- Dobre... - odparłem po chwili, obserwując, jak kąciki ust Vane, unoszą się jeszcze wyżej. - Ale trochę za słodkie...
- Bo to lody... - prychnęła cicho i odwróciła ode mnie wzrok.
Odetchnąłem cicho, wpatrując się w swoje gałki lodów. Mogłem wziąć miętowe...
- Dasz mi spróbować swoich? - nachyliłem się w stronę swojej towarzyszki, mając nadzieję, że da mi chociaż troszkę spróbować.
Jednak ona widząc mój złośliwy uśmieszek, który wkradł mi się na usta, tylko fuknęła na mnie i nawet nie raczyła odpowiedzieć na me jakże ważne pytanie.
- A chociaż dobre? - wróciłem na swoje miejsce, biorąc się od razu za kończenie moich lodów.
Kiwnęła niezauważalnie głową i wytarła sobie usta serwetką. Ja za to zerknąłem w stronę wózka, gdzie Yuri "tarmosił" w rączkach, niewielkiego pluszaka, w kształcie pudla. Doskonale pamiętam ten dzień kiedy go kupiłem. W pewnym sensie odczuwam radość, że podoba mu się ta zabawka.
Uśmiechnąłem się do malucha, który prowadził uważną obserwację mojej twarzy. Nie... Zaraz... On patrzy na mojego loda... Już widzę ten głód w jego oczach...
- Ty jeszcze tych pyszności nie możesz jeść. - zwróciłem się do dziecka, dotykając delikatnie jego noska, przez co zmarszczył go śmiesznie, robiąc przy tym prawie zeza.
Yuri wypuścił z rączek "pieska" i chwycił mnie za palec, który wsadził sobie do buzi, zaczynając go ślinić. Dobrze, że nie ma jeszcze ząbków, bo by chyba go mi odgryzł...
- Co ty wyprawiasz? - Vane spojrzała to na mnie to na dziecko, zatrzymując się na chwilę na mojej osobie.
Zaśmiałem się cicho i zabrałem synowi palca, którego chyba uznał za fajną rzecz, gdyż nie chciał go nawet puścić, ze swoich malutkich rączek.
- Nie widzisz, że chce mi zjeść palucha? - odparłem żartobliwie, kątem oka, obserwując reakcję dziewczyny.
Gdy tylko uwolniłem swoją część ciała, rozległ się niespodziewany płacz.
- No i coś żeś narobił? - oczywiście wina spadła na mnie, co było nieuniknione...
Białowłosa wstała z krzesła i nachyliła się nad wózkiem, wyciągając ręce, w stronę łkającego niemowlaka. Już po chwili trzymała go w swoich objęciach i szeptała mu jakieś czułe słówka, aby się uspokoił. Mały nerwus... Temu to dobrze.... Gdy tylko poczuł, że rodzicielka tuli go do siebie i jest po jego stronie, przestał płakać, a swoje zapłakane oczęta skierował w moją stronę. Serce nagle zabiło mi szybciej, widząc jak ta mała istotka, wpatruje się we mnie, a jej mokre policzki, błyszczą przez światło na nie padające. Normalnie myślałem, że padnę. W jednej chwili pomyślałem, że Yuriś to jakiś bóg, jednak szybko się otrząsłem z tego stanu i uśmiechnąłem się promiennie do młodego.
Nagle Vane posadził małego na moich kolanach, a ja zaskoczony spojrzałem na syna, który ciągle paczył się na mój deser. O nie, nie....
- Nie patrz tak na mnie, bo i tak ci go nie dam.... - westchnąłem cicho i wolną ręką, przytrzymałem synka w pasie, żeby przypadkiem nie spadł.
Mały znowu zmarszczył nosek, w ten zabawny sposób, a ja już chciałem się nachylić, by złożyć całusa na czole dzieciaka, ale ten oczywiście musiał się zemścić, za niepodzielenie się z nim. Wykonał gwałtowny ruch swoją łapką, trącąc moją rękę, w której trzymałem loda. Jakoś się tak złożyło, że mój nos, wylądował w zimnym deserze.
Jęknąłem cicho, wyraźnie słysząc, chichot dziewczyny, który wiła się na krześle.
- Bardzo śmieszne... - burknąłem, wcale nierozbawiony tym wszystkim.
Moja ręka znowu została trącona i tym razem deserek wylądował na kostce brukowej. Jakim cudem kilkutygodniowy niemowlak, ma tyle siły...?
- Super.... - spojrzałem na plamę, który pojawiła się na chodniku.
Zignorowałem już gwałtowny wybuch Vane, która śmiałą się głośno, ściągając na siebie niepotrzebną uwagę.
- Dzięki... - zmarszczyłem brwi, rzucając przelotne spojrzenie dziecku, będąc bardzo zajęty wycieraniem nos.
Yuri widocznie wyczuł moją złość i znowu zaczął gorzko płakać. Odetchnąłem ciho i teraz ja zająłem się uspakajaniem go.
~~*~~
Cała nasz trójka siedział sobie w salonie, przy włączonym na wiadomościach telewizorze. Yuri powoli przysypiał na moich kolanach, co mnie rozczuliło i nie mogłem odwrócić od niego wzroku.
Nagle w pokoju pojawił się szop, który podszedł od razu do białowłosej.
- Vane... - zaczął spokojnie, jednak w jego głosie można było wyczuć zawahanie i nutkę zdenerwowania, - Musimy porozmawiać...
Mimowolnie przeniosłem wzrok na futrzaka.
- O co chodzi? - dziewczyna wstała z kanapy i zbliżyła się do niego.
Już czułem, że coś się święci...
- Dzisiaj... - przełknął ślinę, jakby szukając słów, które zaraz ma wypowiedzieć. - Dzisiaj... Odbędzie się egzekucja.... Kiby...
< Vane? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz