Inne strony

sobota, 19 sierpnia 2017

Od Gilberta CD Vane

Westchnąłem cicho, słysząc jej pytanie i podniosłem się, odwracając od dziewczyny wzrok.
- Jestem tego świadom, Vane... - przeczesałem dłonią włosy i koniec, końców usiadłem na krzesełku, chwytając wędkę. - Nie leż tak na ziemi bo się przeziębisz...
Dziewczyna prychnęła cicho i niechętnie wstała i usiadła na swoim krześle.
Nie spodobało mi się to jej pytanie, ale przecież nie powiem jej, że mam w dupie jej chłopaka, który pewnie nawet nie potrafi się nią porządnie zająć...
- Chcesz łowić? - podrapałem się po lekkim zaroście, a widząc jej potwierdzenie w postaci skinięcia głowy, podałem dziewczynie sprzęt.
Po chwili przygotowałem przynętę i sprawnie zarzuciłem, słusząc charakterystyczny plusk wody. Siedzieliśmy w ciszy, ja obserwowałem spławik, a Vane studiowała budowę wędki, chyba szykując się do zarzucenia. Zmrużyłem powieki, rozmyślając nad naszą aktualną sytuację. Nie była zbyt ciekawa... Jeszcze zaraz się okaże, że zakochałem się w Vane. Lepiej żeby tak nie było... Ona ma chłopaka i jedyne co nas łączy głębszego to dziecko w jej brzuchu...
Westchnąłem cicho, przegryzając wargę. Chyba jestem już za stary na zakochywanie się. Nie chcę jej niszczyć związku, bo życie po części już zniszczyłem tym, że ją zapłodniłem. Wydaję mi się, że kocha Kibę i to mi wystarcza... Cieszę się jej szczęściem i tyle... Cholera... Chyba naprawdę się powoli zadurzam...
- Bardzo ładna dziś pogoda, czyż nie? - dziewczyna zagadnęła, na co ja zaskoczony spojrzałem na nią.
Zamrugałem kilka razy i uniosłem jedną brew.
- Słucham...? - burknąłem pod nosem, wracając do obserwowania spławika.
- Wiesz, że czasie Igrzysk Olimpijskich w Vancouver 7 tys. sportowców zużyło w dwanaście dni 100 tys. darmowych prezerwatyw zapewnionych przez wioskę olimpijską?
Zmarszczyłem brwi, patrzącna dziewczynę zdezorientowany.
- Albo, że CIA zastanawiało się nad zrzucaniem nad Rosję kondomów w rozmiarze XL opisanych jako M. Miało to wpłynąć negatywnie na morale rosyjskiej armii? - zaczęła paplać bez sensu.
Parsknąłem śmiechem, nie mogąc wytrzymać jej gadaniny.
- Proszę nic już nie mów...! - zakryłem usta dłonią, lejąc ze śmiechu.
Dopiero po kilku minutach uspokoiłem się i odetchnąłem cicho.
- Czasem ciebie nie ogarniam... - podniosłem z ziemi, moją mokrą koszulkę, która spadła podczas gdy ja zwijałem się ze śmiechu. - O matko... Ale się uśmiałem... To było niezłe...
Zerknąłem na Vane, która w skupeniu, wykonywała zamach wędką, ignorując najwyraźniej moje wielkie rozbawienie. Nawet nie wiem ile tak na nią patrzyłem, obserwując każdy drobny element jej twarzy. Jednak musiałem przerwać swoje podziwianie widoczków, gdyż dziewczyna poderwała się z krzesła, które upadło na ziemię z łomotem. Wyrwany niczym z transu, zamrugałem kilka razy powiekami i szybko doskoczyłem do Vane, która ciągnęła wędkę do siebie, kręcąc ciągle kołowrotkiem. Chwyciłem za sprzęt dziewczyny i pomogłem jej wyławiać tą wielką sztukę, która tak pięknie nabiła się na haczyk.
Muszę przyznać, że łatwo z tym bydlaiem nie było...
- No dobra... Teraz go tylko usmażyć... - westchnąłem kucając przy dużym karpiu.
Wyjąłem z kego paszczy haczyk i wrzuciłem go do wiaderka, wypełnionego wodą.
- Czy można to uznać za idany połów? - zapytała dziewczyna, obserwując pływającą rybę.
- Oczywiście, że tak! - uśmiechnąłem się do niej szeroko. - Niezła sztuka. Dobra robota. - poczochrałem ją po włosach, wciąż szczerząc się jak głupi do sera.

<Vane? :3 >

Od Sharni cd Yusuke

Hmf... To musiało ciekawie wyglądać... - pomyślałam, gdy Thorn opowiadał mi co się dzieje. Syreny policyjne wyły już bardzo blisko.
Skuliłam się na ich ostry dźwięk. Może normalni ludzie tego nie słyszeli, ale naprawdę one tak piszczały, że sprawiało to aż ból...
Dotknęłam tej niewidzialnej "nici" łączącej mnie i towarzysza i wycofałam się paręnaście metrów dalej.
- Istinto? - usłyszałam czyjś głos. Mój pseudonim.
- Tak? - zapytałam, przekrzywiając głowę.
Nie dostałam odpowiedzi. Lub odpowiedzią było... Uderzenie w głowę.
***
Wpatrywałam się w nieruchomą ciemność. Prawie nieruchomą. Ktoś był w tym samym pomieszczeniu co ja. Nie ruszał się, jedynie oddychał niespokojnie.
Domyślałam się, że to przez tą wojnę między klanami. Bo jestem ślepa, to wybrali sobie mnie na cel porwania. Od kiedy jestem kartą przetargową?
- Kim jesteś? - zapytałam w pustkę.
- Twoim koszmarem.
- Pff... Oryginalny nie jesteś. To chociaż z jakiego klanu jesteś?
Cisza jako odpowiedź.
- Nie nudzisz się? - zagadnęłam.
- Przestaniesz gadać?
- Puściłbyś chociaż jakąś muzykę... Od razu lepiej się pracuje. - uśmiechnęłam się.
Nie wiem po co toczyłam z nim dyskusję. Może żeby się uspokoić, albo żeby przeciągnąć go na swoją stronę...


< Yusuke? >

Od Shadow cd Peter

Staliśmy we trójkę przy monitorze. Odliczaliśmy sekundy. Cały materiał przegrywał się właśnie na pendrive, a my za wszelką cenę próbowaliśmy to przyśpieszyć. Za plecami tykała nam dosłowna bomba.
- Jest! - wrzasnęłam, dosłownie wyrywając sprzęt z komputera i chowając go w dłoni.
- Ej, dziewczyny... - szepnął Water, wskazując na kamień, który parę minut temu wleciał przez szybę.
Zerknęłam na niego. Trząsł się.
- Shit. - mruknęłam tylko. Wstrząsy się nasiliły. - Uciekー
Nie dokończyłam, bo lodowa skała wybuchła. W ostatniej chwili Water osłonił nas swoimi skrzydłami. Przerażona wpatrywałam się w jego zamykające się oczy. Nawet nie krzyknął. Chwilę potem osłoniła nas Angel... A latarnia rozsypała się jak domino. Głazy zdołały przebić osłonę. I... Urwał mi się film.
***
Stęknęłam i poruszyłam delikatnie skrzydłem. Rozdarł je ból, jakby rozdzierający ich szkielet kamień przebił się przez nie na wylot. Docierało do mnie wszystko...
Wzrokiem szukałam czegokolwiek; jakiejś drogi ucieczki, źródła światła... Jednak była tylko ciemność, która się pogłębiała.
Nagle obok zajaśniała złota aureolka.
- Reev? - usłyszałam umęczony szept.- Żyjesz?
- Tak. - odpowiedziałam cicho, bo głośniej nie dałabym rady.
- To dobrze. - odetchnęła. - Cieszę się...
Coś tkwiło w mojej dłoni. Pewnie ten pendrive... Ciekawe, czy jest cały... Tam było coś, co mogło uratować krainę przed następnymi tornadami...
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i przymknęłam oczy. Może jak pójdę spać... To ten koszmar się skończy? Może... Znów będę mogła się ruszyć?


< Peter? >

Od Corrinne cd Shawn

Nie wiedziałam, kogo zabijać wzrokiem; Shawna, który zachowywał się niemiło i jakby był zazdrosny, czy tego całego Boba za jego chamskie wlepianie we mnie wzroku.
Ogarnęłam wzrokiem wszystkie dzieciaki. Dostrzegłam chłopca, który trzymał się na uboczu. Jego włosy były barwy pistacjowej. Spomiędzy nich sterczały rudawe uszy, a wokół nogi owijał się długi ogon. Jedna z jego dłoni przetrzymywała łokieć.
- Cześć! - zagadnęłam. Drgnął, jakby był wcześniej mocno pogrążony w swoich myślach. Skierował w moją stronę zaczerwienione oczy.
Zerknęłam dyskretnie na brata, który wciąż kłócił się z Bobem.
- Ym... Cześć... - szepnął.
- Twoi rodzice zginęli? - zagadnęłam. Pokręcił głową.
- Nie wiem... Zgubiłem ich... Ale... Prawdopodobnie...
Przytuliłam go po przyjacielsku. Gdy się od niego odsunęłam, podałam mu rękę.
- Corrinne jestem. A ty?
- Rime. - podał mi dłoń. Mojej uwadze nie umknął rumieniec i błysk w jego oku.- A twoi rodzice...?
Zerknęłam na Shawna, który mordował mojego nowego znajomego wzrokiem.
- Nie przejmuj się nim. Jest zazdrosny. - machnęłam ręką w stronę niebieskowłosego. - Co do moich rodziców... Mama gdzieś wsiąkła... A tata poszedł jej szukać... - zwiesiłam głowę.
Chłopiec mocniej przetrzymał moją dłoń. No tak. Pewnie wstydzi się mnie przytulić.
- Nie martw się, na pewno się znajdą... - próbowałam go pocieszyć.
- Sam w to nie wierzę... To dało się przetrwać tylko fartem...
- Ale spójrz, jak dużo osób żyje! Może niektórych da się uratować, bo tkwią gdzieś pod kamieniami lub schronili się i nie wiedzą gdzie szukać! Znajdziesz ich, a jak nie, to na pewno znajdziesz nowych rodziców! Wprawdzie to nie to samo, ale na pewno będą cię kochać!


<Shawn?>

Od Vane CD Gilbert

- Zarzucić? - skrzywiłam się, patrząc na niego ze sztucznym zdziwieniem. - Przecież na haczyku nic nie ma... - uśmiechnęłam się dyskretnie, wskazując palcem na pusty haczyk.
Musiałam go w jakiś sposób zagadać, aby mógł ziścić się mój plan. Przyciągnęłam w naszą stronę haczyk, jednym, gwałtownym ruchem. Gilbert dostrzegając to, niemal od razu przykucnął na ziemi. przy tym chwytając się obiema rękami za głowę.
- Ej, dziecko, uspokój się! - krzyknął, najwidoczniej czując ostry przedmiot nad głową. - Tym możesz komuś oko wybić! - dodał, powoli podnosząc się do pionu.
Na całe szczęście - nie zdążył. Zanim udało mu się wykonać kolejny ruch, pchnęłam go prosto do dosyć głębokiego przy brzegu jeziora. Widocznie nieświadom tego co się dzieje dzieje, zaczął gwałtownie machać rękami, przy tym łapczywie nabierając powietrza.
Jakby nigdy, nic odłożyłam wędkę na bok i przysiadłam przy brzegu. Z wrednym uśmieszkiem przyglądałam się mężczyźnie, który starał się wynurzyć z jeziora. Gdy w końcu - z tego co wywnioskowałam - wyczuł grunt pod nogami, jakby w momencie zatrzymał się.
- Coś się stało? - zapytałam, nadal na twarzy mając wyraźny uśmieszek.
Rzucił na mnie swoje wściekłe spojrzenie. Mimowolnie zaczęłam się śmiać.
- Podaj mi ręcznik... - warknął, wychodząc z wody przemoczony do suchej nitki.
- Uhm... Ale nie spakowałeś go... - szepnęłam, mając widoczną ochotę wybuchnąć ze śmiechu.
- JAK TO!? - krzyknął, w momencie przegrzebując wszystkie rzeczy.
- Mam jedynie chusteczki - wyszczerzyłam się, wyciągając z kieszeni mały papierek.
Podeszłam do niego, po czym zaczęłam wycierać jego twarz małym przedmiotem. W krótkim czasie z chusteczki pozostała jakaś mokra, biała papka. Z tego śmiechu, aż brzuch mnie zaczął boleć. Rzuciłam się na trawę, już niemalże płacząc ze śmiechu. Wciąż kątem oka przyglądałam się Gilbercikowi. Ściągnął swoją nad wyraz przemoczoną koszulkę, po czym wykręcił ją i rozwiesił na swoim krześle. Nawet nie ruszyłam się z miejsca...
- Naprawdę, ciebie to tak śmieszy...? - mruknął, stojąc nade mną.
- A żebyś wiedział... - wyszczerzyłam się. - Odsuń się, bo słońce zasłaniasz - burknęłam, mrużąc oczy.
Westchnął cicho, po czym położył się obok mnie na trawie. Czułam jak ponownie chce się dobierać do mojego brzucha.
- Pedofil! - krzyknęłam w momencie.
Chciałam odtrącić jego rękę, lecz on w idealnym momencie uchwycił mój nadgarstek. Nie minęła następna sekunda, a znalazł się nade mną, wbijając we mnie swoje zboczone spojrzenie.
- Dzisiaj byłaś naprawdę niegrzeczna... - wymruczał mi do ucha, przytrzymując mój drugi nadgarstek.
- Chcesz, żebym zaczęła krzyczeć? - uśmiechnęłam się delikatnie, czując, jak oddech mi przyśpiesza.
Serce w pewnym sensie chciało mi się wyrwać z piersi. Oddech nie zwalniał, tylko przyśpieszał...
- Krzycz, a i tak nikt nie przyjdzie... - wyszczerzył się, po czym w momencie wpił we mnie swoje usta,
Oddałam się, Nie chciałam się oderwać, bo... To było przyjemne. Podobało mi się to... Gilbert chyba to wyczuł, więc puścił moje nadgarstki. Owinęłam swoje ręce wokół jego szyi, nadal trwając w tym namiętnym pocałunku. Nie mam pojęcia ile tak leżeliśmy... Wszystko ciągnęło się w jedną, ciemną, pełną przyjemności wieczność. Jego ręka delikatnie ocierała się o mój brzuch, teraz mi to nie przeszkadzało...
W końcu po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie...
- Ty nie zapominaj, że mam chłopaka... - wyszeptałam, wpatrując się w jego złote oczy.
<Gilbercik?>
PS. Sorki za długość, ale wypierdalam w góry xd

piątek, 18 sierpnia 2017

Od Gilberta CD Vane

Kiedy tylko Vane zniknęła z mojego zasięgu wzroku, poczułem niewielki niepokój. Co na to poradzę, że kiedy tylko dziewczyna jest ode mnie oddalona, to martwię się o nią...?
Westchnąłem cicho i po chwili wycofałem się w głąb domu. Muszę sobie znaleźć jakieś zajęcie, na jakiś czas... Może zacznę zbierać znaczki? Nie... Muszę iść do baru i się napić... Trzeba to jeszcze raz wszystko przemyśleć, a do tego konieczne było poukładanie moich myśli.
Podszedłem do wieszaka i ściągnąłem z niego, swój czarny płaszcz, po czym wyszedłem z domu, następnie zamykając drzwi na klucz.

~~*~~

Minął tydzień odkąd ostatni raz widziałem Vane. Czy się martwiłem? Bardzo. Dlatego dzisiejszego dnia postanowiłem do niej wpaść, pod pretekstem ważnej rozmowy lub po prostu powiem, że chcę z nią wyjść na miasto, ale tak naprawdę zabiorę ją na ryby.
Zadowolony ze swojego pomysłu, poszedłem do garażu i spakowałem do bagażnika mojego, czarnego, sportowego samochodu, dwie wędki, a także niezbędny na łowienie sprzęt.
Kiedy byłem już gotowy, wsiadłem do auta i ruszyłem pod dom Vane, co nie zajęło mi zbyt długo.
Dopiero gdy stanąłem pod drzwiami, zacząłem rozmyślać co mam powiedzieć, jeśli otworzy mi Rocket, lub Kiba. Westchnąłem cicho i wzruszyłem ramionami, pukając w końcu w drzwi. Na szczęście w progu po chwili stanęła Vane, która spojrzała na mnie trochę zaskoczona.
- Dzień dobry, dziewczynko. - uśmiechnąłem się do niej delikatnie.
- Cześć... - odwzajemniła gest, patrząc na mnie badawczo.
- Jak tam samopoczucie? Dalej cię boli brzuch?
- Nie.. Już mniej... - odwróciła ode mnie wzrok. - Co cię tu sprowadza?
- Zapraszam cię na miasto. - wyszczerzyłem się, poruszając brwiami, na co dziewczyna prychnęła cicho.
- Daj mi chwilę, tylko się przebiorę. - zniknęła za drzwiami, a ja cierpliwie czekałem.
Stojąc tak sobie, wywnioskowałem, że Vane jest sama w domu. Czy ona nie czuje się tu jak w więzieniu...? Nie mógłbym tak ciągle siedzieć, siedzieć i nic nie robić...
- Już jestem! - krzyknęła zamykając za sobą frontowe drzwi.
- Okej. - zerknąłem dyskretnie na jej brzuch i zaprowadziłem ją w stronę samochodu, otwierając jej drzwi od strony pasażera.
Po jakimś czasie drogi, skręciłem w przeciwną stronę niż do miasta, przez co dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona, tym, że obraliśmy inny kurs.
- Gdzie ty mnie wieziesz? - mruknęła podejrzliwie, marszcząc przy tym brwi, więc nie potrafiłem ukryć rozbawienia i zaśmiałem się głośno.
- Niespodzianka... - zachichotałem, puszczając w jej stronę oczko, a widząc jej naburmuszenie, znowu się zaśmiałem.
Po godzinie jazdy samochodem, zaparkowałem w pobliżu widocznego już dość dużego jeziora.
- Znowu woda? - Vane skrzywiła się. - Nie mam stroju...
- Nie będzie się kąpać, głuptasie... - pstryknąłem ją w nos i wysiadłem z auta, kierując się do bagażnika.
- Więc co? - dziewczyna poszła w moje ślady i stanęła obok mnie, kiedy akurat otwierałem bagażnik. - Wędki? - zamrugała zaskoczona. - Będziemy łowić?
- Bingo! - uśmiechnąłem się szeroko i wziąłem się za wyciągnięcie i rozłożenie sprzętu w odpowiednim miejscu.
- Ale ja nie jestem w tym dobra... - jęknęła niezadowolona, patrząc jak rozkładam krzesełka na małym pagórku, blisko wody. - Nawet nie potrafię poprawnie zarzucić!
Pokręciłem rozbawiony głową i podałem jej już rozłożoną wędkę.
- Spokojnie... Wszystko ci wytłumaczę, a teraz stój chwilę nie ruchomo... - wyjąłem z pudełeczka robaka, którego nabiłem na haczyk. Kątem oka zauważyłem jak Vane krzywi się na ten widok. - Okej, a teraz słuchaj....
Zacząłem jej wszystko tłumaczyć. Od odblokowanie wędki po poprawne zarzucenie. Pokazałem również jak sam zarzucam, po czym dałem dziewczynie spróbować. Stanąłem za nią i ustawiłem jej dłonie w odpowiednich miejscach.
- A teraz przytrzymaj żyłkę... - szepnąłem jej do ucha, śledząc dokładnie każdy jej najdrobniejszy ruch.
W tym momencie jednak, Vane się zawstydziła i odskoczyła ode mnie gwałtownie. Już prawdo podobnie chciała na mnie coś krzyknąć, ale uciszyłem ją, przykładając palec do ust.
- Ryby spłoszysz... - uśmiechnąłem się złośliwie i przyciągnąłem ją do siebie. - Dobra... Najpierw rzucimy zanętę. - podałem dziewczynie kawałek rozmoczonego chleba, który po chwili wrzuciła do jeziora.
W tym samym czasie, delikatnie podwinąłem jej koszulkę i posmyrałem ją po biodrze, oczywiście po chwili oberwałem w łeb i zaprzestałem swoich czynów.
- To próbujemy jeszcze raz zarzucić? - zadałem pytanie, wciąż obejmując Vane w pasie.

<Vane? :3 >

czwartek, 17 sierpnia 2017

Od Vane CD Gilbert

- Tak... - szepnęłam, nawet na moment nie odrywając wzroku od szkrabów biegających po plaży. - Całkiem prawdopodobne, że gdyby nie ten wypadek,  to teraz... Opiekowałabym się teraz małą N... - dodałam jeszcze ciszej niż poprzednio.
- Nie dasz rady cofnąć czasu... - również zciszył ton. - Nie myśl o tym - przytulił mnie bardziej do siebie.
Czułam jak znowu robi mi się w chuj smutno. Westchnęłam cicho, podkurczając swoje nogi jeszcze bardziej. Zimny wiatr wciąż dawał we znaki.
- Staram się... - mruknęłam.
Niepowdziewanie w okolicy lewej kostki poczułam delikatne mrowienie. Spojrzałam w tamtą stronę... Pszczoła. O mały włos nie dostałam zawału, gdy dostrzegłam jej charakterystyczne żółto-czarne paski. Wyrwałam się z objęć chłopaka niemalże od razu, po czym rozpoczęłam dosyć gwałtowne "usuwanie" robaka z powierzchni swojego ciała. Mówiąc gwałtowne, miałam na myśli krzyczenie i strzepywanie owada jakimkolwiek przedmiotem.
- Weź to!!! - wydarłam się, nawet nie mając odwagi uderzyć pszczoły.
Wykrzyczałam to, non stop skacząc w miejscu. Gilbert tylko przyglądał mi się z widocznym uśmieszkiem na twarzy.
- Jeżeli nie będziesz reagować, to nic ci nie zrobi - powiedział, wciąż siedząc na kocu.
- Uciekaj!!! - pisnęłam, zanurzając stopę w morzu.
Pszczoła w momencie osunęła się ponad powierzchnię wody. Odskoczyłam z powrotem na brzeg.
- Biedna, mała Vane... - Gilbert, który aktualnie stał za mną, tylko delikatnie poczochrał mnie po głowie.

- Mam uczulenie na te małe, paskowate stwory! Wracajmy już do domu - odwróciłam się w jego stronę, z wyraźnym niezadowoleniem na twarzy.
- Na pewno nie chcesz jeszcze zostać? Pogoda jest naprawdę piękna... - owinął sobie jeden z moich kosmyków włosów wokół palca.
Wymowny uśmieszek nawet na moment nie schodził mu z ust. Zmrużyłam oczy, przyglądając mu się z dołu. "Dlaczego wszyscy faceci są tacy wysocy?" - mruknęłam w myślach, w ciszy przyglądając się jego złotym oczom. Znowu to samo bzyczenie w okolicy uszu. Odruchowo odskoczyłam do przodu, przez co wpadłam prosto na tors chłopaka. Wtuliłam się w niego jak najbardziej.
- Bierz ją!!! - wydarłam się, jeszcze bardziej starając się zanurzyć w ciele chłopaka.
Przez moje paniczne zachowanie tylko wpakowałam się w dosyć krępującą sytuację. TSA... Teraz, pod względem miary dzieliły nas mikrometry.
- Strasznie się do mnie kleisz - charakterystyczny dla każdego lenny face pojawił się na jego twarzy.
Cała czerwona w momencie oderwałam się od niego. Nie minęło dziesięć sekund, a ja już siedziałam przy kocu, wybierając swoje ubrania z plażowej torby. W ciągu kolejnych dwudziestu byłam już w przebieralni.
***
Wróciliśmy do domu. Osobiście byłam padnięta, lecz z tego co dostrzegłam w towarzyszącym mi mężczyźnie wciąż było dużo energii. Obrzuciłam swoje graty na bok, po czym niemalże od razu wparowałam na górne piętro.
- Idę się umyć! - krzyknęłam do Gilbercika, który był na dole.
Wparowałam do łazienki. Na wstępie związałam włosy gumką, po czym zrzuciłam z siebie ubrania. Wzięłam szybki prysznic, głównie po to, żeby zmyć z siebie słoną wodę i piasek. Nie lubiłam, a wręcz nienawidziłam tych małych ziarenek wrzynających się w skórę. Wracając.
Rozglądnęłam się w poszukiwaniu jakiegokolwiek ręcznika. Przeklęłam pod nosem, nie dostrzegając żadnego przedmiotu tego typu w pobliżu.
- Gilbert! - krzyknęłam, biorąc do rąk koszulę.
Nieznacznie przysłoniłam się nią, żeby następnie podejść bliżej drzwi.
- Tak? Coś się stało? - odezwał się praktycznie od razu.
- Czy mógłbyś mi podać jakiś ręcznik? - zapytałam nieco ciszej, wyraźnie zawstydzonym tonem.
Ciszę uznałam za "tak". Wciąż bez ubrań czekałam na reakcję zza drzwi... Gdy wyczułam, że gwałtownie się one otwierają, w momencie odskoczyłam w niewidoczne dla wchodzącego do pomieszczenia mężczyzny miejsce.
- Pojebało cię!? - krzyknęłam, przyciskając się jak najbardziej do ściany.
- Twój ręcznik... - zaśmiał się, kładąc go na podłogę.
- Tsa... Dzięki... -  ni to mruknęłam, ni powiedziałam.
***
Przyglądałam się zegarkowi. Każda miniona sekunda, coraz bardziej przybliżała mnie do momentu, gdy będę zmuszona pożegnać się z Gilbertem. Szczerze -  nie chciałam wracać do domu. Głównie zostało to spowodowane faktem, iż przez kilka najbliższych miesięcy będę musiała ukrywać się z ciążą. W towarzystwie mężczyzny nie musiałam niczego udawać... Sprawa przybierała zupełnie inny bieg, po dotarciu do domu.
Siedziałam po turecku na ziemi w kuchni, wlepiając wzrok w elektryczny zegarek. Czekałam na Gilberta, który na górze brał prysznic.
- Znowu się pakujesz w podwójne życie... - westchnęłam, kładąc się na podłodze.
Nie ma nic lepszego niż pakowanie się na płytki w gorący dzień. Po prostu ulga i ukojenie... Przymknęłam na chwilę oczy... Tak - ta "chwila" okazała się kwadransem spędzonym na podłodze. Od tego nie da się oderwać...
- Vane!? Coś się stało?! - krzyknął ze schodów Gilbert.
Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym delikatnie uchyliłam powieki. Stał nade mną.
- Śpię... - mruknęłam, przyglądając mu się. - Zaraz będę musiała się zbierać... - dodałam już o wiele ciszej.
- Wstawaj z tej zimnej ziemi, bo jeszcze się przeziębisz! - podniósł mnie na ręce jak jakieś małe dziecko.
Chciałam się wyrwać, lecz jakoś... Nie mam pojęcia, czy mój bezruch został wywołany przez niechęć do najmniejszego kiwnięcia palcem, czy może... Podobało mi się to? "Nieee...  Vane, błagam... Ogarnij się". 
- Chcę na ziemię! - pisnęłam, czując jak nie robi nawet kroku.
- Nie puszczę cię - wyszczerzył się głupawo, robiąc tą samą minę co wcześniej.
- Na całe szczęście posiadam magiczne zdolności... - odwzajemniłam gest.
Nawet nie wykonując najmniejszego ruchu, przedostałam się na wolną przestrzeń tuż obok chłopaka. Stałam w miejscu, przyglądając się jak mierzy mnie swoim dziwnie znajomym wzrokiem. Chyba domyślił się...
- No taak... Oni pewnie będą już czekać - westchnął, jedynie drapiąc się po karku.
Ledwo kilka sekund temu się od niego odkleiłam, a teraz znowu dzieliła nas mała przestrzeń. Przyglądaliśmy się sobie prosto w oczy, przy tym jakby porozumiewając się bez słów. Koniec, końców... Muszę wrócić do codzienności.
- Dziękuję za wszystko... - wypaliłam, delikatnie się czerwieniąc. - Do zobaczenia - stanęłam na palcach, po czym złożyłam krótki pocałunek na jego policzku.
Gilbert wyraźnie się zarumienił, a na jego usta wpłynął jeszcze szerszy uśmiech. Podniosłam z kanapy obok swoją torebkę, po czym bez dłuższych przeciągań podeszłam w stronę drzwi. Ubrałam buty, wciąż delikatnie się uśmiechając. Rzuciłam na mężczyznę przelotne spojrzenie.
- Jeszcze kiedyś cię odwiedzę... - dodałam na koniec, ruszając w stronę samochodu.
<Gilbercik? c: >

