piątek, 14 lipca 2017
Od Yusuke cd. Sharni
- Z kim rozmawiasz? - Uśmiechnąłem się do niej delikatnie. - Bo ten... No...
- Z moim towarzyszem... - Pogłaskała powietrze, a ja nie wiedziałem jak mam na to zareagować.
- Ale tu nic nie ma...
- Pokazuje się tylko kiedy chce. - Odparła spokojnie.
- Aha...
Odwróciłem wzrok od dziewczyny i zacząłem obserwować innych obywateli tego jakże pięknego miasta, którzy spokojnie siedzieli sobie przy stolikach. Ludzie są bardzo interesujący....
- Może przejdziemy się? - Zaproponowałem nagle.
- Co? - Zapytała zaskoczona, moją propozycją.
- No spacer... Po parku może? - Uśmiechnąłem się łagodnie.
- Ym... Okej... - Pokiwała delikatnie głową.
Jeszcze trochę czasu spędziliśmy w kawiarni, po czym opuściliśmy ją i udaliśmy się do publicznego parku, który znajdował się niedaleko. Podczas tej przechadzki, żadne z nas się nie odzywało, co mi w sumie bardzo nie przeszkadzało. Lubiłem ciszę i podziwianie widoków. Nagle zauważyłem wiewiórkę, która przemknęła tuż koło mojej nogi. Zaskoczony odskoczyłem na bok i westchnąłem cicho.
- Coś się stało? - Usłyszałem głos towarzyszki i podszedłem do niej, kładąc delikatnie rękę na jej ramieniu.
- Wszystko jest ok... Może usiądziemy na ławce? - Nie czekając na jej odpowiedź pociągnąłem ją w stronę ławki i wraz z dziewczyną usiadłem na niej. - Sharni...
- Hmm?
- ładne imię... - Spojrzałem w niebo i zamknąłem na chwilę oczy.
< Sharni? c: >
Od Gilberta Cd. Vane
- Hallo? - Mruknąłem beznamiętnie, przybity brakiem roboty, a słysząc znajomy głos Rocket'a i jego podenerwowany głos, aż się poderwałem do góry. - Co?! Jak to zniknęła?! - Przejechałem dłonią po swoich czarnych włosach. - Dobra... Rozumie... Tak... Postaram się ją znaleźć, albo przynajmniej czegoś się dowiedzieć... Do usłyszenia...
Rozłączyłem się i ściągnąłem z siebie sprawnie biały podkoszulek i przebrałem się w swoje codzienne ubrania.
~~*~~
Pół dnia łaziłem po całym mieście i szukałem informacji u informatorów... Na szczęście jeden przekazał mi parę ciekawych nowinek o pewnym psychopacie, który krążył ostatnio po okolicy i ostrzył sobie pazurki na nową ofiarę. Musiałem się pospieszyć, jeśli chciałem odzyskać Vane żywą i w jednym kawałku... Jak na razie nie podzieliłem się informacjami z towarzyszem dziewczyny, gdyż zacząłem prowadzić swoje małe "śledztwo" i nie chciałem go niepotrzebnie denerwować. Jak na razie musiałem zastanowić się, gdzie taki psychoś może zrobić sobie bazę... Na pewno z dala od ludzi, od miasta... W lesie... Najlepiej opuszczony domek, albo fabryka... Dobra... Teraz trzeba przeszukać dokładnie las, wokół domu dziewczyny.
Wyjąłem komórkę z kieszeni i omijając innych przechodniów, skierowałem się w mniej zaludnione miejsce, a następnie zszedłem na ścieżkę prowadzącą do lasu, nadal grzebiąc coś w telefonie. Przeglądałem przez cały czas mapę lasu. Niestety nie było na niej zaznaczonych żadnych starych fabryk, czy czegoś w tym rodzaju. Pozostało mi tylko szukanie. Może powinienem jednak powiadomić Rocket'a? Westchnąłem cicho i wybrałem numer do niego, jednak nagle ekran zgasł, a ja zaskoczony stanąłem w miejscu.
- Kochanie...? - Ująłem w obie dłonie telefon i zacząłem nim telepać na wszystkie strony. - Nie rób mi tego!
Zrezygnowany, warknąłem coś pod nosem i rzuciłem komórkę w piach, po czym zdeptałem ją. W takim momencie... Pogrzeb telefonu zakończony, a ja ruszyłem dalej, korzystając jeszcze z tego, że było jasno. Musiałem znaleźć szybko jakąś potencjalną kryjówkę tego gościa... I to szybko.
~~*~~
Serio? Spędziłem trzy jebane godziny na szukanie tej meliny?! To nawet nie było blisko domu Vane! W cholerę daleko... Jeszcze do tego zrobiło się ciemno...
No, ale przynajmniej znalazłem jego kryjówkę.... Zaczaiłem się w krzakach i obserwowałem stary, drewniany domek, który nawet nie wiem jakim cudem jeszcze stoi. W oknie widziałem płomyk jakiejś świecy i co chwila jakiś cień. Na sto procent tam jest. Czuję to w kościach. Trzeba tylko wbić na chatę, uratować Vane i zabrać ją do domu, po czym samemu udać się do swojego gniazdka. Plan idealny. Przygotowałem swój pistolet, sprawdzając jeszcze czy są w nim naboje. Wszystko było z moim sprzętem ok, więc po cichu zbliżyłem się do drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu były uchylone. Naparłem na nie barkami i wkroczyłem sprawnie do środka, od razu wymachując lufą na wszystkie strony. Pusto. Odetchnąłem cicho i zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze trafiłem. Moje wszelkie wątpliwości przerwał nagły ból głowy. Syknąłem głośno i upadłem na kolana, podtrzymując się na rękach przed zsunięciem się na podłogę. Pulsowanie głowy nie ustało, a przed oczami pojawiły się mroczki. Nagle obok mnie z hukiem od podłoża odbiła się łopata, na której kątem oka dostrzegłem krew. Heh... Łopata zawsze skuteczna... Nie mogłem teraz zemdleć, szczególnie jeśli oprawca stał tuż za mną. Czułem jego oddech i przyspieszone bicie serca. Ostrożnie podniosłem się i uświadomiłem sobie, że zniknął mój pistolet. Zmrużyłem oczy. Jedynie świeca oświetlała to pomieszczenie, a do tego kropeczki przed oczami komplikowały całą sprawę. Odwróciłem się gwałtownie i poczułem przy skroni przyjemny chłód. No... Giwera się znalazła... Ciekawe czy umie ją obsługiwać...
Usłyszałem kliknięcie, co dawało mi do zrozumienia, że pistolet jest naładowany. Przełknąłem głośno ślinę i zaryzykowałem. Przemieniłem się nagle w wilka i ugryzłem gościa w przedramię. Głośny krzyk, sprawił, że otępiałem, przez co przeciwnik sprawnie mnie od siebie odepchnął. Fuj... Między zębami mam jego skórę i krew. Zacząłem kręcić łbem na wszystkie strony, kiedy to mój wróg podniósł się zdyszany i wycelował do mnie z mojej broni. Zawarczałem głośno i rzuciłem się na niego. Zaczęliśmy turlać się po podłodze. Po jakimś czasie odsunąłem się na bok i spojrzałem na martwego mężczyznę, który miał przegryzioną tętnice. Przemieniłem się w człowieka i nagle zauważyłem w kącie zejście do piwnicy. Szybko tam się udałem i zszedłem na dół, gdzie było strasznie zimno. Zamrugałem kilka razy i przetarłem tył głowy, ręką, czując jak powoli krew zaczyna krzepnąć. Kiedy mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności, dostrzegłem leżącą pod ścianą Vane. W mig znalazłem się przy niej i zerwałem z niej krępującą ją taśmę. Była nieprzytomna, więc zacząłem klepać ją delikatnie po policzkach. Kiedy w końcu otworzyła oczy, mimo że byłem zakrwawiony uśmiechnąłem się do niej delikatnie.
- No hej...
< Vane? c: >
Od Vane CD Kiba
Nie wrócił. Przez okno widziałam jak odchodzi w stronę centrum miasta. Wymruczałam kilka przekleństw w jego kierunku, po czym przysiadłam na ziemi, plecami opierając się o kanapę. Wyciągnęłam z kieszeni komórkę... Pięć nie odebranych połączeń od Charles'a, członka mojego klanu, który praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę siedzi w głównej bazie... Wiedziałam, że przy rozmowie głos zacznie mi się załamywać, lecz mimo tego wybrałam jego numer.
- Słucham? - zapytałam dosyć cicho.
- CHOLERA ILE RAZY MOŻNA DO CIEBIE DZWONIĆ - słysząc jego podniesiony głos, od razu odsunęłam słuchawkę od ucha. - Informatycy z Desert wysłali do nas zaszyfrowaną wiadomość! - krzyknął odrobinę ciszej.
- O treści? - mówiłam dosyć zwięźle, żeby nie tracić czasu na rozmowę z nim.
- Punkt szesnasta w parku The Ravine - powiedział niemalże od razu - z tego co usłyszałam - uderzając pięścią o klawiaturę.
- Tsume rzeczywiście coś się pokręciło w głowie... - mruknęłam pod nosem, wyobrażając sobie jak policja zgarnia nas z owego wąwozu, w którym miało odbyć się "spotkanie". - Poinformuj wszystkich, że mają jak najszybciej pojawić się w bazie... Szykuj broń - wydałam dwa polecenia, po czym rozłączyłam się i zebrałam z ziemi.
Westchnęłam cicho, wybierając numer Resney. Streściłam całą rozmowę z informatykiem w jednej wiadomości. Ją, jak i jej klan również poprosiłam o przybycie w wyznaczone wcześniej miejsce. Dostałam pozytywną odpowiedź po niemal kilku sekundach.
- Rocket, wstawaj! - wydarłam się niemal na cały dom, chowając telefon do kieszeni.
Nie czekając na niego, podeszłam do drzwi za którymi znajdowała się cała kolekcja broni palnej... Do bagażnika żółto-czarnego Chevrolet'a schowałam metalowe pudło o dosyć sporym rozmiarze. Była to przepustka do zwycięstwa, którą kilka dni temu skonstruowałam wraz z Resney.
- Co się dzieje? - zapytał szop stojąc w drzwiach.
- Wojna, coś co lubisz. Zabijanie ludzi itd. - powiedziałam w skrócie, tym razem uzbrajając samą siebie.
Dojrzałam kątem oka jak się uśmiecha. Bez dalszego gadania sięgnął po swoje zabawki, które trzymał na niższych półkach.
- Gdzie Kiba? - słysząc to imię, ciarki mnie przeszły po plecach.
- Poszedł "poruchać" - odpowiedziałam półszeptem, zamykając bagażnik.
- Co? - zmarszczył nos, zakładając na siebie areolot i kilka innych pierdół.
- Mam przeliterować, czy napisać na kartce? - mruknęłam pod nosem, w środku czując jak coś mnie rozrywa.
- Skurwysyn - podsumował, siadając na miejscu drugiego pasażera.
Nie przeciągając dalej, odpaliłam samochód.
wtorek, 11 lipca 2017
Od Shadow cd Petera
— Cóż... Oke. Obiecuję. — powiedziałam, za plecami krzyżując palce. – Swoją drogą, wątpię, żeby to był o n. Tehli zmieniał się chyba w psa. Ten kruk był duchem, iluzją albo... Ktoś pomógł mu zmienić postać na inną.
Nie będę ich mieszać w moją przeszłość.
– Może byśmy coś... – zaczął Peter, obejmując mnie i przegryzając płatek ucha.
– Nie ma mowy. – odparłam z szyderczym uśmiechem.
– Proszę... – odwróciłam się vi pstryknęłam go w nos.
– Nie ma mowy. –powtórzyłam głośniej – Za cienkie ściany.
***
Zmrużyłam oczy. Światło z komórki wciąż raziło mnie w oczy, mimo, że wpatrywałam się w nią od kilku godzin.
– Nadal nie śpisz? – wymruczał zaspany Peter, podnosząc się i podpierając się na łokciach.
Kiwnęłam głową i przesunęłam stronę którą czytałam.
– Mamo! – dobiegł nas krzyk Corrinne z drugiego pokoiku.
– Czemu dzieci wołają matkę, a nie ojca? – mruknął.
– To idź ją uspokoić, pewnie znowu miała koszmar, że goni ją pies.
Peter wstał i zniknął za drzwiami. Nie minęła nawet minuta, gdy wrócił.
– Odesłała mnie. – skrzywił się.
Z rozbawionym westchnieniem zwlekłam się spod koca.
– Co ci się śniło, kochanie? – szepnęłam, kucając przy łóżeczku.
