piątek, 28 lipca 2017
Od Petera CD Shadow
- W miejscu, gdzie będzie się najlepiej prezentować... - powiedziała cicho Shadow, ocierając się delikatnie o moje ramię. - Czyli... - pociągnęła mnie za sobą, trzymając za dłoń. - Tutaj! - stwierdziła, zatrzymując się.
Staliśmy naprzeciw siebie, mniej więcej po środku dosyć dużego ogrodu. Wpatrywałem się w jej szklane oczy... Jasne, długie włosy...
~Już wiem, że Haze się załamie~Vane
Nie mogłem się powstrzymać... Wpiłem się w jej usta. Podczas gdy ja, objąłem ją w pasie, ona owinęła swoje ręce wokół mojej szyi.
- Zróbmy to... Tu i teraz... - wymruczałem dziewczynie do ucha, wsuwając rękę pod jej koszulkę.
- Oszalałeś?! Zaraz dzieci przyjdą! - szepnęła, delikatnie się odsuwając.
- Melody... - wyszeptałem jej do ucha.
- Jason, nie teraz - mruknęła, odsuwając się o krok.
Tak bardzo jej pragnąłem w tym momencie... Niestety, miała rację - za chwilę dzieci wracały z przedszkola.
- A w nocy? - uśmiechnąłem się sprośnie.
- Pomyślę... - po wypowiedzeniu tego słowa z niemal od razu udała się do kuchni.
***
Staliśmy przed małym drzewkiem. Trzymałem na rękach Corrinne, żeby chociaż w tej chwili nie musiała być przykuta do wózka.
- Kiedyś, wyrośnie z niej piękne i ogromne drzewo! Wierzę, że...
- Ale ten tata się rozmarzył - zaśmiała się dziewczyna stojąca tuż obok. Dzieci odpowiedziały tym samym.
- Ha, ha, ha... - spojrzałem na córkę, która spoczywała w mych ramionach. - Obiecuję ci, że zanim z tego drzewa spadnie pierwszy żółty listek, ty, będziesz już chodzić...
- Jesteś pewien tato? - zapytała, patrząc mi prosto w oczy.
- Tak. Obiecuję ci - przytaknąłem, delikatnie się uśmiechając.
***
Noc. Jak ja lubię tą porę... Sen. Kolejna zaleta. Łóżko. Ukojenie po całym dniu chodzenia. I ona... Osoba, która co noc kładzie się przy mnie.
- Czy zasłużyłem dzisiaj na nagrodę? - wyszczerzyłem się.
<$hadow? Lenny lenny c: >
Od Corrinne cd Shawn
– Shawn... – szepnęłam, widząc niewyraźne sylwetki – Shawn! Nie zniżaj się do ich poziomu! – podniosłam głos.
Widocznie to go zahamowało, bo cofnął ręce. Starszy chłopak błyskawicznie się podniósł i uciekł.
– Bronisz go, po tym, co chciał ci zrobić?
Pchnął wózek.
– Bronię ciebie, żebyś sobie życia nie zepsuł.
Nie odpowiedział, a między nami zapanowała niepokojąca cisza.
***
Z okna wpatrywałam się z cienkie gałązki, które sprawiały wrażenie, jakby zaraz miały się połamać. W domu nikogo nie było. Shawn poszedł po przedszkola, tata z mamą do sklepu...
Głośno westchnęłam i odepchnęłam się od parapetu.
***
Biegliśmy przed siebie. Coś kusiło mnie, by się obejrzeć, jednak ciało kazało tylko biec. W dłoni ściskałam srebrny łańcuszek. Co to byli za ludzie?
Shawn wyprzedził mnie, jednak potknął się o kamień i upadł. Gwałtownie zahamowałam i cofnęłam się, by mu pomóc wstać.
– Biegniemy dalej. Do ciotki. – szepnęłam na tyle głośno, na ile pozwolił mi łamiący się głos.
Kiwnął głową na znak, że usłyszał. Złapał moją wyciągniętą w jego stronę rękę i podniósł się.
Rozległ się huk. Zatrzęsłam się i skuliłam, ale nie przestałam uciekać. Może zachowywałam się źle. Może mogło wyglądać to tak, jakbym myślała tylko o sobie, żeby ratować swój tyłek. Ale... Wiedziałam, że jakbym ja tam została, Shawn zrobiłby to samo. A rodzice... Bez powodu nie kazaliby nam uciekać.
~~~
Zapukałam chaotycznie do drzwi. Otwórz, otwórz, otwórz! – błagałam gorączkowo w myślach.
– Dzieciaki, co tu robicie...? – spytała zaspana ciotka, ni stąd ni zowąd otwierając wejście.
– Rodzice kazali nam uciekać, jacyś ludzie... Weszli nam do domu... – wysapaliśmy.
Vane mruknęła parę słów, które zapewne nie były zbyt ładne, po czym zaczęła się ubierać, wrzeszcząc przy okazji na wszystkich domowników, by się zbierali. Odprowadziłam ich wzrokiem.
– Rodzice... Nie zobaczymy ich, prawda? – szepnął mój bliźniak. Wyprostowałam się.
Też tak myślałam, ale... Nie będę go dodatkowo dołować.
– Zobaczymy, obiecuję. – przytuliłam go, mrugając gwałtownie powiekami, by cofnąć łzy.
***
Czemu mam takie dziwne sny?!
< Shawn? C: >
Od Shawna CD Corrinne
- Spróbuj tylko... - warknąłem pod nosem.
Uchwycił obie rączki wózka, po czym pociągnął siostrę w stronę jedego z ciemniejszych zakątków. Czułem jak coś we mnie zaczyna się gotować. Poprawiłem szalik, po czym niemalże od razu ruszyłem za nimi.
Widząc jak upada na ziemię... Serce zaczęło mi krwawić... Nie potrafiłem znieść tego widoku.
- Po co ci oko, skoro i tak nic nie widzisz? Zabawmy się! - zaśmiał się chłopak, podnosząc swą prawą rękę do góry. W mgnieniu oka znalazłem się tuż obok... Uchwyciłem jego dłoń w powietrzu. Wszystko jakby na chwilę się zatrzymało. Mina mu zrzedła, gdy mnie zauważył.
- Po co ci mózg, skoro nie umiesz go używać? - warknąłem pod nosem, zaciskając swoją dłoń w pięść. - Tkniesz jakąkolwiek dziewczynę... Nie śmiej się nazywać w przyszłości mężczyzną - odepchnąłem go na ziemię, jak najdalej od siostry.
- Corr, nic ci nie jest...? - zapytałem, kucając tuż obok niej.
Otrząsnęła się... Wlepiła we mnie swój niewyraźny wzrok.
- Teraz znowu nie da ci spokoju... - wyszeptała, wciąż widocznie szukając mnie wzrokiem.
Objąłem jedną ręką jej drobną twarzyczkę. Skierowałem ją prosto na siebie...
- O mnie się nie martw...
Już szykowałem się do podniesienia siostry, gdy... Wyczułem bardzo nieprzyjemny ból z tyłu głowy.
- Ty... - warknąłem pod nosem, przejeżdżając dłonią po niebieskich włosach na głowie.
Odwróciłem się... Stał z kilkoma kamieniami w ręce. Jakoś udało mi się podnieść...
- I komu jest teraz do śmiechu? - mruknął stojący przede mną chłopak.
- Temu, który może cię zabić w każdym momencie - warknąłem, biorąc krótki zamach.
W mojej dłoni pojawiła się mała kulka światła, którą trafiłem prosto w jego jasne oczy. Syknął z bólu, cofając się o kilka kroków. Szybko uchwyciłem kamień, który wypadł mu z ręki... Rzuciłem nim prosto w jego nogę. Upadł.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia?! - krzyknąłem, przytrzymując jego szyję w objęciach swojej dłoni.
- Kiedyś tego pożałujesz...
Przycisnąłem mocniej... Chciałem go zabić...
<Corr? :3 >
czwartek, 27 lipca 2017
Od Shadow cd Peter
W czasie wyjaśniania wszystkiego Corrinne, milczałam. Nie miałam serca się odezwać, więc jedynie trzymałam ją za małą dłoń. Jej reakcja mnie zadziwiła; jedynie się uśmiechnęła pocieszająco, choć było można dostrzec w jej oczach smutek. Nie było płaczu. Może nie zdaje sobie sprawy? A może wie, ale nie chce nas dołować?
– Wyleczymy cię. Będziesz chodzić i widzieć . – odezwałam się pierwszy raz od jakiegoś czasu.
– Nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś pewna. – szepnęła cicho.
Mijały godziny. Przysypiałam oparta o ramię Petera. Leki od Sabriny już przestały działać.
***
Gdy dzieciaki wróciły z przedszkola, czekała na nich niespodzianka. S ogrodzie czekało już małe drzewko gotowe do zasadzenia.
– Cześć! – usłyszałam z przedpokoju. Wychyliłam się z kuchni, najpierw oglądając czy nic się im nie stało, a dopiero potem witając.
Wróciłam do kuchenki i wyłączyłam ją. Słyszałam, jak wchodzą do ogrodu i pobiegłam za nimi. Shawn już kopał dół. Corrinne jednak patrzyła tępo na roślinę.
– Kiedyś wyrośnie z niego piękne drzewo. – odezwałam się zza jej pleców.
– Być może...
– Hej, co się z tobą dzieje?
– Nic, mamo...
Westchnęłam w myślach. Moja mała Corr...
< Peter? >
Od Corrinne cd Shawn
Cicho westchnęłam i przy pomocy rąk usiadłam na wózku. Podjechałam do łóżka brata.
– Nie obwiniaj się. – szepnęłam spokojnie – widocznie tak musiało być.
– Ale teraz tobie dokuczają... –dostrzegłam, że się rozkleja.
– Przynajmniej odczepili się od ciebie – dałam mu kuksańca. – A to sprawia, że jestem szczęśliwa.
– Ale...
– Idź spać i nie obwiniaj się, okey?
Uśmiechnęłam się.
***
Zatrzymałam się pod płotem, w cieniu roślin i zmrużyłam powieki.
– Shawn? – mruknęłam cicho, gdy ktoś pchnął mój wózek.
Nie otrzymałam odpowiedzi.
Moje oczy rozszerzyły się gwałtownie, gdy znaleźliśmy się zza płotem i spadłam ze swojego sprzętu przy dużej "pomocy" tego kogoś.
Nawet nie pisnęłam, jedynie drętwo patrząc w przód.
– Po co ci to oko, skoro i tak na nie nie widzisz? Zabawmy się! – warknął chłopak przez zęby. Za co on tak nas nienawidzi?
Zacisnęłam oczy. Ale nic się przez chwilę nie działo, a potem rozległ się przytłumiony syk chłopca.
Uchyliłam niewidocznie powieki. Shawn...? Co ty robisz?
– Corr, nic ci nie jest? – kucnął obok po paru minutach. Mruknęłam coś niezrozumiale, patrząc na to, co za jego plecami.
– Teraz znowu nie da ci spokoju... – szepnęłam.
< Shawn? >
Od Shawna CD Corrinne
Usłyszałem, wyczułem, a zarazem dostrzegłem otwierające się drzwi. Za nimi stała ciocia.
- Nie chcesz nic zjeść? - zapytała cicho, jedną nogą wchodząc do pomieszczenia.
- Co z Corrinne? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Nie mam... Ona... - przysiadła na krześle, kilka metrów dalej od łóżka. - Skąd masz scyzoryk? - słysząc ostatnie słowo, automatycznie uniosłem na nią wzrok.
- Nie wiem o co chodzi - mruknąłem pod nosem, udając, że jestem zmęczony i chce mi się spać.
- Vane, chodź! - "uratował mnie" głos partnera cioci, który chyba był na dolnym piętrze.
- Jeżeli będziesz chodzić do szkoły, mogę ci podrzucić inne zabawki - powiedziała, odchodząc.
Wtuliłem się w kraniec zielonej kołdry... Nie wziąłem z domu swoich zabawek... Co będę robić przez następne kilka dni?
***Następny dzień, krótka wstawka z przedszkola***
Ciocia rozmawiała z panią, podczas gdy ja, przebierałem buty. Nie chciałem tu przychodzić. Nienawidziłem tego miejsca... To właśnie tutaj musiała się wydarzyć ta tragedia.
- Odbiorę go po obiedzie... Tuż przed leżakowaniem...
- Dobrze, dobrze...
Rozmowa dwóch kobiet tylko przelatywała mi obok uszu. Praktycznie nic nie docierało do głowy...
- Chodź Shawn, idziemy do dzieci - uśmiechnęła się w moją stronę przedszkolanka.
- Nie chcę - powiedziałem, dobrze zdając sobie sprawę z tego, że na głównej sali będą dzieci z różnych grup.
- Hej... Po przedszkolu pojedziemy do Corrinne, okay? - kolejne słowa, które nie do końca trafiły do mojej głowy.
- To ich wina... - szepnąłem pod nosem, myślami przenosząc się do sytuacji sprzed kilku godzin.
- Co masz na myśli...? - zbyłem pytanie, wbiegając do sali.
Od razu ich zobaczyłem. Moje oczy przybrały dziwnie krwisty kolor... W mgnieniu oka znalazłem się obok starszych chłopców.
- To wasza wina! - krzyknąłem, zaciskając ręce w pięści.
- Czego? - warknął jeden z nich.
- TO WASZA WINA, ŻE CORRINNE JEST W SZPITALU! - wydarłem się, już nie mając pojęcia, czy chce mi się płakać, czy może uderzyć ich z pięści.
- Co ty gadasz maluchu? - prychnął.
- Wczoraj... To przez was... - wymruczałem pod nosem.
- A nie przez ciebie? Musiała bronić swojego głupiego braciszka...
Odsunąłem się o krok. "Moja wina...?" - zapytałem samego siebie w myślach. Odwróciłem się. Puste spojrzenia wszystkich dzieci.
- To twoja wina! - krzyknęli wszyscy, łącznie z panią, która właśnie wchodziła do sali.
- Nie... - szepnąłem, śledząc wszytko dookoła.
- To twoja wina! - powiedzieli znowu chórkiem.
- Nie! - wydarłem się.
***
Noc. Nie potrafiłem zasnąć. Ciągle męczyły mnie myśli i wizje. Tak. Cały czas miałem przed sobą ten moment. Moment upadku, który całkowicie zniszczył życie siostry, a po części rowież moje.
- To moja wina... - wyszeptałem pod nosem, patrząc na jasne lampki, które wisiały mi nad głową.
- Co? - zamarłem słysząc głos siostry. Podniosłem się. Siedziała oparta o ścianę przy swoim łóżku. Był w końcu środek nocy... Myślałem, że śpi.
- Dlaczego nie śpisz? - kontynuowałem pierwszą, tylko i wyłącznie naszą konwersację od jakiś kilku tygodni.
- Co miałeś na myśli, mówiąc, że to twoja wina?
Zapadła chwila ciszy. Nie wiedziałem co powiedzieć... Ona... Tamten kamień...
- To przeze mnie teraz nie chodzisz! - wyznałem to, co od kilku miesięcy trzymałem tylko w swojej głowie. - To moja wina, że nie potrafiłem ciebie wtedy obronić! - krzyknąłem. - Gdybym nie stchórzył, nadal byś chodziła!
<Corrinne?>
Od Petera CD Shadow
- Co z nią? - wtrąciłem bez namysłu, już po chwili czując rękę Shadow tuż przy swojej.
- Nie będę owijał w bawełnę... Przez jak się okazało, nie małe porażenie mózgu, jej nogi i ręce...- nie czuje nic- słysząc te kilka dokładnie złożonych słów, myślałem, że za chwilę upadnę bezwładnie na podłogę.
Czułem jak moje serce zatrzymuje się na jakiś czas w miejscu... Myśli, które pojawiły się w mojej głowie... Nie potrafiłem ich od siebie odsunąć.
- Ale... Jak...? - wyszeptała dziewczyna, która stała tuż obok mnie.
Dostrzegłem jak nie potrafi utrzymać równowagi... Delikatnie objąłem ją ramieniem w pasie.
- Z jej wzrokiem też nie będzie najlepiej... - dodał po chwili. - Naprawdę mi przykro... - wyszeptał już bardziej do siebie.
- Czy możemy ją zobaczyć? - zapytałem, starając się utrzymać normalny wyraz twarzy.
I tak w środku było mi w ch*j smutno...
- Tak, tak, oczywiście... - otworzył przed nami drzwi.
Weszliśmy do środka. Leżała w takiej samej pozycji co wcześniej. Wciąż nie mogłem uwierzyć w to co właściwie kilka sekund temu usłyszałem.
- Nie może być tak źle... - powiedziałem cicho, chociaż tak naprawdę miałem zupełnie co innego w głowie. - Damy radę ją wyleczyć...
- Peter, a jeżeli tak nie będzie? - wtrąciła Shadow. - Wzroku się nie da naprawić... - dodała, spoglądając mi prosto w oczy.
- Shadow... - wyszeptałem, przytulając ją do siebie.
Czułem jej łzy na swojej koszulce. Czułem jej ból... Bała się...
- Mamo? Tato? - doszedł do nas niewyraźny głos córki.
Oczy moje, jak i dziewczyny, która stała wtulona we mnie, od razu skierowane zostały w stronę Corrinne.
- Jesteśmy tu, kochanie... - wyszeptałem do niej, dobrze wiedząc, że Shadow nie da rady w tej chwili nic powiedzieć.
- Leż spokojnie... My musimy na chwilę wyjść - dodałem, spoglądając w czerwone oczy dziewczyny.
Wyszliśmy za drzwi.
- Nie potrafię... - wyszeptała, siadając na małym krzesełku. - Całe jej życie...
- Shadow, ona musi wiedzieć... - przykucnąłem tuż obok. - Teraz, albo nigdy... Później nie damy rady jej powiedzieć prawdy.
- Peter...
- Chodź... A później obiecuję ci, że znajdę osoby przez które tak skończyła i pożałują tego... Za naszą córkę...
<$hadow?>
Od Corrinne cd Shawn
Wtem coś pociągnęło mnie w górę.
Zdezorientowana zaczęłam się rozglądać. I niemal dostałam zawału, gdy dostrzegłam siebie na szpitalnym łóżku. Jednak obraz ten trwał ledwo ułamek sekundy, bo po chwili byłam w zupełnie innym miejscu.
– Shawn?– szepnęłam do brata, kucając obok niego. Nie podniósł głowy. – Shawn! Halo... ?
Chciałam go trącić, jednak moja ręka przez niego przeniknęła.
Byłabym przerażona, gdybym nie dostrzegłam w jego dłoni scyzoryku.
– Braciszku, nie rób nic głupiego, proszę... –przytuliłam go.
Znów coś wyrwało mnie w górę, zabierając tam, skąd przyleciałam.
niedziela, 23 lipca 2017
Od Shadow cd Petera
Uśmiechnęłam się, wbijając spojrzenie w mężczyznę stojącego przede mną.
– Sabrina dała mi leki żebym się uspokoiła, polecam!
– Daj mi trochę. –stęknął, opadając na krzesło.
– Sorry, zgubiłam na dachu ich zamku.
– Jakim dachu?! Z kim ty tam byłaś? Pewnie z tym debilem z balu...
–Może. Romeo jest spoko gościem. A co, zazdrosny? – Zmrużyłam oczy.
– Czekaj, chyba zapomniałem z domu sznura...
– Mam w torbie, chcesz?
– Tak!
– Ale torbę zostawiłam w komnacie...
– W jakiej... Z kim...
– Z Francisem.
Peter na chwilę znikł, by potem znów być obok. Trwało to ułamek sekundy, a wydawał się zadowolony z siebie.
– Co to było?
– Wiem, że mnie kochasz...
Znałam tą minę. Zrobił coś. Czyżby kotu coś się stało?
– Aby napewno?
Podniósł pytająco brwii.
– Tak, sugeruję coś.
– Ty tak na serio? – Nie, próbuję odciągnąc twoje myśli od krzywdy naszego dziecka.
– Możliwe.
– Możliwe, to nie jest tak. Czyli jednak mnie kochasz...
Prychnęłam.
– Osioł z ciebie.
– Wiesz za co cię kocham?
– Nie, ośle.
– Za twoją bezkompromisowość
– Eeee.. Lecę po te leki, bo coś ci odwala. – wtedy zaczął się do mnie przesuwać. Nasze droczenie się trwało jeszcze chwilę, aż urwałam je, wstając. Peter spadł z krzesła.
– Wracając... Czy jesteś pewna, że chcesz pozostawić Corrinne w tym PUBLICZNYM szpitalu? Nie lepiej pojechać do jakiegoś prywatnego, czy coś? – powiedział, zbierając się z podłogi.
– Uh... Nie wiem. Możemy ją przenieść, ale... – zawiesiłam się, gdy lekarze pojawili się w korytarzu.
< Peter? >
Wybacz, że opowiadanie to prawie same dialogi, ale naprawdę nie mam pomysłu T_T spadam w dół z jakością opowiadań T_T
Od Petera CD Shadow
Kolejne kilkanaście metrów przebyłem biegnąc za dziewczyną. Omijając - a w niektórych przypadkach tratując - pielęgniarki, dotarłem pod drzwi wejściowe. Nie mogłem dalej iść... Shawn i Corrinne wciąż byli na górze. Zostali sami. Przekląłem pod nosem...
- Mi nie jest lepiej... - mruknąłem praktycznie niesłyszalnie pod nosem.
Zrezygnowany wróciłem na górę, w towarzystwie mordujących spojrzeń pielęgniarek.
Odesłałem syna do Vane. Nie chciałem, żeby siedział tutaj, przez kilka godzin mając wlepiony wzrok w ścianę. Zrobił to z dużą niechęcią, lecz ostatecznie udało mi się wepchnąć go do samochodu...
- Pan Quill? - zapytał lekko siwiejący mężczyzna, skanując to mnie, to kartki trzymane w ręce.
- Zgadza się. Co z Corrinne? - nie dałem mu niczego powiedzieć. To pytanie męczy mnie od kilku godzin.
- Doznała wstrząsu mózgu - powiedział bez odwijania w bawełnę.
Serce mi stanęło. O tym przypadku słyszałem same okropne rzeczy... Powikłania związane z tą dolegliwością mogą bardzo źle wpłynąć na córkę... Miałem dużą ochotę uderzyć w coś pięścią, lecz ostatecznie się powstrzymałem.
- Mogę do niej wejść? - zapytałem dosyć spokojnie, jak na zaistniałą sytuację.
- Tak. Akurat w tej chwili nie jest ona w stanie spoczynku - uchylił przede mną drzwi.
Wszedłem do środka. Widok, który przywitał mnie na wstępie, mógłby każdego rodzica przysporzyć o zawał. Corr była blada jak ściana. Jej błękitne oczy nie biły tą samą energią co wcześniej.
- Boże święty... - wyszukałem, a po chwili już kucałem przy jej łóżku.
- Boli mnie głowa - powiedziała, mając cały czas wzrok wlepiony w sufit.
- Po takim czymś zawsze boli głowa... - wyszeptałem, delikatnie głaszcząc ją po głowie. - Wkrótce przestanie...
- Gdzie mama? - wtrąciła swoje pytanie, w ciągu mojej wypowiedzi.
Musiałem znaleźć szybkie wytłumaczenie, dlaczego jej rodzicielka, tak nagle, bez zapowiedzi uciekła ze szpitala. Nie dałem pokazać po sobie zmieszania oraz smutku...
- Mama pojechała do domu po twoje rzeczy - odpowiedziałem tym, co pierwsze przyszło mi do głowy.
- Kiedy wróci?
- Nie mam pojęcia. Pewnie nie długo.
***
Robili jej kolejne badania głowy. Musieli się upewnić, czy podczas upadku nie doszło do utworzenia w głowie krwiaków, ani innych tego typu rzeczy. Siedziałem sam na korytarzu. Czytałem na temat wstrząsu mózgu... Różne powikłania po nim, nie były możliwe do zliczenia... Zawsze mogło się stać co innego, wszystko zależało od organizmu.
- No hej! - tuż obok mnie, na krzesło rzuciła się jasnowłosa dziewczyna.
- Wytłumacz mi, co ty odpierdalasz..? - warknąłem pod nosem, podnosząc się i stając naprzeciw. - Twoje dziecko może za niedługo spotkać coś okropnego, a ty tak po prostu wychodzisz...? - zapytałem z nutką załamania w głosie, widząc przed sobą bladą twarzyczkę córki.
<Shadow?>
Od Shawna CD Corrinne
- Boli - szarpnąłem się, czując nieprzyjemne uczucie, które przeszywało cały mój brzuch.
- Co cię boli? - odsunęła się kilka centymetrów, przyglądając mi się pytającym wzorkiem.
Wskazałem palcem na brzuch. Mama powoli odsłoniła koszulkę, a gdy zobaczyła kilka siniaków... Dostrzegłem jej osłupione spojrzenie, podczas wpatrywania się w wynik "wywrotki".
- Peter, podaj mi lód! - krzyknęła w stronę ojca, który szykował obiad z pomocą Corrinne.
- Chwila! - odkrzyknął.
Nie minęła zaledwie minuta, a do pokoju w którym się znajdowaliśmy, wkroczył tata. W ręce trzymał przezroczysty woreczek z lodem, który pod wpływem dosyć wysokiej temperatury w pomieszczeniu zaczął delikatnie ociekać. Bez słowa wlepiłem w niego swe niebieskie ślepia.
- Co ku- - chyba chciał powiedzieć bardzo brzydkie słowo na literę "k", lecz powstrzymał się zauważając mordujące spojrzenie mamy.
- Daj to - warknęła stanowczo, podchodząc i odbierając tacie worek.
Chwyciła mnie za rękę, po czym odprowadziła do pokoju. W krótkim czasie zostałem zmuszony do położenia się na łóżku i nie ruszania się.
- Szczypie... - szepnąłem, zaciskając ręce w piąstki.
- Musi trochę poszczypać, żeby przestało boleć - delikatnie przeczesała moją niebieską czuprynę dłonią. - Bądź dzielny...
Skrzyp otwieranych drzwi, rodzice... Wszystko działo się strasznie szybko. Ojciec, który dzwoni po pogotowie, matka trzymająca siostrę w ramionach. Ja... Stojący przy łóżku. Bezradny. Nie mogłem nic zrobić. Zacisnąłem zęby... To oni jej to zrobili... Przez moje oczy przepłynęła jasna iskierka. Włosy delikatnie zaczęły falować i emanować dziwną energią, a w dłoniach pojawiła się mała kulka światła. Niemalże od razu oświeciła ona całe pomieszczenie...
Od Shadow cd Petera
~ Tepnięcie się w czasie~
Zamrugałam parę razy. Było dziwnie spokojnie ... Zerknęłam na zegar. Dziesiąta?!
Gwałtownie podniosłam się z miejsca.
– Odprowadziłem ich. – odezwał się Peter, opierając się o framugę.
– Dzięki... – przetarłam powieki. – Przydałoby się zrobić porządek w domu...
Uniósł brwii, ale nic nie powiedział.
Przebrałam się i od razu chwyciłam za ścierkę.
– Halo, a śniadanie? – wtrącił się. Wlepiłam w niego spojrzenie, zastygając w pół kroku.
– Kiedy nabieram ochoty na sprzątanie – uśmiechnęłam się chytrze. – to mi się nie przerywa, bo zaraz sam będziesz musiał wszystko wymyć.
Pokręcił z rezygnacją głową.
– I pomyśleć, że kiedyś nie dawałaś mi się do siebie zbliżyć...
Odwróciłam głowę i ruszyłam ku szafie. Moje oczy pociemniały na przykre wspomnienia.
***
Oparłam się o ścianę. Choć wydawałam się spokojna, mój umysł zaćmiewała ciemność.
– Shadow...?
Gwałtownie otworzyłam oczy.
– Idę się przejść... Przenieść do Sabriny i reszty. Muszę odpocząć, czekanie... Uh... Po prostu wybacz.
Bez czekania na odpowiedź, wybiegłam ze szpitala. Ukryta w najbliższym zaułku rozwinęłam skrzydła i błyskawicznie wspięłam się w górę.
***
– Sabrina? Jesteś tu? – uchyliłam delikatnie czarne, ciężkie drzwi zrobione z onyksu.
– Tak, pewnie. Wejdź, Melody.
Wślizgnęłam się do środka, składając potargane skrzydła.
< Peter? Też cię lubię :* >