poniedziałek, 8 maja 2017
Od Chloë cd. Tsume
niedziela, 7 maja 2017
Od Shadow cd Petera
Spojrzałam na Petera, którego wzrok spoczywał natomiast na zniszczonej maszynie. Że co, k***a? Kto normalny montuje takie coś w samochodzie?!
Wtedy wszystko zaczęło dziać się zbyt szybko, by cokolwiek zrozumieć. Rozległo się "jeden" . Równocześnie z moich pleców wyrosły skrzydła. Właśnie nimi zagrodziłam płomienią drogę do Petera i hybryd. A przynajmniej pierwszą falę. Czułam, jak pióra zaczynają płonąć. I widziałam, że Ashton umiera. Próbowałam utrzymać się na nogach.
Palcami nakreśliłam parę niewidzialnych run. Zamknęłam nas w szczelnej, złotej bańce.
Zrezygnowana oparłam się o jej chłodną ścianę.
Mężczyzna kucał, a jego spojrzenie było prawdopodobnie tak zdezorientowane, jak ja sama.
— Ty... — zaczął, ale przerwał mu wstrząs, spowodowany kolejną falą.
Dopiero teraz spojrzałam na błękitno-białe pióra. Niektóre były zwęglone...
Co to jest?
< Peter? Módlmy się do licznika, by się naprawił [*] >
Od Petera CD Shadow
- Wkurzy się - powiedziałem sam do siebie, lekko wzdychając.
Wróciłem do wcześniejszego zajęcia, bez najmniejszego poczucia winy. Zasłuchany w piosence, nawet nie zwróciłem uwagi na pustkowie na które właśnie wyjechaliśmy. Praktycznie pusta przestrzeń, która ciągnęła się przez kilkanaście dobrych kilometrów. *Niespodziewanie wyczułem opór przy próbie zmiany biegów. Zdziwiony, starałem się przekręcić w którąkolwiek stronę kierownicę, lecz to też nie zadziałało. Otworzyłem szerzej oczy, widząc jak samochód magicznie gaśnie, a wspomaganie wysiada. Nie dało się zahamować, a na moje nieszczęście jechałem z prędkością 150 km/h. Spod przedniej klapy zaczął wydobywać się dym. Przerażony, starałem się uruchomić maszynę, lecz me starania poszły na marne. Zakręt był oddalony ode mnie o kilkanaście metrów.
"PETER, ZRÓB COŚ!" - wrzeszczałem do siebie w środku.
- Shadow, złap się czegoś! - krzyknąłem, tym samym od razu budząc dziewczynę.
Zdezorientowana, złapała się tyłu mojego siedzenia. Wychyliła delikatnie zza niego głowę.
- Co się dzie... - nie zdążyła dokończyć, gdyż turbulencje ogarnęły cały samochód.
Wyjechaliśmy na kamienistą powierzchnię, na której napotkaliśmy dosyć spory głaz. Nic nie dałem rady zrobić, wszystko wysiadło. W ciągu kilkunastu sekund samochód został przerobiony w kupę złomu, która nadaje się tylko i wyłącznie na złom. Szybko wydostałem się z auta, a następnie pomogłem to zrobić reszcie. Zdecydowanie najgorzej wyszedł z tego Ashton... Cały zakrwawiony spoczywał w rękach mojej towarzyszki.
- Co się stało... - warknęła na mnie przez łzy.
- Wszystko w jednym momencie padło... Wspomaganie, hamulce, kierownica... Wszystko przystało działać - wyszeptałem, przyglądając jej się ze współczuciem.
- Ale... Jak...? - powiedziała słabym głosem, przytulając zwierzaka do siebie. - Dlaczego...?
- Autodestrukcja nastąpi za pięć sekund - doszedł do mnie głos dochodzący ze strony samochodu. - Pięć... Cztery... Trzy... Dwa...
<Shadow? B)>
*Tak, kiedyś naprawdę mi tak wy*ebało w samochodzie
Od Rosalie cd. Laury
— Ratujemy ją? — zapytał Rutger, z zaciekawieniem przyglądając się Laurze.
— A bo ja wiem? — uśmiechnęłam się. Zdążyłam przeobrazić swoje uszy na zwyczajne kosmyki włosów, które właśnie zaplatałam w warkocz. — Poradzi sobie.
— A jak nie? — zapytał z zatroskaną miną.
— Rutger! — zawyłam cicho w powietrze jego imię. Po chwili westchnęłam, gdy wlepił we mnie swoje ślepia. — Niech ci będzie. Ale mam ostatnie przeteleportowanie do wykorzystania. Nie uda mi się nas wszystkich przeteleportować. I przyśpieszenie też mam ostatnie.
— Trudno. Na mnie nie patrzą, więc sobie poradzę. — uśmiechnął się.
— Jesteś mi winien kolejną przysługę.
Przybrałam postać rudego kota i w parę sekund znalazłam się przy dziewczynie. Akurat szykowała się do przecięcia brzucha jakiemuś facetowi. Dotknęłam ją czubkiem ogona i już byłyśmy w innym miejscu.
Wciąż jako kot położyłam się na brzuchu.
— Nigdy więcej. — wysapałam. Użycie kilku mocy naraz to zło. Koszmar. Szczególnie jeśli są to te skopiowane, które zużywają dwa razy więcej energii.
— Ile ty masz mocy? — wypaliła dziewczyna.
Uśmiechnęłam się.
— Formalnie? Cztery. — machnęłam ogonem, obracając się na plecy. Cicho zamruczałam. Po kociemu oczywiście. Zamknęłam oczy.
— Dlaczego to zrobiłaś? — zapytała, lecz bez cienia ciekawości.
— Tak, tak, wiem. Poradziłabyś sobie. — wywróciłam oczami— Też tak kiedyś sądziłam. A potem zostałam sama. I nie myśl sobie, że to co przed chwilą zrobiłam było z samamej z siebie. Nie lubię mieszać się w życie innych. Znajomy musiał mnie przekonać.
Usłyszałam, że Laura usiadła na trawie obok. Uniosłam łeb w stronę słońca, które delikatne przygrzewało.
< Laura? C: >
Od Laury CD Rosalie
- Dziewczynko, co ty tu robisz? - doszedł do mnie głos zza pleców. - I dlaczego masz całe dłonie zakrwawione? - na mój słuch była to kobieta, z dosyć grubym głosem.
- Stoję - oznajmiłam, odwracając się na pięcie.
- A twoje ręce? - zapytała.
- Co z nimi nie tak? - mruknęłam, przyglądając się jej spode łba.
- Ktoś Ci coś zrobił? - podniosła mą dłoń to góry.
Szybko się wyrwałam. Od razu wzbudził się we mnie gniew, a co za tym idzie, cztery pazury wysunęły się z mych zaciśniętych pięści. Zmrużyłam oczy.
- Kim ty... - zawiesiła głos. - Zbuntowany!? - krzyknęła przerażona wycofując się o kilka kroków do tyłu.
- Różnie na mnie mówią, szczerze mówiąc - westchnęłam.
Rzuciłam się na nią, wbijając swe cztery pazury w brzuch kobiety. Od razu padła na ziemię, a życie wyszło z niej w ciągu pięciu sekund. Wszyscy w jednym momencie zwrócili na mnie uwagę, w tym kobieta z którą przed chwilą rozmawiałam i jej kolega.
Bez najmniejszej reakcji, założyłam na swe oczy różowe okulary, przy tym swą broń wciąż pozostawiając na widoku. "Nie stawaj się tym, kim chcieli" - przypomniały mi się ostatnie słowa ojca przed śmiercią. Trzymałam go na kolanach, a widząc jak cierpi łzy same przypływały mi do oczu. Jeden z jego "sobowtórów" nabił go na drewnianą gałąź... Pamiętam ten widok i raczej nigdy go nie zapomnę.
- TO JEST JEDEN ZE ZBUNTOWANYCH, BRAĆ JĄ! - wrzasnął jakiś mężczyzna, wskazując na mnie palcem.
- Rząd nam nie źle zapłaci za żywą... - kolejny głos należący do jakiegoś człowieka, dotarł do mych uszu.
Niewzruszona zwróciłam się w ich stronę. Odrzuciłam plecak na bok, sama szykując się do ataku.
<Rosalie? :3>
Od Shadow cd. Petera
ー Ruszaj się, Charlotte.
ー Pierdol się. ー mruknęłam w odpowiedzi na zaczepkę faceta.
Na chwilę otworzył usta, by coś odpowiedzieć, jednak szybko je zamknął. Pokazałam mu język.
Wszedł lekarz i zaczął odpinać ode mnie wszystkie głupie kabelki. W tym czasie Peter wyglądał, jakby się miał na niego rzucić. Zazdrosny jest czy co?
Po jakiś piętnastu minutach wyszliśmy ze szpitala. Od razu powitało mnie radosne szczekanie i piszczenie.
ー Cześć mordeczki. ー szepnęłam.
Peter dotknął mojego ramienia. Automatycznie napięłam wszystkie mięśnie. Cofnął rękę. Wsiedliśmy do samochodu. Ashley i Ashton wciąż lizali mnie po twarzy. Ale robili to delikatniej niż zawsze. Jakby się obawiali, że się zaraz rozpłynę.
