— Pójdę się... Em... Przebrać. — powiedział szybko Peter.
W myślach zaczęłam go wyzywać. Najlepiej to uciec. Pewnie...
Ty też uciekłaś. Na dwa lata. — odezwało się me sumienie.
Miałam swoje powody.
— On jest mój, rozumiesz?! — syknęła przez zęby Meave. W jej dłoni ni stąd ni zowąd pojawił się nóż.
— Spokojnie... — mruknęłam rozbawiona. — On nic dla mnie nie znaczy, ok? Nie będę ci go zabierać.— uniosłam ręce w geście poddania.
Nie uspokoiły jej me słowa, bowiem nadal nie wypuściła z rąk ostrza.
— A tylko byś spróbowała...
Choć wydawałam się być spokojna, w zaciśniętej dłoni miałam już odruch nerwowy.
Peter, zapewne grzebiesz mi właśnie w myślach. Więc wiedz, że twoja narzeczona do pojeb stopnia piątego. Na stopniu szóstym to już psychiatryk tylko pomoże.— fuknęłam, gdy wyczułam czyjąś obecność w myślach. — I wypi***alaj!
Znikł. Bałam się, że zdąrzył wyczytać, co się działo od mojej ucieczki wraz z tym, dlaczego go opuściłam.
W ciągu sekundy Peter wrócił do nas. Czyżby tu był cały czas? A jeżeli słyszał to, co powiedziałam?
Pora strzelić sobie w ten pusty łeb.
— Ashley, chodź tu mordko. — mruknęłam. Suczka przybiegła z prędkością światła i powaliła na ziemię.
Pogładziłam dwa rogi na jej czole.
Wybiła północ, gdy w końcu odczepiłam się od hybrydy. Jej syn w tym czasie spał.
Ruszyłam do wyznaczonego mi pokoju.
Usiadłam na parapecie i próbowałam ignorować kłótnię. Miałam wyrzuty sumienia. Drą koty przeze mnie...
Wstałam sprzed okna i usiadłam na materacu. Położyłam się i wpatrzyłam się w biały sufit.
Rozległy się kroki w korytarzu, a następnie trzask drzwi.
Aha? Mam mieć wyrzuty sumienia?
< Peter? C: >
W myślach zaczęłam go wyzywać. Najlepiej to uciec. Pewnie...
Ty też uciekłaś. Na dwa lata. — odezwało się me sumienie.
Miałam swoje powody.
— On jest mój, rozumiesz?! — syknęła przez zęby Meave. W jej dłoni ni stąd ni zowąd pojawił się nóż.
— Spokojnie... — mruknęłam rozbawiona. — On nic dla mnie nie znaczy, ok? Nie będę ci go zabierać.— uniosłam ręce w geście poddania.
Nie uspokoiły jej me słowa, bowiem nadal nie wypuściła z rąk ostrza.
— A tylko byś spróbowała...
Choć wydawałam się być spokojna, w zaciśniętej dłoni miałam już odruch nerwowy.
Peter, zapewne grzebiesz mi właśnie w myślach. Więc wiedz, że twoja narzeczona do pojeb stopnia piątego. Na stopniu szóstym to już psychiatryk tylko pomoże.— fuknęłam, gdy wyczułam czyjąś obecność w myślach. — I wypi***alaj!
Znikł. Bałam się, że zdąrzył wyczytać, co się działo od mojej ucieczki wraz z tym, dlaczego go opuściłam.
W ciągu sekundy Peter wrócił do nas. Czyżby tu był cały czas? A jeżeli słyszał to, co powiedziałam?
Pora strzelić sobie w ten pusty łeb.
— Ashley, chodź tu mordko. — mruknęłam. Suczka przybiegła z prędkością światła i powaliła na ziemię.
Pogładziłam dwa rogi na jej czole.
Wybiła północ, gdy w końcu odczepiłam się od hybrydy. Jej syn w tym czasie spał.
Ruszyłam do wyznaczonego mi pokoju.
Usiadłam na parapecie i próbowałam ignorować kłótnię. Miałam wyrzuty sumienia. Drą koty przeze mnie...
Wstałam sprzed okna i usiadłam na materacu. Położyłam się i wpatrzyłam się w biały sufit.
Rozległy się kroki w korytarzu, a następnie trzask drzwi.
Aha? Mam mieć wyrzuty sumienia?
< Peter? C: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz