- Vane? - odezwał się w pewnym momencie pytający głos Resney.
Ziewnęłam pod nosem, przy tym podnosząc się do siadu. Wciąż tyłek mając przyczepiony do powierzchni paneli, wychyliłam się spod biurka. Od razu wymieniłam się spojrzeniami z młodszą dziewczyną. Podczas gdy moje oczy były pełne znużenia, jej tryskały widocznym zdziwieniem. Wpatrywała się we mnie, jak w obraz.
- Co robisz na podłodze? - wydukała krótkie pytanie, otrząsając się ze wcześniejszego "szoku". W odpowiedzi jedynie uśmiechnęłam się tajemniczo, po czym podniosłam się i wywaliłam swoje ciało na fotel.
- Na podłodze? O czym ty mówisz... - prychnęłam, podpierając się o podłokietnik przyłączony do fotela. - Myślę, że powinnaś wybrać się do okulisty... Twój wzrok naprawdę się pogarsza... - dodałam, robiąc jeden gwałtowne odepchnięcie nogą. Zaczęłam się kręcić. Ha. Ha. Ha. Vane znowu odwala palma.... Zapraszamy wszyscy na pokaz dziecka z zoo...
- Przestań - w tym samym momencie wstrzymała przedmiot, na którym siedziałam ręką. Na moją twarz mimowolnie wpłynęło pełne wyrzutów spojrzenie. Rzucając je w stronę dziewczyny, wyraźnie wyczułam bijącą z jej mimiki irytację. Wywróciłam oczami, wygodnie rozsiadając się w swoim ukochanym foteliku.
- Co cię tu sprowadza, moja przenajdroższa Resney? - wypaliłam, unosząc pytająco brwi do góry. Wyczułam jak złośliwy uśmieszek, dosłownie sam pojawia się na moich ustach.
- Czy możesz łaskawie przestać zachowywać się jak niedorozwinięte, pozbawione umysłu dziecko?! - sapnęła, mrużąc swoje skupione na mojej osobie oczy. Co do nich - chyba miała ochotę mi je wydłubać.
- Nie lubię być obrażana... - westchnęłam, zakładając obie ręce za głowę. - Ale kontynuuj, zirytowani ludzie pod presją mówią prawdę, a i tak trochę mało wiem na temat wydarzeń sprzed ostatniego roku - posłałam jej pełen różnorakich emocji uśmieszek. Chyba moje kąciki ust za często są unoszone... Ach tak, w końcu nikt nie będzie za mnie udawał, że "wszystko jest w porządku, nie martwcie się o mnie, czuję się dobrze". I tak noszę w sobie wiele bólu od samego dzieciństwa, a teraz jeszcze spada na mnie wiadomość o śmierci Kiby i Peter'a.
- Lecz inaczej... - ugryzła się w język, przez co jej kontynuowanie przekomarzanek słownych zostało przerwane. Nabrała powoli otaczającego nas powietrza, po czym spokojnie wypuściła je z ust. - Jak się czujesz? - zadała kolejne z rzędu pytanie, bardziej opanowana.
- Zależy pod jakim względem - ponownie przybrałam na siebie maskę "tajemniczy uśmieszek nr. 2", w głębi duszy cicho się śmiejąc. - Bo psychika dawno wysiadła, lecz fizycznie czuję się dobrze. Niestety, rzędy bliżej niewyjaśnionych snów wciąż mi towarzyszą... - powiedziałam nieco ciszej, odwracając wzrok w lewo. - Powiedz mi, kto jeszcze zginął? - dodałam, nawet na moment nie odrywając oczu od podłogi. Chyba ją odrobinkę zamurowało. Przez kilkanaście kolejnych sekund, jedynie stała i najprawdopodobniej przetwarzała sobie wszystko w głowie. Przerwało jej to, moje nieco zniecierpliwione spojrzenie.
- Mogę? - zapytała, wskazując wzrokiem na stojącego przede mną grata, na którego pulpicie było od cholery różnych
- Ależ proszę bardzo... - w momencie podniosłam się na równe nogi i niczym szofer, lekko się schyliłam, tworząc coś na rodzaj ukłonu. - Kawę, herbatę? - dorzuciłam, za pomocą jednej ze swych mocy przenosząc się do stojącego kilka metrów dalej ekspresu.
- Nie dzięki... - wymruczała w odpowiedzi, wpisując jakieś rozmaite kody na moim sprzęcie. To nie był dobry pomysł. Właśnie w tym momencie dałam jej dostęp do wszystkich rzeczy, które odjebałam w internecie. Czysty, idealnie odjebane potknięcie. Aż śmiechłam.
- Tutaj jest lista wszystkich, należących do któregokolwiek klanu żołnierzy zarejestrowanych w głównej bazie danych - wyjaśniła, odjeżdżając na czarnym krzesełku kilka centymetrów do tyłu.
Odwróciłam się, przy tym szybko przybliżając swoją głowę do ekranu. Prześledziłam wzrokiem kilka bardziej i mniej znanych nazwisk, które były pozaznaczane różnymi kolorami. Nagle, zatrzymałam się przy jednym imieniu, które nosił już nie żyjący członek klanu Tsume. Gilbert Nightray...
- Znałam go - wskazałam palcem jeden punkcik na ekranie. - Czyli Mały Gilbercik, który śmiał się nazywać mnie dzieckiem, również nie żyje? - uniosłam wzrok na Resney, która nerwowo zaczęła przygryzać element swojego palca. Jakby wyrwana z transu, spojrzała mi w oczy.
Dlaczego mam wrażenie, że Gilbert jakoś... Cholera, nie mam pojęcia w jaki sposób mogę to określić... Czułam coś dziwnego w brzuchu, gdy ktoś wypowiadał jego imię, lecz zaraz później to wszystko zamieniało się w rozpacz i nienawiść do otaczającego mnie świata. Cholera, chyba coś jest ze mną nie tak... Spuściłam wzrok. Kapelusz, który trzymałam w rękach... Chwila.
- To jest... - wyszeptałam, podnosząc przedmiot wyżej, aby dokładniej mu się przyjrzeć. - Kapelusz Małego Gilbercika... - przed oczami pojawiła mi się scena, gdy wsadzam jego zabrudzone od krwi i błota ciuszki
- Kto przy mnie był podczas śpiączki? - wyrwałam się nagle, jak po swego rodzaju zastrzyku energii.
- Odwiedzało cię naprawdę wiele osób... On chyba też pojawił się raz, czy dwa... - dostrzegłam jak mina jej zrzędnie, przez co po chwili staje się przysłowiowym kłębkiem nerwów. Wyprostowałam się do pionu.
Dobra, przynajmniej rozwiązałam jedną zagadkę... - mruknęłam do siebie w myślach, siadając na śnieżnobiałym blacie. Założyłam nogę na nogę, przy tym mrużąc oczy i w końcu skanując Resney wzrokiem.
- Byłaś cały czas przy mnie...? - delikatnie przekrzywiłam głowę, widocznie zainteresowana narzuconym na mnie tematem.
- Rewanż, za pomoc przed tym całym syfem - westchnęła cicho, odwracając wzrok w bok. Skupiła go na stojącym nie daleko śmietniku. - Uważam cię za przyjaciółkę i po prostu nie mogłam cię wtedy zostawić... Kiba i Rocket musieli zająć się klanem, który stracił przywódcę - dopowiedziała, z powrotem przywracając swoją głowę do poprzedniej pozycji.
Teraz, to mnie wryło w fotel. Zachowywałam się w stosunku do niej tak chamsko, podczas gdy ona zajmowała się mym bezwładnym ciałem i podtrzymywaniem życia przez kilkanaście miesięcy. Mi zrobiło się widocznie głupio. Zaczerwieniona, zeskoczyłam z powrotem na ziemię.
- Dziękuję... - szepnęłam i do tego skinęłam głową. - Nie wiedziałam, że zrobiłaś dla mnie tak wiele.. - nadmieniłam, przysłaniając swoją zarumienioną twarz, białą grzywką.