Od Gilberta CD Vane

- Chyba śnisz dziewczynko! - prychnąłem rozbawiony jej pytaniem i nagle podpłynąłem do niej, chwytając ją za nadgarstek, następnie przyciągając dziewczynę do siebie. Ona nie miała gruntu pod nogami, a ja tak. Hehe...
Wolałem mieć ją przy sobie, wtedy byłem pewny, że nic jej nie grozi. Próbowała się odsunąć, ale ja wystarczająco mocno trzymałem ją w ramionach. Najwyraźniej niezadowolona napuszyła policzki i ku mojemu zaskoczeniu owinęła nogi wokół moich bioder. Uśmiechnąłem się pod nosem jak jakiś pedofil, poruszając sugestywnie brwiami, na co Vane trzepnęła mnie w głowę, a po chwili uwiesiła się na mojej szyi. Muszę przyznać, że wyglądaliśmy jak jakaś zakochana para, co mi w sumie nie przeszkadzało...
- Nie jest ci zimno? - ulokowałem dłonie pod tyłkiem dziewczyny, dobrze wiedząc, że albo ujrzę jej uroczy rumieniec lub oberwę znowu w łeb.
Jednak ku mojemu szczęściu, Vane zarumieniła się słodko i nie skomentowała lokalizacji moich dłoni.
- Jest dobrze... - odparła cicho i oparła głowę o mój tors.
Chwilę tak sobie postałem, trzymając na rękach Vane, która nie była bardzo ciężka. Ba! Mógłbym tak nawet stać godzinami, ale nagle zerwał się gwałtowny i zimny wiatr, więc postanowiłem wyjść wraz z dziewczyną z wody. Jęknęła cicho niezadowolenia i zadrżała delikatnie z zimna. Podszedłem do naszego mokrego kocyka i westchnąłem cicho. Skopałem go szybko na bok i jedną ręką wyciągnąłem suchy koc, który rozścieliłem na piasku. Dopiero teraz puściłem Vane ze swoich objęć i posadziłem ją na ziemi. Równie szybko wyciągnąłem ręcznik i wytarłem dziewczynę porządnie niczym małe dziecko, po czym sam usiadłem za nią, tuląc ją do swojej piersi. Do tego opatuliłem nas oboje dość niewielkim, ale ciepłym kocem.
- Ciepło ci? - oparłem brodę o jej głowę.
- Taa... Aż za bardzo... - uśmiechnęła się pod nosem i szturchnęła mnie łokciem w żebra.
- To dobrze... - prychnąłem cicho i przymknąłem oczy, obserwując wodę.
Między nami zapadła cisza i co chwila obok nas przebiegały małe stadka dzieci, które bawiły się w najlepsze, rzucając na siebie nawzajem piaskiem.
- Dzieci są urocze, co nie? - zagadnąłem z uśmiechem.

<Vane? :3>

Od Vane CD Gilbert

Myślałam, że zaraz udławię się jednym z orzeszków. Podniosłam się do siadu, po czym spojrzałam na chłopaka.
- Poczekaj chwilę... - uśmiechnęłam się pod nosem, po czym dorwałam swoją torebkę.
Nie czekając na reakcję mężczyzny, ruszyłam w stronę różnych kramów. Oprócz otaczających mnie stanowisk z jedzeniem i zabawkami, znalazły się też takie, gdzie można było kupić ubrania. Tak, w tym stroje kąpielowe. Weszłam do pierwszego lepszego sklepiku, który był przepełniony różnymi ciuchami tego typu. Podeszłam do jednego z manekinów, na którym widniał całkiem ładny strój kąpielowy. Przyglądałam mu się uważnie, dokładnie skanując każdy, najmniejszy element.
- Pomóc w czymś...? - niespodziewanie pojawiła się przy mnie krótkowłosa blondynka.
- Ten poproszę - zwróciłam na moment wzrok w jej stronę.
- Nie chce pani przymierzyć? - zapytała widocznie zmieszana.
- Będzie pasował - uśmiechnęłam się delikatnie w jej stronę.

***

Po niespełna piętnastu minutach - tak, musiałam jeszcze pochodzić po innych sklepach - wróciłam na nasze "stanowisko". Gilbert leżał na kocu bez koszulki. Z początku tylko skanowałam jego zamknięte oczy i co chwilę unoszącą się klatkę piersiową wzrokiem. Rozejrzałam się w poszukiwaniu potencjalnego przedmiotu, przy pomocy którego mogłabym obudzić mężczyznę. W oczy rzuciło mi się plastikowe wiaderko, trzymane przez jednego dzieciaka. Z delikatnym uśmieszkiem na ustach podeszłam do niego.
- Hej, czy możesz mi w czymś pomóc? - przykucnęłam przy małym chłopczyku.
- Tak! - krzyknął uradowany.
- Widzisz tamtego pana, który leży na kocyku? - wskazałam palcem na ciemnowłosego. Młody tylko przytaknął głową. - No wiesz... Wylejecie na niego trochę wody? - uniosłam swoje kąciki ust jeszcze wyżej.
Nie minęła minuta, a banda dzieciaków stała przy naszym kocu z wiaderkami pełnymi wody. Gdy tylko dałam im znak, kilka litrów zimnej wody w jednym momencie spłynęło prosto na mężczyznę. Zarówno dzieciaki, jak i ja nie potrafiliśmy powstrzymać się od śmiechu. Jak można było się spodziewać - Gilbert obudził się w mgnieniu oka, widocznie oszołomiony zaistniałą sytuacją. Młodzi w mgnieniu oka zmyli się z otoczenia, chowając się za jednym z parawanów.
- CO DO CHOLERY!? - warknął, podnosząc się na równe nogi.
Mój cichy chichot szybko zwrócił na siebie uwagę mężczyzny. Przyglądał mi się ze zmrużonymi oczami. Jedynie poprawiłam swoją rozpiętą koszulę, pod którą miałam ubrany strój kąpielowy.
- Chodźmy do wody - wyszczerzyłam się, po chwili zrzucając z siebie prześwitującą narzutę.
Widziałam jak wyraźnie wlepia we mnie gały. Bez słów pognałam w stronę morza jak małe dziecko. Wiedziałam, że pójdzie w moje ślady, więc bez wahania ruszyłam dalej. Gnałam przez fale jak szalona... Przypomniało mi się beztroskie dzieciństwo, jeszcze sprzed czasów przygarnięcia mnie przez Rocketa.
- Uważaj! - krzyknął chwytając mnie za rękę.
Przyciągnął mnie do siebie w jednym momencie. Dopiero teraz zorientowałam się, że jesteśmy kilka metrów od falochronów. Rzeczywiście... Trochę tu niebezpiecznie...
- Umiem pływać! - zaśmiałam się.
- No nie wydaje mi się - odsunęłam się gwałtownie, wypływając metr dalej od niego.
Wciąż unosząc się na powierzchni chlapnęłam w jego stronę wodą. Nie minęła sekunda, a odpowiedział tym samym.
- Hej! - krzyknął przez śmiech.
- Boisz się dziewczyny? - wyszczerzyłam się złośliwie w jego stronę.
<Gilbercik?Hłeheeh

Piasek

Haze się zakopała...













Nie wróci.















Iks de.















Jej duch do was przyjdzie 😏

Od Gilberta CD Vane

Wpatrywałem się w dziewczynę w dalej lekkim szoku. Co ja mogę tym wszystkim myśleć? Odwróciłem wzrok od dziewczyny i przeniosłem go na ten mały przedmiocik, wskazujący na to, że Vane jest w ciąży. Jak to? Złapałem się za głowę, analizując naszą wspólnie spędzoną noc i doszedłem do tego, że nie zabezpieczyliśmy się... Ale ja jestem głupi... Tępy łeb...
- Vane... - zacząłem spokojnie znowu obserwując jej zaszklone oczy. - Czego ode mnie oczekujesz?
Dziewczyna drgnęła zaskoczona pytaniem i spuściła głowę.
- Nie wiem... - wyszeptała, a jej dłonie zaczęły się trząść.
Westchnąłem cicho i podrapałem się po karku. Schowałem test do kieszeni i zbliżyłem się do niej, po czym przytuliłem ją do siebie. Nie mogę uciekać ani nie chcę. Nie jestem gówniarzem, żeby uciekać w takim momencie.
- No, ale co ja mam teraz zrobić? - z jej oczu spłynęły łzy, które zmoczyły moją koszulkę.
- Spokojnie... - szepnąłem łagodnie, gładząc ją po głowie. - Pomogę ci... Nie ucieknę... W końcu to też moje dziecko... - ująłem jej policzki i starłem jej łzy. - Będę przy tobie...
Nic nie odpowiedziała tylko wtuliła się we mnie. Zamknąłem na chwilę oczy i odetchnąłem cicho, tuląc dziewczynę do siebie.
- Czy Kiba i Rocket wiedzą? - zapytałem cicho.
- Nie....
Otworzyłem ponownie oczy i wziąłem nagle dziewczynę na ręce, niczym księżniczkę, na co ona pisnęła zaskoczona. Usiadłem z nią na kanapie i usadowiłem ją sobie na kolanach.
- Będzie dobrze... Zobaczysz, że wszystko się ułoży... - wtuliłem nos w jej włosy.
Włączyłem po chwili telewizor, aby nie było takiej ciszy, po czym posadziłem Vane obok siebie, otulając ją ramieniem.
- Boli cię brzuch...? - zgarnąłem jej za uch pojedyncze kosmyki włosów.
Skinęła delikatnie głową na moje pytanie. Wstałem po chwili z kanapy i poszedłem do kuchni, by zrobić dziewczynie herbatę. Przygotowałem jeszcze dużo owoców, aby sobie przegryzła, w końcu musi jeść witaminy. Po chwili wróciłem do niej i podałem jej kubek, a niewielki talerzyk z owocami postawiłem na ławie.
- Chcesz się położyć czy coś? - zerknąłem na nią pytająco, na co pokręciła przecząco głową i zaczęła pić herbatę.
Musiałem się zastanowić jak mamy to wszystko ogarnąć. Czy Vane przeniesie się do mnie, czy zostanie u siebie?
- Jedźmy nad wodę... - zaproponowałem nagle, przez co dziewczyna prawie się opluła.
- Co?! - spojrzała na mnie jak na idiotę.
- No co? Jest nawet ciepło... Przecież niezdrowo jest ciągle siedzieć w domu... - wpakowałem jej do ust kawałek jabłka.
Zmarszczyła brwi i przełknęła owoc.
- Pójdę spakować rzeczy. - oznajmiłem podnosząc się z kanapy.

~~*~~

Jakoś udało mi się ją wyciągnąć z domu i zaciągnąć nad morze. Rozłożyłem kocyk blisko wody i rzuciłem na niego wszystkie klamoty. Vane uwaliła się na kocyku, a ja po chwili poszedłem w stronę straganów, uważając żeby nie wdepnąć w leżących ludzi. Kupiłem jakieś orzeszki i przekąski, po czym wróciłem do dziewczyny. Usadowiłem się obok niej i podałem jedzenia, na które od razu się rzuciła.
- Masz strój kąpielowy? - Uśmiechnąłem się do niej, unosząc brew do góry.

<Vane?( ͡° ͜ʖ ͡°) >

Komu...

Komu

























Prażoną kawę?

Mewy

98% moich zdjęć to mewy OwO























Mewy so jak gołębie ; jest ich pełno i czekają tylko na żarcie.




















Co odróżnia mewę od gołębia? Mewa pływa po morzu.

Lol

Gootowana kukurydza, zimneee piwkooo, wędzooony oscypeeek, orzeszki w karmelu (❤️) , popcorn!















E lolll, oscypki na plaży sprzedajo.












Nudam.











Kto chce moje zdjęcie? 😏














Maľe dzieci są uroczeeeee












OŻeSki w karmelu się skończyły 😥










Mój zamek się rozwalił :C nie sam oczywiście 😏

środa, 16 sierpnia 2017

Od Vane CD Gilbert

Siedziałam cicho sącząc z kubka ciepły napar. Dopiero głośne pukanie do drzwi lekko mnie przestraszyło. Gilbert w krótkim czasie znalazł się przy drzwiach i otworzył... Nad wyraz zdenerwowanemu chłopakowi i towarzyszącemu mu szopowi. Dostrzegłam ich kątem oka. Nie minęło kilka sekund, a wparowali do salonu - de facto, gdzie aktualnie przebywałam. Zaszczyciłam ich jedynie przelotnym spojrzeniem, podczas gdy Kiba przyglądał mi się z mieszanką szczęścia i gniewu.
- Uprzedzając krzyki, głowa mnie boli, więc proszę nie za głośno... - mruknęłam, wciąż sącząc herbatę. - A ciebie ogolę - spojrzałam na szopa. 
- Myślisz, że jestem na tyle głuchy i nie słyszałem waszej rozmowy!? - krzyknął chłopak, nad wyraz niezadowolony przyglądając się mojej postaci. 
- Może jakieś "Cześć kochanie" albo "Co u ciebie?"... - westchnęłam, odkładając kubek na stół. - Nic mi nie jest, żyję... - podniosłam się, ponownie poprawiając elementy stroju.
- Miałaś wrócić za godzinę, a nie na następny dzień! Myślisz, że się nie martwiłem!? - chyba nie miał zamiaru ściszyć tonu. 
- A co ja mogę poradzić na to, że straciłam przytomność!? Pewnie ktoś mi podrzucił jakieś dragi... - aż głupio mi było, że również musiałam zacząć się drzeć. No trudno... Jak trzeba, to trzeba... - Z resztą... Mógł mnie ktoś porwać, zgwałcić i zabić! Ale on mi pomógł! - szczerze, to głupio mi było kłamać.
Nienawidzę oszukiwać bliskich sobie osób (z wyjątkiem Rocketa), lecz teraz, musiałam to zrobić. Nie wiem jak długo wytrzymam...
- Kim on jest dla ciebie? Skąd go znasz!? - zadał kolejno dwa pytania.
- Poznałam go o wiele wcześniej niż ciebie... Z resztą! Nie ważne, a jeżeli chcesz się na mnie drzeć dalej, to przynajmniej wróćmy do domu... - zacisnęłam pięści.
Widocznie miał ochotę coś powiedzieć, lecz tylko odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi. Podczas gdy on ruszył w stronę samochodu, ja, stojąc przy drzwiach zaczęłam ubierać buty. Przy wykonywaniu tej czynności śledziło mnie wyraźnie zmieszane spojrzenie szopa.
- Zadowolony? - mruknęłam, ubierając kurtkę.
- Nie tylko on się o ciebie martwił... - odwrócił wzrok, po czym wyszedł na zewnątrz. 
Rzuciłam przelotne spojrzenie na salon, czy na pewno wszystko wzięłam. Z tej perspektywy mogłam dostrzec Gilberta, który chyba starał się nie zwracać uwagi na naszą awanturę. Przyglądałam mu się przez chwilę. "Przepraszam" - wyszeptałam tylko, zamykając za sobą drzwi.
***
W domu panowała bardzo napięta atmosfera. Ostatecznie nie doszło do trzeciej wojny światowej... Po prostu wszyscy siedzieli cicho. Podobnie jak poprzednio, siedziałam na kanapie z zaparzonymi ziołami w kubku. Naprzeciw, miejsce na fotelu zajmował Kiba. Rocket był na górze, zapewne grzebiąc w swoich gratach. Niebiesko włosy przeglądał laptopa, zapewne śledząc moją historię przeglądania. Robił to z wyraźnym grymasem, spowodowanym ciągłymi błędami komputera. Huh... Tak to właśnie jest, gdy twój złom posługuje jako sprzęt do hakowania.
- Grat! - warknął, zamykając z trzaskiem klapkę laptopa. 
Wiedziałam, że miał ochotę jebnąć nim o ziemię, lecz ostatecznie się powstrzymał i położył go na stoliku kawowym. Odłożyłam kubek obok sprzętu.
- Przepraszam, okay? - wypaliłam, delikatnie spuszczając wzrok. - Obudziłam się dopiero rano, nie pamiętając co się stało... 
W sumie. Gdyby spojrzeć tak na to z drugiej strony... Mówiłam prawdę, lecz on rozumiał ją w zupełnie innym sensie. Wiedziałam, że za to co naprawdę odpierdoliłam zeszłej nocy, nie uzyskałabym pozytywnej reakcji...
Podniosłam się, wciąż będąc owinięta kocem. 
- Nawet osobie, która cierpi na bezsenność, mogą czasem wyczerpać się baterie... - spuściłam delikatnie wzrok. 
Chłopak poszedł w moje ślady. W krótkim czasie znalazł się kilka centymetrów ode mnie.
- Nie rób tak więcej, okay? - uśmiechnął się delikatnie, obejmując mnie w tali.
- No dobra, dobra... - mruknęłam, opierając się głową o jego tors. 
***
Jak zwykle - zostałam sama w domu. Męska część towarzystwa wyszła do pracy. Mi jak zwykle nie pozwolili wyjść jak normalnemu człowiekowi, tylko zmusili do siedzenia w domu. W sumie, to i lepiej, bo moje poranne bóle brzucha tylko się nasiliły. Podejrzewałam najgorsze... Tak, to co mnie spotkało ledwo ponad miesiąc temu. Zrobiłam test tylko dla zmniejszenia poziomu wkurwienia na świat i tak... Wyszedł pozytywnie. Znowu miałam wielką chęć sięgnąć po żyletki, a najbardziej - powiesić się i zniknąć na zawsze. Nie miałam wyboru, od razu wpakowałam się w samochód i ruszyłam z miejsca w stronę dobrze znanego mi domu. O mały włos nie spowodowałam wypadku... I tak aktualnie miałam innych ludzi w dupie.
Pół godziny później już stałam przed drzwiami mężczyzny, z zaciśniętym, małym przedmiotem w ręce. 
- Vane? Coś się stało? - zapytał na wstępie, a ja tylko wyminęłam go, po czym rozebrałam buty i kurtkę.
Bez dalszych słów miałam iść dalej, lecz w odpowiednim momencie Gilbert uchwycił mnie za nadgarstek. Odwróciłam się w jego stronę.
- O co chodzi? - powtórzył, przyglądając mi się.
Oczy miałam pełne łez, lecz zostały one przysłonięte przez białą grzywkę. Tylko wypuściłam przedmiot z rąk. Podniósł go do góry, po czym wlepił wzrok w dwie kreski na małym, plastikowym przedmiocie. 
- Co do... - nie dokończył.
Wyrwałam się z jego uścisku. Przez kilka następnych minut czekałam na jego reakcję... Krążył po pokoju mrucząc coś pod nosem. 
- Gilbert... - mimo tego, że powtórzyłam jego imię kilka razy, on nadal nie reagował.
W końcu, nie wytrzymałam i podeszłam do niego. Odruchowo uderzyłam go w policzek. Spojrzał mi prosto w oczy, na co odpowiedziałam tym samym.
- Ogarnij się, okay? - spojrzałam na niego zaszklonymi oczami.
<Gilbercik? c: >

Od Gilberta CD Vane

Spojrzałem na nią badawczo, po czym westchnąłem cicho i podniosłem się z kanapy, zabierając kubek dziewczynie.
- Mam, ale to zaraz... - Odparłem spokojnie i poszedłem powoli do kuchni. - Źle się czujesz?
- Nie.... - Mruknęła pod nosem i rozłożyła się na całej kanapie. - Znaczy się... Boli mnie brzuch...
- No ok... - Wylałem zimną herbatę do zlewu i wstawiłem wodę do gotowania. - Za nim dam ci jakieś tabletki to musisz napić się ciepłej herbaty... Na pewno ci pomoże...
Po chwili przygotowałem kubek i wsadziłem do środka kilka miętowych listków, następnie zalałem całość gorącą wodą.
- Proszę bardzo. - Podałem dziewczynie po chwili kubek z gotową już herbatą.
Skinęła delikatnie głową i podniosła się do siadu, łykając powoli gorącą ciecz. Usiadłem obok niej i zerkałem na nią co chwila. Miałem nadzieję, że tylko z nerwów boli ją brzuch i nie jest to nic poważnego. Nagle pogłaskałem ją delikatnie po głowie i uśmiechnąłem się pod nosem. Nagle obije usłyszeliśmy jak ktoś wali pięściami w drzwi.
- Już idę! - Krzyknąłem i podniosłem się trochę zaskoczony, tym że ktoś mnie w ogóle odwiedza.
Ruszyłem w stronę drzwi, trochę zdenerwowany tym, że te huki nie ustawały, a wręcz przybrały na sile. Czy ten ktoś jest głuchy? Przecież krzyknąłem, że idę...
- Co jest kurwa?! - Warknąłem wkurzony, otwierając gwałtownie drzwi wejściowe.
Spojrzałem na znajomego chłopaka i szopa.
- Głośniej się nie dało...? - Mruknąłem i zatrzymałem na chwilę wzrok na Kibie.
- Co ty tu robisz? - Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony, najwyraźniej mnie rozpoznał.
- Mieszkam... - Mruknąłem, drapiąc się po karku. - Niech zgadnę... Zaszczyciliście mnie swoją obecnością, żeby odebrać Vane? Zapraszam... - Odsunąłem się i pozwoliłem im wejść do środka.
Od razu poszli do Vane i oczywiście w moim domu odbyła się jedna, wielka awantura... Nie miałem zamiaru tego słuchać, więc poszedłem do kuchni, aby czymś pożytecznym się zająć. Jednak nie było mi tak łatwo nie słuchać tych krzyków... Oj... Biedna dziewczynka...
Po jakimś czasie usłyszałem jak drzwi frontowe dość głośno trzasnęły,a w domu zapadła aż zbyt podejrzana cisza. Wyjrzałem z kuchni i okazało się, że całe towarzystwo wyniosło się. Westchnąłem cicho i poszedłem na górę. Nie chciało mi się nic robić, więc uwaliłem się na łóżku i wtuliłem twarz w poduszkę. Ku mojemu zaskoczeniu pachniała ona Vane... No tak spała tu... I nie tylko...
Zarumieniłem się, przyłapując się na tym, że myślę o niej i do tego wącham tą poduszkę z delikatnym uśmiechem na ustach. Chyba mi już odwala...

~~*~~

Przez następne kilka dni siedziałem w domu i ani razu nie spotkałem się z Vane. Ciekawiło mnie co później się u niej działo. Dostała szlaban? Nie... Nie jest aż takim dzieckiem. Pewnie miała ciąg dalszy opierdolu. Powspominałbym dobre czasy z dzieciństwa, ale ich nie posiadam...
W sumie to prawie przez cały czas myślę o tym gówniarzu... Co się ze mną dzieje? Zamiast wyjść na miasto i zabawić się, to siedzę sam w domu i nudzę się... Westchnąłem cicho i nagle do moich uszu dobiegło delikatne pukanie do drzwi. Zerwałem się z fotela i już po chwili uchyliłem drewniane drzwi.
- Vane? - Spojrzałem zaskoczony na dziewczynę, która nie wyglądała zbyt dobrze. - Coś się stało?

<Vane? C:>

Od Vane CD Gilbert

Spojrzałam na niego kątem oka. Ta sytuacja poniekąd przypomniała mi tą, sprzed kilku lat...
- Kiedyś też tak szalałam... - wyszeptałam pod nosem, podwijając kolana pod brodę.
- Huh? - wbił we mnie swoje pytające spojrzenie.
- Spytaj Rocketa ile razy musiał się przyglądać mojej osobie, przybywającej do domu pijanej... Najprawdopodobniej po imprezie, z podartymi ciuchami - westchnęłam ciężko. - Tak się kończyło branie drinków od obcych. Budziłam się w łóżku z jakimś facetem... - moja głowa mimowolnie osunęła się na jego ramię. - Uwierzysz, że nigdy nie przespałam się z kimś na trzeźwo? - zaśmiałam się cicho.
Odpowiedziała mi głucha cisza, a mówiąc dokładniej - zapewne przetwarzanie wszystkiego w głowie mężczyzny. Gdy spostrzegłam w jakiej pozycji się znajdowaliśmy, niemalże w sekundzie poderwałam się do pionu. Lekko zaczerwieniona, przysłoniłam swoją twarz włosami.
- Czyli jednak lubisz takie zabawy...? - wyszczerzył się, mówiąc pół-mrukiem.
- C-Co?! NIE! - krzyknęłam, dla pewności odsuwając się od niego o jakiś metr.
Zaśmiał się, odwracając wzrok w stronę telewizora. Przyglądał mu się przez chwilę, po czym oderwał od niego spojrzenie - widocznie przerażony.
- Co to za chore... - nie dokończył, ponieważ na jego twarzy wylądowała jedna z poduszek, która wcześniej służyła do ozdoby kanapy. Teraz, było to narzędzie zbrodni. - Znowu chcesz się bić?
- Nie. Po prosty nie chciałam, żebyś wypowiadał tego słowa - uśmiechnęłam się złośliwie pod nosem, krzyżując ręce.
- Czyli chcesz się bić - podsumował, odrzucając w moją stronę przedmiot.
- Hej! Przestań! - krzyknęłam, podnosząc się na równe nogi.
W odpowiedzi ponownie się wyszczerzył. Spiorunowałam go tym samym wzrokiem co wcześniej.
- Lubisz mi dokuczać? - mruknęłam, mrużąc oczy.
- A żebyś wiedziała - przytaknął głową, również podnosząc się.
Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, gdy nagle rozległ się ryk mojego dzwonka w telefonie. W ułamku sekundy znalazłam się przy swoim sprzęcie...
- Cholera. Rocket dzwoni... - westchnęłam, przyciskając na szklanym ekranie zieloną słuchawkę.
Włączyłam system głośnomówiący.
- Halo? - powiedziałam spokojnie, przybliżając telefon do ust.
- GDZIE TY DO JASNEJ CHOLERY TRZYMASZ TEN TELEFON, ŻE NIE MOŻNA SIĘ DO CIEBIE NORMALNIE DODZWONIĆ?! - wydarł się jak nigdy dotąd. Słysząc pierwszy podniesiony ton, telefon prawie wypadł mi z rąk, lecz jakimś cudem udało mi się go złapać. Przyglądałam się zawiadomieniu o połączeniu, które dalej trwało.
- No i po co krzyczysz... - prychnęłam jakby nigdy nic się nie stało.
- DOBRA, A TERAZ WYTŁUMACZ MI, GDZIE SIĘ SZLAJAŁAŚ! - powiedział odrobinkę ciszej, lecz i tak jego głos chyba się rozniósł na pół domu.
- No... To troche skomplikowane... - spojrzałam kątem oka na Gilberta, który wciąż wlepiał we mnie swój wzrok. Musiałam coś szybko wymyślić... Przeczesałam włosy dłonią, po czym zaczęłam:
- Zasłabłam w samochodzie - wypaliłam, uśmiechając się pod nosem. - I wtedy znalazł mnie Gilbert. Pamiętasz tego idiotę? - uniosłam wyżej swoje kąciki ust, patrząc na siedzącego obok z wyraźną satysfakcją.
- A telefon?!
- Zostawiłam w samochodzie, więc nie miałam pojęcia, że dzwoniliście - wyjaśniłam szybko. - Powiedz Kibie, że wszystko ze mną dobrze. Za wszelką cenę nie mów mu gdzie jestem. Jeżeli zacznie cię torturować... To... Poprawię mu drugi policzek - po wypowiedzeniu ostatniego słowa, nie czekałam na reakcję szopa. Rozłączyłam połączenie.
Odrzuciłam telefon na stół, nawet nie zwracając uwagi na to, czy może się rozbić. Westchnęłam głośno, ponownie przysiadając na kanapie.
- Nie umiem żyć w kłamstwie... - powiedziałam z lekka załamanym głosem, siadając w podobnej pozycji co poprzednio. Włosy same oklapły mi na twarz... Z tego wszystkiego zaczął mnie strasznie boleć brzuch. Przeklęłam pod nosem, biorąc do rąk i tak już zimną herbatę.
- Masz jakieś tabletki? Apteczkę, czy coś?
<Gilbercik?> ( ͡° ͜ʖ ͡°) 

Od Gilberta CD Vane

Spałem sobie smacznie kiedy nagle do moich uszu dotarł ten okropny dźwięk budzika... Ugh... I po co ja go nastawiałem? Uchyliłem powieki, pozwalając pierwszym promykom słońca podrażnić moje oczy, jednak szybko tego pożałowałem. W jednej chwili poczułem piekielny ból, który rozsadzał moją czaszkę od wewnątrz. Poderwałem się do góry, co też było błędem, gdyż ból nasilił się. Złapałem się za głowę i odetchnąłem cicho. Co tak właściwie wczoraj się stało? Rozejrzałem się po pokoju i zauważyłem od razu siedzącą pod ścianą Vane. Co ona tu robi? Uchyliłem kawałek kołdry i ku mojemu zdziwieniu, byłem nagi...
Nagle przed oczami pojawiły mi się wspomnienia z wczorajszego wieczoru.
- O kurwa... - Wyszeptałem i zerknąłem dyskretnie na dziewczynę, która dopiero teraz zauważyła, że już nie śpię.
Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, Vane jak na zawołanie speszyła się i odwróciła głowę w bok. Westchnąłem cicho i również skrępowany tą całą sytuacją, zacząłem szukać swoich bokserek. Trzeba o tym zapomnieć... Oboje byliśmy pijani, więc to nic takiego... Było minęło...
Kiedy w końcu odnalazłem swoje ubrania, wbiłem się w nie szybko i wstałem z łóżka, unikając kontaktu wzrokowego z dziewczyną. Jakoś nie byłem gotowy na rozmowę z nią, jednak musieliśmy porozmawiać. Wziąłem głęboki wdech i już miałem coś powiedzieć lecz ona podniosła się gwałtownie z podłogi i zaczęła nerwowo spacerować po pokoju, mrucząc coś pod nosem.
- Vane... - Zacząłem spokojnie, ale ona zignorowała mnie.
- Co ja zrobiłam...? - Zapytała sama siebie, gryząc nerwowo palca.
- Em... Przespałaś się ze mną....
- Zamknij się! - Spiorunowała mnie wzrokiem. - To nie powinno się wydarzyć...
- Jakoś w nocy ci się bardzo podobało... - Prychnąłem pod nosem i podszedłem do szafki, następnie otwierając jedną z szuflad.
Miałem przez chwilę wrażenie, że dziewczyna patrzy na mnie pełnym nienawiści wzrokiem. Westchnąłem cicho i po chwili wyciągnąłem tabletki przeciw bólowe. Wyjąłem dwie i połknąłem je bez popijania.
- Przestań tak panikować... - Podrapałem się po czuprynie. - Było minęło... Po prostu o tym zapomnij...
- Łatwo ci mówić...
Wzruszyłem ramionami i zerknąłem na nią kątem oka. Też nie jestem z tego wszystkiego zadowolony, ale co ja na to poradzę? Nie potrafię cofnąć czasu...
- Chcesz coś zjeść? - Zwróciłem się do dziewczyny po kilkuminutowym milczeniu.
Oczywiście spojrzała tylko na mnie zła i usiadła przy łóżku. Najwyraźniej dalej za bardzo się tym przejmowała. Ja jednak nie podzielałem jej zachowania. Wolałem udawać, że nic się nie stało, więc spokojnie wyszedłem z pokoju i zbiegłem po schodach na dół.
Najpierw posprzątałem trochę ten burdel po wczorajszym wieczorze, a następnie będąc już w kuchni, zająłem się robieniem śniadania. Postanowiłem na wszelki wypadek przygotować też coś dla Vane, bo nie wiadomo czy nie zmieni zdania.
Wyjąłem z szafki dwa talerze i wyciągnąłem z lodówki opakowanie jajek. Nagle usłyszałem kroki na schodach i automatycznie zerknąłem przez ramię na idącą w moją stronę dziewczynę.
- Jednak jesteś głodna? - Prychnąłem cicho i wróciłem do smażenia jajek.
- Pff... - Usiadła niechętnie przy stole i co chwila zerkała na mnie, co mnie trochę dekoncentrowało.
Po jakimś czasie postawiłem na stole dwa talerze z gotową już jajecznicą. Podałem dziewczynie widelec i sam po chwili zająłem miejsce przy stole.
- Smacznego... - Zerknąłem na nią i po chwili zacząłem jeść.
- Smacznego... - Burknęła pod nosem i zaczęła grzebać widelcem w swoim śniadaniu.
- Jedzeniem się nie bawi, dziewczynko... - Zwróciłem jej uwagę ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
- Zamknij się! - Zarumieniła się lekko i nagle zaczęła szybko wsuwać swoją porcję.
Przyglądałem się jej trochę rozbawiony. Po skończonym śniadaniu, pozmywałem naczynia, po czym usiadłem obok Vane, która akurat siedziała na kanapie i oglądała telewizję. Dziwiło mnie to, że jeszcze nie pojechała do domu tylko została tu... Wiedziałem jednak, że nadal jest zagubiona po tym co zrobiliśmy. Westchnąłem cicho i pogłaskałem ją delikatnie po głowie.
- Jeśli chcesz mogę o wszystkim zapomnieć i nigdy nie poruszać tego tematu... Weź też pod uwagę to, że oboje byliśmy pijani i nie ma tu winnych... Więc nie obwiniaj się o nic, ani nie panikuj... Nikt się o niczym nie dowie...

<Vane? :3>

niedziela, 13 sierpnia 2017

Od Laury CD Felix

Rzuciłam się na swoje łóżko. Nie miałam ochoty z niego wstawać, chociaż i tak wiedziałam, że muszę się jeszcze umyć i opatrzyć rany... Mój pech - nie opanowałam w całości zdolności regeneracji, a kilkanaście ran postrzałowych szczypało jak cholera. Jeżeli moja krew została zarażona jakąkolwiek substancją, wiedziałam, że będę miała przerąbane. Westchnęłam cicho, ostatecznie podnosząc się na równe nogi. Zrzuciłam z siebie bluzę, po czym weszłam do mojej prywatnej łazienki...
***
Wysuszyłam włosy będąc w łazience. Teraz, gotowa do pójścia spać... Totalnie straciłam na to ochotę. Wzięłam do rąk swojego smartphone'a. Znowu będę siedzieć w internecie do drugiej w nocy. Zajeb*ście.
Założyłam na uszy parę słuchawek, uprzednio podłączając je do telefonu. Mój ulubiony kawałek niemal od razu rozbrzmiał mi w uszach... Idealnie. Nucąc pod nosem tekst piosenki, zbliżyłam się do jednej z szuflad. Wyciągnęłam z niej zdjęcie. Przedstawiało ono mnie, wraz z kilkoma innymi osobami w moim wieku. Jedyne osoby, które były w pełni takie jak ja... Nie żyją od kilkunastu miesięcy... Wszystkie wspomnienia wróciły, a mi jak zwykle zrobiło się cholernie smutno.
- Przestań... - odrzuciłam przedmiot na bok.
***
O dziwo - obudziłam się kilka minut przed dziewiątą. Gdy tylko moje stopy zetknęły się z ziemią, przypomniałam sobie, że na dole spał Felix. Zeszłam na dół... Chłopak nadal spał.
- Już dziewiąta śpiochu... - samo jakoś wypsnęło mi się z ust. 
"Boisz się, że znowu do kogoś się przywiążesz, a później... Odejdzie on, tak jak każdy" - powiedziałam do siebie w myślach, biorąc cichy wdech.
- Ale ja wstaję o dziesiątej! - zaśmiał się, przy tym odwracając się na drugi bok.
Spojrzałam na niego piorunującym wzrokiem... Zmrużyłam oczy, podchodząc do kanapy na której spał. Dostrzegłam jak się śmieje.
- O dziesiątej, to my już dawno będziemy na mieście - uśmiechnęłam się delikatnie, zrywając z niego koc. - Wstawaj! - powtórzyłam.
- Oddaj! - krzyknął, nadal się śmiejąc.
- Przestań zachowywać się jak dzie... - przerwałam, przypominając sobie. "Dobra, jesteś dzieckiem, a na dodatek nastolatkiem" - mruknęłam w myślach, odrzucając koc na bok. - No taak...
- Więc... Miłego ranka, a ja wracam...
"Plan ostateczny...". Wskoczyłam na kanapę na której on leżał. Niemal od razu się wzruszył, gdy wyczuł moją obecność nad sobą. Wbiliśmy w siebie swoje spojrzenia.
- Wstawaj, bo w przeciwnym razie... - zmrużyłam oczy.
- Załaskotam cię na śmierć! - krzyknął, gwałtownie się podnosząc.
Zrobił tak jak uprzednio powiedział. N-Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu... Czułam się jak małe dziecko, praktycznie płacząc ze śmiechu. Z moich ust co chwilę wydobywało się słowo "Przestań", lecz on i tak chyba nie miał zamiaru przystopowywać.
<Felix? ( ͡° ͜ʖ ͡°)>

Od Felix CD Laura

Jak to opowiedziec mi nie mogla? Fakt, ze nie na przesluchaniu, ale mogla cos opowiedziec! No coz, jednak opowiedzialem o sobie, co lubie, moje hobby,  a nawet Laura cos o sobie powiedziala. Pewnie moj urok osobisty ja do tego zmusil! No a potem troche przesadzila, nazywajac mnie dzidziusiem. No bo bylem starszy I inteligentniejszy! Jednak chcac, nie chcac, dala  mi posciel I nie bylo ani nawet dalszej ciekawej rozmowy! Polozylem sie na kanapie.
   Podczas liczenia owiec, co mialo  mi pomoc w zasnieciu, uslyszalem  jak ktos parkuje przed domem, czy tam zatrzymuje. Nie sadzilem, ze CI, ktorzy przyjechali, maja dobry zamiar...
   Wstalem I poszedlem na gore, do Laury. Zapukalem do drzwi i je uchylilem. Poinformowalem ja o tym, ze ktos przyjechal. Laura zaczela biegac po pokoju, a raczej pobiegla do okna I potem pobiegla na dol. Ja za nia.
 - Umiesz strzelac? - spytala, a ja lekko sie zmieszalem. Ostatecznie kiwnalem glowa.
- Pora abys wykazal sie swoimi umiejetnosciami - dodala.
- Mamy zabijac? Moze sa pokojowo nastawieni...? - spytalem cicho I z strachem. Wlasnie w tym momencie zauwazylem krawiace jej dlonie.
 - Co CI sie... - nie skonczylem, bo sturchnela mnie w ramie.
   Odparla, ze ich zna  I dodala, zebym nie wychodzil. Ukrywa przede mna  swoje moce? Chociaz... Calkiem dobre  posuniecie, jakbym mial wykorzystac ja... Ale nigdy bym tego Nie zrobil!
   Wyjrzalem za zbite okno, tak, by nie bylo mnie za Bardzo Widac. Lekko spuscilem uszy. Widzialem, ze rozmawiaja, ale nie slyszalem o czym. Gdy tylko zobaczylem bron, naladowalem swoja I juz Mialem celowac, gdy.... Strzelil. Spojrzalem na Laure z lzami w oczach. Jednak Laura zyla! Nie moglem uwierzyc swoim oczom! Laura dala  mi sygnal reka, zebym strzelil! Moze mam zwidy?! Albo taka jest jej moc... Niesmiertelnosc... Tez chcialbym  taka miec.... Jednak zanim wycelowalem, Laura zabila dwoch, a reszta uciekla. A Nie! Jeszcze wyceluje! Wycelowalem I odczekalem chwile, jednak zanim strzelilem, Laura mi przeskodzila.
 - Dobra robota  - rzekla. Czyzby nie widziala, Ze celowalem?! Eh...
 *-*-*-*-*-*-*-*-*-*
Obudzilem sie. a raczej Laura mnie obudzila.
 - Juz 9 spiochu - powiedziala do mnie. Jej Mina wyraznie mowila, ze nie wie Czemu mnie budzi.
<Laura? Lubie dziwnych ludzi ^^>