- Telefon? - zapytała, a on pokiwał delikatnie głową. - Hyhm... Nie jestem pewna czy nie został w pralce...
- CO!? - krzyknął, łapiąc się za głowę. -Ty mała... - syknął przez zęby, zwracając wzrok na piorące urządzenie.
- Nie no, żartuję! - prychnęłam, wyciągając przedmiot z kieszeni. - Wiesz... Muszę Ci coś powiedzieć w sekrecie.. - szepnęłam patrząc na smartfona. - Bo tak się złożyło, że ponad 50% populacji używa kodu 1 2 3 4 - uśmiechnęłam się złośliwie.
- Oddawaj - mruknął pod nosem, starając się odebrać mi telefon.
- Ach, że to? - pomachałam przed jego nosem urządzeniem.
- Nie udawaj głupiej - wywrócił oczami.
- No dobra, masz - wyciągnęłam w jego stronę przedmiot. - Ale i tak musisz czekać na ubrania, bo nie pożyczę Ci swoich - uśmiechnęłam się pod nosem.
Odwróciłam się na pięcie i podeszłam do szafy z ubraniami. Wyciągnęłam losowy outfit, po czym od razu udałam się do łazienki. Pidżama pidżamą, ale i tak miałam w niej wiele kieszeni. Na nóż, pistolet i kilka innych pierdółek. W każdym razie, odłożyłam wszystko na umywalkę i zabrałam się za zakładanie drugiego stroju.
Wychodząc z łazienki od razu usłyszałam czyjeś rozmowy na dole. Zdziwiona, zeszłam po schodach, a moim oczom ukazał się Gilbert i... Rocket?
- Jakaś grupka debili... - mruknął niezadowolony szop, trzymając się za oko.
- Czegoś konkretnego chcieli? - zapytał Gilbert.
Podsłuchiwanie - tsa... Coś co lubię robić, ale później źle się z tym czuję. Jednak, jeśli chodzi o Rocket'a, chciałam się dowiedzieć o co poszło. Sam, zapewne by mi nie powiedział.
- Głównie pieniędzy, ale gadali coś o tym, gdzie mieszka Vane. Zapewne przez to głupie ogłoszenie w internecie, teraz chcą zdobyć 40 koła za głowę przywódcy. Kojarzą mnie już, że znam Vane i z nią mieszkam... - westchnął, siadając na kanapie. - Nie powiedziałem im, więc dostałem wpier*ol.
- Wiesz, że jak ona o tym usłyszy, to będziesz miał jeszcze większy opieprz? - prychnął Gilbert, rozkładając się na kanapie.
- Ta... - mruknął.
"Dobra Vane. Albo udajesz głupią, albo wszystko słyszałaś... Eh..." - przejechałam dłoniami po twarzy. "No dobra.."
- Gilbert czy... - schodziłam dalej po schodach w dół. - Rocket?! Co Ci się stało?! - krzyknęłam starając się jak najbardziej udawać zdziwioną.
- Przewróciłem się na ziemię i uderzyłem głową w kamień - powiedział szybko.
- Nie ważne... Musimy to szybko odkazić - tym razem moje przejęcie było prawdziwe, gdyż z bliska ta rana wyglądała kilkaset razy gorzej. - Gilbert, błagam Cię! Idź po to pudełko co jest na górze! - krzyknęłam, przyglądając się mu błagającym wzrokiem.
Ten tylko wywrócił oczami i udał się na górę.
- Jak i kto Ci to zrobił? - ponownie udawałam głupią.
- Tłumaczyłem, że się przewróciłem!
- Nie kłam - powiedziałam z naciskiem. - I odsłoń to oko - starałam się zsunąć jego łapkę z pyszczka.
- Zostaw, sam sobie dam radę... - wciąż się upierał.
- Rocket, chyba nie chcesz iść do weterynarza? - zaśmiałam się, spuszczając dłonie w dół.
- Ekhm... - warknął pod nosem. - Niech Ci będzie...
Co prawda. Śliwy nie było widać, gdyż była przykryta przez gęste futro. Niestety, inne rany zadane czymś ostrym dawały po sobie znak...
- Kto Ci to zrobił... - zakryłam usta dłońmi. - Nie powinieneś wychodzić beze mnie. Masz mi obiecać, że już nigdy tego nie zrobisz - powiedziałam tonem bliskim płaczu.
- No dobrze... - spuścił głowę.
- Vane, czy czegoś czasami nie zostawiłaś na górze? - odezwał się głos za mną.
Zwróciłam się w tamtą stronę. Gilbert Trzymał portfel ze wszystkimi dokumentami... Czyli wyjdzie stąd wcześniej niż myślałam...
- Zrobisz teraz, co chcesz... - westchnęłam, wciąż mówiąc załamanym głosem. - Jeżeli chcesz, to mogę Ci nawet wezwać taksówkę...
<Gilbert? Skleroza xD>