Gdy tylko oboje przestali się jarać tym, że mnie widzą, wpatrzyłam się w okno, opierając na szybie czoło.
ー Gdzie jedziemy? ー mruknęłam.
ー Do domu. ー zerknął na mnie w lusterku.
Chciałam zaprotestować, ale byłam na to zbyt zmęczona. Czy można zmęczyć się samym życiem? Zamknęłam oczy.
Od Lithaen cd. Chloë
Wyszłam, wręcz wybiegłam z pokoju przywódcy i nie oglądając się za siebie, skierowałam się w stronę obozu Desert Eagles.
W tym momencie cieszyłam się, że nie muszę jej zaprowadzać do Guardians of the Galaxy czy Spirit of Shining Star, bo wyszłabym stamtąd z kilkoma siniakami. O i l e bym w ogóle wyszła. A wszystko przez wojnę...
Usłyszałam charakterystyczny zgrzyt metalu. Uśmiechnęłam się pod nosem.
ー Nie radzę. ー odwróciłam się tak, że szłam tyłem, a przodem do niej. Zamknęłam prawe oko. Prawdopodobnie pomyślała, że właśnie zaczęłam gorzej widzieć niż wcześniej. Rzuciła we mnie nożem.
Uskoczyłam w bok, zaczynając się śmiać. Bo tak naprawdę, wielkiej różnicy to nie robiło; dopóki miałam otwarte lewe oko, widziałam wszystko nawet lepiej, niż na oba. Przekrzywiłam głowę, gdy znów sięgnęła po broń. W odpowiedzi Tony wyskoczył z mojego kaptura w pelerynie i oślepił ją na paręnaście sekund. Tyle mi wystarczyło, by przejąć wszystko, czym mogła atakować.
ー Moja droga.. ー wyszeptałam tuż obok jej ucha ー Takie sztuczki nie działają.
Krokodyl kłapnął na potwierdzenie paszczą.
Wyminęłam ją i ruszyłam dalej, oglądając jeden ze sztyletów. Podróba. Heh... Pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy.
< Loë? C: >
Od Chloë cd. Lithaen
Od Petera CD Shadow
- Nie ma innej opcji, idę po lekarza - powiedziałem stanowczo, zbliżając się o kilka kroków do drzwi. - Bo chyba coś Ci się pomieszało w głowie... - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Jezu, wszystko jest ze mną dobrze! - mruknęła, nieco się podnosząc. - Po cholerę idziesz...
Nie miałem zamiaru dalej słuchać jej lamentów. Wyszedłem z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Na całe szczęście, lekarz właśnie stał na korytarzu rozmawiając z jakąś pielęgniarką. Bez dłuższego zwlekania, zbliżyłem się w jego stronę.
- Przepraszam, ale to jest pilne - wtrąciłem się w rozmowę. - Charlotte się obudziła - wyjaśniłem szybko.
- Może mówić? Poruszać się? - zapytał szybko, zwracając się w moją stronę.
- No... - przeskanowałem w myślach rozmowę sprzed kilkunastu sekund. - Raczej tak - przytaknąłem delikatnie głową.
- Chodźmy - oddał brązową teczkę w ręce czarnowłosej kobiety, a następnie ruszył w stronę pokoju z którego przed chwilą wyszedłem.
Kiedy już miałem robić pierwszy krok, lekarz gwałtownie się zatrzymał.
- Może pan jechać się przespać do domu, nie wiem ile będą trwały wszystkie badania - szybko odwrócił głowę w moją stronę.
- Nie, nie, nie. Zdecydowanie wolę zostać - przytaknąłem zgodnie do swych słów głową.
Lekarz delikatnie skinął głową i wszedł do pomieszczenia.
- Wyniki nie są najgorsze... Jeszcze tylko musimy zrobić badanie krwi... - mruknął pod nosem siwowłosy lekarz, podchodząc do mnie powolnym krokiem.
- Chyba się obejdzie - zaprzeczyłem jednoznacznie głową.
Wiem, że taka akcja na 100% by nas zdemaskowała. W jej krwi mogliby wykryć nieznane jednostki, które tłoczą się w żyłach zbuntowanych. Vane, jak i inni przywódcy zamordowaliby nas na miejscu.
- Ale...
- Nie ma, ale. Żądam wypisu - oznajmiłem jednoznacznie, krzyżując ręce.
- No dobrze... - skinął delikatnie głową, przy tym odwracając się na pięcie.
Ruszył w stronę rejestracji, a ja od razu wparowałem do pokoju Shadow.
- Zwijamy się stąd.
<Shadow? :3>