Uśmiechnąłem się pod nosem i nachyliłem się nad nią bardziej, wciąż wpatrując się w jej czerwone oczy.
- A może za karę cię zmacam...? - Wymruczałem, powstrzymując się od śmiechu.
- A podobno mówiłeś, że nie jesteś pedofilem... - Mruknęła zaciskając palce na pościeli.
Wyczułem jej skrępowanie, ale co ja na to poradzę, że lubię ją drażnić...?
- A może zmieniłem zdanie...? - Przymknąłem oczy, obserwując ją jak głodne zwierzę, na co zaczęła się pode mną wiercić.
- Puszczaj... - Ponownie szepnęła i odwróciła wzrok od mojej osoby. - Zasrany pedofil...
Rozbawiony oblizałem usta i położyłem wolną dłoń na jej podbrzuszu, podwijając delikatnie skrawek jej koszulki. Opuszkami palców musnąłem nagą skórę na jej brzuchu, czując jak jej mięśnie się napinają. Zamknęła oczy, przegryzając dolną wargę, na co ja parsknąłem śmiechem i puściłem jej nadgarstki. Vane spojrzała na mnie zaskoczona, co zignorowałem, wstając z łóżka.
- Wybacz, ale nie lecę na takie gówniary... - Puściłem jej oczko i znowu się roześmiałem.
Kątem oka wyłapałem, wściekły wyraz twarzy dziewczyny i nogę gotową do zadania mocnego kopniaka. W ostatniej chwili uniknąłem ataku, skierowanego w moje krocze. Odetchnąłem cicho. To by bolało...
- Ej dziewczynko... Uważaj trochę... - Mruknąłem niezadowolony jej zachowaniem, ale najwyraźniej była nieźle wkurzona. Ups...
Upewniłem się jeszcze czy mam przy sobie swoje papieroski i telefon Vane, po czym ulotniłem się z pokoju. Minąłem na schodach trochę zdezorientowanego szopa i pobiegłem szybko do korytarza, słysząc za sobą odgłosy pogoni. Chwyciłem sprawnie płaszcz i założyłem buty, po czym czmychnąłem z domu. Od razu skierowałem się w las, chcąc uniknąć starcia z Vane... Na jakiś czas zostawię ich jednak samych... Wolę zaryzykować straceniem domu, niż życia...
~~*~~
Stałem pod ścianę wielkiego budynku, czekając aż mój cel skończy zmianę i raczy wyjść z biura. Trochę to trwało, gdyż po dwóch godzinach stania w końcu wypatrzyłem jego gębę. Poprawiłem kapelusz, tak aby połowicznie zasłaniał moją twarz. Na mają korzyść poszło to, że facet nie wracał do domu chodnikiem tak jak normalni ludzie, tylko skręcił w ciemną uliczkę, właśnie tam gdzie na niego czekałem. Mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na mnie niepewnie. Po chwili jednak zignorował moją obecność i jak gdyby nigdy nic przeszedł obojętnie obok.
- Chyba coś panu wypadło... - Mruknąłem odsuwając się od ściany.
Nieznajomy odwrócił się w moją stronę i spojrzał na ziemię, ale nie widząc nic swojego, uniósł zaniepokojony wzrok na mnie. Starał się wyłapać moje spojrzenie, ale nie było mu to dane. Przygwoździłem go do ściany i przystawiłem pistolet do skroni.
- Spokojnie... Nic nie poczujesz.... - Wyszczerzyłem się i pociągnąłem za spust.
Miałem tłumi, więc nie było słychać. Pozostały tylko zwłoki i krew. Po wykonanej robocie poszedłem do baru, aby odebrać zapłatę, po czym zadowolony z siebie wróciłem do domu.
Akurat kiedy wróciłem Vane siedziała na tarasie i wpatrywała się w las. Podszedłem do niej nie pewnie, a kąciki moim ust automatycznie wystrzeliły w górę.
- No hej...
<Vaen? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz