"Kolejne wieści na temat nadistot!
Ostatnio, tajna organizacja prowadząca poszukiwania nieprzyjaciół poznała nowe fakty.
Wszyscy, kręcą się wokół i w Nowym Jorku. Wrogów, można spotkać całkowicie przypadkowo, ale jedno jest pewne - chcą podbić świat i zawładnąć nad nami. Pamiętajmy, że mogą się kryć - WSZĘDZIE!"
- Jezu, jacy Ci ludzie są ułomni - mruknęłam pod nosem, zamykając klapkę laptopa.
Podniosłam się z łózka, po czym wstałam i odniosłam urządzenie na biurko. Włączyłam światło w pokoju i spojrzałam na zegar, który wisiał na ścianie. "3:26" - przeczytałam w myślach.
- Pora wyjść. I tak nie zasnę - po tych słowach ruszyłam w stronę łazienki.
Po piętnastu minutach byłam gotowa. Dzisiaj, włożyłam na siebie jeden z jasnych kompletów. Zaczesałam włosy w dwa niedbałe kucyki, po czym założyłam na nie dwie, czerwone obręcze. Przeglądając się w lustrze, zwróciłam szczególną uwagę na stosunkowo małe skrzydła.
- Nie przeglądaj się tak w lustrze, tylko idź - zganiłam samą siebie, odchodząc w stronę drzwi.
Przechadzając się po swym małym domku, dostrzegłam Rocket'a, który leżał na kanapie skulony w kłębek. Uśmiechnęłam się pod nosem na jego widok.
- Co Cię tak śmieszy? - usłyszałam jego głos, stojąc już przy drzwiach.
- Bardzo słodko śpisz - uśmiech się poszerzył.
- Taaa... - mruknął, ponownie przymykając oczy. - Niech zgadnę, nocny spacerek?
- Jak ty mnie dobrze znasz - powiedziałam, ubierając płaszcz.
Wyszłam. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Mieszkałam w domu jednorodzinnym, który na dodatek był świeżo po remoncie... Wolałam nie ryzykować stratą cennych przedmiotów, chociaż wiedziałam, że Rocket bez problemu poradziłby sobie z przestępcami.
W każdym razie, podczas swych nocnych spacerów wolałam odprężyć umysł, niż zamęczać go niepotrzebnymi problemami. To była jedyna pora, kiedy byłam przekonana, że na pewno nie spotkam żadnego patrolu w okolicy. Bezsenność, towarzyszyła mi od dawna. Nie potrafiłam jej w żaden sposób wyleczyć, chociaż byłam już u wielu psychologów, pediatrów. Brałam wiele środków nasennych w dużych ilościach, ale nic. Po prostu nie potrafię.
Usiadłam na drewnianej ławce, która była cała w różnych cytatach: "To co uskrzydla, potrafi być jak morderca", "Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat wydaje się pusty", "Beznadziejna historia w której TY i JA straciliśmy NAS".
- Biedne dziewczynki z depresją - prychnęłam, czytając kolejne ciągi zdań.
Wyciągnęłam długopis z ukrytej kieszonki w płaszczu i zaczęłam dłubać nim w drewnie. "Zrób albo nie zrób . Próbowanie nie istnieje" - tymi słowami wypełniłam jedno z ostatnich miejsc na ławce.
- Niech zapamiętają sobie to zdanie do końca życia - stwierdziłam, chowając przedmiot do odpowiedniej przegródki.
Przyglądałam się wyrytym przez siebie słowom, aż w pewnym momencie zobaczyłam totalną ciemność przed oczami. Ktoś założył mi worek na głowę. Zaczęłam na oślep uderzać pięściami we wszystko. Najczęściej, obrywała ławka.
- Rząd ucieszy się, widząc Ciebie pod swymi drzwiami - usłyszałam gruby, męski głos.
Jeszcze kilka sekund starałam się trafić, chociażby w jego brzuch. Słysząc strzały, szybko schyliłam się do kolan i zasłoniłam uszy.
- Vane, wyłaź stąd - oznajmił, znajomy głos szopa.
- Dzięki - wydukałam, ściągając worek (najprawdopodobniej po ziemniakach) z głowy.
Podniosłam się z siedzenia i spojrzałam na napastnika, który jeszcze przed chwilą natarczywie mnie atakował. Czarne włosy, ostre rysy twarzy i delikatny zarost w okolicach podbródka. Zbliżyłam się, i sprawdziłam puls - mężczyzna nie żył.
- Rocket, musiałeś go od razu zabijać! Teraz możemy mieć problemy... - syknęłam przez zęby, stając obok przyjaciela.
- Wolałaś być porwana? - zadał słuszne pytanie. Odpowiedź była jednoznaczna - Oczywiście, że nie.
- To nie ma sensu. Zakopujemy go, czy co? - westchnęłam, uspakajając się.
- I tak, i tak go znajdą.
- Dlaczego ty zawsze masz rację? - prychnęłam, odwracając się tyłem do mężczyzny. - Lepiej spadajmy stąd, bo jestem pewna, że swymi strzałami zwabiłeś policję.
Dotknęłam lekko jego głowy. Przymknęłam na chwilę oczy, a gdy je ponownie otworzyłam, byliśmy w domu. Bez słów, odłożyłam płaszcz na wieszak i weszłam po schodach na górę - do swojego pokoju.
Siedząc przy laptopie, od razu po jego odblokowaniu przedstawił mi się artykuł. "Zaktualizowany 15 minut temu" - przeczytałam w myślach.
"Aktualizacja:
Został odkryty jeden z pseudonimów nie przyjaciela. "Whisper", bo takie nosi przezwisko, jest przywódcą zgrupowania, którego nazwa wciąż jest nieznana. Nasi najlepsi agenci, ustalili to wraz z rządem Nowego Yorku".
Coś się we mnie zaczęło gotować. Jakbym po prostu zaraz miała wybuchnąć ze złości...
- ROCKET! - krzyknęłam, najgłośniej jak potrafiłam.
Po minucie już stał w drzwiach mojego pokoju.
- Co jest? - zapytał lekko zaspanym głosem. On, akurat potrzebował siedmiogodzinnego snu.
- Czy jesteś dobrym informatykiem? - starałam się utrzymać spokojny ton.
- Niestety nie - westchnął, ziewając. - A co się stało?
Wskazałam wzrokiem na ekran monitora. Szop, wskoczył na biurko i uważnie przeczytał kilka zdań pod nosem.
- Przykro mi, ale nic nie mogę na to poradzić, a teraz... Naprawdę chcę spać - zmrużył oczy i ruszył z powrotem na dół.
Zacisnęłam pięści i trzasnęłam klapą laptopa. "Dlaczego moje przezwisko!?" - cały czas przez głowę przechodziło mi jedno pytanie.
Słysząc swoją ulubioną piosenkę, która służyła mi jako dzwonek telefonu, szybko sięgnęłam po przedmiot. Numer prywatny. Mimo lekkiego lęku, odebrałam.
- Halo? - zapytałam, kręcąc się na krześle.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz