło ze mnie tyle tego wszystkiego...
- Tak, wiem, zrobiłam źle... - widocznie się spięłam. - Serio, nie mam pojęcia dlaczego wtedy wyżyłam się na waszej dwójce, po prostu...
- Zamknij się... - warknęła, poprawiając swój plecak.
Kątem oka dostrzegłam jak Xerxes stoi i wpatruje się w nas z ostatniego stopnia schodów. Jedynie na moment oderwałam wzrok od dziewczyny, prosto w jego stronę. Wzruszył jedynie ramionami.
- Corrinne, na prawdę przepraszam... - moje oczy ponownie przeskanowały jej postać. - Gdyby było cokolwiek, co mogę dla ciebie zrobić...
- Teraz przyłazisz?! - wypaliła, zatrzymując się w miejscu. - Po tym, jak wywaliłaś nas, a twój kochaś Gilbercik i synalek Yu... - w tym samym momencie jej usta zostały zakryte przez dotychczas stojącego kilka metrów dalej mężczyznę, natomiast chrząknięcie Rocketa powstrzymało kontynuowanie wypowiedzi.
Mój wzrok w tym momencie na przemian wędrował pomiędzy obecną w pokoju trójką. Nie do końca dane mi było zrozumieć o co w jej słowach chodziło, gdyż mój mózg dosłownie się zatrzymał. To wszystko tak idealnie, lecz równocześnie w ogóle do siebie nie pasowało... Lecz, czy to znaczy, że cały świat zrobił mnie w chuja?
"Per. Xerxes'a*
- To są skutki uboczne tych wszystkich operacji i psychodropów - syknąłem przez zęby, uważnie przyglądając się stojącej pode mną dziewczynie. - Bredzi bez sensu i składu, jakieś całkowicie niestworzone rzeczy... - zwróciłem z powrotem swoje sprawne oko w stronę młodej kobiety. - Ja również miałem jakieś dziwne schizy... - wypaliłem, starając się jeszcze bardziej "załagodzić" sytuację.
- Puszczaj mnie! - warknęła w pewnym momencie dotychczas przytrzymywana przeze mnie nastolatka, po czym gwałtownym szarpnięciem wyrwała się z moich objęć. Po krótkiej chwili, była już poza domem. Mimowolnie przekląłem pod nosem, zaciskając dłonie w pięści. Znowu to jebane uczucie zdezorientowania...
- To się źle skończy... - doszedł do mnie głos niższego osobnika, który jakby znikąd pojawił się tuż obok. Ze skrzyżowanymi łapami przyglądał się Vane, która nerwowo przygryzała opuszek swego palca.
- Co ty nie powiesz - prychnąłem, nieco zwracając wzrok w jego stronę. Nieco przykucnąłem. - Musisz mieć oczy dookoła głowy. Teraz, choćby najmniejszy skrawek z przeszłości może, ale oczywiście nie musi, przywrócić jej wspomnienia... Prawdę o tej tragedii - dodałem, wzdychając równie cicho. - Jak dobrze wiesz, nie skończyłoby się to za dobrze... - w tym momencie nasze spojrzenia się na moment skrzyżowały. Posłałem mu pełen tajemniczości uśmieszek. - Chociaż.... Jak dla mnie, to prawdy mogłaby się dowiedzieć nawet w tym momencie. Przynajmniej byłoby ciekawie...
- Stul dziób, Xerxes - wymruczał pod nosem, podchodząc do dziewczyny. - Lepiej już wracajmy. Twoja najdroższa rutyna czeka - dokończył, przy tym poprawiając element dopasowanego stroju.
- Tak... Chyba powinniśmy już iść... - odpowiedziała jakby w transie, nie odrywając wzroku od jednego, nie dużego punktu.
Nie minęła minuta, a owej dwójki również już nie było w pomieszczeniu. Została ta sama, głucha cisza, którą od czasu do czasu przerywał jakiś głupi tekst Emily. Ściągnąłem nią sobie z ramienia, po czym dokładnie przeskanowałem wzrokiem. Jedną z rąk delikatnie gładziłem jej jasno-brązowe włosy. Nieco się uśmiechnąłem.
- Nie będziemy się widzieć przez najbliższy czas... - westchnąłem,nie odrywając wzroku od jej pustego wyrazu twarzy. - Znowu stanę się grzecznym pieskiem rządu.... Więc.... Do zobaczenia... - po wypowiedzeniu ostatnich słów, zmieniłem swoją postać.
~~~
Noc. Walnąłem się na łóżko, widocznie niezadowolony z dzisiejszego dnia. Pomyśleć, że w ciągu kilku godzin, ba, kilku minut wszystko zdążyło przybrać zupełnie inny bieg. Chyba pora znowu stać się poważnym i ułożonym dowódcą, który jedynie co robi, to wyżywa i drze się na innych. Chociaż tą "fazę" miałem za sobą, czułem, że powinienem ponownie do niej wrócić. Ach... Kevin Regnad powraca?
Może wszystko byłoby w porządku, gdyby nie gwałtowne trzaski dochodzące z dołu. Niczym poparzony zerwałem się do pionu... Wyostrzyłem słuch... Tsa, chyba mamy gościa. Nie minęła minuta, a znalazłem się na dole w towarzystwie niedużej latarki. Bo po co marnować prąd na światło i nie potrzebnie nastraszać włamywacza?
- Kim ty... - zacząłem, nieco odsuwając się od postaci która aktualnie stała przede mną. Nie, to nie możliwe, lecz... Czuję, że... - Flurry? - wypaliłem w końcu, naświetlając jej pyszczek latarką.
- Xerxes...? - wyszeptała, widocznie wycieńczona owijając się resztką jakiegoś i tak potarganego materiału.
Nieco przykucnąłem, żeby nasze twarze znalazły się na tym samym poziomie. Jej łapy w tym momencie przybrały kształt puchatej kulki. W następnej kolejności na mój policzek zostało złożone swoiste uderzenie - które nie ukrywam - nieco zabolało. Tyłem zetknąłem się z ziemią. . Huh, chyba zasłużyłem...
- To wszystko wina tego, że nie byłam w stanie się sama ochronić... - wyszeptała po krótkiej chwili, wciąż mając zaciśnięte łapy. Wsłuchując się w jej słowa, zacząłem nieco rozmasowywać bolące miejsce. Nawet nie próbowałem w tej chwili powstać, czekałem, aż skończy.. - Przez moją własną słabość... To niesprawiedliwe! - syknęła, przymykając i tak już wilgotne od płaczu powieki. - A-Ale... Ty... - gdy tylko wypowiedziała ostatnie sylaby, mimowolnie jej ciało powędrowało prosto na moją pierś.
Wtuliła się w moją koszulę, natomiast z jej oczu wydobyły się kolejne potoki łez. W krótkim czasie mogłem to wyczuć na swym ciele... Nieco się uśmiechałem, delikatnie gładząc ją po głowie. Przymknąłem oczy... Przynajmniej ona nic się nie zmieniła...
- Czy mogłabyś mi obiecać tylko jedno? - zapytałem po chwili, nieco rozchylając powieki.
- Huh? - wyczułem jak unosi głowę.
- Nie uciekaj i nie zostawiaj mnie już nigdy więcej, dobrze...?
<Flurry?>