– Taki chlopiec... On... – odgoniła machnięciem ręki brata, który chciał ją przytulić. – Najpierw sie ze mną bawil w chowanego, a potjem zmienil sje w takjego duziego, czarnego wilcka. I chciał mnie zjesc!
– A jak wyglądał? – spokojnie zachęciłam do dalszego opowiadania.
– Mial niebjeskie oczy, jak nasze wlosy, wlosy cjemne... Troske stalsy od njas.
Pobladłam i zachwiałam się do tyłu. Jak... Cholera!
– Spokojnie, to był tylko sen. – wciąż mówiłam opanowanym głosem, choć w środku dygotałam.
Peter?
Od Petera CD Shadow
Uśmiechnąłem się delikatnie w stronę córki, która wlepiła we mnie swoje oczy.
- A ty Shawn, chcesz jechać do zoo? - spojrzałem na syna, który praktycznie przez całą wspinaczkę nie odezwał się nawet słowem.
Nie zareagował, tylko dalej bawił się moimi okularami słonecznymi. Zauważając to, delikatnie połaskotałem go po brzuchu. Wzruszył się delikatnie i wypuścił z rąk przedmiot trzymany w dłoniach. Szybko złapałem go w objęcia mocy, po czym założyłem sobie z powrotem na głowę.
- Sha cie do zio! - krzyknął, delikatnie się uśmiechając.
- A ja cie do jybek! - pisnęła Corrinne.
- A ja cie jekiny! - dodał Shawn.
- Nie boisz się rekinów? - Shadow, spojrzała na chłopca z uśmiechem.
- Ne! - zaprzeczył głową kilka razy.
- Ooo... Jesteś bardzo dzielnym chłopcem - pochwaliła go, przy tym delikatnie czochrając jego niebieskie włoski. - A wiesz, że twój tatuś boi się rekinów? - spojrzała na mnie złośliwym wzrokiem, przy tym wciąż na twarzy mając delikatny uśmiech.
Rodzeństwo w tym samym momencie zaczęło się śmiać.
"Jeszcze się policzymy" - rzuciłem w stronę dziewczyny, szelmowsko się uśmiechając.
"Zobaczymy"
*Tururuum... Wychodzimy sobie po skałkach...*Noc*
Dzieci już od kilkunastu minutach leżały w drewnianym łóżeczku, które wypożyczyliśmy z recepcji. Zasnęły szybciej, niż można było się tego spodziewać. Pewnie były bardzo zmęczone...
- Jak myślisz, co to był za ptak? - zadałem pytanie w stronę Shadow, która akurat wyszła z łazienki.
- Jestem niemal pewna, że to nie był zwykły zbieg okoliczności - powiedziała, odkładając ubrania na szafkę nocną.
- A jak to... - spojrzałem na nią jednoznacznym wzorkiem.
- Nie wypowiadaj na głos tego imienia - wtrąciła, zapewne w zupełności rozumiejąc o co mi chodzi.
- Przepraszam... Po prostu martwię się o Ciebie i dzieci. On nadal żyje i może wam coś zrobić - zbliżyłem się o kilka kroków.
Zatrzymałem się dopiero, gdy dzieliło nad pół metra.
- Nie chcę o nim myśleć. Jutro wracamy do domu z samego rana - wyminęła mnie.
- Shadow... Jeżeli on cokolwiek Ci zrobi, jeżeli gdziekolwiek go zobaczysz... Obiecaj, że mi o tym powiesz...
<Shadow? Kiedy ślub? B) >
poniedziałek, 10 lipca 2017
Od Shadow cd Petera
* tepnijny się o kolejne ileś miesięcy, bo weny ani pomysłu ni mam*
— Ponieść cię? — zapytałam dwuletniej córki, która dizelnie kroczyła między kamieniami, w czasie gdy jej brat dawno siedział na ranionach ojca.
— Nj! — pisnęła i przebiegła parę metrów.
Rzuciłam się za nią, żeby przypadkiem nie spadła poza barierki. Łapiąc ją za rękę, dostrzegłam chytry uśmieszek Petera.
" Z czego rżysz? " — wbiłam w niego wzrok.
" Z niczego... Słodko to wyglądało "
Prychnęłam. Rozmowa spojrzeniami to zło.
— Ptasek! — pisnęła Corrinne.
Zerknęłam w stronę, którą pokazywała. Nic tam nie było.
Zerknęłam pytająco na Petera, jednak on także potrząsnął przecząco głową.
— Gdzie widzisz ptaszka? — kucnęłam obok niej.
— Nio tjam. Na dlewku. Takji czalny z dzjwnymj sklydlami.
Znowu się odwróciłam i zakrzywiłam światło. Rzeczywiście, coś tam siedziało. Kruk?
Wpatrywał się w nas ciemnymi oczami.
" On nie jest zwykły. " — wymieniliśmy spojrzenia.
" To duch lub ptak, na którego rzucono urok"
" Co robimy? "
" Nic. Idziemy. "
Podniosłam córkę i posadziłam sobie na ramionach. Niedługo powinniśmy dotrzeć do schroniska na szczycie góry.
— Może kiedyś pójdziemy do ZOO, co ty na to? — zapytałam wesoło.
< Peter? ;3 >
Od Petera CD Shadow
Nie mogłem uwierzyć własnym oczom... Nasze dzieci, już były na świecie. Shawn i Corrinne, tak jak planowaliśmy...
- Akurat kupiłem kilka rzeczy, które z pewnością się przydadzą... - uśmiechnąłem się delikatnie, wskazując wzrokiem na opakowanie pieluszek i kilka innych siatek z zakupami.
- Wróżbita - stwierdziła, opierając głowę o moje ramię.
Wyglądała na zmęczoną. W końcu, rodzenie dzieci chyba jest męczące. Co prawda, takiego uczucia doznają tylko kobiety, więc nie mogłem porównać tego do niczego innego.
Objąłem dziewczynę ręką w pasie.
- Idź spać... - powiedziałem szeptem w jej stronę.
- Nie... A kto będzie się opiekował dziećmi? Chyba nie ty - zaśmiała się cicho, a na jej usta wpłynął złośliwy uśmiech.
- Muszę się wykazać swoimi umiejętnościami rodzicielskimi - wypaliłem, chwytając ją za rękę. - Już! Do łóżka - dodałem.
- Ty nawet kwiatami nie umiesz się opiekować - powiedziała, spoglądając na dwie doniczki, które stały przy oknie. - A co dopiero dziećmi...
- Umiem opiekować się zwierzętami! - straciłem niemal od razu, krzyżując ręce.
- Peter, dzieci, to nie zwierzęta - spojrzała na mnie wzrokiem typu "Seriously?".
- Dobra, dobra! Widzę, że jesteś zmęczona, a nie będę Cię na siłę trzymał na nogach!
Ostatecznie Shadow pod moim przymusem położyła się na łóżku. Jak mogłem się domyślić, w krótkim czasie zasnęła... Gdy to nastąpiło, podszedłem do miejsca w którym leżała dwójka rodzeństwa. Shawn trzymał palec w buzi, a Corrinne przytulała do siebie kraniec kocyka... Uśmiechnąłem się delikatnie.
Gdy tylko Shawn ponownie uchylił swoje powieki, mogłem dostrzec jego jasnoniebieskie oczy... Nie minęło dziesięć sekund, a jego oczy wypełniły się łzami. Zaczął płakać. Spanikowany jak najszybciej wziąłem go do siebie na ręce. Wciąż lekko szlochał... "Cholera!" - krzyknąłem w myślach, widząc jak Corrinne również uchyla swoje powieki.
<Shadow? Bezwenowo xD>
niedziela, 9 lipca 2017
Corrinne Quill
Shawn Quill
- Lubi jeść lody.
- Ma Syndrom GSA
Od Shadow cd Petera
Drzwi otworzyły się z hukiem i stanął w nich zdezorientowany Peter.
Zerkęłam na niego przez zaledwie chwilę, po czym wróciłam do wykonywanej dotychczas czynności, czyli spania.
— Co, gdzie, kiedy, jak? — usłyszałam serię pytań jakby przez mur.
— Nie wiesz, jak się na świecie pojawiają dzieci? — zażartowałam.
— Nie było mnie zaledwie parę godzin...
— Nie krzycz tak... Daj mi spać... — walnęłam głową w poduszkę.
— Przecież mówię normalnie. — fuknął pod nosem.
— Po prostu daj mi spokój. Zmęczona jestem. Dzieciaki są już przebadane przez lekarza i śpią. Chcę do nich dołączyć. — mruknęłam z twarzą w materiale.
— Jakie maleństwa... — usłyszałam po paru minutach.
— Bo to wcześniaki, baranie...
Uznałam, że teraz nie zasnę przez Petera, więc wstałam i powoli zbliżyłam się do łóżeczka.
— Mali Shawn i Corrinne, hm?
Przytaknęłam. Chłopiec otworzył na chwilę oczy, zrobił skwaszoną minę i już miał zacząć płakać, gdy ręka siostry objęła go. Uspokoił się i znowu zasnął.
— Są urocze, prawda? — uśmiechnęłam się.
— Tak... — szepnął, całując me czoło — Dobrze się spisałaś.
Miałam złe przeczucia co do przyszłości, jednak nie chciałam się nimi dzielić z towarzyszem.
Peter? Wyszło źle, ale jest c:
Od Petera CD Shadow (Odrobinkę +18)
- Nie przejmuj się nim - powiedziała dziewczyna, z którą akurat tańczyłem.
Z tego co zauważyłem, była to jedna z koleżanek Shadow. Uśmiechała się ciepło w moją stronę, starając się zapewnić, że "wszystko będzie dobrze".
- Nienawidzę takich gości... - mruknąłem pod nosem, zmierzając faceta wrogim wzrokiem.
- Eee tam... Zlała go - stwierdziła, wzruszając ramionami. - Od razu widać.
- Jesteś pewna? - uniosłem pytająco brwi, zwracając wzrok na nią.
- Jak nigdy dotąd - prychnęła, przechodząc dalej do innego mężczyzny.
Minęło mnie jeszcze kilkanaście różnych kobiet, zanim z powrotem zawitała w mych ramionach ta jedyna. Spojrzałem prosto w jej szklane oczy... Uśmiechnęła się delikatnie, zapewne wiedząc, że żaden inny mężczyzna tego wieczoru już jej nie dotknie. Pociągnąłem ją za sobą w odosobniony od ludzi kąt, po czym jeszcze raz namiętnie pocałowałem. Tej nocy, pragnąłem jej.
- Nie chcę się narzucać... - wyszeptałem jej do ucha, delikatnie przeczesując dłonią swoje włosy.
- Chodź... - powiedziała cicho, chwytając mnie za rękę.
Podążyłem za nią, przez ciemne korytarze. W ciągu kilku minut dotarliśmy do dużej komnaty, która zapewne była jej przydzielona. Bez zastanowienia, odrzuciłem na bok kamizelkę i rozpiąłem kilka guzików koszuli. Na ziemi wylądował również krawat. Zbliżyłem się do dziewczyny i nie czekając, wpiłem się w jej usta. Kolejne części naszej garderoby co chwilę lądowały na ziemi... Tego wieczoru, nigdy nie zapomnę...
Od Shadow cd Peter
Przez chwilę sztywno wpatrywałam się w pustkę, choć przede mną tańcowały barwy. Moja pięść się zacisnęła, po czym rozluźniła. Odwzajemniłam ruch Petera.
Zza pleców, a raczej z końca sali usłyszałam uradowane piski... Wiedziałam! Wiedziałam, że zrobiły to specjalnie! Ugh... Pożałują tego jeszcze!
— Pocałunek zazwyczaj odbywa się na końcu... — zażartowałam z uśmiechem.
— A po co czekać? — odparł. Na twarzy miał wielkiego banana, jakby był zadowolony z siebie. — Zawsze chciałem to zrobić.
— Pedofil. — mruknęłam ze skwaszoną miną, choć moje oczy się śmiały.
Dalej tańczyliśmy, a nawet moje nowe znajome przestały się nawet na nas patrzeć.
— Odbijany! — zaśmiał się ktoś i większość obecnych zmieniła pary. Choć tego nie chciałam, wylądowałam z jednym z kotów.
— Witaj M'Lady. — zaczął kocur — Zwę się Romeo. Skąd pochodzisz i jak się nazywasz?
Uśmiechnęłam się lekko.
— Reev.
— Ah, to ty jesteś tą walkirią, którą próbują zeswatać me siostry... — prychnął — Nie wiem, czy taka piękność jak ty, zasługuje na...
— Na pewno jest bardziej odpowiedni, niż ty. — syknęłam, a poprało mnie chichotanie Sabriny.
Zrobiło mi się trochę żal kota, któremu chyba trochę wjechałam na ambicje. No ale, jak to mówią, ż y c i e!
< Peter? buhahahahahahahahahahahhaha >