czwartek, 22 lutego 2018
Od Kevina CD Corrinne
Od Corrinne cd Kevin
– Wracajmy na dół. Jeszcze sobie niewiadomo co pomyślą. – Nie chciałam niszczyć chwili, ale byłam do tego zmuszona. Xerxes nie zdawał sobie sprawy, jakie byty aktualnie nawiedzają królestwo. A nietoperzy wokół robiło się coraz więcej. Gdyby zaatakowały nas tutaj, gdzie było nie tylko zagrożenie wypadnięcia za barierkę... Zrezygnowany jęknął. Jakby... Zawiedziony. Uśmiechnęłam się pocieszająco.
– Może wcale nie będą się mylić? – uśmiechnął się szeroko.
Emily, ty żywa ścierko od podłogi, jakbyście się zamienili rolami, nikt by nie zauważył.
– W każdym razie, chodź. – chwyciłam go za dłoń, sprowadzając przez pokój i korytarz. W krótkim czasie od przybycia na salę, rozbrzmiała melodia. Taniec towarzyski... Belgijka. Uśmiechnęłam się wesoło i zaciągnęłam Xercia w rządek par. Nie wydawał się z tego powodu zadowolony. Szczególnie, gdy zorientował się, że następuje zmiana par. Ja jednak byłam zbyt zajęta powtarzaniem w myślach kroków; cztery w przód, potem w tył, znowu w przód, doskoczenie, odskoczenie, obrót na drugą stronę, gdzie wcześniej stał partner, doskok, odskok i zmiana do przodu, wracając na swoją stronę. Niby tak banalne, a jednak jest przy tym dość sporo śmiechu. Łatwo wpaść na czyjeś plecy lub wycofać samemu o ten krok za dużo. Im więcej osób, tym trudniej. He. Hehe. Hehehe. Po całym okrążeniu znów trafiłam na Xerxesa. Nie wydawał się zbyt... Zadowolony. Muzyka powoli cichła, a gdy już całkiem umilkła, rozbrzmiał brzdęk tłuczonej serii szkła. Skuliłam się, zatykając uszy. Za głośno... Boli... Blisko siebie wyczułam obecność nie tylko Xerxesa, ale także pewnego osobnika. Znałam już jego zapach. Wyprostowałam się, wyciągając broń. Chwyciłam Xerxesa za dłoń i odciągnęłam jak najbliżej drzwi.
– Czujesz się na tyle dobrze, by móc się bronić? – Kiwnął głową. Jakoś w to nie wierzyłam, ale także domyśliłam się, że nie dałby się wygonić. – Jakby coś... Ratuj się, dobrze?
Nie mogłam czekać na odpowiedź, ponieważ dostrzegłam parę wampirów otaczających dzieci. Nastoletnie kotołaki sobą osłaniały te mniejsze. Dostrzegłam Rosę i Geo wśród tych ochranianych. Skoczyłam w ich stronę, nagle stając wśród maluchów i wymierzając w najbliższego potwora.
W krótkim czasie, ubyło za dużo kotołaków. To chyba największy atak w ostatnim czasie, a trupy gdzieś znikają. Mimo to, wokół się roi od obu ras; na salę wciąż przychodzą nowe wampiry, a kotołaki przybyły z miasta, bowiem nie wszystkie chciały wcześniej przyjść na bal. Nie mogłam nigdzie dostrzec Xerxesa. W pewnym momencie zatrzymałam się zza drzwiami i przeskanowałam wzrokiem pomieszczenie. Nigdzie... Nigdzie go nie ma. Może uciekł. A może go dorw... Potrząsnęłam głową, ręką podpierając się o ścianę. Cholernie bolało mnie całe ciało. Nagle coś na wzór macek chwyciło mnie w pasie i nadgarstkach, na tyle mocno, że nie byłam w stanie nic w nich utrzymać. Czyjś język przejechał wzdłuż mojej szyi. Wzdrygnęłam się, czując dodatkowo niemiły uścisk w brzuchu.
– Nie wzywasz nikogo na ratunek?... – szepnął.
Jakoś tak nie mam kogo – pomyślałam, jednak nie odezwałam się, zajęta zaciskaniem zębów i próbami opanowania drżenia. Wbił kły w moją skórę, na co wygięłam się do tyłu.
Boję się...
Syknęłam, czując poruszające się macki i to, jak z mojego ciała ubywa krwi. Opuściłam bezwładnie ręce, zupełnie przestając się szarpać. Ospale wpatrywałam się w niewidoczny punkt. Sidła oplotły moje skrzydła, dość mocno je drażniąc. Coraz ciężej mi się oddychało. Z czasem nawet nje byłam świadoma.Momentalnie ktoś wyrwał mnie z uścisku, co udało mi się zarejestrować. Wyczułam zapach Xerxesa, gdy inercyjnie na niego wpadłam, przylegając do jego klatki piersiowej. Zmrużyłam powieki. Zimno...
< Xerciu? C: >