Miałam dość wszystkiego. Uciekłam z miasta na rzecz wolnego
życia, a teraz tylko błądzę po lesie. Moja kurtka była po brzegi wypchana
nożami, które trzeszczały i obijały się o siebie. Po chwili zobaczyłam łasicę. Postanowiłam ją zabić.
Przynajmniej się najem. Niestety nie miałam łuku czy pistoletu, a więc musiałam
ją trochę pogonić. Dobiegłam do jakiegoś budynku, wyglądał na opuszczony, ale
wokół rozstawione były namioty. Podleciał do mnie ptak, z oddali nie
wiedziałam jaki. Wyciągnęłam nóż, a jastrząb zmienił się w człowieka.
-Stój! Kim jesteś i co tu robisz?- zapytała.
-Nie muszę odpowiadać na twoje pytania- odparłam. Schowałam broń. Nie
chciałam tu być. Gdyby to było dla mnie, już rozpętała by się niezła walka.
-Zaprowadzę Cię do Chu, czyli naszego wodza- pociągnęła mnie
za rękę. Już po chwili znajdowałam się w pomieszczeniu, w którym siedział ten
cały Chu.
-Witam Cię tu. Jest to klan Traveling Stars. Może się tu
nadasz? Zdejmij kurtkę, będzie Ci ciepło- powiedział do mnie.
-Nie zdejmę tej kurtki! Nie będziesz mi rozkazywać!- wykrzyczałam.
Miałam tam z… osiemdziesiąt noży? Wtedy zostałabym bezbronna.
-Horo, Lithaen, zdejmijcie ją siłą. Robimy to rzadko, ale
dbamy o bezpieczeństwo- zdjęli mi moje okrycie i Chu westchnął. Zapomniałam
oczyścić jednego z krwi, ale to szczegół.
-Blind, zaprowadzisz ją do Desert Eagles? Tam będzie mogła
spokojnie walczyć- przynajmniej coś do mnie. Już się nie mogłam doczekać.
<Lithaen? Pójdziesz ze mną czy dasz tylko namiary?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz