piątek, 14 kwietnia 2017

Od Vane

- Chcecie coś ze sklepu? - skierowałam pytanie w stronę przyjaciela i chłopaka będącego na górze.
- Nie! - odkrzyknął Kiba z góry.
- Nie wiem - szop wzruszył ramionami, siedząc na podłodze.
Zaciekawiona spojrzałam w jego stronę. Wstałam i stanęłam tuż obok.
- Co to? - zapytałam, wskazując ręką na złom.
- Zostaw. To bomba - powiedział, dalej bawiąc się kawałkami metalu.
- Bomba? I tak tu sobie leży? - zdziwiona, na chwilę osłupiałam.
- Chciałem schować - mruknął, przysuwając do siebie plastikowy pojemnik.
- To coś da? - prychnęłam.
- A to? - zapytał, biorąc do rąk niewielkie pudełeczko owinięte kolorowym papierem.
Dostrzegając, iż jest to prezent od matki, którym były klucze do tego domu, nogą odsunęłam od niego pudełko.
- Zostaw! - krzyknęłam.
- No, ale...
- Zamknij się! - odebrałam mu przedmiot i odłożyłam go na wysoką szafkę.
Przez chwilę, wpatrywałam się w prezent. Wciąż, dokładnie miałam zapisany obraz jej śmierci... Zmarła gdy miałam dziewięć lat. Po tym wszystkim wychowywał mnie ojciec.
- A to co? - spojrzałam na kolejne elementy jego pracy.
- Przyda się w razie kłopotów, albo wysadzania księżyców - uśmiechnął się, najwyraźniej zadowolony z siebie.
Przewróciłam oczami i wróciłam na kanapę, obok listy zakupów.
- Nie ma mowy - zaprzeczyłam jednoznacznie.
- Ponuraczka... - mruknął.
- Może sprostuję, nie chcę, żeby mój dom poszedł z dymem! - dodałam, biorąc długopis.
Na kartce zapisane były najważniejsze produkty. Mleko, kawa, herbata, owoce i warzywa. Jednak wciąż myślałam nad planem zakupów. Iść jak kulturalny człowiek, czy zaatakować supermarket i wykraść produkty.
- Zadzwonię po dostawcę. Nie mam dzisiaj ochoty na zakupy - szepnęłam, pod nosem.
Wybrałam numer telefonu do jednej z linii, która dostarczała jedzenie prosto do domu. Wymieniłam wszystkie produkty, po czym podałam adres.
- Za pół godziny przyjedzie dostawca - oznajmiłam. - Jesteś głodny?
- Vane, nie jestem małym dzieckiem. Potrafię sam zrobić sobie jedzenie! - podniósł się z ziemi.
- Przy tym puszczając z dymem kuchnie? - prychnęłam.
- Nie jestem aż taki zły - skrzyżował ręce, uśmiechając się pod nosem.
Słysząc odgłos dzwonka do drzwi, lekko zdziwiona spojrzałam w stronę okna.
- Tak szybko? - mruknęłam pod nosem, zbliżając się do wejścia.
"I co Vane, trzeba było zamontować to oczko w drzwiach" - zganiłam samą siebie, otwierając zamek. Lekko uchyliłam drzwi i spojrzałam na... Resney?
- O hej - uśmiechnęłam się delikatnie, szerzej otwierając drzwi. - Co Cię sprowadza?
<Resney?>
Mia Land of Grafic