- Zobaczysz, wsadzą nas do domu dziecka... - mruknąłem pod nosem, ze skrzyżowanymi rękami przyglądając się sufitowi. - Wolałbym zdechnąć w labolatorium, niż żyć w tej patologii... - prychnąłem, widocznie marszcząc nosek.
- Więc zdychaj. Ja wolę przeżyć - burknęła, szczerząc się złośliwie w moją stronę. - Jestem przekonana, że rodzice kazaliby nam kłamać - wzruszyła ramionami, równie wygodnie rozkładając się na krześle, co na łóżku.
Westchnąłem głośno, jedynie niedowierzająco kręcąc głową. To na pewno źle się skończy...
***
Telefon, słuchawki, broń oraz komunikator - jedyne przedmioty, które udało mi się zachować. Nie wspominając oczywiście o szaliku, który dumnie przyozdabiał moją szyję. Wyglądałem aktualnie przez okienko samochodu, w którym nadarzyła nam się okazja znajdować. Przewozili nas do tego psychiatryka dla dzieci... Nie dość, że pewnie źle tutaj karmią, to na dodatek zapewne będę musiał dzielić pokój z innymi chłopcami... Istna patologia.
- Wysiądźcie - wydała w naszą stronę polecenie, jasnowłosa kobieta siedząca za kierownicą.
Mój wzrok jedynie przez ułamek sekundy, był skupiony na jej twarzy. Wybyłem z pojazdu najszybciej jak tylko potrafiłem, nie zważając uwagi na mrożący krew w żyłach wzrok, faceta jadącego z nami. Ta dwójka miała się zająć naszym ulokowaniem w budynku.
- Witajcie! - na samym wstępie przywitała nas kobieta w średnim wieku, której krótkie włosy delikatnie opadały na twarz. Miała dziwnie szare oczy...
- Vincent i Lily - przedstawiła nas opiekunka, która chwilę przed tym zamknęła samochód. - Z patologicznej rodziny - dodała, utrzymując kontakt wzrokowy z ciemnowłosą babką.
- Możliwe, że nie mam zbyt dużo do powiedzenia, ale chciałbym mieć pokój z siostrą - wypaliłem w pewnym momencie, przez co spojrzenia wszystkich zostały skierowane w moją stronę.
W odpowiedzi, jedynie przysunąłem się bardziej do stojącej obok Corr i objąłem ją ramieniem.
<Corr?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz