sobota, 8 kwietnia 2017

OD Resney CD Hige

Szybko wybiegłam z mieszkania, biorąc odpowiednie rzeczy.
- Resney, czekaj! - zatrzymał mnie - o kogo ci chodzi?
- O pewnego kretyna - powiedziałam krótko i oschle. Założyłam czapkę, poprawiając soczewkę, zmieniającą kolor.Rzuciłam mu przebranie, a ten szybko założył co trzeba. Poszliśmy po zaułkach, rozglądając się. Lekko opuściłam głowę...
Mogłam coś  zrobić... mogłam. Mogłam jakoś zareagować, a siedziałam z założonymi rękami jak tchórz... 
- Wciąż się obwiniasz - spojrzał na mnie kątem oka. Nie patrzyłam na niego. Nie miałam odwagi... Włączyłam telefon, zaczynając coś robić na telefonie. Hige pociągnął mnie do jakiegoś zaułka i odłożył mój telefon do kieszeni.
- Nic nie mogłaś zrobić - powiedział twardym głosem. Spojrzałam na niego. Lekko odwróciłam wzrok - nie chodzi tylko o tą sytuację, prawda?
- Nie - odpowiedziałam prawie od razu. Lekko go odepchnęłam od siebie - Nie chce o tym rozmawiać. Nie w tej sytuacji. Nie teraz - skrzyżowałam ręce.
- Owszem. Teraz - powiedział groźnym tonem. Fuknęłam.
- To ja wydaję rozkazy, nie ty - przybrałam oschłego głosu. Ten wziął głęboki wdech. Wyszłam jako pierwsza z kąta, idąc przed siebie. Wyjęłam telefon, zaczynając pisać do Vane.

Vane
Nie mam pojęcia co się u ciebie dzieję, ale teraz nie możemy się spotkać.
Mam ciężkie dni... w szczególności teraz. Jak będziesz mieć czas, odpisz. Lub nie...
Jak coś nie jestem sama.


Wysłałam wiadomość, ponownie patrząc przed siebie. Wtedy go zobaczyłam. Szybko schowałam się z Hige.
- To ON - spojrzałam na blondasa najwyraźniej z zadowoloną miną. Gdy przechodził obok nas, Hige zasłonił mu usta i pociągnął do opustoszałej ulicy.
- Czy wam od... Oh. To Ty - mruknął niechętnie.
- Ty. COŚ ty jej zrobił? - warknęłam. Ten się zaśmiał.
- To i tamto...
- Tak szczerze, mam to w dupie - przygniotłam go do ściany - a teraz zrobisz to, o co cię ładnie poproszę, albo inaczej porozmawiamy, Josh.
- Mianowicie? - uniósł brew.
- Pójdziesz do Tsume i ją NA KOLANACH będziesz błagał o wybaczenie i powrót do klanu.
- A jeśli się nie zgodzi?
- To Cię zabije.
- A jak tego nie zrobię?
- To ja Cię zabiję - mój głos zrobił się mroczny. Byłam wściekła, a on miał coś do załatwienia. Ten wywrócił oczami.
- Najwyraźniej coś się stało, że mnie o to "prosisz" - spojrzał na Hige - to twój chłopak?
- Nie! - krzyknęliśmy równocześnie. Ten się zaśmiał szyderczo.
- Dobra. Pójdę do niej. I tak nie mam nic innego do stracenia.
- Ostrzegam Cię. Jak nie dotrzymasz umowy to cię znajdę I ZABIJE - podkreśliłam ostatnie słowo i go puściłam. Odszedł, jak gdyby nigdy nic.
- Wow... nie wiedziałem, że tak potrafisz.
- Mało o mnie wiesz... - spojrzałam na niego - a w sprawie tego, co chciałeś wiedzieć... Prze ze mnie mój brat zniknął. Bo nic nie zrobiłam. Bo stałam jak kołek i zamiast go powstrzymać, stałam... - zamknęłam oczy.

- Seven, zostań tu... Obiecaj mi, że nie pójdziesz mnie szukać. 
- One...
- OBIECAJ MI TO.
- ... One...
- Oddaje ci dowodzenie. 
...
 

- ONE!!! NIE! Ku*wa czemu stałam?! Czemu nic nie zrobiłam?! ONE!!

Odwróciłam się od Hige, a gdy na niego spojrzałam, uśmiechnęłam się z łzami.
- Nic mi nie będzie - po moich oczach spływały łzy, lecz miałam uśmiech na twarzy i wystawiony język.




Hige? ;33 Teraz taka sneaky peaky zmyłka, czy jest smutna czy nie xD

Od Laury

Na cholerę mi to wszystko... Na cholerę mi to całe pieprzone życie... Jedyną przyjemnością jaka może mnie spotkać, to zamordowanie kogoś... Czy ja kiedykolwiek znajdę jakąś bratnią duszę, ba, rodzinę? To, że jestem najprawdopodobniej jedyną przedstawicielką mutantów, nie zmienia faktu, że są podobne osoby jak ja. Osoby, które są zbuntowane przeciwko temu całemu społeczeństwu. Osoby, które otrzymały dar od Boga i potrafią zamieniać się w zwierzęta oraz posiadają magiczne moce. Należę do nich. Odkryłam ten talent zaledwie kilka tygodni temu. Dowiedziałam się również, że istnieją cztery klany. Traveling Star, Desert Eagles, Guardians of the Galaxy oraz Sprint of the Shining Stars. Do tego drugiego postanowiłam dołączyć, ponieważ wyrażał on podobnie upodobanie do ludzi co ja. Zabójstwo ich było mile widziane, co mi się bardzo podobało...

***

Namiary na bazę tego klanu otrzymałam od anonimowego źródła. Postanowiłam sama przyjść i zgłosić swe zainteresowanie dołączeniem. Miałam jedynie nadzieję, że nie wyśmieją mnie ze względu na wiek...
- Czy tutaj znajduje się... Klan Desert Eagles? - oderwałam wzrok od kartki na której miałam zapisaną nazwę klanu.
- Czego chce tutaj dziecko? - zapytał, kurczowo trzymając broń przy piersi.
- Chce dołączyć do klanu - mruknęłam, rejestrując każde jego słowo w pamięci.
- Gdzie masz rodziców? Opiekunów, czy coś w tym stylu? - uchylił przede mną metalowe drzwi.
- Nie interesuj się - warknęłam, wchodząc do środka.
Poprawiłam ramiączko plecaka, który zawisał na mych plecach. Dostrzegając drzwi z napisem "Nimitsuu" od razu przyszło mi na myśl, iż w środku znajduje się głowa klanu. Zapukałam delikatnie dłonią, a już po chwili usłyszałam słowo "Proszę!". Uchyliłam drzwi i weszłam do środka.
- Dzień dobry - przywitałam się na samym wstępie.
- Em... Witam? - rudowłosa kobieta wychyliła się zza biurka. - To jest żart na Prima Aprilis, czy jak? - uniosła jedną z brwi, poprawiając swą czapeczkę
- Nie. Przybyłam tutaj aby dołączyć do klanu - zatrzymałam się kilka centymetrów od jej biurka.
Spojrzałam na nią całkowicie poważnie. Przechyliła głowę w stronę segregatora, a następnie wyjęła z niego formularz.
- Imię? - zapytała, chwytając długopis.
- Laura Kinney.
- Wiek?
- Dziewięć lat - odpowiedziałam.
- Zdolności ukośnik magiczne moce - wychyliła się znad kartki.
- A po co?
- Gdybym chciała Cię wysłać na wojnę lub gdzieś indziej, muszę wiedzieć kogo wypuszczam - uśmiechnęła się.
Kobieta oparła się o fotel, zapewne czekając na zaprezentowanie swych umiejętności. Odsunęłam się kilka kroków do tyłu i przeszłam do rzeczy.
- Może na sam początek... Postrzel mnie - zaproponowałam, sięgając wzrokiem w stronę pistoletu, który spoczywał u jej boku.
- Jesteś tego pewna? - zapytała, widocznie zaintrygowana dalszym rozwojem wydarzeń.
- Tak - powiedziałam jednoznacznie.
Jednym zwinnym ruchem wyciągnęła broń z sakiewki i posłała pocisk w moją stronę. Nawet nie drgnęłam, podczas gdy metalowa kulka dostawała się do wnętrza mojego ciała.
- Interesujące - przytaknęła głową. - Pokaż coś jeszcze.
W kilka sekund udało mi się przejąć kontrolę nad pociskiem. Po chwili wylądował on z powrotem na mojej dłoni. Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Dalej - przytaknęła głową, zapisując coś na kartce.
Wyciągnęłam przed siebie ręce, tym samym wysuwając cztery ostrza. Po dwa na każdej z rąk. Zaprezentowałam swą "broń" kilkoma ruchami w powietrzu.
- Zaczyna mi się to podobać - uśmiechnęła się. - Dawaj dalej.
W jednym momencie kartka podtrzymywana przez nią zaczęła wirować w powietrzu. Uśmiech wciąż nie schodził mi z twarzy, gdy kartka pojawiła się w mojej dłoni. Po chwili z powrotem odłożyłam ją na biurko.
- Hyhmm... Dalej..
- Potrafię Ci powiedzieć ze szczegółami co dzieje się za oknem - powiedziałam zgodnie z prawdą.
Kobieta podeszła do wcześniej wspomnianego miejsca i delikatnie uchyliła szybę.
- No dajesz - wyjrzała za okno.
Przymknęłam delikatnie oczy, skupiona na każdym z czynników, które dochodziły do mojej głowy. Wszystkie rozmowy, po chwili docierały do mojej głowy... Tak samo jak ruchy..
- Kobieta w zielonej kurtce, rozmawia z mężczyzną. Ma on ubrany czarny kapelusz. Rozmawiają o samochodzie lamborghini... Co chwilę siebie przekrzykują - otworzyłam ponownie oczy i skierowałam spojrzenie na kobietę.
- Biorę Cię - uśmiechnęła się pod nosem, zapisując kolejne odpowiedzi na pytania, które mi zadawała.
***Pół godziny później***
Wyszłam z biura z nadzwyczaj zadowoloną miną. Uchyliłam metalowe drzwi, za którymi ponownie ujrzałam tego samego mężczyznę.
- Dostałaś się? - zapytał, a ja niewinnie przytaknęłam głową.
- Tak jakoś wyszło - wzruszyłam ramionami.
Udałam się szybkim krokiem do pobliskiego sklepu. Jak zwykle naszła mnie ochota na coś do picia... Weszłam do środka jakby nigdy nic. Na szczęście, w środku nie było zbyt wiele ludzi. Tylko jakiś ktoś i kasjer. Podeszłam do lodówki z zimnymi napojami i wyciągnęłam ze środka gazowaną wodę pomarańczową. Otworzyłam ją na miejscu, po czym udałam się po kubełek chipsów. Z całym zestawem podeszłam do wyjścia.
- Ej, czekaj. Za to trzeba zapłacić - w jednym momencie pojawił się przede mną mężczyzna ubrany w strój roboczy.
Starałam się go wyminąć, lecz gdy kolejna próba poszła na marne, mężczyzna odebrał mi oba przedmioty.
- Dzwonię na policję.
W jednym momencie pojawiły się przy mnie ostrza. Kilkoma zwinnymi ruchami powaliłam mężczyznę na ziemię i skierowałam oba pazury prosto w jego stronę. Niespodziewanie poczułam jak ktoś przytrzymuje moją rękę. Zwróciłam w tamtą stronę głowę. To ten ktoś zza półek...
- Wychodzimy - oznajmiła zamaskowana osoba, ciągnąc mnie za sobą w stronę wyjścia.
Poddałam się i ruszyłam za tym kimś na zewnątrz. 
- Czy ty nie wiesz, że takim jak my nie wolno zabijać w miejscach publicznych? Chcesz, żeby złapała nas policja? 
Wzruszyłam tylko ramionami. 
<Ktoś? cx>

Od Vane CD Kiba

Powtarzaj sobie, że go nie kochasz... A zginiesz! - ponownie odezwał się głos w mojej głowie. Mimo wszystko, nie potrafiłam się powstrzymać. Każde jego muśniecie swymi ustami, zmuszało mnie do kontynuowania tej chwili...
Aż do akcji nie wszedł Rocket, który otworzył drzwi od zewnątrz. Wyraźnie wkurzony, jaki i zdziwiony wpatrywał się w nas ze skrzyżowanymi łapkami.
- Co tu się k*rwa dzieje? - zapytał widocznie zainteresowany swoim znaleziskiem.
Teraz, widocznie skupił się na postaci Kiby. Jakby chciał wzrokiem wydusić z niego wszystko.
- Uhhh... Ja to wyjaśnię? - wtrąciłam lekko się czerwieniąc.
- Słucham - uniósł wyżej brwi.
- Więc... Jak dobrze wiesz, wylałam na Kibę wiadro wody, po czym schowałam się w szafie. Gdy się ona otworzyła, ja przestraszona skuliłam się głębiej, a Kiba wszedł do środka... I wtedy drzwiczki się zatrzasnęły, a my utknęliśmy w środku. Ach... Dziękuję Ci Rocky, że nas uratowałeś - uśmiechnęłam się, kończąc najprawdziwszą opowieść mojego życia.
Szturchnęłam Kibę w bok. Spojrzałam na niego kątem oka, przekazując wzrokową wiadomość.
- No właśnie! Gdyby nie ty, musielibyśmy gnić w tej szafie na wieki! Dziękujemy - wydukał,
- Ta wersja historii nie za bardzo wydaje się wiarygodna - mruknął pod nosem. - No, ale dobra... Skoro macie zamiar "zatrzaskiwać" się w szafie, to nie zamierzam wam w tym przeszkadzać - na jego pyszczek wpłynął złośliwy uśmieszek.
- Musimy wymienić tą szafę. Jest ona do dupy - oznajmiałam kiwając potwierdzająco głową.
Wygramoliłam się ze środka, tym samym pozostawiając Kibę w środku. Zbliżyłam się do kominka, który nie wiem dlaczego właśnie w tej chwili wpadł mi w oko. Powoli zbliżyłam się do zdjęć umieszczonych na kamiennej półeczce. Jedno z nich, przedstawiało moją całą rodzinę. Ja, moja matka i ojciec oraz Peter. Ten ostatni zaginął zaraz po śmierci matki, z tego co udało mi się ustalić... Następna ramka przedstawiała Peter'a ze mną w ramionach. Uśmiechnęłam się na sam widok tej słodkiej scenki.
- Co to? - w jednym momencie obok mnie pojawił się Kiba.
Delikatnie objął mnie w tali. Wzdrygnęłam się, czując jego dłoń na swym ciele.
- Kiba, chcesz zostać zamordowanym przez Rocket'a - zaśmiałam się, przecierając zakurzone szkiełko dłonią.
- Nie zabije mnie. Mamy sztamę - triumfalnie się uśmiechnął.
- Jeżeli powiem mu co naprawdę wydarzyło się w szafie  ( Tak w Szafirze z VoM. Pozdro dla kumatych. ) to nie będzie się dłużej zastanawiał nad tym co robi - powiedziałam, wciąż wpatrzona w fotografię.
- Wiesz... Możemy ominąć tą niepotrzebną akcję - przytaknął sam sobie głową. - Więc... Kto to?
- Taki jeden idiota, który w rzeczywistości jest moim bratem. Uciekł z domu - westchnęłam, odkładając fotografię na półkę.
Wydostałam się z objęć chłopaka, a następnie szybko udałam się na górę. Nie zdążyłam dokładnie zapoznać się z planem domu, chociaż siedziałam w nim bitą godzinę.
O dziwo, udało mi się znaleźć jeszcze jedną sypialnię. Z tego co mogłam wywnioskować, był to pokój dzieci. Wszędzie porozwalane zabawki i inne przedmioty. "Wciąż nie wiem gdzie jestem, a wydaje mi się, że kiedyś już tu byłam..." - przemknęło mi przez myśl.
- Rocky!!! Mam dla Ciebie pokój!!! - wrzasnęłam, wychylając się zza drzwi.
Po kilku sekundach szop pojawił się przy mnie. Wszedł do środka i rozejrzał się trochę. Kątem oka dostrzegłam jak Kiba dochodzi do nas.
- Czy ty sugerujesz, że jestem dzieckiem? - uniósł brwi, patrząc na mój uśmiech.
- Nie, nie, nie! No coś ty! - zaprzeczyłam jednoznacznie. - Te stare zabawki mogą Ci się do czegoś przydać  - wyszczerzyłam się. - Tylko bomby, które wysadzą połowę miasta... Schowaj gdzieś głębiej.
Szop najwyraźniej zrozumiał o co mi chodzi, gdyż odwzajemnił gest. Zabrał się za przeglądanie całego pokoju, podczas gdy ja odwróciłam się w stronę Kiby.
- Lodówka jest pusta... Poza tym przydałby się kupić nową szafę. Jedziesz ze mną na zakupy?
<Kiba? cx >

Od Hige CD. Resney

~*~ Magicznie przenosimy się do czasów kiedy już trwa wojna ~*~

    Przyglądałem się Resney siedzącej na kanapie. Skrzywiłem się na ten widok. Jeszcze przedwczoraj była taka pełna życia i energii. A teraz? Siedzi jakby przybita życiem i wszystkim wokół. Podszedłem i usiadłem obok niej.
- Trzymasz się jakoś? - chciałem jakoś zacząć rozmowę. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Jakoś.
Przytuliła poduszkę podkulając nogi. Westchnąłem.
- Przecież to nie twoja wina, że Tsume wypowiedziała wojnę.
- Ale byłam tam, mogłam coś zrobić! - rzuciła poduszkę na bok i schowała twarz w dłoniach.
- Niektórych ludzi nie da się zrozumieć ani zmienić, Resney. Mają swoje poglądy i tak kurczowo się ich trzymają, że mają za wroga każdego kto nie poprze ich strony.
- Ale Nimitsuu taka nie jest... Kiedyś taka nie była. Coś się z nią stało.
- Huh... Może coś straciła? Wiesz jak jest z ludźmi, którzy nagle coś tracą. Czasami odchodzą wtedy od zmysłów.
Pokręciła głową.
- Nie wydaje mi się. Jej jedyna rodzina to Kiba a on mieszka z Vane.
- Może masz rację. A przyjaciele? Może ktoś umarł?
Ponownie dziewczyna pokręciła głową. Objąłem ją ręką i pogładziłem po ramieniu. Za bardzo się obwinia o rzeczy, na które nie ma wpływu. Nagle wzdrygnęła się.
- Wiesz co... Chyba jednak był ktoś taki!
Uniosłem brew patrząc na nią pytająco.
- No nie gap się tak i chodź! Trzeba poszukać tego kretyna.
Wstała i zaczęła biegać po całym domu ubierając się do wyjścia. Westchnąłem.
Nigdy nie zrozumiem kobiet.

<Resney? Chodziło o Josha jakby co xD>

Od Kiby CD. Vane

   Zacząłem się rozglądać. Zaśmiałem się pod nosem. Moc psychiki i zwierzęca forma króla zwierząt idą w parze. Czuje jej zapach. Wiem, że siedzi w szafie. I już dokładnie wiem co zrobię, tylko muszę pozbyć się futrzaka.
- Rocket wiem, że mnie nie lubisz, ale...
- No już, gadaj czego chcesz - skrzyżował ręce.
- Mógłbyś mi przynieść mój portfel? Zostawiłem go w samochodzie - wyszczerzyłem zęby. Szop przewrócił oczami i westchnął.
- Jak tak bardzo go teraz potrzebujesz... I tak nie mam nic lepszego do roboty.
- Dzięki stary - poczekałem aż wyjdzie za drzwi. Następnie przełożyłem klucz do wewnętrznego zamka i je zamknąłem. Potem skierowałem się ku szafie, w której siedziała Vane. Otworzyłem drzwi gwałtownie, przez co dziewczyna pisnęła przestraszona. Wziąłem z drzwiczek kluczyk, zamknąłem nas od środka i przycisnąłem go do ziemi stopą. Uśmiechnąłem się złośliwie.
- Rocket przyjdzie, nawet nie próbuj - posłała mi podejrzliwe spojrzenie. Zaśmiałem się.
- Wydaje mi się, że futrzak nie dotrze tu tak szybko jakbyś chciała.
Vane odsunęła się jak mogła ode mnie. Uniosłem brew.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię.
- Ta, jasne.
- No wiesz, przeleciałem cię, jestem zadowolony. Więc teraz masz spokój - wyszczerzyłem się. Zobaczyłem, że dziewczyna lekko się zaczerwieniła. Przysunąłem się bliżej do niej i spojrzałem na nią z góry.
- A co, chcesz tego? - zapytałem biorąc w rękę kosmyk jej włosów.
- C-co...
- Przyznaj to, że mnie pragniesz - wymruczałem jej do ucha. Zobaczyłem jak dziewczyna jeszcze bardziej robi się czerwona.
- Ja ni--
Nie zdążyła dokończyć. Wpiłem się w jej usta tak samo, jak zrobiłem to wcześniej dzisiejszego dnia. Przejechałem językiem po jej wardze. Nie próbowała mnie odepchnąć. Uśmiechnąłem się lekko, kiedy odwzajemniła pocałunek. Objęła rękoma moją szyję. Wciąż się całowaliśmy a ja objąłem ją rękoma w talii. Przyciągnąłem ją bardziej do siebie.
    Całą tą magię chwili przerwało nam przekręcanie czymś zamka od szafy. Drzwi się otworzyły a my oderwaliśmy się od siebie łapiąc oddech. Przed szafą stał wkurzony szop.
- Co tu się ku*wa dzieje.
Skrzyżował ręce przenikając moją duszę wzrokiem.
- Uhhhh... Ja to wyjaśnię? - Vane się zaczerwieniła. Tak uroczo wygląda gdy to robi...
Zaraz... Kiba, stary... Ty się chyba nie zakochałeś?

<Vane? c: >

Od Vane CD Kiba

Nienawidzę gdy to robi... - wyszeptałam sama do siebie, patrząc na lustro zawieszone tuż nad czarną komodą. Mimo wszystko, w jakiś sposób mi się to spodobało... Hola, hola!? Ty się chyba nie zabujałaś! - wrzasnęła do mnie ja we własnej osobie. Zebrałam się z podłogi i usiadłam na nieco zakurzonym fotelu. Założyłam nogę na nogę, wpatrując się w potencjalny przedmiot do zaatakowania Kiby gdy wróci.
- Ja zajmuję tą sypialnię! - wrzasnął głosy z góry.
Podniosłam się szybko z siedzenia i ruszyłam schodami na górę. Kiba, rozłożył się na najwygodniejszym łóżku jakie kiedykolwiek mogłam sobie wyobrazić.
- Nie ma nawet takiej opcji! Ona będzie należeć do mnie! - krzyknęłam z uśmiechem na ustach, biorąc do ręki jedną z poduszek, które były porozwalane po całym pokoju. - To jest mój dom!
- Od dzisiaj, mój też - uśmiechnął się złośliwie.
- Idę po akta i zaraz Ci udowodnię, że ten dom należy do mnie - skrzyżowałam ręce.
- Idź! - machnął ręką, przewracając się na bok. - Zajmie Ci to chwilę, więc ja za ten czas... Może się prześpię? - przymknął oczy.
Śpij, śpij... Ja tylko po coś pójdę - uśmiechnęłam się pod nosem, wychodząc z pokoju. Przeszłam dalej przez korytarz, aż dotarłam do czarnych drzwi. Uchyliłam je delikatnie, a za nimi zobaczyłam wielką łazienkę z ogromną wanną. Na samą myśl, jak przyjemnie można w niej spędzić czas uśmiech zawitał na moich ustach. Na całe szczęście ktoś pomyślał, żeby zostawić w tym domu wiaderko. Jedno, znajdowało się na wysokiej półce. Sięgnęłam po nie, po czym zbliżyłam się do wanny. Nalałam zimnej wody do pojemnika, a następnie wyciągnęłam go ze środka.
- Gdzie jesteś? - usłyszałam pytający głos Kiby.
Szybko schowałam się za drzwiami.  Z uśmiechem na ustach wyczekiwałam pojawienia się chłopaka. Słysząc coraz głośniejsze kroki, uniosłam wiadro do góry.
- O kurde... Ale wanna - szepnął najwyraźniej podekscytowany.
Wszedł do środka, od razu kierując się w stronę wanny. Na szczęście, pozostałam niezauważona, dzięki czemu już po chwili na jego głowie wylądowało kilka litrów lodowatej wody. Śmiech sam wydobył się z mojego gardła.
- Osz ty...
- To ja już.. Spadam? - pomachałam mu, szybko wybiegając z pomieszczenia.
Udałam się z powrotem na dół, gdzie czekał na mnie Rocket.
- Cicho, mnie tu nie ma... - wyszeptałam.
Szop przytaknął głową, delikatnie się uśmiechając. Otworzyłam drzwi jednej z większych szaf. Na szczęście pozostała pusta... Wskoczyłam do środka, zamykając za sobą drzwiczki.
Obserwując sytuację na zewnątrz przez małą szparkę, dostrzegłam jak nieco wkurzony Kiba schodzi ze schodów.
- Gdzie jest Vane? - zapytał, trąc swoje włosy ręcznikiem.
- Nie wiem, dopiero co przyszedłem z garażu - zaprzeczył jednoznacznie głową.
<Kiba? Może się trochę pobawimy, zanim przejdziemy do rzeczy? XD>

Laura Kinney

Znalezione obrazy dla zapytania dafne keen x 23 art

Nie jestem X-23. Nie jestem eksperymentem. Nie jestem twoją własnością! Jesteś ostatnią osobą, która kiedykolwiek myśli, że może mnie posiadać. Nikt mnie nie ma! Nie jestem rzeczą. Jestem Laura Kinney! Jestem córką Sarah. Jestem córką Logana. Jestem córką Wolverin'a!

Znalezione obrazy dla zapytania eagle art

Imię i Nazwisko: Laura Kinney
Płeć: Dziewczyna
Wiek: 11 lat
Rasa: Orzeł amerykański
Klan: Desert Eagles
Stanowisko: W przyszłości mogłaby objąć stanowisko zabójcy, lecz mimo wszystko... Zabija nawet teraz.
Żywioł: Wiatr
Moce: 
Zdolności Laury zostały skopiowanie z DNA Wolverin'a, a są to: 
- Wyostrzone zmysły, 
- Czynnik regeneracyjny, 
- Podwójne pazury wysuwane z rąk i pojedyncze wysuwane ze stóp.
Oraz własne, które otrzymała:
- Władza nad wiatrem. Tym samym unoszenie przedmiotów dzięki niemu.
Umiejętności: 
Potrafi wyczuć, usłyszeć lub zobaczyć ruch szybciej niż inne istoty. Ponad to została obdarzona anielskim głosem, którego prezentuje tylko i wyłącznie samej sobie. 
Charakter: Laura będąc jeszcze dzieckiem była przygotowywana do programu Weapon X. Miała być lepszą bronią niż Wolverine. Odosobniona od normalnego życia była szkolona na perfekcyjnego zabójce bez żadnych skrupułów. Po zespoleniu jej szkieletu z adamantium zbuntowała się i uciekła. W laboratorium cięła się i ogólnie, starała się zabić. We wszystkim pomagała jej opiekunka że szpitala, którego imienia po dziś dzień nie zna. Obecnie nie da się jej złamać. Przeżyła swego rodzaju traumę po stracie połowy przyjaciół z laboratorium i ojca, którego znała zaledwie kilka dni. Laura jest skłonna do zabicia każdego, kto stanie na jej drodze. Nie lubi się podporządkowywać i woli rozdawać karty według własnych zasad. Tak jak w każdym człowieku, jest w niej dobro. Łzy po raz pierwszy uroniła, gdy przyglądała się umierającemu ojcu. Zabił go eksperyment ludzi, przez co znienawidziła ich ostatecznie. Wydaje się  być nazbyt poważna jak na dziecko, lecz czasami potrafi się uśmiechnąć, czy zaśmiać.
Cechy Charakterystyczne: Z pewnością można do tego zaliczyć problemy z wymową. Wychowała się w innym państwie i wciąż nie rozumie niektórych słów w tutejszym języku. Jej ręce, często samoistnie zaczynają ociekać krwią. Zazwyczaj nosi przeciwsłoneczne okulary i rzadko ściąga je z nosa. 
Ciekawostki: 
- Nie w pełni opanowała zamianę w zwierzę
- Wroga zabije bez namysłu
- Kocha konie
- Zdolności Laury zostały skopiowanie z DNA Wolverin'a
- Lubi oglądać filmy o westernie
- Uwielbia Pringlesy
- Na szyi zawsze posiada nieśmiertelnik swojego ojca.
Głos: link
Właściciel: Hw - Asia1509 E-mail - asiasimsy@gmail.com
Inne zdjęcia: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10

Od Sharni cd. Yusuke

Ręką próbowałam dotknąć swojego podopiecznego, ale jak na złość znikł. Teraz, gdy stałam zagubiona na ulicy. Teraz, gdy panował tu tłok.
     Zrobiłam na oślep parę kroków do przodu i zderzyłam się z jakimś człowiekiem. Odskoczyłam do tyłu, kierując oczy w stronę, gdzie powinien stać nieznajomy.
— Przepraszam... — powiedział.
— Nie, to ja powinnam przeprosić. Mogłam bardziej uważać.
Zrobiłam parę kroków w bok, po czym skierowałam się przed siebie. Po kilkunastu sekundach poczułam szarpnięcie w tył i pisk opon samochodu.
— Co ty, ku***, wyrabiasz? Prawie mi auto zniszczyłaś! Jakbyś...
Cicho prychnęłam, nie mogąc słuchać tych krzyków i spuszczając głowę. Ludzie już przestali myśleć o innych... Tylko rzeczy i hajs...
   Po ruchu powietrza wyczułam, że osoba, która powstrzymała mnie przed wpadnięciem pod koła, nadal stoi za mną. Powoli odwróciłam się w jej strone
—  Dziękuję?
W tym momencie poczułam znajomy język na mojej dłoni. Thorn delikatnie mnie polizał, po czym wlepił spojrzenie w wrzeszczącego faceta. Słyszałam i czułam wszystkie ruchy.
Koleś przeciął ręką powietrze, wysuwając coś. Jakby... metal?
Hybryda zaczęła warczeć, ale mężczyzna przecież jej nie widział, więc mój pupil niewiele mógł zdziałać.
~ Scyzoryk. Uważaj, idzie w twoją stronę. ~ ostrzegł.
Z chytrym uśmieszkiem odczekałam, aż napastnik będzie za mną, po czym jednym, szybkim ruchem zabrałam mu niebezpieczne narzędzie. Odwróciłam się i z pięści przywaliłam mu w brzuch. Jego ryk bólu... Bezcenne. Szkoda, że nie widziałam, jak zwijał się z bólu na asfalcie.


< Yusuke? C: Nie wiedziałam, co napisać x3 >

Od Vane CD Kiba

Po raz pierwszy od kilku lat udało mi się zasnąć. Jakimś cudem, ponownie mogłam śnić i marzyć w głębi swojego umysłu. Przypomniałam sobie, jak to jest naginać zasady rzeczywistości i móc żyć jak Ci się tylko podoba... Wszystko było po twojej myśli, przez jeszcze nigdy dotąd nieokreślony czas... Szkoda, że te sny nie mogły się przenieść do rzeczywistości...
***
Otworzyłam powoli oczy, czując przy sobie coś ciepłego. Po chwili dostrzegłam kilka niebieskich kosmyków włosów, co w jednej chwili zmusiło mnie do szerszego otworzenia oczu. Kiba, obejmujący mnie w okolicy ramion? Przełknęłam nerwowo ślinę, przypominając co się wydarzyło dzisiaj w nocy. Zły humor momentalnie powrócił, a ja szybko przeniosłam się na przeciwległe krzesło. 
- Być albo nie być, o to jest pytanie... - mruknęłam pod nosem, aby w jakikolwiek sposób samą siebie pocieszyć.
Cały dom wydawał się taki pusty. Dopiero teraz, gdy chociaż na chwilę się zatrzymałam, mogłam to dostrzec. Chyba ten cały "nowoczesny" styl przestał mi się podobać. Z resztą.. Mimo, iż w domu aktualnie były trzy osoby, dla mnie wciąż było pusto. Spojrzałam na szafkę, na której leżało kolorowe pudełeczko. Zawsze ciekawiło mnie, co ona w nim zostawiła... - przemknęło mi przez myśl, podczas powolnego zbliżania się w stronę komody. Wzięłam przedmiot do dłoni i powoli zsunęłam z niego ozdobny papier. Otworzyłam je, a w środku zobaczyłam kluczyki wraz z małą karteczką. Na kawałku papieru znajdowała się ulica i jakiś numer. Schowałam klucze do kieszeni kombinezonu.
- Vane? - zza kanapy wyłoniła się niebieska czupryna Kiby.
- Witam... - szepnęłam, nie spuszczając wzroku z kartki.
- Jak... Jak się spało? - zapytał, delikatnie drapiąc się po karku.
- Lepiej niż zazwyczaj - uśmiechnęłam się delikatnie. 
- Co tam masz? - zbliżył się w moją stronę.
Po chwili przystanął z mojej prawej strony, a ja wręczyłam mu karteczkę. Przeczytał pod nosem ciąg literek i cyferek, po czym oddał mi kawałek papieru.
- Kojarzę tą ulicę - przytaknął głową. - Co tam jest?
- Mam kluczyki do jakiegoś domu - powiedziałam krótko. - Te dwie rzeczy znalazłam w prezencie od mamy.. - ciszej wypowiedziałam ostatnie zdanie.
- Dobry plan, żeby oderwać się od rzeczywistości... Pobawimy się w odkrywców - uśmiechnął się smętnie.
Ciche skrzypnięcie schodów automatycznie przerwało naszą rozmowę. Zwróciłam wzrok w kierunku Rocket'a, który szedł w naszą stronę i małym, białym przedmiotem w łapce. Nie było czasu na jakikolwiek ruch, po prostu stałam. "Nie mów nic" - przekazałam wiadomość do chłopaka stojącego obok mnie. Ten tylko niewidocznie przytaknął głową.
- Co to jest? - zapytał Rocky, podnosząc do góry przedmiot.
- Test ciążowy - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Kto jest ojcem? - widziałam jak powstrzymuje mieszankę gniewu i smutku.
Albo to jest cisza przed burzą, albo...
- Gdy jest się pijanym, robi się wiele głupich rzeczy... - szepnęłam, czując jak myśl o macierzyństwie rozrywa mnie od środka.
- Zamorduję... - wyszeptał pod nosem, przybierając wrogi wyraz twarzy.
- Nie Rocket, nie zamordujesz - zaprzeczyłam jednoznacznie głową. - Musisz się z tym pogodzić, tak jak ja zrobiłam to dzisiaj w nocy - oznajmiłam nadzwyczaj pewna siebie jak na tą sytuację.
Futrzak przechylił pytająco głowę. Ja, tylko uśmiechnęłam się słabo i przytaknęłam sama sobie głową.
- Nie kłóćcie się już, okay? Sami widzicie jaka zaistniała sytuacja, więc... Pogódźcie się, czy coś tam... EH! - zatrzymałam się na chwilę. - Ogólnie, nie chcę widzieć jak jeden drugiemu podkłada nogi, czy...
- Tak, rozumiem - Rocket przytaknął głową.
- Zaraz... Ja się przesłyszałam, czy ty mi przyznałeś rację? - zaśmiałam się cicho, widząc uśmiech na pyszczku szopa.
- Zgoda? - uniósł on wzrok na Kibę.
- Zgoda - przytaknął niepewnie głową, zapewne wciąż nie rozumiejąc sensu moich wypowiedzi. 
Cóż! Mogłabym to podsumować tylko tymi słowami: Witam w moim poj*banym życiu u boku chodzącego pluszaka!
- A mogę coś zrobić? - dostrzegłam lekki uśmiech na twarzy mężczyzny.
- Em... Okay? 
Kiba przykucnął przy mym towarzyszu i delikatnie pogłaskał go po głowie. Z mojego gardła wydobył się cichy śmiech, podczas gdy szopowi uszy stanęły dęba. Mimo wszystko, nie opierał się, a najwidoczniej spodobało mu się to.
- Pomiziacie się w samochodzie, a teraz jedziemy - prychnęłam, podchodząc w stronę wieszaka.
- Ja prowadzę! - oznajmił jednoznacznie Kiba.
- I ja Ci na to pozwolę? - skierowałam wzrok prosto na jego dumną minę.
- Ja mam kluczyki - uśmiechnął się dumnie, wyciągając z kieszeni mały przedmiot.
- Ekhm... No dobra - wywróciłam oczami, zakładając buty.
***
- Rocket, a ile ja mam lat? - zapytałam siedzącego za nami towarzysza.
- Dwadzieścia jeden? Dlaczego pytasz? 
- Upewniam się, czy to na pewno ty - prychnęłam podkulając nogi pod brodę.
Wpatrzona w morze, które dokładnie było widać z mostu...
- Ej, bo zabrudzisz mi samochód! - zganił mnie Kiba, kolejno przerzucając biegi.
- To nie jest twój samochód - odpowiedziałam szybko nie zmieniając swojej pozycji.
- Ale to ja mam kluczyki i ja nim kieruje - uśmiechnął się złośliwie. - Więc nogi na ziemię.
Pokręciłam przecząco głową, również uśmiechnięta. Może życie właśnie tak chciało? Chciało, żebym go spotkała i chciało, żebyśmy się tamtego dnia tak upili. Kto nad tym wszystkim włada?
- Tak właściwie, to po co my tam jedziemy? Co, jeżeli znajduje się tam jakaś pułapka i...
- Rocket. Znalazłam to w zakurzonym prezencie od mamy. Wątpię, czy chciałaby ona wpakować mnie w jakieś tarapaty - wyciągnęłam z kieszeni karteczkę i klucze. 
- A co jeżeli to pudełko ktoś podmienił i przez to... Sam nie wiem... Zginiemy?!
- Nie wymyślaj... 
- Jesteśmy! - przerwał nam głos Kiby.
Spojrzałam na kartkę, a następnie na panel w samochodzie. Wszystko wskazywało na to, że właśnie o tym miejscu mówiła wiadomość. Wyszliśmy z samochodu.
- To na pewno tutaj? - zapytałam, wpatrując się w ogromny, biały dom.
Ten budynek można było nazwać willą. Dwie, pokaźne kolumny znajdujące się przy wejściu oraz ogromny taras... Balkon, który mimo lat, które przeżył wciąż przepięknie się prezentował. 
- Nie wierzę... - szepnęłam, podziwiając budowlę.
Nie zwracając na innych uwagi, podeszłam do drzwi. Włożyłam kluczyk do środka i powoli przechyliłam go w prawą stronę. O dziwo, pasował idealnie, chociaż delikatna rdza uniemożliwiła płynne otwarcie. Weszłam do środka... To był mój rodzinny dom, czy jak? W każdym razie, skąd moja matka miała do niego klucze?
- Tu jest pięknie...
<Kiba? :ooo XDD>

Od Kiby CD. Vane

   Obudził mnie krzyk kobiety. Natychmiast się podniosłem i rozejrzałem. To była Vane? Od razu do mojej głowy przyszła myśl, że coś jej się stało. Zerwałem się z łóżka i zacząłem rozglądać po korytarzu. Ujrzałem światło przebijające się przez drzwi łazienki. Niepewnie podszedłem i złapałem za klamkę. Otworzyłem drzwi i ujrzałem płaczącą Vane siedzącą na podłodze.
- Co ci? - zapytałem stojąc w drzwiach. Przetarłem ręką oczy.
- Co?! - wzdrygnęła się na mój widok. Pośpiesznie zabrała jakiś przedmiot z mojego widoku. Starała się zrobić to niezauważalnie, ale udało mi się to dostrzec.
- N-nic. Nie twój interes, a poza tym czemu ty nie w łóżku?! - zapytała krzywiąc się.
- Twoje darcie się mnie obudziło. Gh, przynajmniej futrzak nadal śpi - skrzyżowałem ręce.
- Jasne... Wracaj do łóżka, wszystko jest okey - nie przestawała płakać. Wycierała ręką łzy z twarzy, jednak nadal płakała i nie udawało jej się przestać. Zmrużyłem oczy.
- Co tam masz.
Nie brzmiało to jak pytanie. Bardziej jak rozkaz.
- Nic.
- Vane - podszedłem bliżej i stanąłem nad nią.
- No nie mam nic czego chcesz!
- Sam mam to zabrać? - nie odpowiedziała. Schyliłem się po rzecz którą chowała za plecami. Próbowała mnie odepchnąć albo schować ją bardziej ale koniec końców znalazł się w moich rękach.
   Zbladłem. O mało nie wypuściłem przedmiotu z rąk. Spojrzałem na nią, a potem znowu na test ciążowy. Wynik pozytywny. Czy to znaczy, że... Nie, to nie możliwe. A może jednak?
- Kiba...
Vane zaczęła bardziej płakać. Byłem bezsilny. Nie wiem jak to się stało, ja zawsze się zabezpieczałem. Ale wtedy byłem pijany... Jasna cholera!
- Kiba no powiedz coś do cholery! - spojrzała na mnie błagalnie. Opuściłem ręce i uklęknąłem. Objąłem dziewczynę i mocno przytuliłem.
- Coś z tym zrobimy. Jakoś to będzie, zobaczysz...
- Kiba, wiesz, że tak nie będzie.
- Nie traktuj tego jako przekleństwo. Po prostu... Coś wymyślimy, okey? - odsunąłem się trzymając ją rękoma za ramiona. Vane tylko kiwnęła i spuściła głowę. Ja nie mogę być ojcem. Może lubię się zabawić, ale nie jestem bez serca. I jestem przekonany, że ta dziewczyna zasługuje na o wiele lepsze życie.
- Idź już spać... Dobrze? - starłem łzę z jej policzka. Pokiwała głową i wstała. Poszła się położyć. Przemyłem twarz wodą i spojrzałem w lustro.
Kiba... Co ty do cholery wyprawiasz?!
**********
    Szedłem cicho, tak żeby nikt się nie zorientował, że nie śpię. Było około trzeciej nad ranem. Musiałem przejść przez salon, gdzie poszła położyć się Vane. Wtedy już tylko korytarz będzie dzielił mnie od drzwi. Muszę się stąd wydostać. Nie mogę być ojcem. Nie nadaję się do tego. Vane będzie musiała sama sobie poradzić.
   Zacząłem przechodzić przez salon. Właśnie miałem przejść na korytarz, kiedy usłyszałem głos dziewczyny.
- Kiba? - podniosła głowę. Zatrzymałem się i odwróciłem.
- Dokąd idziesz? - przyglądała się mi mrużąc oczy.
- Uhhhh... Przejść się. Czemu nie śpisz?
- Cierpię na bezsenność, mówiłam ci.
Ku*wa. No tak. Zapomniałem o tym, Kiba ty idioto.
- Kiba...
- Tak? - westchnąłem.
- Zostaniesz tu ze mną?
Skrzywiłem się. Podszedłem do niej i stanąłem zaraz przy kanapie. Chciałem powiedzieć, że nie mogę. Miałem zamiar powiedzieć, że muszę wyjść. Ale tylko stałem z otwartymi ustami. Skarciłem się w myślach i wziąłem głęboki wdech.
- Tak... Jasne.
Położyłem się obok niej i objąłem ją ręką. Nie mogłem już zasnąć. W przeciwieństwie do Vane, która o dziwo po chwili zasnęła. Chciałem wstać ale nie miałem jak. Zamiast tego przymknąłem oczy zrezygnowany i przytuliłem ją mocniej do siebie.
Kretynie... W co ty się wpakowałeś.

<Vane?>

Od Vane CD Kiba

Wciąż nie docierał do mnie sens tego co wydarzyło się kilkanaście minut temu. Tsume jak zwykle musiała iść w naparte, aż nagle... Cholera wie dlaczego zakręciło mi się w brzuchu i musiałam szybko wybiec z pokoju. W łazience, która znajdowała się dosyć blisko miejsca rozmów, zwymiotowałam. Później znowu wróciłam, kontynuowałam rozmowę na temat naszego rozejmu... Tsume się porządnie wk*rwiłą i wyszła. Za nią poleciał Chu, a Resney pozostała sama na sali, podczas gdy ja i Kiba również udaliśmy się w stronę wyjścia. Tak znalazłam się w swoim samochodzie, ponownie prowadzonego przez żółtookiego mężczyznę. Jego głos, przerwał mi rozmyślanie...
- Więc... Co się stało? - zapytał.
- W sensie? - uniosłam jedną z brwi, patrząc na niego pytająco.
- Jak wybiegłaś, na zebraniu. Coś ci jest?
Skrzyżowałam ręce w okolicach brzucha, wciąż odczuwając nieprzyjemny ból. Mimo wszystko, zaprzeczyłam jednoznacznie głową.
- Nic mi nie jest, po prostu lekko się zestresowałam i musiałam zaczerpnąć powietrza - powiedziałam szybko, sięgając dłonią po butelkę wody.
- Na pewno?
- Tak, na pewno - przytaknęłam delikatnie głową.
***
Dojechaliśmy do domu około godziny siedemnastej. Jak najszybciej wygramoliłam się z samochodu i wbiegłam do domu. Był otwarty, co jednoznacznie mówiło, że Rocket już wrócił. Posłałam mu przelotne spojrzenie, podczas wbiegania na górne piętro domu. Wparowałam do łazienki i szybko zrzuciłam z półki koszyczek z tabletkami. 
- Przeciw bólowe? - uniosłam brew, patrząc na żółte pudełeczko. - A może lepiej te na zatrucie pokarmowe? - pytałam samą siebie.
Ostatecznie wybrałam te przeciwbólowe, żeby czasami nie zaszkodzić sobie mocniejszymi tabletkami. Wyszłam ze środka pozostawiając syf na całej powierzchni podłogi łazienki. Naprzeciwko drzwi stał Kiba, opierający się o ścianę. 
- Słucham teraz. O co chodzi? - zapytał, najprawdopodobniej dostrzegając za mną kilkanaście pudełeczek.
- To? - odwróciłam się. - Niee... To Rocket szukał tabletek na ból głowy! - uśmiechnęłam się niepewnie. 
Chyba w nieodpowiednim momencie dostrzegłam, że szop cały czas stał obok wpatrzony w nas. Uśmiech lekko się zmniejszył, a ja zaczęłam szukać kolejnej wymówki.
- Na zebraniu zrobiło mi się nie dobrze, okay? Nie zrozumiecie, to są kobiece sprawy - wyminęłam ich szybko.
- Ale i tak nie masz tych dni - wyczułam jego uśmiech za mną.
"Dzisiejsza noc, no k*rwa. Chyba się nie wywinę typową gadką kobiet..."
- Co ty tam wiesz! Idę... Spać, bo... Bo jestem zmęczona! - krzyknęłam, zatrzaskując się w swoim pokoju. 
***Noc ( ͡° ͜ʖ ͡°)***
"Mdłości, złe samopoczucie, zawroty głowy, wymioty..." - prześledziłam wzrokiem kilka diagnoz, które właśnie wpisywałam w okienko wyszukiwarki. Kiba już dawno zasnął w moim łóżku, więc miałam pewność, że nie widzi jasnego ekranu laptopa. "Te cztery objawy mogą wskazywać na pojawienie się ciąży u kobiety, lecz są też oznaką innych chorób..." - widząc pierwsze zdanie, od razu przed oczami pojawił mi się dzisiejszy poranek. Zamknęłam kartę, tak samo szybko jak klapkę laptopa. "DZIECKO?!" - moja dusza wyzierała się z przerażenia, ale z zewnątrz nic nie było widać. "To jeszcze nie jest pewne, Vane... Może po prostu jesteś chora na coś... Tam..." - uśmiechnęłam się, starając pocieszyć samą siebie.
Na palcach udałam się w stronę łazienki. Wśród porozrzucanych pudełeczek, dostrzegłam jedno charakterystyczne. Z małym dzieckiem na opakowaniu...
- To miało być tylko do sprawdzania się po imprezach... - szepnęłam, domykając drzwi.
Wzięłam przedmiot do ręki i spojrzałam do środka. Jeden, nie zużyty test...
Wykonałam wszystkie czynności według instrukcji umieszczonej na opakowaniu. Teraz musiałam czekać dziesięć minut, aż ukaże się wynik... Wpatrzona w naścienny zegar, czekałam... 
***10 minut później..***
- NO NIE! - wydarłam się, kurczowo trzymając w dłoni mały przedmiot.
Wykazywał on dwie kreski, czyli ciążę. Załamana, skuliłam swe nogi pod brodę. W jednym momencie całe życie przeleciało mi przed oczami. Z oczu, zaczęły mi wypływać pierwsze kropelki łez...
<Kiba? :D>

Od Kiby CD. Vane

   Usłyszałem jak Tsume cicho się zaśmiała. Vane na nią spojrzała lekko się krzywiąc.
- Jakiś problem, Nimitsuu? - skrzyżowała ręce.
Dziewczyna położyła nogi na stół i zaczęła się bujać na krześle. Zdjęła czapkę i co jakiś czas lekko się uśmiechała bawiąc się przypinkami na niej.
- Doskonale wiesz, że to nie takie proste. Poza tym zachowywanie się jak "dzieci" póki co ratuje nam wszystkim dupę, tak? Więc o czym my w ogóle rozmawiamy.
Spojrzałem na moją towarzyszkę. Oparła się rękoma o stół. Nie chciałem się wtrącać, w końcu niewiele o tym wiem więc chyba lepiej będzie, jeśli same to załatwią.
- Ale może lepiej by było, gdybyśmy jednak się połączyli. Wtedy obalimy rząd - wskazała palcem w jakimś kierunku. - W końcu moglibyśmy być wolni. Bez obawy, że kolejnego dnia ktoś zrzuci nam bombę na bunkier!
- I co wtedy. Hmm? Masz pomysł? Kto wtedy będzie rządził miastem? Nie pomyślałaś o tym. I właśnie przez to, że tylko ja tutaj myślę--
- Tylko przez to, że NIE myślisz klany w ogóle się podzieliły! - walnąłem ręką o stół. Tsume rzuciła mi charakterystyczne spojrzenie. Znam ten wzrok. Stałem się jej oficjalnym wrogiem. To jej największa wada. Każdy kto nie jest z nią, jest przeciwko niej. Skrzywiłem się i zwróciłem się do srebrnowłosej.
- Vane, chodźmy stąd. Nic tu po nas - przeniosłem spojrzenie na moją siostrę.
- Czekaj... Muszę.. - dziewczyna wybiegła z pokoju, jak domyśliłem się po znakach w stronę toalety. Wpatrywałem się chwilę w tamtą stronę po czym usłyszałem śmiech od strony stołu.
- Tak to właśnie jest. Nawet nie mogła dokończyć wypowiedzi, musiała uciec jak tchórz.
- Tsu, daj spokój. Wiesz, że tak nie jest - odezwała się dotychczas milcząca Resney.
- Po prostu mówię co widzę - nałożyła czapkę i skrzyżowała ręce.
- Ja tam widzę trochę sensu w tym co mówi Nimitsuu... Przecież nie bez powodu klany się rozpadły. To się może powtórzyć - wtrącił się Chu.
- Dajcie spokój i zacznijcie myśleć racjonalnie - odezwałem się zanim ktoś jeszcze zdążył coś powiedzieć. Po chwili do pokoju wróciła Vane. Nie wyglądała najlepiej. Oparła się ponownie rękoma o stół.
- Zagłosujmy... Kto jest za zawarciem sojuszu między klanami?
Przez chwilę nikt nic nie robił. Pierwsza rękę podniosła Vane. Potem dołączyła też Resney.
- Ja się wstrzymuję od głosu - Chu skrzyżował ręce. Chwilę się zastanawiałem po czym podniosłem rękę. Nie żeby mój głos cokolwiek znaczył. Usłyszałem śmiech Tsume.
- Wychodzę - rzuciła po czym wstała przewracając krzesło i skierowała się w stronę wyjścia.
- Tsume wracaj tu! - krzyknęła za nią Vane, chcąc za nią pobiec. Złapałem ją za ramię.
- Zostaw ją. Daj jej spokój, z nią się nie da rozmawiać.
- Idę z nią pogadać - westchnął Chu i poszedł spokojnym krokiem śladami Tsume. Resney wstała od stołu.
- To może sojusz między naszymi klanami? Na razie, dopóki Tsume nie zmieni zdania - zaproponowała wyciągając rękę do mojej towarzyszki. Dziewczyna chwilę się zastanawiała po czym uścisnęła jej dłoń.

Skierowaliśmy się do samochodu. Usiadłem na miejscu kierowcy.
- Co ty robisz?
- Ja cię zawiozę. Nie gadaj tylko wsiadaj.
Vane przewróciła oczami po czym zrobiła jak kazałem. Połowę drogi przejechaliśmy w ciszy.
- Więc.. Co się stało?
- W sensie? - posłała mi pytające spojrzenie.
- Jak wybiegłaś, na zebraniu. Coś ci jest?

<Vane? c: >

Podsumowanie Stycznia & Lutego & Marca

23.01.2017


Styczeń

Pod koniec stycznia wystartował blog. Zostały dodane pierwsze postacie przywódców klanów oraz pojawiły się trzy opowiadania.

Luty
Nasz blog zaczął się powoli rozwijać. Dołączyło osiem postaci: Ayano, Gilbert, Hige, Kiba, Horo, Shanna, Arya, Kane. Pojawiły się dwadzieścia cztery opowiadania oraz powstał event do którego link znajdziecie TUTAJ

Marzec 
Kolejny owocny miesiąc, ponieważ dołączyło do nas sześć nowych postaci w tym: Gintoki, Yusuke, Peter, Yuki, Shadow oraz Rite. Na blogu pojawiły się czterdzieści dwa opowiadania.

Podsumowując te dwa miesiące i kilka dni xD
Za ten czas
 Ayano Ainoto - napisała jedno opowiadanie.
 Gilbert Nigtray - napisał pięć opowiadań.
Hige Price - napisał trzy opowiadania. 
 Kiba Brown - napisał siedem opowiadań.
Horo Tathibana - napisała jedno opowiadanie. 
Shanna Delay - napisała dwa opowiadania. 
Arya Nygma - napisała jedno opowiadanie. 
Kane Thervaals - napisała jedno opowiadanie. 
Gintoki Sakata - nie napisał żadnego opowiadania. 
 Yusuke Mikazuki - napisał jedno opowiadanie. 
 Peter Quill - napisał siedem opowiadań.
Yuki Higashikuni - nie napisała żadnego opowiadania. 
 Shadow Reev Melody Lee Mayer - napisała osiem opowiadań

Osoby mające przy swoim imieniu wykrzyknik, powinny jak najprędzej napisać opowiadanie. W przeciwnym razie w kolejnym podsumowaniu pojawi się informacja o wywaleniu owych postaci. 
Jeżeli właściciele postaci nie mają czasu lub weny, prosimy o zgłoszenie nieobecności na jakiś okres czasu.

~Vane wraz z całym zespołem WTSS

( ͡° ͜ʖ ͡°)

piątek, 7 kwietnia 2017

Sharni Amber Evelyn Heard


Nie przejmuj się 一 każdy, nawet najgorszy dzień ma swój kres.

Imię i Nazwisko: Sharni Amber Evelyn Heard
Pseudonim: Istinto
Motto: Nie przejmuj się 一 każdy, nawet najgorszy dzień ma swój kres.
Płeć: Kobieta
Wiek: 20 lat
Rasa: Fenek
Orientacja: Heteroseksualna
Zauroczenie: To nie dla niej.
Klan: Spirit of Shining Star
Stanowisko: Taktyk
Żywioł: Błyskawice
Moce: 
☇ Elektrokineza - tworzenie, generowanie, pochłanianie, kształtowanie i manipulacja elektrycznością o różnym poziomie intensywności.
Umiejętności: Evelyn nie widzi, za to wyostrzone ma inne zmysły; szczególnie słuch. Porusza się sprawnie, choć czasem zdarza się jej potknąć. 
Charakter: Dobrze czuje się we własnej skórze i nie ma czego żałować. Jest otwarta na ludzi i bardzo wrażliwa na krzywdę innych. W życiu towarzyskim kieruje się szczerością oraz uczciwością. Nie okłamie, nie oszuka, nie wykorzysta do własnych celów. Nie znosi przy tym agresji ani brutalności, do ludzi nastawiona jest więc bardzo życzliwie i pogodnie. Niestety momentami bywa zbyt szczera i nie stroni od uszczypliwości, kiedy ktoś jej podpadnie. Nigdy jednak celowo nie zrani i nie rozpamiętuje swych krzywd. Należy jednak mieć się na baczności. Chętnie blefuje i podejmuje ryzykowną grę. Potrafi wyczuć słabe punkty przeciwnika i wykorzystać to w utarczkach słownych. Na więcej by sobie nie pozwoliła, za bardzo ceni spokój i przyjazne stosunki z otoczeniem. Z natury jest bardzo łagodna, ale gdy ma coś ważnego do powiedzenia lub musi bronić słusznej sprawy, potrafi zagrzmieć, budząc przy tym poruszenie otoczenia. Nie szczędzi czasu, wysiłku ani pieniędzy, aby odpowiednio podjąć swych znajomych, obdarować ich i wnieść odrobinę radości w życie każdego na swej drodze. Nie oczekuje niczego w zamian.
Cechy Charakterystyczne: Wśród innych, Amber wyróżnia się zamglonymi, morelowo-brzoskwiniowymi oczami, oraz platynowymi włosami, zazwyczaj upiętymi w dwie kitki lub warkocz. Jest szczupłą dziewczyną średniego wzrostu, bowiem mierzy metr siedemdziesiąt osiem.
Ciekawostki: Uwielbia bawić się i spacerować ze swoim towarzyszem. Ma słabą odporność, przez co często choruje, a dodatkowo ma alergię pyłki i kurz. Niestety, nie widzi świata przed sobą, więc polega na innych zmysłach, które są wyostrzone. 
Głos: https://youtu.be/-mDdqWILBOA
Właściciel: Hiena

Od Yusuke

Kolejny dzień i kolejny raz mam wrażenie, że moje życie jest nudne... Może nie tak bardzo nudne, ale od pewnego już czasu mnie zanudza... Ta codzienna rutyna... Przyzwyczaiłem się do niej już w młodości, jednak teraz nie mam żadnych obowiązków, które miałem kiedyś. Już chyba nikt nie pamięta mojego rodu, dzięki któremu Japonia nie zniknęła z mapy świata... No, ale ludzie to takie istoty, które szybko zapominają, więc nie będę się nad tym użalać...
Zawiązałem swój krawat i poprawiłem marynarkę, która troszkę się pogięła. Miałem ochotę założyć kimono, ale ludzie na mieście pewnie by się na mnie krzywo patrzyli, więc odpuściłem sobie i z delikatnym uśmiechem na ustach wyszedłem z domu i skierowałem się w stronę miasta, od którego dzieliło mnie ileś tam kilometrów. No co? Spacer jeszcze nikomu nie zaszkodził. Chyba...

~~*~~

Wszedłem jak zwykle do jakiegoś baru i zamówiłem coś sobie do jedzenia. Szczerze to nie miałem nic lepszego do roboty, to sobie przynajmniej zjem coś dobrego.
Podsłuchiwałem rozmowy dobiegające ze stolika obok i co chwila otwierałem oczy ze zdumienia na te ciekawe nowinki, które codziennie docierały do moich uszu. Ciągle rozmawiają o nad istotach... Ciekawe czy wiedzą, że właśnie jedna z tych istot siedzi obok nich... Raczej nie i to chyba dobrze... Po godzinie siedzenia na tyłku, podniosłem się z krzesła i zapłaciłem za posiłek, po czym z uśmiechem na ustach wyszedłem na zewnątrz. Jak zwykle duży ruch... W sumie to mamy już gdzieś tak godziny koło południa, więc czego się tu dziwić? Westchnąłem cicho i ruszyłem przed siebie. Nagle poczułem na ramieniu czyjąś dłoń i zaskoczony odwróciłem się w stronę jakiegoś pijaczyny.
- Szefuńciu... Poratujesz złotówką? - Wybełkotał i spojrzał na mnie swym zamglonym wzrokiem.
Uśmiechnąłem się trochę rozbawiony, widząc mężczyznę w podeszłym wieku, ubranego w garnitur i do tego próbującego wyłudzić ode mnie złotówkę.
- Panie prezesie! - Usłyszałem głos jakiegoś chłopaka, który podszedł do nas i spojrzał zaskoczony na mężczyznę. - Co pan znowu wyprawia?! To nie jest czas na picie alkoholu! Mamy środek dnia, a do tego zaraz zaczyna się spotkanie!
- Cooo? - Pijany gościu spojrzał na niego, jak na idiotę i wywrócił oczami. - Daj mi spokój...
Młodzieniec westchnął i spojrzał na mnie przepraszająco, na co się uśmiechnąłem.
- Dobra... Koniec wygłupów... - Złapał go pod ramię i zaczął ciągnąć w stronę stojącej już taksówki, ignorując jego krzyki.
Zaśmiałem się pod nosem i pokręciłem rozbawiony głową. Czasem można się tu nieźle ubawić... Ruszyłem dalej i zatracony w swoich myślach nawet nie zauważyłem, że w kogoś wpadłem...
- Przepraszam... - Podniosłem wzrok na osobę, w która wpadłem i uśmiechnąłem się delikatnie.

< Ktoś? >

czwartek, 6 kwietnia 2017

Od Lithaen CD. Chu

— Cóż... Pracowałam głównie dla siebie... Ale... Ych... Niby bym mogła.
— No to uzgodnione. Witam w moim klanie.
***
Z góry oglądałam miasto, cicho przecinając skrzydłami powietrze.  Niebo powoli szarzało, a temperatura spadała. Niespecjalnie się tym przejęłam. Przyzwyczaiłam się do życia w gorszych warunkach.
Zapatrzyłam się w jedno z okien budynku i... Rąbnęłam dziobem w korę drzewa. Z moich gardzieli wydobył się skrzek, gdy straciłam równowagę lotu i grzbietem w dół, zaczęłam spadać.
***
Obudziłam się, lekko przykryta białym puchem. Z trudem podniosłam się na dwie nogi, wbijając pazury w ziemię i otrząsnęłam się.
Nie mogłam podlecieć w górę, moje pióra okryte były lodem, a skrzydła jakby zamarzły. Cicho skrzeknęłam, co miało być przekleństwem i zaczęłam skakać w stronę okien piwnic. Jedno było uchylone.
   Przecisnęłam się przez nie i zeskoczyłam po kartonach. Okazało się, że w kącie podziemnych pomieszczeń, znajdował się koc.  Schowałam się pomiędzy jego fałdami. Wtuliłam dziób w szafirowe pióra. Czekałam, aż moje mięśnie się ogrzeją, na co na razie się nie zapowiadało. Mogłam zmienić się w człowieka, jednak wtedy byłoby jeszcze gorzej.
Nagle usłyszałam kroki. Ktoś schodził po schodach. Szybko okryłam się całkowicie materiałem, by nie było mnie widać i zostawiłam jedynie małą szparę, by obserwować zdrowym okiem rozwój wydarzeń.

< Ktoś? C: >

Rosalie "Xayah" Cates


Przyjaciel może być fałszywy; Tylko wróg jest zawsze prawdziwy.

Imię i Nazwisko: Rosalie Cates
Pseudonim: Xayah
Płeć: Kobieta
Wiek: 21 lat
Rasa: Gazelka płocha
Orientacja: Heteroseksualna
Zauroczenie: -
Klan: Desert Eagles
Stanowisko: Zabójca
Żywioł: Grawitacja/ Absorpcja
Moce:
💎Zmiennokształtność - pozwala na zmienienie swojej formy. Podczas przekształcania się może zmienić także swój głos. Element jest bardzo użyteczny do manipulowania wrogów.
💎 Żyrokineza - Rosalie może manipulować polem grawitacyjnym wybranych osób i przedmiotów.
💎 Kopiowanie mocy - pozwala na kopiowanie żywiołów innych, poprzez dotyk.
💎 Kopiowanie ataków - może użyć tej zdolności do pochłonięcia/skopiowania ataku użytego wcześniej przeciw niej, a następnie korzystać z niego tyle razy ile zechce. Wymaga to jednak dużej ilości energii.
Umiejętności: Z reguły jest cierpliwym słuchaczem. W internecie z łatwością namierza swój cel, wykrada hasła i cenne informacje. Potrafi dopasować się do panujących warunków i środowiska pracy, więc morderstwa nie sprawiają jej zbytnich problemów. 
Charakter: Rosalie jest pracowita, ale uwielbia leniuchować. Nie lubi, kiedy ktoś chce jej pomóc i sama nie miesza się do cudzych spraw. Niestety nie wyciąga wniosków z porażek i kilka razy popełnia te same błędy. Drogę wyznacza jej intuicja. Z początku skryta i tajemnicza. W swych dążeniach jest wytrwała i zdyscyplinowana, mimo to zbyt często polega na szczęściu. Z reguły bywa subtelna. Bardzo szybko i trafnie odczytuje intencje innych. Sama z łatwością zmienia postawę w zależności od sytuacji. Lubi spędzać czas obserwując niebo lub słuchając dobrej muzyki. Nigdy do końca nie odcina się od świata, chociaż zachowuje dystans wobec znajomych. Obserwuje ludzi i potrafi bezbłędnie odczytać ich motywacje. Niechętnie jednak pomaga innym, ale przy okazji i nie szkodzi – wychodzi z założenia, że każdy powinien pracować na własny rachunek. Czasem ponarzeka na zły los, ale nie przyjmie pomocy i nie zniesie ingerencji z zewnątrz w jej życie. Cieszy się powszechną sympatią, szczególnie płci przeciwnej. Miewa problemy z dotrzymywaniem słowa. Nie przejmuje się wcale opinią publiczną. Z łatwością dokonuje spektakularnych zadań, ale ze żmudnych, codziennych obowiązków nie zawsze potrafi się wywiązać. Chętnie podejmuje ryzyko i nieraz, za sprawą wyjątkowego szczęścia, odnosi sukces. Bywa pewna siebie, nieraz aż zanadto. 
Cechy Charakterystyczne: Rosalie to posiadaczka burgundowo-wiśniowych włosów, zazwyczaj upiętych w luźnego kucyka, które świetnie pasują do miodowych oczu i alabastrowej cery. Spomiędzy kosmyków wyrastają długie, smukłe uszy. Mierzy metr osiemdziesiąt jeden, a jej sylwetka jest szczupła i wysportowana. 
Ciekawostki: -
Głos: link
Właściciel: Hiena

wtorek, 4 kwietnia 2017

OD Resney CD Hige

Odepchnęłam go, by zejść na dół. Jak mam mieć takiego pracownika, to plan pójdzie się walić. Zeszłam i zobaczyłam swojego brata, siedzącego przed kuchnią. Uśmiechnęłam się, wiedząc, że wszystko poszło jak trzeba. Tablet schowany pod materacem, był dobrym pomysłem, a w szczególności, gdy taki ktoś jak Hige, chce mnie wynosić z pokoju, by przerwać moją pracę!
- Gregory! - rzuciłam mu się w ramiona, by się przytulić do niego. Ten zaskoczony, zrobił to samo. Podał mi kawę i śniadanie.
- Idź. Czytałem twój grafik - uśmiechnął się smutno, a ja miałam właśnie iść, gdy Hige mnie zatrzymał.
- Nie za wcześnie? - uniósł brew.
- Mam na sobie soczewki, dzięki którym mogę patrzeć na monitor do bólu, a wzrok mi się nie pogorszy - weszłam do pracowni. Gdy plik skończył się zapisywać, szybko zabrałam się do zapisywania kodów. Usłyszałam pukanie.
- Proszę! - krzyknęłam, patrząc na pasek kalkulowania. Do pokoju wszedł Hige.
- Mogę w czymś pomóc? - spytał. Spojrzałam na niego.
- Możemy pogadać - mruknęłam, patrząc coś na telefonie. Ten wywrócił oczami.
- A coś ciekawszego? - zapytał. Uśmiechnęłam się i rzuciłam mu pada.
- Potrafisz grać?
- Trochę - odpowiedział. Odpaliłam oddzielny monitor i włączyłam "power rengers - new zord"
- Co to jest?
- Gra kooperacyjna. Grasz? - odpaliłam grę, a ten razem ze mną, zaczął tworzyć postać. Na dzień dobry mieliśmy pierwszą walkę. Nieźle nam nawet szło.
- UWAŻAJ Z TYŁU! - szybko zrobiłam kombinacje, by ochronić postać Hige. Przez większość czasu krzyczeliśmy do siebie typu "Lewo" lub "Plecy!". Gdy zginęliśmy, opadliśmy na kanapę. Zaczęłam się śmiać, a on po chwili ze mną.
- Musimy częściej grać.
- Ta... - jeszcze przez chwilę się śmialiśmy. Gdy usłyszałam dźwięk, oznaczający koniec, podeszłam do monitora.
- Muszę wracać do pracy - dokończyłam kawę i za pomocą swoich umiejętności, zaczęłam jeść już zimne śniadanie, nie używając rąk.
- Masz coś oprócz mocy psychicznych? - spytał. Przestałam uderzać o klawiaturę. Lekko posmutniałam.
- Nie... - podniosłam głowę - jako jedyna z dowódców nie mam dwóch mocy. Krótko mówiąc, jestem najsłabsza. Dodatkowo jestem najmłodsza - znowu zaczęłam robić coś na klawiaturze, nie okazując po sobie smutku, który aktualnie czułam. Spojrzałam na niego kątem oka. Ten stanął za mną i położył rękę na ramieniu. Spojrzałam na zegarek.
- Jest dopiero 23. Nie masz prawa mnie zabrać z pracowni - mruknęłam. Ten tylko mnie odwrócił tak, bym na niego patrzyła.
- Co? - uniosłam brew?

Hige? Nie zabij mnie XD Jesteśmy przynajmniej kwita za tamto! XD

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Od Peter'a CD Shadow

- Mam w dupie twoje spostrzeżenia! - warknąłem w stronę mężczyzny. - Zostaw ją do cholery jasnej!
Niespodziewanie dziewczyna wyrwała się z jego uścisku, po drodze odbierając mu nóż. Powoli podniosła się, cały czas kierując ostrze w stronę jej niedoszłego zabójcy. Ten tylko uśmiechnął się szeroko i podniósł ręce do góry.
- Nie zrobisz tego - zaśmiał się.
"Ch*jem to on jest, ale wolałbym go sam zabić" - przemknęło mi przez myśl, podczas wpatrywania się w dwie postury. "Zaj*bię go na miejscu" - dodałem po chwili, mając już w głowie plan. Podbiegłem do dziewczyny i szybko wyrwałem jej nóż z dłoni. Starała się mi go odebrać, lecz zrezygnowała po kilku nieudanych próbach podskoku w górę. Na ciele posiadała wiele ran, które uniemożliwiły jej większe wykorzystanie energii.
- Dogadajmy się - Rite wsadził ręce do kieszeni. - Na pół. W nocy twoja, a w dzień moja. Z resztą, jak wolisz! - okrążył nas powolnym krokiem.
- Spier*alaj - grzecznie odpowiedziałem na propozycje.
Nigdy nie próbowałem niczego robić przeciw woli kobiety. Wolałem niewiastę wyrwać, żeby sama się do mnie przyczepiła i poszła do łóżka...
- Próbowałem najmilej jak umiem, ale widocznie nie staniemy się sojusznikami - wzruszył ramionami.
Oparł się plecami o bladą ścianę. Widocznie wyczekiwał mych dalszych decyzji lub ruchów. "Zajeb go na miejscu" - mruknął głos w mojej głowie.
- Wysyłam Ci współrzędne - przycisnąłem czerwony guzik znajdujący się na małym elemencie za moim uchem. - Czekam.
- Co ty odpi*rdalsz? - zapytał unosząc wyżej brwi.
- Uciekam - powiedziałem szybko, biorąc zamach.
Wycelowałem prosto w jego prawą dłoń, dzięki czemu nóż przedziurawił jego kończynę na wylot. Korzystając z okazji złapałem dziewczynę za rękę i przyciągnąłem do siebie.
- Dasz radę biec? - powiedziałem szybko.
Shadow kiwnęła niepewnie głową odsuwając się ode mnie. "No trudno, miejmy nadzieję, że nie padnę tak jak ostatnio" - wciąż trzymając ją za dłoń przymknąłem oczy. Przeteleportowałem nas w miejsce przy którym kilkanaście minut temu rozstałem się z hybrydami.
- Ashton, Ashley! - krzyknąłem, a w przeciągu ułamka sekundy zwierzęta pojawiły się przy mnie.
Przytuliły się one do nóg dziewczyny, która wyraźnie osłabiona ledwo utrzymywała się na nogach. "Pośpieszcie się..." - mruknąłem sam do siebie, starając się wypatrzeć żółty samochód. Zajęty poszukiwaniem, nawet nie dostrzegłem jak Shadow powoli traci przytomność. Gdy zwróciłem głowę w jej stronę, właśnie szykowała się do upadku na ziemię. Powstrzymałem ją przed tym ja, wraz z dwoma towarzyszami.
- Shadow, halo? - zapytałem, przejeżdżając dłonią po jej twarzy.
- Peter, pośpiesz się! - krzyknął do mnie dobrze znany głos Vane.
Podbiegłem wraz z hybrydami do samochodu z nieprzytomnym ciałem w dłoniach. Ułożyłem ją w pozycji siedzącej, tak, aby opierała się o moje ramię. (O Kur*wa, ale słodko *.*) Wyraźnie zmartwione pupile dziewczyny spoczęły tuż obok.
-  Do... Ku*wa, szpitala! - z trudem wydusiłem z siebie ostatnie słowo.
<Shadow? Kill me, now!>

niedziela, 2 kwietnia 2017

Od Shadow cd. Petera

Szarpanie i krzyki wyrwały mnie z transu, w jaki wpadłam kilka godzin temu. Zdezorientowana mętnym wzrokiem przeskanowałam otoczenie. Na przeciw stał jakiś koleś. Najwyraźniej był wkurzony. Chwila... Czy to nie ten pacan od mojego skoku z dachu?
Chciałam się ruszyć, jednak poczułam coś zimnego przy gardle. Zezowałam na nóż. Miło wiedzieć, że jestem monetą przetargową...
Chwila... Nóż? Peter? What?
— Zaraz się sama na to gówno nabiję. — syknęłam bardziej do siebie, niż do nich.
W odpowiedzi porywacz wycelował ostrzem w stronę drugiego mężczyzny, a ten zrobił krok do przodu.
— Masz ją puścić! — wrzasnął.
— A jak odmówię? — nóż znów był bliski przecięcia mojej skóry.
— To zdechniesz, a nawet jak ożyjesz to cię znajdę i znowu padniesz!
Przełknęłam ślinę. Nie chciałam, żeby ktokolwiek przeze mnie zginął. Dlatego też, gdy toczyli ze sobą wojnę na słowa, wyrwałam ostrze z rąk Rite i skoczyłam na bok.
< Peeteeer? Riteeee? xD >

Od Peter'a CD Rite

- Zaparkuj tam - wskazałem dłonią na pierwszy, lepszy parking.
Vane posłusznie wykonała polecenie, a już po chwili znaleźliśmy się przy dużym biurowcu. Spojrzałem na towarzyszące mi osoby oraz hybrydy.
- Ja ruszę wraz z psami - zadecydowałem, zbliżając się do zwierząt. - Ty i Rocket, pójdziecie w przeciwległą stronę.
- A skąd mamy wiedzieć gdzie ona jest? - zapytał Rocket, przyglądając mi się z dołu.
- Szukajcie miejsc opuszczonych, bo jestem pewien, że za tym wszystkim stoi osoba trzecia - przytaknąłem głową zgodnie z tym co powiedziałem.
- No niech Ci będzie - westchnął ściągając z pleców swą broń. - Będzie kilka ofiar - uśmiechnął się pod nosem.
Chyba po raz pierwszy zgodziłem się na pomysł Rocket'a. Zazwyczaj zakazywałem mu zabijać, ale teraz... Nie potrafiłem mu odmówić.
Wszyscy rozeszli się w swoje strony. Mimo okropnego bólu i krwawienia, ruszyłem truchtem za dwoma hybrydami, które widocznie poruszone wpadły na trop. Prowadziły mnie przez różne kręte ulice i uliczki. Kilka razy o mały włos nie wpadły pod samochód, przez swój "trans". W końcu, po kilkugodzinnym chodzeniu po mieście zasiadłem na ławce. Spojrzałem na hybrydy, które wyczekująco czekały.
- Nie dam rady iść dalej... - mruknąłem, patrząc na zakrwawione ubrania. - Czy jesteście pewne, że ją znajdziecie? - zmrużyłem lekko powieki.
Kręciło mi się w głowie od dobrych paru minut, ale teraz... Obraz naprawdę zamazał mi się przed oczami. Chwyciłem się za czoło, czując kolejny, mocny uścisk w biodrze....
***
Wszedłem do pokoju pełnego krwi... Wszędzie unosił się okropny zapach czegoś przeterminowanego. Otworzyłem zardzewiałe drzwi, a za nimi ujrzałem... Jeszcze więcej czerwonej cieczy. Po moich plecach przeszła fala ciarek. 
- Halo? - zapytałem, zapalając latarkę w swym telefonie.
Mą uwagę zwróciła jasna postać w kącie pokoju. Powoli zbliżyłem się do niej... Im byłem bliżej, tym bardziej stawały się dla mnie widocznie jej rysy twarzy. Jasnowłosa kobieta, która była przyodziana w rozdartą bieliznę, nie oddychała. Potrafiłem to dostrzec z daleka... Lecz, gdy się zbliżyłem, czułem jak moje serce nie chce dalej pracować. 
- Shadow? - zapytałem, patrząc prosto w jej zamknięte oczy.
Przyklęknąłem przy niej, po czym wziąłem jej martwe ciało w ramiona. Ze szklankami w oczach, przypatrywałem się bladej twarzy dziewczyny.
- To nie może być prawda... - wyszeptałem.
Kroki za mną - ostatnie co usłyszałem. Zaraz później, ktoś uderzył mnie w głowę. W pół żywy wpatrywałem się w oczy mordercy. Jego uśmiech....
***
- ZABIJE CIĘ! - wykrzyczałem szybko się podnosząc.
"Zaraz... Kroplówka, biała pościel, kafelki... Szpital!?" - Rozejrzałem się dookoła. "Osobny pokój, tyle dobrze. Chwila... Ile ja tu leżę?" - zapytałem samego siebie podczas odpinania zaawansowanej aparatury. Podniosłem się z posłania, a następnie powoli zbliżyłem się do koszyka z moimi rzeczami. Same ubrania, brak jakichkolwiek urządzeń. Począwszy od pistoletu, aż po inne ciekawostki...
- Wooah! Myślałam, że pan się nigdy nie obudzi - do mojego pokoju wparowała brązowowłosa kobieta,
Na oko w moim wieku, lecz dokładnej ilości wiosen dostrzec nie mogłem. Przeszedłem do dalszego przeszukiwania rzeczy, podczas gdy ona kładła pudełko leków na komodę.
- Kobieta o imieniu Ana Dameron czeka na zewnątrz - powiedziała, podchodząc do mnie. - Był pan w śpiączce przez ponad tydzień...
- ILE!? - krzyknąłem, od razu przypominając sobie wszystko.
Shadow jest w niebezpieczeństwie. Minął tydzień, czyli Ci psychole mogli jej coś gorszego zrobić. Mimo wszystko miałem szczerą nadzieję, że żadne z mych przypuszczeń nie okaże się trafne. Szczególnie ten sen...
- Ana czekała ten cały tydzień na pobudkę pana. Myślę, że bardzo by chciała pana zobaczyć - wtrąciła.
- Vane... - szepnąłem pod nosem. - Niech Pani ją tu zawoła, szybko! 
Przyglądała mi się jak jakiemuś psycholowi. Na całe szczęście już po chwili pojawiła się przede mną cała grupka...
- Peter, przepraaaszam - powiedziała wyraźnie żałując tego co zrobiła.
- Pogadamy o tym kiedy indziej... Gdzie jest Shadow? - spojrzałem na każdego po kolei.
- Rocket i hybrydy starali się ją znaleźć, lecz dotąd odnaleźliśmy same wskazówki i tropy - westchnęła, zapewne wiedząc, że ta wiadomość mnie zasmuci. - Nie wiem, czy ten ktoś jej nie za...
- Nie kończ - zaprzeczyłem stanowczo głową. - Gdzie mój sprzęt?
- Mam w torbie - kiwnęła głową, wskazując na przedmiot. 
Po chwili znalazł się on w moich dłoniach. Dorwałem ubranie, a następnie wszedłem do małej łazienki...
***Godzinę później***
Rozdzieliliśmy się tak samo jak ostatnio. Tym razem wierzyłem w to, że uda mi się odnaleźć Shadow... Tak podpowiadało mi tak zwane "przeczucie".
- Ty idziesz na zachód, a ty na wschód - wydałem polecenie dwóm hybrydom, które mi towarzyszyły.
Tylko kiwnęły łbami i ruszyły w wybrane kierunki z nosami przy ziemi. Ja, udałem się na północ. Tam znajdował się kolejny opuszczony budynek do przeszukania. Nie wiem dlaczego, ale według mnie tylko takie miejsce mogło posługiwać za potencjalne ukrycie dla porywacza. Wskoczyłem do środka przez wybite okno. Od razu dostrzegłem krew i małą posturę przy niej. Otworzyłem szerzej oczy... Na podłodze leżała Shadow. Bez zastanowienia ruszyłem w jej stronę, lecz... Na mojej drodze stanął czarnowłosy mężczyzna.
- Kim ty k*rwa jesteś - warknąłem, zaciskając dłoń na pistolecie.
- Och, czyżby to ten, który spłacił za tą ślicznotkę długi? - uśmiechnął się, odtrącając moją broń.
Rzuciłem się na niego z pięściami. Może przewyższałem go siłą, lecz facet przebiegle odbierał lub unikał moje ataki. Niestety, po przejęciu sterów dostawałem kilka mocnych ciosów.
-  Wypuść ją sukinsynu - warknąłem, przyciskając go do ściany.
- Nidy! - uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Odepchnął mnie jednym, mocnym kopnięciem, po czym zbliżył się do dziewczyny z nożem w ręce. Przytrzymując ją jednym z ramion, przyłożył jej nóż do gardła. 
- Tylko spróbuj! - krzyknąłem. - A znajdę Cię w piekle jak już zdechniesz! - zacisnąłem mocniej pięści, widząc jak nóż jest dryfuje przy jej szyi. 
<Rite? Shadow?>

Od Rite cd. Petera

— Księżniczko, mam dla ciebie urodzinowy prezent! — wrzasnął Rite przez śmiech z progu.
— Wepchaj go sobie do gardła. — odpowiedział mu zachrypnięty głos.
Zmarszczył brwi.
— A chciałem być miły. Ale jak nie chcesz, to nie.
Zbliżył się do skulonej dziewczyny, po drodze wyciągając z kieszeni nóż. Chciała się cofnąć, jednak napotkała ścianę.
Jedną ręką złapał ją za za obie dłonie, a nożem przejechał po jej odsłoniętym brzuchu.
— Chciałbym cię wysterylizować... — szepnął — jednak mam nadzieję na potomka. Ewentualnie wytniemy ci kiedyś nerkę... A dzisiaj...
Przewrócił ją na plecy i usiadł między jej plecami a nogami. Z kieszeni wyjął maszynkę z ostrzem. Przyłożył igłę do jej skóry i zaczął ją powoli wsuwać, tak, żeby bolało.
     Wykuł skrzydła, pod skórę wpuszczając barwniki różnych kolorów, tworząc swego rodzaju tęczę.
Zadowolony z siebie, stworzył jeszcze między nimi kilka czarnych znaków, które z chińskiego oznaczały  " Wśród tandety lśniąc jak diament. Być zagadką, której nikt nie zdąży zgadnąć nim minie czas " .
Wszystko utrudniała mu krzycząca i wijąca się z bólu dziewczyna, ale w końcu skończył.
— Mimo  tego, jak się zachowujesz, dzisiaj cię oszczędzę. W drugim kącie masz kilka babeczek.
— Nie lubię słodyczy. — prychnęła.
— Trudno. I tak ci je zostawię.
Zabezpieczył bandażem tatuaż i zaczął robić " pasek" na jej ramieniu. Czarny wzór po chwili został owinięty, a on sam wyszedł z pokoju, zostawiając dziewczynę samą.

< Peter?  Scar? >

Od Peter'a CD Shadow

Przyglądałem się jak dziewczyna odbiega w stronę północy. Westchnąłem cicho chowając ręce do kieszeń kurtki. "Może Cię nie znam, ale wkrótce to zrobię" - uśmiechnąłem się pod nosem, ruszając na piechotę w stronę domu.
***
Jak na złość, towarzyszyły mi przy tym burzowe chmury i nieznośny wiatr. Starałem się nie zwracać uwagi na krople deszczu, które co chwilę wpadały mi do oczu. Zupełnie nie wiem dlaczego byłem tak poddenerwowany, że sama natura mogła mnie wk*rwić. Dostrzegając biały dom na skraju ulicy, odetchnąłem z ulgą, lecz... Moje serce zaczęło szybciej bić, gdy światła w salonie się zaświeciły.
- Będę miał przejebane... - mruknąłem, wchodząc po schodach.
Uchyliłem delikatnie drzwi, starając się wejść do środka jak najciszej. Rozejrzałem się dookoła, po czym ściągnąłem buty i kurtkę.
- Gadaj na co wydałeś 170 tysięcy! - niespodziewanie zza kanapy wyłoniła się Vane.
Wyraźnie zdenerwowana. Jej tęczówki, kolorem przypominały krew, a ręce widocznie drżały.
- Spoookojnie - wysunąłem dłonie przed siebie. - Oddam Ci te pieniądze...
- GADAJ NA CO JE WYDAŁEŚ! - swoim głośnym warkiem, przestarzała mnie jak nigdy dotąd.
- Vanuś...
- K*RWA gadaj!!! - z kieszonki u boku wyciągnęła nóż.
Podniosłem ręce do góry, głośno przełykając ślinę, która właśnie zbierała mi się na języku.
- Usiądź, a Ci to...
- PETER, BEZ GIEREK!
Zbliżyła się niebezpiecznie blisko mnie. Jej rozzłoszczona twarz była kilka centymetrów od mojej. Mimo wszystko starałem się utrzymywać spokojny wyraz twarzy.
- Musiałem za coś zapłacić - zły ruch.
Vane dźgnęła mnie nożem (dedykacja dla Haze xD) w bok. Chwyciłem się za bolącą część ciała, starając się zatrzymać krwawienie.
- Zakochałem się w Shadow i spłaciłem za nią długi! - powiedziałem spokojnie, ale na język nasuwało mi się wiele przekleństw w kierunku siostry.
- Prz... Przepraszam... - wyszeptała, zasłaniając usta dłońmi.
- Daj mi ręcznik... - syknąłem, zaciskając mocniej ranę.
Dziewczyna bez dalszych kłótni ruszyła po najpotężniejsze przedmioty do opatrzenia rany. Zasiadłem na kanapie, wciąż czując przeszywający ból w biodrze. Skulony, wpatrywałem się w dywan na którym była krew... Po kilku sekundach siostra wróciła z białym pudełkiem w dłoniach. W tym samym momencie przez okno umieszczone kilka metrów od nas, wskoczyły dwa, dobrze znane mi zwierzęta. Teraz, na dywanie znalazło się również szkło.
- Co do cholery? - mruknąłem, podnosząc się na łokciach.
Wraz z siostrą, skierowaliśmy swe oczy w stronę hybryd. W ułamku sekundy pojawiły się one obok nas i zaczęły głośno piszczeć. Z lekkim trudem podniosłem się na równe nogi, po czym przykucnąłem przy jednej z nich.
- Chodzi o Shadow? - zapytałem.
Zgodnie przytaknęły łbami.
- Musimy ruszać... Ona jest w niebezpieczeństwie - z trudem wyprostowałem się do pionu, patrząc na siostrę.
- Wsiadajcie do samochodu - powiedziała szybko, wskazując na drzwi od garażu.
Cała "kompania" zasiadła w żółto-czarnym Chevroletem Camaro. Vane, wraz z Rocket'em z przodu, a ja i towarzysze Shadow z tyłu. "Szykuje się kolejna misja"
<Taa... Pojedziemy w odwiedziny na herbatkę. Na razie daje wam czas na ... Shadow? Rite?>

Od Shadow cd. Petera, Rite

Odepchnęłam go od siebie.
— Nie mów, że ci na mnie zależy, jeżeli w ogóle się nie znamy, to po pierwsze, po drugie, komu zależałoby na zadłużonej piętnastolatce? — powiedziałam na jednym wdechu i rzuciłam się do ucieczki.
🐶🐶🐶
Ukradkiem ocierałam łzy, przymykając po ciemnych uliczkach. Przy moim boku truchtał Ashton. Ashley gdzieś znikła, ale nie martwiłam się o nią. Nie są do mnie przywiązane łańcuchem, mogą działać same. A ona ostatnimi czasy często znika.
   Ashton nagle stanął i zastrzygł uszami. Rzucił się w stronę miejsca mojej pracy. Wbiegł za drzwi, a ja zanim. Od razu wpadłam na szefową. Zaczęła coś gadać, że Ashley zniszczyła jakiś pokój i kazała mi iść do biura.
💮💮💮
— Jak już wspominałam — warczała Fiye —  Twój kundel zniszczył nam jeden z apartamentów. Straty są tak duże, że na pewno  ich nie spłacisz. Nawet twój kolega tyle by nie miał. W ogóle czyż to nie dziwne, że mężczyzna zapłacił za taką dziwkę jak ty, te sto siedemdziesiąt tysięcy? Żebyś była woln—
— Spłacę to. — szepnęłam — Daj mi tylko trochę czasu.
Niespodziewanie rozległ się śmiech. Podskoczyłam i spojrzałam w stronę biurka, za którym siedział ciemnowłosy mężczyzna.
— Cześć kochanie.
W parę sekund znalazł się za mną, obejmując w pasie jedną ręką.
Zaczęłam się szarpać. Złapał mnie za dłonie, wykręcając je do tyłu. Z kieszeni wyjął chusteczkę i butelkę. Zębami odkręcił korek i wylał trochę zawartości na materiał. Przytknął go do moich ust. Zakręciło mi się w głowie, a po chwili zamknęłam powieki, które bardzo mi ciążyły..
🌹🌹🌹
Zamglonym wzrokiem śledziłam zanikający obłoczek pary, który przed chwilą wysunął się z moich ust. W pomieszczeniu było cholernie zimno, choć na zewnątrz zapewne panowały wyższe temperatury.
— Księżniczko, mam dla ciebie urodzinowy prezent! —  zaśmiał się Rite, gdy tylko przekroczył drzwi mojego więzienia.
—  Wepchaj go sobie do gardła. —  syknęłam, związanymi dłońmi odgarniając ciemne włosy.


< Peter, Rite? C: Trzy pojeby się zebrały! :D >

Od Rite [+18]

Duży, brązowy pies obserwował swoją ofiarę. No może nie dokońca był to pies. Miał w sobie krew wilka.
   Jego oczy zabłysły pożądaniem, gdy dostrzegł ją- ślicznotkę o płowych włosach i oczarowujących, fioletowych tęczówkach. Ubrana była w skąpy crop top i bardzo krótką spódnicę. Weszła na scenę i zaczęła swój pokaz.
Chociaż pragnął jej dotknąć, powstrzymywał się. Jego wewnętrzny wilk wył i wołał ofiarę, jednak Rite czekał. I miał rację.
Po chwili zapanował chaos. Wszystko zostało rozwalone przez szalejących, przed sekundą napalonych facetów, a teraz mocno przestraszonych. Wszystko przez jakiegoś zazdrosnego mordercę. Wyszedł z pomieszczenia jako ostatni, pożerając wzrokiem nastolatkę, kulącą się na podłodze i trzymającą za krwawiący policzek.
Moja... — szepnął.
                              ***
Ciemnowłosy wbił do gabinetu przełożonej dziewczyny, zaraz, gdy wyszedł z niego sprawca zamieszania.
— Nie mów, że zapłacił jej długi! — wrzasnął.
— Amer, spokojnie. — szepnęła kobieta.
— Obiecałaś mi ją, Fiye! Miała być moja!
Uśmiechnęła się do niego i wstała. Otarła się o jego tors.
— Dostaniesz. Tylko złap jednego z jej psów. — przechyliła lekko głowę.
— Co planujesz?
— Zaufaj mi.
                         ***
Obserwował, jak Fiye wchodzi z Shadow do pokoju.  Rozsiadł się wygodniej na fotelu.
— Jak już wspominałam — warczała —  Twój kundel zniszczył nam jeden z apartamentów. Straty są tak duże, że na pewno  ich nie spłacisz. Nawet twój kolega tyle by nie miał. W ogóle czyż to nie dziwne, że mężczyzna zapłacił za taką dziwkę jak ty, te sto siedemdziesiąt tysięcy? Żebyś była woln—
— Spłacę to. — szepnęła płaczliwie — Daj mi tylko trochę czasu.
Mężczyzna, siedzący za biurkiem, nie mógł wytrzymać widoku strachu i zdezorientowania w jej oczach i wybuchnął śmiechem. Lee odskoczyła, jakby dopiero teraz go dostrzegła.
— Cześć kochanie. 
W parę sekund znalazł się za nią, obejmując w pasie jedną ręką.
Zaczęła się wyrywać. Złapał ją za dłonie, wykręcając obie do tyłu. Z kieszeni wyjął chusteczkę i butelkę. Zębami odkręcił korek i wylał trochę zawartości na materiał. Przytknął go do ust dziewczyny. Po chwili bezwładnie wisiała w jego ramionach.
— Wypuść te psy, gdy będziemy daleko. — wskazał na dwa charty, które szamotały się na łańcuchach.
Fiye pokiwała głową.
            ***
— Jak się spało, księżniczko? — uśmiech wpłynął na twarz mężczyzny.
Na dźwięk jego głosu próbowała się cofnąć i podnieść z ziemi, jednak uniemożliwił to metalowy stół.
— Wypuść mnie! — wrzasnęła.
— Pięknie krzyczysz, kochanie. Ciekawe, jak brzmiałoby w twoich ustach moje imię? Zaraz się przekonamy...
Rozerwał bluzkę dziewczyny i zaczął zdejmować spodnie. Patrzył teraz na blade ciało, pozostałe w samej bieliźnie.
— Śliczne... — oblizał się.
Ściągnął pasek ze swoich spodni i powoli je zsunął, ustami pieszcząc obojczyk ukochanej.
< Shadow? >
Mia Land of Grafic