- Nie chcę jeść...! - Warknąłem już poirytowany zachowaniem dziewczyny. - Oddawaj to i sobie pójdę stąd...
- Nie... Masz najpierw zjeść... A może jednak cię nakarmić? - Uśmiechnęła się złośliwie, na co skrzywiłem się i wziąłem do ręki tosta.
Zlustrowałem go wzrokiem.
- Jesz czy nie? - Przekrzywiła delikatnie głowę na bok, przyglądając się mi.
- Hmm...? Zastanawiam się czy nie jest otrute... - Odparłem i obróciłem tosta w palcach. - Nie chcę ryzykować...
Już chciałem coś dopowiedzieć, ale dziewczyna wepchnęła mi drugiego tosta do ust. Zaskoczony wyplułem go spowrotem na talerz.
- Co ty robisz?! - Warknąłem na nią zdenerwowany i walnąłem pięścią w stół.
- Spokojnie Gilberciku... Ktoś ci kiedyś mówił, że za dużo gadasz? - Z irytującym uśmieszkiem poprawiła swoje włosy, które wpadały jej do oczu.
- Zamknij się już... - Mruknąłem i mimo wielkiej niechęci zacząłem jeść. - Obrzydzasz mi jedzenie...
- A ty mi życie... - Prychnęła, opierając głowę na dłoni.
- Było mnie nie ratować... Sam bym sobie poradził....
- Chciałam wygrać zakład...
- Uważaj dziewczynko... - Przełknąłem kęs tosta. - Zakłady to hazard... A hazard uzależnia...
- Mały Gilbercik powinien bardziej skupić się na jedzeniu... - Wskazała na okruszki na stole. - Jakie niewychowane dziecko...
Strzepałem szybko okruchy na ziemię i biorąc ostatni kęs do ust, wstałem od stołu.
- A posprzątać po sobie to nie łaska? - Skomentowała jak zwykle pewna siebie.
- To ja tu jestem gościem...
- Prędzej szkodnikiem i darmozjadem...
- Dobra... Przestań biadolić i oddawaj mi portfel... - Wystawiłem w jej stronę dłoń. - I jeszcze do tego mój płaszcz i koszulkę...
- Nie podziękujesz za opiekę?
- To było narzucenie się... Nie chciałem twojej pomocy... - Westchnąłem cicho i podrapałem się po czuprynie.
- Gdybym ci nie pomogła to byś umarł...
- Trudno... - Ruszyłem ramionami, czując przy tym nieprzyjemny ból. - Oddawaj moje rzeczy...
- Twoje ciuchy są w praniu, a co do tego... - Wskazała na mój portfel, który trzymała w dłoni. - Chyba będziesz musiał mi zapłacić... Hm... Za zmarnowany czas, waciki, pościel... - Zaczęła wymieniać, a ja pokręciłem głową nie dowierzając w to co słyszę.
Wyminąłem ją i poszedłem do sypialni, w której się obudziłem. Znalazłem w niej dużo ciuchów dziewczyny i chociaż bardzo bym chciał coś z tego włożyć na siebie, to niestety to wszystko było zbyt ciasne i małe... Usiadłem na łóżku i z przyzwyczajenia sięgnąłem do kieszeni, jednak przypomniałem sobie, że nie mam na sobie płaszcza, w którym były moje papierosy. No właśnie! Co ona z nimi zrobiła? Poszedłem do łazienki i spojrzałem w stronę pralki. Kucnąłem przy niej i spojrzałem na wirujące w niej ciuchy. Dostrzegłem również mokre opakowanie petów i zapalniczkę, która co chwilę obijała się o metalowe ścianki pralki. Trzasnąłem pięścią w wirujący sprzęt i przegryzłem wargę.
- Chyba będziesz musiał troszkę poczekać, chyba że chcesz tak paradować sobie na zewnątrz półnagi... - Odezwała się nagle dziewczyna, która oparła się o framugę drzwi.
Prychnąłem pod nosem i ponownie ją ominąłem.
Moje papieroski...! Jak on mogła?!
Wróciłem do sypialni i zmieniłem opatrunek, a także odkaziłem porządnie ranę. Piekło jak cholera, ale zacisnąłem zęby i wytrzymałem to. Zakręciłem buteleczkę spiritusu i odłożyłem ją na szafkę nocną.
A gdzie mój telefon?
- Dziewczynko! - Wydarłem się i po chwili do pokoju weszła dziewczyna. - Gdzie mój telefon?!
< Vane? XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz