- Shawn, chodź na chwilkę... - moje rozmyślanie, przerwała zaczepka przez jakiegoś chłopca.
Był ze starszej grupy. Wyciągnął mnie z piaskownicy za niebieski szalik owinięty wokół szyi. Nie umiałem się obronić - a sprostowując - nie chciałem tego robić. Wiedziałem, że jakakolwiek próba obrony skończy się dla mnie gorzej, niż oddanie kieszonkowego na lody...
- Więc... - zaciągnęli mnie za sobą do krzaków przy płocie przedszkola. Była to swego rodzaju "baza" tej grupki o dwa lata starszych przedszkolaków. - Ile masz dla nas pieniędzy? - zapytał z wyraźnym błyskiem w oku.
- Nic. Nic dzisiaj nie mam - skłamałem szeptem, zaciskając ręce na dwóch końcach szalika.
- Ojoj... - jeden z nich, przywódca, przybliżył się do mnie i przycisnął do płotu. Chwycił mnie mocno za rękę, czułem jak po chwili zaczyna mi ona drętwieć. - Czyli chcesz, żeby twojej siostrze się coś stało? - uśmiechnął się gniewnie, wypuszczając mnie z objęć.
- Dobra! Ale jak wam ją dam, to macie się nie zbliżać do Corrinne! - wyszeptałem, już sięgając drugą ręką do kieszeni.
Dostałem kilka solidnych kopniaków w brzuch... "Cholera jasna, zostaną siniaki" - warknąłem w myślach, przecierając swój krwawiący nos dłonią. Zawsze, w najgorszym momencie musiałem dostawać ataku astmy... Przez stres, z moich nozdrzy zawsze wydostaje się krew.
- Zostawcie m o j e g o brata! - warknęła przez zęby dziewczyna, która przed chwilą pojawiła się kilka metrów od nas.
- Uciekaj... - wyszeptałem prawie niesłyszalnie, podtrzymując się na nogach przy pomocy stojącego obok płotu.
- O nie, toż to nasza Oreo! - zaśmiali się, podchodząc do niej.
Jeden z chłopaków popchnął ją na ziemię. Wszyscy, bez wyjątku zwrócili swą uwagę na nią. Wykorzystałem to i bez namysłu wyciągnąłem scyzoryk, który zawsze trzymałem przy sobie.
- Odczepcie się ode mnie i mojej siostry - warknąłem pod nosem, w trzęsących się rękach trzymając nożyk.
Zbladli, przyglądając się przedmiotowi, który trzymałem w dłoni. Chłopak, który przed chwilą mnie pobił, odsunął się o krok. Powoli zbliżyłem się do Corrinne i hybrydy, którzy byli kilka metrów ode mnie. Wciąż trzymając broń namierzoną na nich, podszedłem do dobrze znanej dwójki.
- Czy wszystko dobrze? - zapytałem cicho w stronę dziewczynki, która leżała za mną.
- Tak - podparła się o grzbiet hybrydy, po czym stanęła, podpierając się delikatnie o moje plecy.
- Jeszcze raz... - warknąłem, po czym chwyciłem siostrę za rękę i odbiegłem z nią w stronę jedynego, ukrytego wyjścia z przedszkola.
Bez gadania przedostaliśmy się przez niewielką dziurę w płocie, która została przeze mnie stworzona kilka dni wcześniej. Czasami "idąc do toalety" tak naprawdę wychodziłem na krótki spacerek po mieście.
- Idziemy do domu - postanowiłem, wciąż trzymając Mel za rękę.
- Co? - zatrzymała się w miejscu. - I co chcesz powiedzieć rodzicom? - zapytała, krzyżując ręce.
- Astma - powiedziałem krótko, ponownie chwytając ją za dłoń. - Chodźmy, zanim się zorientują.
***
Drzwi od domu były otwarte, więc bez zastanowienia wszedłem do środka wraz z siostrą. Na wstępie przywitał nas ojciec, który prawie upuścił trzymany w rękach przedmiot - szklankę z sokiem.
- Corrinne, Shawn, co wy tu...? - zapytał skanując nas wzrokiem. - Shadow! - krzyknął, po czym przykucnął przy nas.
- Czego się dre- - nie dokończyła, wchodząc do przedpokoju ze szmatką w ręce. - Dzieciaki, co się stało?! - krzyknęła głośniej niż tata, rzucając się w naszą stronę.
Spojrzałem wymownym wzrokiem na siostrę - bajeczka rozpoczęta.
- Bo ja się tak strasznie przestraszyłam, gdy Shawn dostał krwotoku z nosa, że... Przybiegłam z nim do domu, bo bałam się, że coś mu się stanie i... Po drodze się przewróciliśmy... - powiedziała zgodnie z nie prawdą.
- Boże święty... - mruknął tata, skanując moją z lekka ubrudzoną od krwi twarz.
Puściłem oczko w stronę siostry, która patrzyła na rodziców ze sztucznie zmartwioną miną.
<Mell?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz