"Pora wziąć się za właściwą pracę..." - westchnąłem, zasiadając za kierownicą swojego służbowego samochodu. Przekręciłem kluczyk w stacyjce, żeby zaraz po chwili usłyszeć cichy ryk silnika. Wpisałem kilka liter na nawigacji... Ruszajmy więc...
***
Pomyśleć sobie, że zarąbanie owego gościa zajmie mi tak mało czasu... Jestem po prostu taki dobry, czy to jemu coś nie wyszło? Nie chciałem się nad tym długo zastanawiać. Po niespełna godzinie w towarzystwie swojego nowego przyjaciela, Steven'a - który de facto został zmuszony do ulokowania się w bagażniku - ruszyłem po obwodnicy miasta, prosto do punktu docelowego, którym była jedna z miejscówek rządowych. Czasami zastanawiam się, dlaczego nie mogę tego wszystkiego rzucić i wyjechać gdzieś... Huh, w końcu to ja tutaj jestem dowódcą i powinienem innym rozkazywać, czy coś... Ach, na co ja zaśmiecam sobie tym myśli?
W końcu, gdy minął następny kwadrans byłem na miejscu. Zaparkowałem na specjalnie zarezerwowanym miejscu, żeby w następnej kolejności otworzyć bagażnik... Grzecznie spał. Takie to urocze, że aż mam ochotę zwrócić obiad... Jestem wykorzystywany... Podmieniłem swoją postać, po czym wszedłem do środka z mężczyzną ciągniętym (dosłownie) za smycz. Wcześniej owinąłem mu czerwoniutki pasek wokół szyi, aby móc w łatwiejszy sposób przetransportować go do cel. Ach... Ja to mam genialne pomysły.
- Jak sobie państwo życzyli, jedna z wtyk podająca się za ścigającego - westchnąłem, mówiąc do znajdujących się w sali mężczyzn, do której przed chwilą wszedłem.
- Dlaczego tak... - zająknął się jeden z nich. - Szybko...? - wydukał, podchodząc do leżącego na ziemi człowieka. W odpowiedzi jedynie wzruszyłem ramionami i przysiadłem na wolnym krześle. Relaks...
- Jestem dowódcą, tak? - zerknąłem kątem oka na dosyć niskiego mężczyznę. - Swoje zadanie potrafię wykonać w ciągu dwóch godzin... O ile mam ochotę i czas - dodałem, uśmiechając się złośliwie pod nosem. - A owego w te chwili nie posiadam zbyt dużo. Kwiatki muszę podlać i tak dalej... Obowiązki mnie wzywają! - poderwałem się gwałtownie, przy tym przyjmując postać człowieka.
- Znowu chcesz igrać z ogniem? - wyszeptał jeden z lepiej znanych mi generałów. W odpowiedzi jedynie zaśmiałem się, przy tym skanując go swoim morderczym spojrzeniem. Hah, widzę, że od środka i tak już dawno się przekręcił... Cóż, taka wola "twardego jak kamień" pieska.
- Żegnam się... - mruknąłem, teatralnie się kłaniając.
W końcu, gdy minął następny kwadrans byłem na miejscu. Zaparkowałem na specjalnie zarezerwowanym miejscu, żeby w następnej kolejności otworzyć bagażnik... Grzecznie spał. Takie to urocze, że aż mam ochotę zwrócić obiad... Jestem wykorzystywany... Podmieniłem swoją postać, po czym wszedłem do środka z mężczyzną ciągniętym (dosłownie) za smycz. Wcześniej owinąłem mu czerwoniutki pasek wokół szyi, aby móc w łatwiejszy sposób przetransportować go do cel. Ach... Ja to mam genialne pomysły.
- Jak sobie państwo życzyli, jedna z wtyk podająca się za ścigającego - westchnąłem, mówiąc do znajdujących się w sali mężczyzn, do której przed chwilą wszedłem.
- Dlaczego tak... - zająknął się jeden z nich. - Szybko...? - wydukał, podchodząc do leżącego na ziemi człowieka. W odpowiedzi jedynie wzruszyłem ramionami i przysiadłem na wolnym krześle. Relaks...
- Jestem dowódcą, tak? - zerknąłem kątem oka na dosyć niskiego mężczyznę. - Swoje zadanie potrafię wykonać w ciągu dwóch godzin... O ile mam ochotę i czas - dodałem, uśmiechając się złośliwie pod nosem. - A owego w te chwili nie posiadam zbyt dużo. Kwiatki muszę podlać i tak dalej... Obowiązki mnie wzywają! - poderwałem się gwałtownie, przy tym przyjmując postać człowieka.
- Znowu chcesz igrać z ogniem? - wyszeptał jeden z lepiej znanych mi generałów. W odpowiedzi jedynie zaśmiałem się, przy tym skanując go swoim morderczym spojrzeniem. Hah, widzę, że od środka i tak już dawno się przekręcił... Cóż, taka wola "twardego jak kamień" pieska.
- Żegnam się... - mruknąłem, teatralnie się kłaniając.
***
Cholera jasna. Ci ludzie naprawdę nie potrafią znaleźć sobie lepszej pory, na zawalenie głównej drogi korkiem? Stoję w nim dobre pół godziny, a czuję, jakbym nie pokonał nawet metra. Dobre tyle, że zaoszczędziłem trochę czasu na "pozbyciu się" tamtego szpiega... Przynajmniej mam pewność, że odbiorę dziewczynki ze szkoły na czas.
Koniec końców zdecydowałem się na pokonanie o wiele dłuższego dystansu, lecz w zamian - w o wiele szybszym tempie. Spojrzałem na zegarek. Zostało jakieś dwadzieścia minut... Uhg... Nie miałem zamiaru siedzieć w samochodzie, ot co! Wybyłem z niego zaraz po wyciągnięciu kluczyka ze stacyjki. Na szkolnym boisku dostrzegłem dwie, niewielkie postacie o charakterystycznym ubarwieniu włosów... Tak, to na pewno Corr i Flurry. Uśmiechnąłem się delikatnie, podchodząc nieco bliżej do miejsca, gdzie odbywała się przerwa... Moment. Obok nich ktoś stoi. I to... Chłopak!?
- Nie mogły sobie znaleźć koleżanek? - dopytał dobrze mi znany głos Emily.
- Huh, nie mam pojęcia... - mruknąłem, mrużąc podejrzliwie oczy. - Lecz ten szczeniak mi kogoś przypomina, a na dodatek wygląda o wiele starzej niż reszta... - podtrzymując swoją brodę na dłoni, nawet na moment nie oderwałem wzroku od tej trójki.
W pewnym momencie obcy osobnik jakby mnie dostrzegł i zapewne za pomocą jakiejś głupiej wymówki, zmusił Corr do powrotu za drzwi szkoły... Ja mu kurwa dam... W momencie dorwałem do rąk telefon i napisałem krótkiego sms, do różowowłosej, która pozostała sama na jednej z ławeczek.
"Czekam przy bramce wyjściowej"
<Flurry?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz