sobota, 26 sierpnia 2017

Od Vane CD Gilbert

Zarumieniłam się delikatnie, na co mężczyzna jedynie zaśmiał się pod nosem. Dlaczego za każdym razem muszę się czerwienić?!
- Chyba jednak muszę cię trzymać blisko ciebie... - powiedziałam szeptem, po czym uchwyciłam rękę Gilberta. - Nie będę musiała brudzić sobie rąk na jakiś idiotów... - oparłam głowę o jego ramię.
- Chcesz już wracać? - podpytał, spoglądając na mnie kątem oka.
- Pojeźdźmy jeszcze trochę, a później... To będzie moja niespodzianka - uśmiechnęłam się pod nosem, powoli sunąc po lodzie.
- Już się boję... - prychnął, odsuwając się nieznacznie. 
Zrobiliśmy jeszcze kilka okrążeń na lodowisku, po czym zadowoleni z wypadku udaliśmy się wprost do szatni. Co prawda - to jeszcze nie był koniec wrażeń na dziś. Miałam w planach, coś naprawdę fascynującego (przynajmniej, jak dla mnie, było to fajne zajęcie). Szczególnie, że dawno nie miałam okazji porobić tego typu rzeczy.
- Gotowa? - spojrzał na mnie z uśmiechem na ustach.
- To ja powinnam się ciebie zapytać, czy jesteś gotowy... - uśmiechnęłam się tajemniczo, podchodząc bliżej.
- Czasami naprawdę mnie przerażasz... - również uniósł oba kąciki ust. - To gdzie idziemy? - ponownie podpytał, na co odpowiedziałam mu wymownym uśmieszkiem.
- Pójdziemy się pobawić.... - chwyciłam go za rękę, po czym pociągnęłam za sobą w stronę wyjścia.
Na szczęście miejsce do którego mieliśmy się udać, znajdowało się tuż za rogiem lodowiska. Gdy jeszcze moje życie nie zostało nagle zmienione o 180 stopni, przychodziłam tam kilka razy w tygodniu. Wciąż trzymając Gilberta za rękę, otworzyłam drzwi od budynku.
- Cześć Harry - skinęłam głową w stronę siwego mężczyzny, który prowadził ten lokal.
Wychylił się zza lady, po czym poprawił swoje okulary. Delikatnie zmrużył oczy.
- Och! Vane, jak dawno cię nie widziałem! - krzyknął delikatnie zachrypniętym głosem, wyraźnie uradowany.
- Tak, tak, wiem.... Minął szmat czasu - uśmiechnęłam się delikatnie, podchodząc do niego. - Masz może wolny pokój? - oparłam się o ladę obiema rękami.
- Dla ciebie zawsze się coś znajdzie - puścił mi oczko, po czym stanął przy metalowych drzwiach windy. - Może przedstawisz mi swojego chłopaka? - wyszczerzył się, chichocząc przy tym.
- Ough, prawie zapomniałam! - odwróciłam się w stronę Gilberta, który jakby nigdy nic stał wpatrzony w sufit. Szturchnęłam go delikatnie łokciem. - Gilbert, jak zapewne już wiesz to jest Harry. Harry, przedstawiam ci Gilberta. Podali sobie ręce w geście przywitania.
- Miło mi poznać - dodał staruszek, po czym skinął głową.
- Mnie również - przytaknął stojący obok mnie.
- Za mną... - machnął delikatnie ręką.
Weszliśmy za nim do całkiem dużej windy. Z tego co zauważyłam - zjechaliśmy na niższy poziom. Nie mam pojęcia dlaczego, ale byłam bardzo podekscytowana. Chciałam pokazać Gilbetowi, że nie jestem małą, bezbronną dziewczynką.
Wyszliśmy za rozsuwane drzwiczki. Wprost przed nami pojawiła się bardzo obszerna sala z kilkoma robotami treningowymi i zwykłą strzelnicą. Klasnęłam w dłonie, widocznie szczerząc się od ucha do ucha.
- Sprzęt macie w tamtym pokoju - wskazał na oddzielne pomieszczenie znajdujące się po naszej prawej stronie. - Miłej zabawy życzę - zaśmiał się cicho, po czym zniknął mi z pola widzenia.
Wpatrywałam się w bardzo rozbudowane pole do treningu. Już miałam ruszać w stronę magazynu, gdy w pewnym momencie złapała mnie dłoń Gilberta. Momentalnie zwróciłam w jego stronę głowę.
- Pamiętaj, że nie możesz się przemęczać, schylać i...
- Denerwować, stresować... Tak, pamiętam - uśmiechnęłam się, po czym delikatnie pocałowałam go w policzek. - Jeden, mały pojedynek? - zrobiłam maślane oczka, wpatrując się w niego.
Przeskanował mnie dokładnie swoim podejrzliwym wzrokiem.
- Dobra, a jaka nagroda? - wyszczerzył się, ponownie mając na twarzy minę pedofila.
- Ten kto wygra, może oczekiwać czego tylko zechce od drugiej osoby... Przez jeden dzień - wyciągnęłam w jego stronę drugą dłoń. - Deal? - uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Zgoda - zaśmiał się pod nosem.
Podczas gdy mężczyzna zastanawiał się nad wyborem broni, ja, z ciemnego zakamarka wygrzebałam "swoje" dwie ślicznotki. Obie były naprawdę pokaźnych rozmiarów, lecz mimo to nie ważyły zbyt wiele. Całość została zaprojektowana przeze mnie osobiście (tylko trochę pomagał pluszak). Uniosłam je do góry w mgnieniu oka i podekscytowana zaczęłam szukać odpowiednich naboi.
- Uprzedzając pytania - nie, to nie jest ciężkie - uśmiechnęłam się w stronę mężczyzny.
Dostrzegłam, że przypatruje mi się kątem oka. Z bananem na twarzy przeszłam do pokoju treningowego. Po prostu nie mogłam się powstrzymać... Oddałam kilka celnych strzałów w skronie robotów.
- Wygraną mam, jak w banku...
<Gilbercik? :3 >

piątek, 25 sierpnia 2017

Od Shawna CD Corrinne

Wpatrywałem się w siostrę, która była coraz dalej. Chciałem za nią pobiec. Czułem, że może stać się jej coś naprawdę złego. Nie dałbym rady sobie tego wybaczyć. Przejechałem ręką po widocznie czerwonym policzku. Chyba mi się należało.
Westchnąłem cicho, po czym odwróciłem się na pięcie w stronę drzwi. "Będą się martwić..." - stwierdziłem, przyglądając się wejściu do domu.
- Ale mimo wszystko... Corrinne jest ważniejsza - uśmiechnąłem się delikatnie, po czym ruszyłem w stronę którą odleciała.
Miałem świadomość, że mogę pożałować tej decyzji. W końcu wybieranie się pieszo za osobą zdolną do latania, jest jak ściganie się w pływaniu z rybą... Lecz dla niej, mógłbym nawet skoczyć w ogień...
***
- To chyba nie był zbyt genialny pomysł.. - mruknąłem pod nosem, przyglądając się zegarkowi na nadgarstku. 
Błąkałem się po tym głupim lesie od dobrych dwóch godzin. Za żadne skarby nie mogłem znaleźć choćby malutkiego piórka ze skrzydła siostry... To przynajmniej można by było zaliczyć do tropu. Oparłem się jedną z rąk o drzewo. Moje nogi naprawdę zaraz odmówią posłuszeństwa... Przysiadłem pod rośliną, uprzednio służącą jako rzecz do podparcia się. Czułem, że pomiędzy mną, a moją siostrą istnieje pewna więź ciągnąca nas do siebie, lecz teraz nie potrafiłem jej uchwycić. Zgubiłem się w lesie - no nieźle.
- Jesteś idiotą... - warknąłem sam do siebie, wpatrując się w zabłocone buty. Jeszcze rano były białe... - Muszę ją znaleźć za wszelką cenę! - poderwałem się w oka mgnieniu z ziemi.
Przemierzyłem kolejne kilka kilometrów, grzebiąc się pomiędzy drzewami. Naprawdę czułem, że zaraz nogi mi odpadną, gdy nagle... Jak znikąd pojawił się przede mną dosyć spory budynek. Kilkanaście pytań w momencie pojawiło się w mojej głowie. Ratunek! I tak już od kilkunastu minut dosłownie zdychałem z przemęczenia. Bieg i brak dostępu do wody - bardzo złe połączenie. Zbliżyłem się do drzwi równie szybkim krokiem co wcześniej. Czułem jak powoli odpływam... Walnąłem kilka razy ręką w twardą powierzchnię. Nie zdążyłem dostrzec następnego ruchu, a już znalazłem się przy ziemi.
***
"Cholera! To głupie światło strasznie daje po oczach" - warknąłem, najwidoczniej budząc się ze snu. Mojemu umysłowi zajęło chwilę zarejestrowanie wszystkiego... Przeskanowałem wzrokiem całe pomieszczenie, w którym aktualnie się znajdowałem. Dostrzegając dobrze znaną mi postać, niemalże od razu się ożywiłem. Dotychczas chyba mi się uważnie przyglądała, lecz nagle po moim przebudzeniu odwróciła wzrok w zupełnie inną stronę. Poderwałem się szybko z maty na której leżałem.
- CORRINNE! - chciałem rzucić się na nią z uściskami, lecz w porę przypomniała mi się nasza kłótnia. Spuściłem delikatnie wzrok, podobnie jak ona przed momentem. 
- Dlaczego tu przyszedłeś? - zapytała cicho, bawiąc się jednym z elementów swojego białego kimona z czerwonymi paskami. - Mog- - nie zdążyła dokończyć.
Ostatecznie nie wytrzymałem i rzuciłem się na nią z otwartymi ramionami.
- Przepraszam, że jestem takim głupim egoistą! - krzyknąłem. - Za nic w świecie nie chcę cię zostawiać!
<Corr? c: >

Od Gilberta CD Vane

Przytrzymałem się jedną ręką barierki, aby przypadkiem nie wywalić się wraz z dziewczyną na lód, a nie byłoby to zbyt przyjemne, szczególnie dla moich pleców.
- Spokojnie.... - uśmiechnąłem się do niej i ująłem delikatnie jej dłonie, odpychając się od niewielkiej ścianki. - Nie musisz się bać...
- Łatwo ci mówić! - jej nogi zaczęły się trząść, jak jakaś galareta, a ona sama próbowała utrzymać równowagę, tak żeby jej nogi się nie rozjechały na boki.
Zaśmiałem się cicho i poczekałem jeszcze chwilę, aż przyzwyczai się do zwykłego stania.
- A teraz powoli... - dalej trzymając ją, ostrożnie zacząłem jechać do tyłu, ciągnąc powoli Vane, która spanikowana, nie wiedziała co ma zrobić z własnymi nogami. - Mogę cię puścić?
- NIE! - wydarła się na pół lodowiska, przez co część ludzi zgromadzonych na lodzie, spojrzała w naszą stronę.
- Spokojnie, spokojnie.... - odetchnąłem cicho i dalej ostrożnie, ciągnąłem ją, uważając przy tym, żeby nie wpaść na kogoś. - Musisz po prostu wyczuć lód pod sobą...
- Jak niby?! - uniosła na mnie swoje spojrzenie, marszcząc przy tym śmiesznie brwi.
- Nie denerwuj się... Wyluzuj się....
Po moich słowach wzięła głęboki wdech i wypuściła powietrze przez usta, przymykając na moment powieki.
- Okej... - nagle puściła moje dłonie, a ja zatrzymałem się gwałtownie, patrząc na nią uważnie. - Spróbuję sama...
Skinąłem delikatnie głową, przybliżając się do niej nieznacznie, aby w razie czego, złapać ją. Vane niepewnie zerknęła to na mnie, to na swoje łyżwy, po czym przełknęła ślinę i spróbowała podjechać trochę do przodu. Niestety straciła równowagę i zachwiała się, wyginając się całym ciałem do tyłu. W ostatniej chwili złapałem ją i zacząłem się głośno śmiać, przytulając ją do siebie.
- Nie śmiej się! - fuknęła na mnie ze łzami w oczach, najwyraźniej przestraszyła się, czego jej się nie dziwię.
- Przepraszam... - jak na zawołanie przestałem chichotać i otarłem czule łzy z kącików jej oczów. - Wszystko w porządku?
Przytaknęła lekko głową i pociągnęła nosem.
- Może spróbujesz jeszcze raz? - zaproponowałem, no cóż do pięciu razy sztuka...
- Nie mam mowy! - odparła niemalże od razu. - Nie chcę...
Westchnąłem ciężko i uniosłem brew, zamyślając się na chwilę. Przecież lodowisko to świetne miejsce na spędzenie wolnego czasu, nie może się zrazić do jazdy, przez jedno nieudane podejście.
- Na pewno ci się uda... - pocałowałem ją po chwili w czoło. - Musisz tylko uwierzyć w siebie... - wyszczerzyłem się do niej, jak to miałem w zwyczaju i poczochrałem dziewczynę po włosach.

~~*~~


Ku mojej radości po godzinie czasu, Vane w końcu udało się załapać o co w tym wszystkim chodzi i gładko sunęła po lodzie, uśmiechając się od ucha do ucha. Ja za to spokojnie krążyłem wokół lodowiska, uważnie śledząc wzrokiem, jeżdżącą dziewczynę, w końcu w każdej chwili, mogła jednak się wywalić, co wtedy wcale nie byłoby śmieszne.
Nagle zauważył, jak zbliżają się do niej jacyś młodzi mężczyźni. Od razu wiedziałem co się święci.... Otoczyli ją z każdej strony, zmuszając ją do zatrzymania się przy barierkach. Zdezorientowana białowłosa, przystanęła przy ściance i spojrzała na chłopaków, pytającym spojrzeniem.
- Co taka ślicznotka, jak ty robi tutaj sama? - zagadnął jeden z nich, zniżając się do niej, aż za bardzo.
Vane już szykowała się do odpowiedzenia typowi, lecz nagle drugi wtrącił się do rozmowy, nie pozwalając jej na jakiekolwiek dojście do głosu. Zdenerwowany, ruszyłem prędko w ich stronę i już po chwili stanąłem, za jednym z kurdupli. Najwyraźniej gnojki na znają swojego miejsca...
- Ej ty... - szturchnąłem gościa w ramię, na co odwrócił się w moją stronę zaskoczony.
Przez to, że był o wiele niższy ode mnie, musiał unieść głowę, aby spojrzeć mi w oczy. Złapałem go za kołnierz, zapewne drogiej koszuli i uniosłem go do góry, tak że jego nogi zwisały bezwładnie nad lodem.
- C-co jest?! - krzyknął zestresowany, a jego koledzy, patrzyli na mnie oniemiali. - Puszczaj!
- Puszczę kiedy się odpierdoli od mojej dziewczyny...! - warknąłem, szarpiąc go za materiał koszuli. - Wypieprzajcie i to w podskokach...!
Puściłem go i od razu ulotnił się wraz ze swoją bandą. Denerwujące typy... Myślą, że są pępkiem świata... Pff...
- Debile... - prychnęła pod nosem Vane i spojrzała mi w oczy. - Dzięki za pomoc, ale poradziłabym sobie sama...
- Tak, tak... - uśmiechnąłem się złośliwie i złapałem ją w pasie, przyciągając do siebie. - Może jeszcze byś ich pobiła...?
- A żebyś wiedział! - jej oczy zaświeciły się, a ja pokręciłem głową rozbawiony.
Zaśmiałem się cicho i musnąłem delikatnie jej usta.

< Vane? :3 >

Od Vane CD Gilbert

Oparłam się głową o jego ramię, wciąż wpatrzona w zmniejszający się ogień. Zaśmiałam się cicho, gdy do mojej głowy napłynęły kolejne myśli. Mężczyzna spojrzał na mnie kątem oka.
- Co jest takie zabawne? - podpytał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Ognisko, zrobione z zakrwawionych ciuchów jest bardzo...  Romantyczne... - prawie się zakrztusiłam śmiechem, wypowiadając ostatnie słowo.
- Tak, tak... Wiem, że tobie podobają się inne rzeczy... - przybliżył się, po czym wymruczał mi te słowa do ucha.
- C-C-Co? Niee! - zaprzeczyłam niemalże od razu, odsuwając się od niego o jakieś pół metra.
Zbliżył się, a następnie ponownie przyciągnął mnie do siebie. Nachylił się delikatnie, jako iż jestem od niego niższa. Znowu lenny face...
- Pedofil... - zmrużyłam oczy, uśmiechając się delikatnie.
- TWÓJ pedofil - dodał, w momencie zanurzając się w moich ustach.
***
Siedziałam przy stole, dosłownie dłubiąc w jedzeniu przygotowanym przez Gilberta. Nie miałam na nic apetytu... Spojrzałam kątem oka na dwóch osobników płci męskiej, którzy zjadali wszystko z talerza. Oparłam się łokciem o stół, wzdychając ciężko.
- Nie smakuje ci? - zapytał Gilbert, spoglądając na mnie.
- Nie o to chodzi... - uniosłam delikatnie wzrok w jego stronę.
- Pewnie cały czas myśli o Kibie... - zaśmiał się szop, jedząc w równym tempie co mężczyzna.
- Zamknij się, bo naprawdę cię ogolę! - warknęłam, mierząc go zabójczym wzrokiem. W odpowiedzi tylko wzruszył ramionami. - Po prostu nie mam apetytu... - dodałam, biorąc mały kęs mięsa.
- Chyba wiem co ci może poprawić humor... - wyszczerzył się siedzący naprzeciw Gilbert. - A na całe szczęście, owy obiekt nie jest daleko stąd...
- GALERIA?! - poderwałam się z krzesła, uśmiechając się delikatnie.
- NIE! - krzyknął, gwałtownie się odsuwając. Przez to, o mały włos nie spadł z krzesła. - Nie mam zamiaru bawić się w tragarza!
- Pff... - burknęłam pod nosem, z powrotem przysiadając przy stole. Ponownie podparłam się ręką o brodę.
- Postarasz się nie zjarać mi domu? - zadał pytanie w stronę siedzącego obok szopa, delikatnie mrużąc oczy.
- Mogę go co najwyżej zdetonować, jeżeli ci tak bardzo zależy - prychnął, wciąż szeroko się szczerząc.
- Nie masz swoich zabawek, przykro mi - prychnęłam, lekko głaszcząc go po głowie. - Możesz się zająć telefonem - dodałam, podchodząc w stronę swoich rzeczy.
Ubrałam buty i płaszcz. Mężczyzna w krótkim czasie zrobił to samo, dzięki czemu w ciągu kilku sekund znaleźliśmy się na zewnątrz.
- To gdzie idziemy? - uniosłam delikatnie na niego wzrok.
- Zobaczysz... Niespodzianka - uśmiechnął się, po czym delikatnie objął mnie w pasie.
***
Spojrzałam na ogromny napis... Naprawdę, jesteśmy na lodowisku? Zawsze marzyłam, żeby tu przyjść, ale nigdy nie miałam z kim. Wpatrywałam się w okna, przez które można było dostrzec ogromną powierzchnię lodu. Nie odezwałam się ani słowem... Znaleźliśmy się w środku, gdzie było jeszcze ładniej. Cała hala została zachowana w zimowym stylu. Zrobiłam obrót o 360 stopni, nie mogąc oderwać wzroku od tych wszystkich dekoracji. 
- Wybierz sobie łyżwy, a ja pójdę do kasy - powiedział, spoglądając na mnie kątem oka. - Tam - wskazał wzrokiem na wyraźny napis.
- Zgubię się, znając moje szczęście - bez zastanowienia wtuliłam się w jego rękę. 
- Malutka Vane nie da sobie rady...? - uśmiechnął się, głaszcząc mnie po głowie. - No dobrze, chodź ze mną... 
Kilkanaście minut później byliśmy już przy otwieranym elemencie ścianek lodowiska. Przyglądałam się niepewnie zimnej powierzchni...
- Nie dam rady! - mina w momencie mi zrzedła, a nogi odmówiły posłuszeństwa. - Tamci idioci mnie stratują! - wskazałam na jakąś bandę dorosłych dzieci. 
Nie dość, że jechali bardzo szybko, to jeszcze co chwilę robili jakieś głupie sztuczki. Zapewne mieli na celu zwrócić na siebie uwagę damskiej części przybywającej na lodowisku...
- Właśnie dlatego będziesz się trzymać blisko mnie - uśmiechnął się ciepło, po czym uchwycił moją rękę. 
Przyciągnął mnie do siebie, przez co byłam zmuszona przekroczyć próg dzielący płytę od lodu. Przerażona, w momencie wtuliłam się w niego jak małe dziecko. 
- Ja nie umiem jeździć! 
<Gilbercik? c: >

czwartek, 24 sierpnia 2017

Od Corrinne cd Shawn

Złapałam brata za rękę, przez co musiał się zatrzymać.
– To poproś Sabrinę, żeby zabrała cię do tamtego świata, skoro ten ci tak przeszkadza, ciotka na pewno z c h ę c i ą się tobą zajmie! To, że się martwisz, nie usprawiedliwia twojego zachowania! – mówiłam przez zęby, mrużąc oczy. – Poza tym, nic im nie jest, mama jest już w szpitalu. Poza tym, przestań zachowywać się jak pier****ny idiota, który ma ból du*y, kiedy tylko zwrócę na kogo innego uwagę!
Prychnął i odszedł.
Chwilę stałam, próbując się uspokoić. Miałam ochotę pobiec za nim i przywalić mu w ten głupi ryj, ale nie musiałam tego robić, bo sam do mnie wrócił.
Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, moja dłoń wylądowała na jego policzku. Przekrzywił głowę w lewą stronę.
– Nawet nie pytaj za co. – warknęłam, rozwijając skrzydła i wzbijając się w powietrze.
***
Leciałam tak od... Paru godzin? Na pewno oddaliłam się sporo od tamtego miejsca, a pode mną były jedynie lasy i pola.
Dlatego, gdy moje skrzydła już się zmęczyły, a sama byłam zziębnięta, ucieszyłam się z widoku dużego budynku, nietkniętego przez te dziwne tornada.
Ostrożnie wylądowałam poza nim, tuż pod bramą i zapukałam. Drzwi otworzyły się dopiero po chwili.
– Ym... Dzień dobry... Ja... Szukam schronienia... – szepnęłam nieśmiało, zadzierając głowę do góry, by przyjrzeć się wysokiemu mężczyźnie o długich, jasnych włosach, pasujących do kocich uszu i ciemnych, ale postrzępionych skrzydłach. Jego twarz i odsłonięte ramiona zdobiły liczne tatuaże.
Wygladalu groźnie, ale jego oczy na to nie wskazywały, bowiem łagodniały z każdą chwilą.

< Shawn? ;3 >

Od Gilberta CD Vane

Moje aktualne zlecenie nie przypadło mi do gustu, gdyż nie dość, że musiałem jechać daleko, to jeszcze musiałem zawieźć zwłoki na tył kawiarni, w której często odbierałem zlecenia.
- Bierz to ode mnie... - mruknąłem rzucając martwego faceta pod nogi znajomego blondasa.
Spojrzałem na swoje zakrwawione ubrania i mało co nie dostałem białej gorączki.
- Hmm... - chłopak spojrzał na trupa i uśmiechnął się pod nosem, wracając mi kopertę z moją wypłatą. - Szefuńcio dorzucił ci jakiś bonusik...
- Jak miło... - uśmiechnąłem się sztucznie i schowałem kopertę. - Pozdrów go ode mnie.
- Jasne, jasne...

~~*~~

Wreszcie zaparkowałem pod domem i odetchnąłem cicho, rozkładając się leniwie w fotelu.
- Muszę jutro posprzątać bagażnik... - skrzywiłem się, czując nawet teraz ten odór krwi i rozkładających się zwłok...
Gdybym wiedział wcześniej, że będę musiał przewieźć tego truposza, to bym jakoś zabezpieczył bagażnik, przed tym syfem. Ugh... Utrapieństwo... Samochód śmierdzi... Ja śmierdzę... Litości...
Wysiadłem wreszcie z czarnego auta, zastanawiając się czy kłopotać się z praniem ubrań, czy od razu je spalić... W sumie... Nie taki głupi pomysł.
- Wróciłem! - oznajmiłem, wchodząc do domu i rzucając ujebane błotem buty w kąt.
Ściągnąłem płaszcz i odrzuciłem go na bok, gdyż nadawał się już tylko na szmatę do mycia podłogi, zresztą, jak cała reszta moich ciuchów.
Przeszedłem spokojnie do salonu i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Vane leżąca na zimnych panelach.
- Czy ty w ogóle myślisz? - westchnąłem ciężko, podchodząc do niej szybko. - Przecież możesz się przeziębić!
Złapałem ją pod pachami i podniosłem ją do góry, aby następnie postawić ją na ziemi, jak na człowieka przystało. Zmarszczyłem delikatnie brwi, mierząc ją uważnym wzrokiem, naprawdę kiedyś przez nią zamartwię się na śmierć.
Nagle usłyszałem ciche prychnięcie, dobiegające z kanapy.
- To samo jej mówiłem... Nie chciała słuchać... - mruknął szop, którego dopiero teraz zauważyłem.
Uniosłem jedną brew, patrząc to na Vane to na Rocket'a. Dziewczyna przytuliła się delikatnie do mnie, a ja powoli nie ogarniałem tego wszystkiego.
- Szczęścia życzę! - rzucił jeszcze w naszą stronę szop i wrócił chyba do naprawiania telefonu.
- Zaraz... Co...? - zapytałem zdumiony i utkwiłem wzrok w Vane.
- Rocket wie o wszystkim... - wyszeptała, wtulając się we mnie jeszcze bardziej, a ja odetchnąłem cicho.
Poczułem lekką ulgę, sam nie wiem czemu. Pogłaskałem dziewczynę po głowie, a ona gwałtownie odsunęła się ode mnie.
- Śmierdzisz... - fuknęła i ze zmrużonymi oczami, spojrzała na moje brudne ciuchy. - I jesteś cały ufajdany we krwi...
Odsunęła się ode mnie, jak od jakiegoś robaka. Mruknąłem cicho pod nosem, jakieś niezrozumiałe słówko i poszedłem na górę, aby się przebrać. Kiedy się już ogarnąłem i wziąłem nawet szybki prysznic, zebrałem wszystkie brudne ubrania i wyszedłem na zewnątrz. Obszedłem dom dookoła i przystanąłem przy miejscu, gdzie zazwyczaj rozpalałem ognisko. Wrzuciłem stertę ciuchów do niewielkiego dołka i poszedłem do garażu po benzynę. Czy było mi szkoda mojego kochanego odzienia? Niezbyt... W szafie mam kilka takich sam ubrań, właśnie na takie wypadki...
Wylałem płyn do dołka i wyciągnąłem zapałki z kieszeni spodni. Zrobiłem jeden sprawny ruch i rzuciłem płonącą zapałkę przed siebie. Po chwili buchnął ogień, który przez chwilę, przerażał swoją wielkością lecz z czasem powoli malał.
- Co robisz? - usłyszałem za plecami czyjś głos.
Odwróciłem się na pięcie i spojrzałem na Vane.
- Ognisko... - wyszczerzyłem się do niej i objąłem ją ramieniem, przyciągając ją do siebie.
- Słabe te twoje ognisko...
- Nic na to nie poradzę... - pocałowałem ją w czubek głowy i obserwowałem, jak płomień maleje.

< Vane? :3 >

środa, 23 sierpnia 2017

Od Vane CD Gilbert

- Wolę zostać w domu... - szepnęłam, spuszczając delikatnie wzrok w stronę kubka.
Gilbert już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, gdy nagle rozległ się dźwięk dzwonka telefonu. Zerknęłam kątem oka na wibrujący przedmiot, który leżał kilka metrów dalej. Dzwonił jakiś podpisany numer. Z daleka nie zdążyłam odczytać małych literek. Mężczyzna w momencie poderwał się z krzesła, aby odebrać połączenie. Również poszłam w jego ślady, lecz zamiast po telefon ruszyłam na górę się przebrać. Gilbert nawet nie zwrócił na mnie uwagi, więc przejście na pierwsze piętro nie zrobiło mi żadnego problemu. Przeszłam do sypialni, gdzie już czekał cały mój komplet. "Cholera... Będę musiała załatwić sobie nowe ciuchy, albo umknąć na chwilę do domu..." - mruknęłam w myślach, śledząc wzrokiem ubrania. Westchnęłam cicho, po czym wzięłam się za przyodzianie wszystkiego na siebie.
Nie minęło pięć minut, a ja z powrotem byłam na dole. Schodziłam ze schodów, bawiąc się malutkim guziczkiem na elemencie stroju, który nosiłam na ręce. Nawet nie zwróciłam uwagi na mężczyznę, który zagrodził mi drogę. O mały włos nie wpadłam prosto na niego.
- Muszę wyjść na parę godzin... - mruknął, chowając telefon do kieszeni. - Postaram się szybko wrócić - dodał, delikatnie unosząc mój policzek do góry.
Wlepiłam w niego swój wzrok. Nie chciałam tego robić... Ostatnio po prostu boję się patrzeć ludziom prosto w oczy. Czuję, że robię coś złego...
- Dobrze... - powiedziałam tym samym tonem, którym posługiwałam się podczas poprzedniej rozmowy. Cichym i zupełnie bezbarwnym tonem.
- Kocham cię... - uśmiechnął się, po czym delikatnie musnął moje usta.
- Zostań... - w momencie wtuliłam się w jego tors, - Będzie mi smutno... - uzupełniłam.
- To tylko parę godzin - pogłaskał mnie po głowie. - Wrócę zanim się zorientujesz - odsunęłam się na tyle, żeby wypuścić go z objęć swoich rąk.
Jedynie pstryknął mnie w nos, po czym udał się w stronę drzwi. Ubrał buty oraz płaszcz... Po chwili całkowicie zniknął z moich oczu. Znowu pojawił się ten sam, niemiły ból. Przeklęłam pod nosem... Mimo faktu, iż zdążyłam się do niego przyzwyczaić, z takim dyskomfortem nie chciało mi się niczego robić. Dosłownie walnęłam się na ziemię... Podłoga - tak zwana "BFF".
***
Dzwonek do drzwi. Wciąż leżałam na podłodze i nie miałam najmniejszej ochoty się z niej podnosić. Ostatecznie musiałam to zrobić - w końcu ten ktoś zdawał się dosłownie dobijać, a nie pukać. Otworzyłam drzwi, a przede mną stał... Rocket? Zmarszczyłam delikatnie brwi, skanując go swoim podejrzliwym wzrokiem. Ściągnął z ramienia, po czym rzucił przede mnie czarną torbę, chyba po brzegi wypakowaną moimi ciuchami.
- Stwierdziłem, że ci się przyda - wzruszył ramionami, umieszczając swoje obie łapy do kieszeni kombinezonu. - Poza tym, Kiba się o ciebie martwi. Aktualnie cię szuka - dodał, przechodząc przez próg. - Wiedziałem, że tu będziesz - powiedział jakby zadowolony z siebie.
Przykucnęłam naprzeciw niego, wciąż oczy mając szeroko otwarte. Pogłaskałam go delikatnie po głowie, uśmiechając się.
- Pewnie cię nie karmił - prychnęłam, jeszcze bardziej się szczerząc. 
- Nie jem z miski - skrzyżował ręce, delikatnie mrużąc oczy. - Poza tym potrafię zrobić sobie sam jedzenie - dodał, również się szczerząc. - W porównaniu do ciebie...
- Wypraszam sobie! - krzyknęłam w momencie, podnosząc się na równe nogi. - Dzisiaj zdołałam zrobić kanapki!
- Dla niego też zrobiłaś? - nawet na twarzy kogoś takiego jak on, mógł pojawić się lenny face. - Oj... Chyba już wiem co się święci - zaśmiał się pod nosem.
- Jezu... Czasami naprawdę mi ciebie szkoda... Nie możesz nawet... - chciałam w tym momencie rzucić odrobinę sprośny dowcip, lecz ostatecznie się powstrzymałam. Jedynie zagłuszony śmiech wydobył się z mojego gardła.
- Czyli Kibę mam wygonić z domu? - zauważyłam charakterystyczny błysk w jego oku.
- NIE! - krzyknęłam od razu. - Znaczy... W sumie... - zamyśliłam się na moment, a moją głowę przeszło kilka bardzo, ale to bardzo złych pomysłów. - Zadzwoń do niego i powiedz, że ze mną wszystko okay! 
- A później mam wrócić do domu, żeby wziął mnie za fraki i kazał gadać, trzymając nóż w ręce? - zaśmiał się głośno, drapiąc się po głowie. - Nie dzięki, wolę zamieszkać u Petera - prychnął.
- ZDRAJCA!!! - wydarłam się praktycznie na całe gardło. - Poza tym, on cię nie będzie chciał - odwróciłam się na pięcie, wciąż będąc widocznie naburmuszona. - Założył rodz- - przerwałam w momencie, a moją głowę znowu naszły myśli związane z macierzyństwem i rodziną. Przełknęłam nerwowo ślinę...
- Huhuhu... Zapowiada się ciekawie, bo z tego co widzę... Znowu coś ukrywasz! - przybrał wyśmiewczy ton. - Co? Powiedz mi jeszcze, że spodziewasz się dziecka! - kątem oka dostrzegłam, jak musi się podeprzeć o półkę, żeby czasami nie upaść i zacząć ryczeć ze śmiechu. 
- A gdyby to była prawda? - wydukałam, a mina mi zrzedła.
- Pfff... Dobrze, że n-nie... - zatrzymał się na moment, po czym w oka mgnieniu znalazł się przede mną. Wlepiłam bez słów wzrok w podłogę. Przeczesałam nerwowo włosy, delikatnie przygryzając dolną wargę. - Wiem, że nie miałaś osoby, która mogłaby cię nauczyć jak się zabezpieczać, ale serio?! 
- Zamknij się, okej?! - warknęłam, przysiadając na kanapie. 
- On jest ojcem...? - dopytał, na co ja jedynie delikatnie przytaknęłam głową. - Nosz kurde, dziewczyno...
***
Czekałam, znowu leżąc na ziemi. Rocket bawił się moim telefonem, którego "przez przypadek" rozbiłam. Nie dział ekran, czy coś tam... Prawdę mówiąc mogłabym to oddać pierwszemu, lepszemu informatykowi, lecz on niemalże rzucił się na zepsuty sprzęt. Naprawdę, czasami się zastanawiam, jakim cudem trafiłam właśnie w to miejsce...
- Nie leż na ziemi, bo się przeziębisz - prychnął szop, nawet nie podnosząc na mnie wzroku.
- Dlaczego każdy mówi to samo! - warknęłam zirytowana, śledząc wzrokiem swoje długie, chyba ponad metrowe włosy. - Nawet nie masz pojęcia ile rad daje mi podłoga! - dodałam, szczerząc się delikatnie. 
"Kiedy on wróci..." - powtarzałam cały czas w myślach, przyglądając się zegarkowi.

<Gilbercik? xD>

Od Gilberta CD Vane

Odetchnąłem cicho. Dobrze wiedziałem, czemu się tak tym martwi... To było zrozumiałe, że nie chce ranić bliskich sobie osób.
- Nie martw się... - szepnąłem łagodnie, kładąc dłoń na jej plecach. - Musisz z nim na spokojnie porozmawiać... Bez nerwów i krzyków, jak to wy potraficie...
- Ale... - zaczęła, ale nie dane było jej skończyć, gdyż przyciągnąłem ją do siebie, tak że leżała przy mnie.
- Nie myśl teraz o tym... Musisz odpocząć... - pogładziłem ją po głowie i okryłem bas obojga ciepłą kołdrą.
Po upewnieniu się, że dziewczyna jest dokładnie okryta, przytuliłem ją jeszcze bardziej do siebie i zgasiłem lampkę, która delikatnie oświetlała cały pokój. Zapanowała ciemność, więc zmrużyłem powieki, które nagle zrobiły się strasznie ciężkie. Zanim całkiem zamknąłem oczy, poczułem jak Vane wtula się we mnie.
- Dobranoc. - szepnąłem całując ją w czoło.
- Dobranoc.... - odpowiedziała półszeptem.

~~*~~

Rano poczułem lekkie szturchnięcia, które z czasem stawały się aż zbyt bolesne. Mruknąłem cicho pod nosem i moje cierpienia ja na zawołanie ustały. Otworzyłem pooli oczy i spojrzałem na zwisającą nade mną dziewczynę.
- Strasznie chrapiesz... - mruknęła i nadęła policzki, jak jakiś chomik.
- A może jakieś "dzień dobry" i buziaczek na przywitanie? - ziewnąłem leniwie i rozciągnąłem się, zmuszając Vane do odsunięcia się.
Podniosłem się do siadu i westchnąłem cicho, dostrzegając godzinę, widniejącą na małym zegarku, znajdującym się na szafce nocnej.
- Po kiego grzyba tak wcześnie mnie budzisz? - jęknąłem głośno, przecierając oczy.
- Bo chrapałeś...
- Tylko dlatego? - spojrzałem na nią, jak na kosmitę.
Vane skinęła głową i wstała z łóżka, po czym wybiegła z pokoju.
- Tylko nie zabij się na schodach! - krzyknąłem za nią i sam podniosłem się z wyrka.
Korzystając, że dziewczyny nie ma w pokoju, przebrałem się szybko w jakieś dresy i następnie zszedłem na dół.
Ku mojemu zaskoczeniu, białowłosa robiła coś w kuchni, więc zaciekawiony podszedłem do niej.
- Mniam! Kanapeczki! - oblizałem się zadowolony i oparłem brodę o głowę dziewczyny.
- Przeszkadzasz... - mruknęła cicho i łokciem dźgnęła mnie w brzuch.
Jęknąłem cicho i grzecznie odsunąłem się od niej i usiadłem spokojnie przy stole, wzdychając ciężko. Po chwili przed moim nosem pojawił się talerz, wypełniony kanapkami. Gdy tylko chciałem sięgnąć po kromeczkę, to oberwałem po łapach. Spojrzałem zaskoczony na dziewczynę.
- Poczekaj chwilę... - westchnęła widząc moje zdziwienie malujące się na twarzy.
Po kilku minutach doniosła jeszcze herbatę i przysiadła się do mnie.
- Smacznego... - zwróciła się do mnie, a ja bez zbędnych przeciągań, skinąłem tylko głową i zacząłem jeść.
Muszę przyznać, że te kanapki były naprawdę dobre.
- Masz ochotę coś dzisiaj porobić, czy wolisz odpocząć? - zerknąłem na nią pytająco, sącząc gorącą herbatkę.

< Vane? C: >

Od Vane CD Gilbert.

Drzwi powoli się zamykały... Wpatrywałam się w nie jak zahipnotyzowana, nawet nie unosząc wzroku na Kibę. "Nie idź..." - powiedziałam jedynie w myślach, wzdychając ciężko.
- Co wy kur... - zaczął widocznie zdenerwowany Kiba, odrzucając swoje rzeczy na bok. - Vane, czy...
"Nie będziesz potrafiła długo wytrzymać w tych kłamstwach...". Nigdy nawet na myśl by mi nie przyszło, że kiedykolwiek będę musiała podjąć się czegoś takiego. Wybór, który całkowicie zmieni moje życie. Nie chciałam ranić Kiby, w końcu nadal był mi bardzo bliski.
Poderwałam się z krzesła, w momencie stając przed nim. Zmierzyłam go swoim widocznie opłakanym wzrokiem, dotychczas przysłoniętym przez włosy. Wzięłam krótki wdech.
- Słucham? - zmarszczył brwi, patrząc na mnie wyczekująco.
- Cholernie mi ciężko! - krzyknęłam w momencie, ręce mając zaciśnięte w dwie piąstki. - Nie chcę już dłużej ranić ludzi!
- Vane, nie o tym teraz rozmawiamy... - zmrużył oczy, nadal skanując mnie swoim podejrzliwym wzrokiem. - Po co on tu był!?
- Chciał mi oddać moje rzeczy, które zostawiłam ostatnio w jego domu! Nic wielkiego!
Stres. Cholera, Vane, miałaś się się nie denerwować. To tylko zaszkodzi dziecku. Nie mogłam dopuścić do kolejnej śmierci... Odetchnęłam kilka razy, rozluźniając dłonie.
- Nie wierzę ci... - warknął pod nosem, krzyżując ręce. - Chcę poznać nawet najgorszą prawdę... - dodał nieco spokojniej, chyba starając się zmusić mnie do spojrzenia mu prosto w oczy.
Nawet nie było takiej opcji. Za dobrze go znam... Jedna z umiejętności pozwala mu czytać myśli. Nie może się dowiedzieć w taki sposób, nie teraz...
- Spójrz na mnie...
- NIE! UWIERZ, ŻE NIE CHCESZ ZNAĆ PRAWDY! - wybiegłam z domu, zaraz po wypowiedzeniu tych słów.
***
- Śpisz ze mną, prawda? - uśmiechnął się, delikatnie obejmując ramieniem.
Chciałam powiedzieć "Nie", lecz tylko przez jedną, małą sekundę. W odpowiedzi jedynie skinęłam głową, po czym oderwałam się od mężczyzny.
- Idę do łazienki... - powiedziałam równie cicho co poprzednio. - Masz jakiś ręcznik...? - dodałam, przystając na moment. Delikatnie zwróciłam głowę w jego stronę.
- Zaraz ci przyniosę ręcznik. Poczekaj chwilę, dobrze? - podszedł o kilka kroków i pogłaskał mnie po głowie. 
Uniosłam wzrok, znowu wpatrując się w niego swymi czerwonymi oczyma. Przytaknęłam praktycznie niezauważalnie. Już miał iść w stronę korytarza, gdy... W momencie zatrzymał go mój ruch. Chwyciłam jego rękę.
- Huh? Co jest? - zatrzymał się w momencie.
Błyskawicznie wtuliłam się w jego tors. Chciałam jego bliskości... Pragnęłam jej... Czując miłe ciepło bijące z jego ciała, nie miałam zamiaru oderwać się nawet na moment..
- Dziękuję... - wyszeptałam, przymykając oczy. - Za wszystko... Po prostu dziękuję...
***
Noc. Właśnie wyszłam z łazienki, ubrana w samą koszulę. Resztę ubrań trzymałam w ręce. Przetarłam oczy dłonią... Chyba znowu O DZIWO zasnę. Weszłam do pokoju, w którym przebywał Gilbert. Siedząc na łóżku, przeglądał coś na telefonie. Odłożyłam swoje równo poskładane rzeczy na jedno, nieduże krzesło znajdujące się w tym pokoju, po czym przysiadłam na łóżku tyłem do mężczyzny. Nerwowo bawiłam się swoimi długimi włosami... Nie wiedziałam co robić...
- Wydajesz się być strasznie zamyślona... - w momencie ożywił mnie jego głos. Niemalże podskoczyłam.
- Co? Nie... Nic z tych rzeczy... - pokręciłam przecząco głową, ręce przenosząc na pościel. 
Miętoliłam ją w obu dłoniach, wzrok nadal mając wlepiony w ziemię... Stres. Znowu.
- No już... - pogładził delikatnie moje włosy. - Mów...
- Nie chcę go oszukiwać, ale też nie chcę go ranić... - podkuliłam kolana pod brodę, po czym owinęłam obie ręce wokół nóg. - Nie chcę ranić kolejnego człowieka... Zrobił dla mnie wiele i też nadal jest kimś ważnym w moim życiu, ale... Jak mam mu powiedzieć prawdę...

<Gilbercik? :3 >

wtorek, 22 sierpnia 2017

Od Shadow cd Peter

Wszystko kręciło się jak w kalejdoskopie. Ktoś mnie niósł, tylko tyle czułam przez sen. A może straciłam przytomność? Nieważne...
Całej karuzeli obrazów zaczęły towarzyszyć jaskrawe kolory.
~~~
Ogień. Wszędzie ogień. Shadow przedzierała się przez niego. Gdzie Peter?!
Dym drażnił jej płuca już do tego stopnia, że musiała podeprzeć się szafki.
Za jej plecami mignęła postać. Rozległ się huk. Wystrzał z broni palnej, a jej nogę rozdarł ból. Złapała się poręczy schodów, nie pozwalając upaść, a postać zbliżyła się. Był to mężczyzna.
Złapał ją za ramiona, ciągnąc w stronę drzwi. Opierała się, jednak nie miała siły krzyczeć i wzywać pomocy.
   Wsadzili ją do samochodu, gdzie był już nieprzytomny Peter.
***
Zaśmiałam się cicho.
– Peter, widzę oraz słyszę, że to ty. Wszędzie bym  cię poznała. – szepnęłam zachrypniętym głosem. – Poza tym, obawiam się, że te leki ze sobą sprawiłyby razem, że bym zdechła.
– Ops... – mruknął.
– Na lekarza to ty się nie nadajesz. A teraz wyjdź, bo cię ktoś złapie i będziesz miał problemy.
– Ale...
– Idź. Już. Teraz. Nic mi się nie stanie.
Wciąż stał w miejscu.
– Nie pytasz o dzieci? – zapytał powoli.
– Nie, bo wiem, że się nimi zająłeś.
Niedługo później do piwnicy wpadła Sabrina z miną mordercy.
– Shadow! Co się stało z latarnią?! Co z tobą?! Angel i Water... Gdzie oni?!
Milczałam, bo sama nie wiedziałam.
– Latarnia wybuchła, Shadow i cała reszta była w środku. – powiedział Peter.

< Peter? >

Od Gilberta CD Vane

Zamarłem w miejscu, patrząc na Vane zszokowany. Jej słowa totalnie mną wstrząsnęły. Nigdy nawet nie marzyłem o tym, żeby choć trochę odwzajemniła moje uczucia.
Dopiero po kilku minutach mój mózg zaczął działać ponownie i przetwarzać wszystkie informacje. Dziewczyna nadal płakała, chyba już nawet nie czekając na moją reakcję. Vane ocierała bezradnie łzy, co mnie już któryś raz rozczuliło i przytuliłem ją do siebie bardzo czule. W porównaniu ze mną była taka drobniutka, przez co jeszcze bardziej chciałem trzymać ją przy sobie i uchronić przed całym złem tego świata.
- Też cię kocham... Bardzo kocham... - szepnąłem łagodnie, wtulając nos w jej białe włosy. Pachniały tak przyjemnie, a do tego były mięciutkie.
Uśmiechnąłem się delikatnie i spojrzałem na zaskoczoną dziewczynę, która wpatrywała się jak oczarowana w moje oczy.
- Vane...? - pogładziłem ją po policzku, a ona wtuliła się w moją dłoń.
Nic nie odpowiedziała, no ale jak dla mnie nie musiała. Liczyły się tylko jej uczucia.
- Wracajmy... - złapałem ją delikatnie za rękę, na co białowłosa skinęła lekko głową.

~~*~~

Kiedy tylko wróciliśmy do domu Vane, dziewczyna zaczęła się nerwowo zachowywać, więc przygotowałem jej herbatkę na uspokojenie. Kiedy moja miłość spokojnie piła napój, przysiadłem się do niej i zacząłem ją obserwować z delikatnym uśmiechem na ustach. Chciałem porozmawiać z nią, jak ona to wszystko widzi, po takich pięknych wyzwaniach, lecz gdy tylko uchyliłem lekko wargi, w tym samym czasie ktoś otworzył z impetem drzwi.
Zaskoczony zacisnąłem usta w wąską kreskę i spojrzałem na Kibę, który wrócił właśnie z pracy. No tak... Kiba...
Chłopak wszedł po chwili do salonu i spojrzał na mnie zdezorientowany. Westchnąłem tylko cicho i podniosłem się powoli z kanapy.
- Będę już się zbierał... - mruknąłem pod nosem, nie ukrywałem tego, że nie podobało mi się nagły powrót chłopaka. - Do zobaczenia, Vane.
Wyminąłem szybko niebieskowłosego chłopaka i nawet nie patrząc na dziewczynę, wyszedłem z domu.
Czy byłem zazdrosny? Tak... Czułem się trochę dziwnie, wiedząc, że ona nadal umawia się z Kibą...
Trochę zdenerwowany, wyciągnąłem paczkę papierosów. Miałem na jakiś czas odpuścić sobie palenie, ale teraz po prostu musiałem zapalić... To było jedyme wyjście, żeby się odstresować.
Eh... Wyznałem jej swoje uczucia i ona też czuje to samo, ale co dalej z tego będzie to nie mam zielonego pojęcia...

~~*~~

Było już dość późno, a ja siedziałem sobie w fotelu, przeglądając jakieś strony internetowe. Mój laptop jednak szybko zgasł, odmawiając posłuszeństwa, przez brak baterii.
- Cholera... - prychnąłem pod nosem i odłożyłem sprzęt na mały stoliczek, wlepiając wzrok w odpalony telewizor.
Nic ciekawego... Jak zwykle...
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi i zdumiony, zmarszczyłem brwi, zastanawiając się kto mógł mnie zaszczycić swoją obecnością.
Niepewnie wstałem i skierowałem się w stronę korytarza. Uchyliłem drzwi i zerknąłem na stojącą przed nimi osobę. Widząc stojącą w ciemności Vane, mało co nie zakrztusiłem się powietrzem.
- Co ty tu robisz? - zapytałem od razu, wciągając ją do środka i zamykając drzwi. - Sama? O tej porze? Już całkiem ci się w głowie poprzewracało? - zaczesałem dłonią włosy, świdrując wzrokiem dziewczynę. - Coś się stało?
- Nic... Pokłóciłam się tylko z Kibą... - mruknęła, wzruszając ramionami.
- Eh... Młodzież... - westchnąłem. - Mam rozumieć, że zostajesz u mnie...?
Skinęła głową, a ja uśmiechnąłem się lekko.
- Śpisz ze mną, prawda? - objąłem ją delikatnie ramieniem, nie przestając się uśmiechać.

< Vane? ( ͡° ͜ʖ ͡°) >

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Od Vane CD Gilbert

Zatrzymałam się w miejscu, niemalże od razu. Nawet nie odważyłam się podnieść wzrok na mężczyznę stojącego obok. Przełknęłam głośno ślinę, czując jak znowu zaczynam się mocno stresować. "Vane... Jeszcze zaszkodzisz dziecku..." - warknęłam sama do siebie, biorąc krótki, ale orzeźwiający wdech.
- J-Ja... - wydukałam, przygryzając delikatnie wargę. - Możemy pogadać później? - wypaliłam szybko. - Najlepiej jedźmy do mnie do domu! - dodałam, dosłownie krztusząc się własnymi słowami.
"Co ty wygadujesz?!" - krzyknęłam sama do siebie w myślach, robiąc się cała czerwona. W momencie spuściłam wzrok w dół, nerwowo przebierając palcami. Jak ja mam mu to powiedzieć?
- Obiecujesz? - nawet nie musiałam na niego spojrzeć, żeby wyczuć jak szczerzy się szeroko.
- Oczywiście, że tak! - wypaliłam, a zaraz później zatkałam usta.
"Pakujesz się w coś naprawdę złego..."
***
Po niespełna godzinie byliśmy pod moim domem. Od razu wysiadłam z samochodu, gdy tylko Gilbert zgasił auto. Przy drzwiach znalazłam się w ułamku kilku kolejnych sekund. Wygrzebałam z torebki przewieszonej przez ramię kluczyki, po czym wcisnęłam je do małego zamka, żeby następnie przechylić klamkę i wparować do domu. Szybko odrzuciłam torebkę, kurtkę i buty na swoje miejsce, nawet nie zwracając uwagi na mężczyznę, który dopiero co wyszedł z pojazdu. 
Podeszłam do czajnika i zabrałam się za gotowanie wody na herbatę. "Vane, znowu się stresujesz" - zganiłam samą siebie. Uchwyciłam wzrokiem ciastka, które były umieszczone na wysokiej półce. Już miałam brać się za ściąganie ich, gdy w momencie moja dłoń została uchwycona przez wyższego mężczyznę. "Postawił" mnie z powrotem na ziemię, po czym sam ściągnął słodycze.
- Bez takich... To może zaszkodzić dziecku - pstryknął mnie w nos, po czym wypakował ciastka i rozłożył je na uprzednio wyciągniętym talerzyku.
- Taaak, taak... - mruknęłam pod nosem, uśmiechając się delikatnie. 
Gdy tylko woda była gotowa, zalałam wcześniej wsypaną do kubków herbatę. W momencie rozniosła się przyjemna woń... Uwielbiam ją. Postawiłam oba kubki na stole, wcześniej wrzucając do obu naczyń łyżeczki.
Przysiadłam przy stole, po czym w okamgnieniu zanurzyłam wzrok w gorącej cieczy. Nawet na moment nie uniosłam wzroku na mężczyznę, siedzącego na krześle naprzeciw. Ciągle bawiłam się łyżeczką, od czasu do czasu biorąc niewielki łyk herbaty.
- To może teraz? - dostrzegłam kątem oka, jak delikatnie się uśmiecha.
Błyskawicznie poderwałam się z krzesła.
- Zaraz! Nie...  Później... Nie teraz! - wydukałam, czując jak język sam mi się plącze. - P-Poczekaj, muszę iść d-do... Sklepu? Tak! Nie kupiłam... - w momencie znalazłam się przy drzwiach i ubrałam buty. - P-Po MLEKO! Tak! Mleko! A t-tak bardzo chcę się napić herb-baty z mlekiem! - założyłam płaszcz. - Zara-z-z wracam! - otworzyłam drzwi, żeby następnie niemalże wybiec z domu.
Nie chciałam czekać ani chwili dłużej, więc nie zważając uwagi na nic ruszyłam prosto przez ulicę... Błąd. Nieco zwolniłam... Kolejny błąd. Samochód wyjeżdżający z naprzeciwka był już zaledwie parę metrów ode mnie... W momencie jakby znikąd pojawił się ON. Chwycił mnie za rękę i natychmiast przeciągnął mnie do siebie. Zamarłam.
- Dziewczyno, ty na serio co chwilę ocierasz się o śmierć! - krzyknął w momencie, widocznie zdenerwowany. - Opanuj się, dobrze...? - wyszeptał.
Chciałam się oderwać, lecz on wciąż trzymał mnie w swoim uścisku. Nie mogłam wykonać żadnego ruchu, trzymał mnie za przedramię.
- Vane... Mów natychmiast o co chodzi... - bardziej przypominało to rozkaz, niż propozycję czy pytanie.
- A-Ale ja... - wyszeptałam, spuszczając głowę. - To jest dla mnie trudne...
- Jeżeli udźwignął to dwie osoby, na pewno będzie lżej... - uchwycił moją twarz w okolicy podbródka, po czym uniósł ją do góry.
- G-Gilbert... - po moich policzkach spłynęły kolejne łzy. - J-Ja chciałam ci powiedzieć, że... - wlepiłam w niego wzrok. - Gilbert, ja... - zupełnie nie potrafiłam się zebrać na wypowiedzenie tych dwóch, magicznych słów. - Ja cię... Ko-Kocham... - wydukałam, w momencie czując jak palę się ze wstydu. - Kocham...

<Gilbercik? c: >

Od Gilberta CD Vane

Spojrzałem na dziewczynę nadawczo, po czym wszedłem niepewnie do środka. Coś czułem, że jest coś nie tak... Poczekałem tylko, aż zamknie drzwi i złapałem ją za nadgarstek, podwijając od razu rękawach jej koszulki.
- Czy ja mam ci ręce do dupy przywiązać?! - spojrzałem jej w oczy, rozczarowany i zdenerwowany tymi ranami, które ujrzałem w ogóle na ciele dziewczyny. - Co się do cholery dzieje?
Widząc, że ona nie ma nic mi do powiedzenia, puściłem ją i westchnąłem cicho.
- W sumie to nikim dla ciebie nie jestem i nie musisz się przede mną tłumaczyć... Ale chcę ci pomóc... - spojrzałem na nią uważnie. - Zrozum, że się martwię...
Nadal cisza. Ująłem delikatnie jej twarz w dłonie i pogładziłem kciukiem policzek dziewczyny.
- Może nic dla ciebie nie znaczę, ale ty dla mnie tak, więc łaskawie nie okaleczaj się, tylko porozmawiaj ze mną o swoich problemach... - dopiero teraz spojrzała mi w oczy, a ja posłałem jej delikatny uśmiech.
Pogłaskałem Vane delikatnie po włosach i poprawiłem rękawy bluzki, które zakrywały jej rany.
- Proszę... Nie rób już takich głupot... - przytuliłem ją delikatnie do siebie. - Wiem, że jest ci ciężko, ale masz przecież mnie...
Nagle poczułem jak moja koszulka staje się mokra, przez łzy dziewczyny, które nagle wydostały się z jej pięknych oczu. Szybko wytarłem kolejny potok i uśmiechnąłem się rozczulony widokiem tej oto uroczej istoty, stojącej przede mną.
Poczekałem jeszcze chwilę, aż się uspokoi i podałem jej chusteczkę, aby wydmuchała nos. W końcu nie będzie chodzić cały dzień osmarkana.
- Możemy już jechać? - znowu pogłaskałem ją po głowie i tym razem otrzymałem odpowiedź w postaci skinięcia głowy.

~~*~~

Po dłuższym czasie, stanęliśmy pod drzwiami od gabinetu ginekologa. Vane wydawała się zaspana, a do tego była chyba troszkę zestresowana.
- Iść tam z tobą? - uśmiechnąłem się do niej, aby choć trochę podnieść ją na duchu.
- Tak... - odparła cicho i położyła dłoń na klamce, aby następnie nacisnąć na nią i otworzyć drzwi do strasznie białego pomieszczenia.
Oboje weszliśmy spokojnie do środka i spojrzeliśmy na uśmiechniętą od ucha do ucha panią doktor.
- Dzień dobry. - odezwałem się pierwszy, a Vane skinęła tylko głową i zajęła od razu miejsce na tym "specjalnym" krześle.
- Witam państwa! - przywitała się z nami radośnie. - Pani Vane Strange?
- Tak. - odpowiedziała dziewczyna szybko i rozsiadła się wygodnie.
Kobieta wstała od biurka i podeszła do Vane, siadając przy niej.
Stanąłem sobie przy nich i obserwowałem spokojnie, jak ginekolog szykuje dziewczynę do badania. Zadała też kilka pytań na temat przebiegu ciąży, na co Vane musiała odpowiedzieć. Podczas badania mogliśmy zobaczyć nasze dziecko na monitorze, a do tego doktorka wytłumaczyła nam, jak będzie się stopniowo rozwijać. Jeszcze nie było wiadomo jaka płeć, ale to nie było ważne. W głębi serca, już kochałem to dziecko. Było dla mnie ważne, jak Vane.
- Oczywiście chyba nie muszę ci tłumaczyć, że nie możesz się stresować i denerwować? I do tego zero pracy fizycznej, podnoszenia pudeł czy innych ciężkich rzeczy. Od tego są mężczyźni!
Uśmiechnąłem się pod nosem i mimowolnie zachichotałem.
- Przypilnuję ją... - wyszczerzyłem się do Vane, na co prychnęła cicho
Po jakiejś chwili, pożegnaliśmy kobietę i wyszliśmy z gabinetu.
- Nie było tak źle... - przyznała białowłosa. - Jak na wyjście z tobą do lekarza...
- No dzięki...- udałem zranionego lecz jakoś mi to nie wyszło, bo wybuchłem głośnym śmiechem, przez co ludzie na korytarzu spojrzeli na mnie jakoś dziwnie.
Objąłem delikatnie moją dziewczynkę i ruszyłem z nią w stronę samochodu.
- Z tego co pamiętam, to chciałaś ze mną o czymś porozmawiać, ale mnie zbyłaś, kiedy się ostatnio spytałem...

< Vane? :3 >

Od Petera CD Shadow

Kopnąłem kolejny skrawek metalu, który leżał na ziemi. Przez te głupie gruzy latarni, naprawdę nie łatwo można się przedostać... To jakiś jebany element o kilku metrach wysokości, to kilometrowa dziura. Całość prezentuje się wprost przepięknie - katastrofa gwarantowana.
Wciąż nawoływałem dziewczyny. Chociaż... Robiłem to trochę rzadziej. Wolałem skupić się na przekopywaniu gruzów - w tym martwych ciał - niż zdzierania sobie gardła bardziej. Wiedziałem, że nadal żyje i jest gdzieś niedaleko. Czułem to zarówno w kościach, jak i w swoim umyśle. Słysząc jakikolwiek szczyrk, albo dostrzegając najmniejszy ruch nie minęło dziesięć sekund, a ja już byłem w tamtym miejscu. Skanowałem dokładnie okolicę wzrokiem... Cholera...
~Szukaj światła~ coś, lub ktoś wymruczał mi do ucha.
Niemalże podskoczyłem, trochę przerażony. O ile dobrze wiem, nigdy nie miewam żadnych schizów, czy innych rzeczy tego typu.
- Shadow? - przechyliłem pytająco głowę, dostrzegając dosyć charakterystyczny szkielet skrzydeł.
W momencie podbiegłem w tamtą stronę, niemalże przewracając się kilka razy. Czułem jak niepokój ogarnia cały mój organizm... Trójka towarzyszy, a wśród nich Shadow. Myślałem, że zemdleję patrząc na jej poranione ciało.
- SHADOW! - powtórzyłem jej imię, niemalże od razu przyklękując obok.
- Oh... Peter! - wymruczała, wciąż mając zamknięte oczy. - Fajnie, że jesteś...
- Nie mów nic! - krzyknąłem, podnosząc ją w jednym momencie.
Szkielet skrzydeł zniknął, a dziewczyna bardziej przybliżyła się do mnie.
- Spać mi się chce... - mruknęła.
- Ci... - wyszeptałem, przyglądając się jej bladej twarzy. - Odpocznij... Możesz iść spać... Nic nie mów... - pewnie gdybym miał wolną rękę, to pogładziłbym ją po główce niczym małe dziecko. No cóż. Może później.
***
Udało nam się dojść do miejsca przegrupowania. Dziewczyna była na tyle lekka, że spokojnie udawało mi się omijać wszystkie przeszkody. Gdy byliśmy w bardzo prowizorycznej sali medycznej, zajęto się dziewczyną niemalże od razu. Była wciąż nieprzytomna, gdy zszywali i oczyszczali  jej rany. Dobrze... Przynajmniej nie będzie musiała na razie znosić żadnego bólu.
Cały czas siedziałem przy niej. Nawet nie myślałem o opuszczeniu jej w tym stanie na nawet sekundę. Spała. Kolejna dobra wiadomość. Musi odpocząć... Nie wiem co, ale na pewno stało się coś okropnego...
- Panie Quill, naprawdę... - zaczęła jakaś kobieta.
- Tak, tak, tak... Dobra. Wiem, że mam iść, bo coś tam, ale... Nie jesteśmy w szpitalu, tylko w jakiejś piwnicy. Jest to niemalże równoznaczne z tym, że prawa nas nie obowiązują, tak? - skrzyżowałem ręce, podnosząc się z krzesełka.
- Więc będziemy zmuszeni..
- Okay, i tak nie wyjdę - wywróciłem oczami, przyglądając jej się z wyraźną pogardą. - Nie wyciągnięcie mnie stąd - wzruszyłem ramionami...
~ Chwilę później...
Cholera. Wyjebali mnie stamtąd siłą. Siedziałem znowu na korytarzu... Trzeba coś wymyślić... Rozejrzałem się po korytarzu... Może by tak znaleźć jakieś przebranie? Na pewno zaraz coś znajdę... Wparowałem do pokoju z różnymi tabletkami i innymi pierdołami.
- Haha! No i jest...
Nie mino pięć minut, a ja wyszedłem z pomieszczenia w stroju lekarza. Niepostrzeżenie wszedłem do sali z pacjentami... "Geniusz, po prostu geniusz..." - uśmiechnąłem się pod nosem, podchodząc do tego samego łóżka, przy którym wcześniej siedziałem. O dziwo... Dziewczyna była przytomna. 
- Więc, podamy pani... - przeskanowałem wzrokiem tackę z jakimś lekami. - To, to i to! - wskazałem na pierwsze lepsze pudełeczka z lekami.
<Shadow? c: >

Od Shawna CD Corrinne

- Spróbuj tylko powiedzieć co jeszcze, a przysięgam, że dostaniesz w pysk... - warknąłem pod nosem, kątem oka przyglądając się chłopakowi.
- Ktoś taki jak ty, będzie próbował do mnie podskoczyć? - prychnął wyraźnie rozbawiony.
"Shawn, opanuj się..." - mruknąłem do siebie, zaciskając ręce w pięści. Wycofałem się o kilka metrów do tyłu, po czym uruchomiłem zawieszoną na uchu słuchawkę. W sekundzie rozbrzmiał mój ulubiony, de facto dosyć stary kawałek typu nightcore. Taak, jestem chłopakiem i słucham takiej muzyki, jakiś problem?
Już sięgałem w stronę szyi, aby poprawić... Tsa, prawie zapomniałem, że szalik został w domu. Pewnie wciąż wiruje w bębnie pralki. Westchnąłem cicho, już zupełnie zrezygnowany. Ostatecznie wyciągnąłem z małej sakiewki w kurtce drugą, bezprzewodową słuchawkę. Włożyłem ją niemalże od razu do ucha, tym razem, całkowicie wyłączając się na świat. Chciałem wrócić do domu. Życie moje, jak i zarówno mojej rodziny wisi na cienkim włosku, co bardzo mi się nie podobało.
- Idioci... - dodałem pod nosem, przyglądając się zgrai chłopców, którzy przyglądali się mojej siostrze jak jakiejś zdobyczy.
Przyglądałem się wysokiej kobiecie, która prowadziła za rękę co najmniej dwuletnią dziewczynkę. Biedne dziecko... Możliwe, że w tak młodym wieku straci dach pod głową. Jednak z drugiej strony... Nie będzie widzieć różnicy. Zapewne za kilka lat nawet nie będzie pamiętać, że kiedykolwiek posiadała matkę. Prześledziłem wzrokiem kolejnych kilkunastu chłopców, aż dotarłem do dobrze znanej mi postaci. Corrinne rozmawiała z jakimś najwidoczniej osieroconym. Westchnąłem cicho, odwracając wzrok w zupełnie inną stronę. Gdyby nie fakt, że aktualnie świat jest poza mną, to zapewne znalazłbym się już przy niej.
Po kilkunastu minutach ciągłej drogi, zatrzymaliśmy się przy jakimś zawalonym domu. Co prawda - połowa z niego wciąż była "zdatna" do zamieszkania. Przeskanowałem dokładnie budynek wzrokiem, po czym niemalże w ułamku sekundy znalazłem się przy siostrze.
- Coś czuję, że to nasz tymczasowy dom... - powiedziała, wyczuwając moją obecność.
- Pff... Akurat ten świat nie jest naszym problemem. Możemy równie dobrze wrócić do D O M U - mruknąłem pod nosem, patrząc jak grupa wchodzi do środka.
- Jak możesz tak mówić? - dziewczyna delikatnie zmrużyła oczy.
- Huh? No co. Taka prawda... - warknąłem, stojąc przed nią z twarzą przysłoniętą włosami.
Chyba ta cała "zazdrość" wyniszcza mnie od środka. Zachowuje się chamsko w stosunku do swojej siostry, bo po prostu wkurzył mnie jakiś mały szczyl. Jakież to LOGICZNE!
- Martwię się o rodziców, okay?! - krzyknąłem, podnosząc głowę delikatnie do góry. - Matka gdzieś zniknęła, a ojciec poszedł ją szukać... To może się źle skończyć... - mruknąłem, odchodząc w stronę drzwi.
<Corrinne? c: >

Od Vane CD Gilbert

Spojrzałam to na niego, to na bardzo wyzywający komplecik, który trzymał w dłoni. Na mojej twarzy zawitała widocznie zdziwiona mina.
- Odłóż to tam gdzie to było, pedofilu! - podniosłam ton, delikatnie mrużąc oczy.
- Noo proszę... Taskam dla ciebie te wszystkie torby, więc chciałbym dostać coś w zamian... - wyszczerzył się o wiele szerzej niż poprzednio.
Przeskanowałam wzrokiem kilka rodzajów bielizny, które miałam w koszyku. Westchnęłam cicho, opuszczając głowę i podnosząc koszyk w jego stronę.
- Wrzuć to tutaj... - mruknęłam, tak jak zwykle w dosyć niekomfortowych sytuacjach zasłaniając się grzywką. Mężczyzna posłusznie zrobił to, o co go prosiłam.
- Wybrałaś już wszystko? Możemy już iść do przymierzalni? - z jego ust nadal nie schodził ten sam, pedofilski uśmieszek.
- Nie wiem jak, jakim sposobem, ale kiedyś naprawdę cię uduszę... - warknęłam pod nosem, wzdychając ciężko.
- Czyli wszystko? Więc chodźmy! - uchwycił moją rękę i pociągnął mnie za sobą w stronę przymierzalni.
Musiałam przetrawić wszystkie swoje myśli, które naszły mnie właśnie w tej chwili. Jego słowa jak zwykle wzbudzają we mnie od groma teorii spiskowych, dotyczących tego, co właściwie nas łączy. Z jednej strony było to dziecko, natomiast z drugiej... Wciąż zdawało mi się, że jednak chodzi o coś zupełnie innego...
Stałam przed lustrem w dosyć małym pomieszczeniu. Westchnęłam cicho, już zupełnie nie mając pojęcia co się ze mną dzieje. Zostawię te przemyślenia na inny, bardziej adekwatny moment.
Podniosłam komplet wybrany przez Gilberta... Ponownie przeskanowałam go podejrzliwym wzrokiem, niemalże identycznie jak poprzednio. Rozpięłam koszulę i ściągnęłam spódniczkę, po czym pozbyłam się swojej dotychczas noszonej bielizny. Przyodziałam ten jakże "zwyczajny" komplet na siebie. Jak na złość, musiałam mieć problem z zapięciem głupiego stanika. Zaczęłam się dosłownie siłować z tymi małymi, plastikowymi haczykami...
- Pomóc w czymś? - wychylił się niemalże od razu, zapewne słysząc moje przeklinanie zza zasłony.
- Pojebało cię!? - krzyknęłam w momencie, przysłaniając się obiema dłońmi.
- Spookojnie dziewczynko... - wymruczał mi do ucha, delikatnie przejeżdżając palcami po moich plecach. - Nic ci nie zrobię... - zasłonił z kurtynę z powrotem.
Jego ręka powędrowała prosto w stronę zapięcia. W kilka sekund uporał się z "problemem", po czym uchwycił mnie za ramiona i odwrócił w swoją stronę. Przeskanował mnie swoim widocznie podjaranym wzrokiem.  Gdy tylko chciałam się zasłonić, on w momencie uchwycił oba moje nadgarstki i przybił do ściany.
- Jak dla mnie, to nawet mogłabyś tak chodzić po domu... - wymruczał mi do ucha, przybliżając się bardziej.
W momencie zrobiłam się cała czerwona, a to samo, o czym myślałam wcześniej wróciło... Przyglądałam mu się prosto w oczy.
-  Gilbert, ja... Muszę ci coś... - wydukałam, delikatnie przygryzając wargę. - Ja...
Przerwała nam coraz głośniejsza rozmowa dwóch kobiet. Ktoś zbliżał się w stronę szatni... W momencie wyrzuciłam mężczyznę za kurtynę, a sama przeszłam do przyodziania swoich ubrań. Dosyć zakupów na dziś, chcę do domu... Zebrałam wszystkie rzeczy do koszyka, po czym wybyłam z przebieralni.
- Idziemy do samochodu... - stwierdziłam w momencie, praktycznie truchtem podchodząc do kasy.
- Coś się stało, Vane? - zapytał w momencie, chwytając mnie za nadgarstek. Zatrzymał mnie w miejscu niemalże od razu. - Chciałaś mi coś pow- -
- Chodźmy już... Proszę... - szepnęłam, wyrywając się. - Pogadamy kiedy indziej...
***Szalalala...  Tepamy się...***
Kolejna jakże szalona akcja dotycząca samookaleczenia powstrzymała Kibę, od ponownego puszczenia mnie do pracy. Haha... Mała Vane wciąż przechodzi przez depresję. Ciekawe... Siedziałam w domu, czekając na Gilbercika, który miał dzisiaj razem ze mną pojechać na badania. Pewnie nie będzie zadowolony, widząc, co znowu odwaliłam... No cóż....
Dzwonek do drzwi. Nie chciało mi się wstawać... Westchnęłam cicho, ostatecznie podnosząc się na równe nogi. Uchyliłam drzwi, znowu, tak samo jak kilka dni temu przyglądając się jego żółtym oczom.
- Hej - przywitał się z uśmiechem.
- Witam, witam... Wejdź do środka... - westchnęłam, otwierając przed nim szerzej drzwi.
"Spać mi się chce" - mruknęłam w myślach.
<Gilbercik?>

Od Gilberta CD Vane

Przeszliśmy w ciszy do mojego samochodu i zajęliśmy miejsca na przodzie. Zerknąłem dyskretnie na dziewczynę, wkładając kluczyk do stacyjki. Jak dla mnie wyglądała bardzo ładnie, ale przecież nie powiem jej tego na głos... Tak samo nie pocałuję jej, choć bardzo tego chcę, gdyż ona ma chłopaka i nie wypada. Potrafię to uszanować... W odróżnieniu do młodych, niedoświadczonych ludzi, zamieszkujących nasz świat, jestem dorosłym mężczyzną, który jak coś potrafi się zachować odpowiednio do swojego wieku. Życie zaczyna się po trzydziestce.
- Masz jakieś propozycje do jakich sklepów wstąpimy? - zapytałem, kiedy zakończyłem swój monolog wewnętrzny.
- Nie wiem... Zobaczymy na miejscu... - odparła, obserwując widoki za oknem.
Skinąłem głową, skupiając się już całkowity na drodze przed sobą.
- Wiesz... Tak sobie myślałem... Jesteś w ciąży i... - nim zdążyłem skończyć, dziewczyna prychnęła cicho.
- No brawo! Jestem w ciąży, też mi nowość... - zaśmiała się cicho, a ja westchnąłem zirytowany tym, że nie dała mi skończyć.
- Powinnaś iść do lekarza i się przebadać.... A jeśli chcesz to mogę jechać z tobą... Co powiesz na następny tydzień?
- Pracuję. - odpowiedziała krótko i na temat, na co jęknąłem zrezygnowany.
- Ale musisz iść do lekarza... Dla dobra dziecka, jak i twojego... Przemyśl to...
Nic już nie powiedziała i przez resztę drogi nie odezwała się do mnie słowem, ani nie zaszczyciła mnie choć jednym spojrzeniem. Nie wiem czy jest na mnie zła, czy po prostu analizuje moje słowa.
Kiedy już zaparkowałem na parkingu przed galerią handlową, Vane tak samo cicho jak siedziała, wyszła z samochodu i ruszyła w stronę budynku, zostawiając mnie w tyle. Wyskoczyłem pospiesznie z auta i kliknąłem guzik na kluczyku, blokując przy tym drzwi pojazdu. Po chwili dołączyłem do dziewczyny i odetchnąłem głośno, wchodząc z nią do galerii.

~~*~~

Dobra teraz zaczynam żałować, że ją tu zabrałem.... Aktualnie jestem obładowany chyba dziesiątkami toreb. Te zakupy mnie wykończą. Czemu ja nie mogę nic sobie kupić, tylko muszę za nią latać, jak piesek pańci?!
- Ej Vane... Może już skoń... - nagle chwyciła mnie za nadgarstek i przyciągnęła moją osobę w stronę ściany.
Spojrzałem na dziewczynę zdezorientowany i zmrużyłem powieki.
- Poczekaj tu na mnie. - posłała mi piękny uśmiech i zadowolona podreptała do sklepu z bielizną.
O nie, nie, nie... Ja tu tak grzecznie nie będę czekać... Nie jestem psem!
Uśmiechnąłem się pod nosem i mimo tego, że kazała mi tu czekać, podążyłem za nią w głąb sklepu, ignorując spojrzenia wszystkich pań, znajdujących się w środku.
Zakradłem się do Vane, która przeglądała jakiś komplet, zapewne szukając swojego rozmiaru.
- Hmm... - mruknąłem sam do siebie, rozglądając się po dość dużym pomieszczeniu.
Moja kochana dziewczynka, drgnęła zaskoczona i spojrzała na mnie kątem oka, rumieniąc się przy tym słodko.
- M-miałeś tam czekać...! - mało co nie pisnęła, na co uśmiechnąłem się złośliwie.
- Myślę, że to by ba tobie lepiej leżało... - upuściłem wszystkie torby na ziemię i położyłem jedną dłoń na ramieniu dziewczyn, a drugą ręką wskazałem na skąpą koszulę nocną.
Moja towarzyszka, jeszcze bardziej zrobiła się czerwona i odsunęła się ode mnie. Zacmokałem na to niezadowolony i nachyliłem się w jej stronę.
- Chętnie bym ją z ciebie ściągnął... - wymruczałem jej do ucha, po czym odskoczyłem na bok, zbierając z podłogi torby.
- Pedofil...! - zacisnęła dłonie w pięści i poszła ukryć się za regałami.
Zaśmiałem się cicho i zacząłem na poważnie rozglądać się po towarach, jakie proponował ten sklep. Może jednak znajdę coś odpowiedniego dla Vane?
Nagle zauważyłem bardzo ładny, koronkowy komplet bielizny. Całość była biała, z dodatkami czerwieni i czerni. Nie widziałem jaki dziewczyna ma rozmiar, więc wziąłem tak na oko, po czym zaniosłem swoją propozycję do Vane.
- Co o tym myślisz? - pokazałem jej komplecik, szczerząc się jak głupi do sera. - Przymierzysz? Proszę...

< Vane? :3 >

Od Vane CD Gilbert

Spojrzałam kątem oka na mężczyznę.
- Ty mówisz serio? - prychnęłam pod nosem, biorąc kolejne ciasteczko w dłonie.
- Tak, chcę się skazać na tą "mękę" i iść z kobietą na zakupy! - zaśmiał się głośno, dorywając jeden słodycz z miski. - Przynajmniej będziesz miała dobrego doradcę przy wyborze nowej bielizny...
Słysząc jego słowa, niemalże od razu poderwałam się z kanapy, przy tym odkładając ciastka. Zmrużyłam oczy przyglądając mu się pełnym złości wzrokiem.
- Chory psychicznie, czy cierpisz na niedojebanie mózgowe... - warknęłam, w momencie krzyżując ręce.
- No nie gadaj, że ci się do nie podoba... - wyszczerzył się szeroko. - Rumienisz się na sam mój widok... - jego uśmiech przybrał wyraźnie złośliwy ton.
Miał znowu oberwać w łeb. Moja ręka już dosłownie wędrowała w jego stronę, gdy ten w pewnym momencie uchwycił ją, tym samym ciągnąc mnie do siebie. W momencie zrobiłam się cała czerwona, gdy wylądowałam na jego kolanach. Chciałam zacząć drzeć się jeszcze głośniej, lecz moją twarz tylko spowił czerwony rumieniec.
- No widzisz? Znowu to robisz! - uniósł znacząco brwi kilka razy.
"Szczerze. Czasami gubię się pomiędzy nienawidzę, a kocham. Powiadają, że pomiędzy tymi dwoma zjawiskami jest naprawdę mało widoczna granica" - moje nagłe przetwarzanie myśli, wywołało kolejną, bardzo niezręczną ciszę. Znowu byłam zmuszona przyglądać się jego złotym oczom, lekko przysłoniętym grzywką.
- Wiesz co... Już od dawna chciałam ci to powiedzieć... - wyszeptałam, zaczynając jakby nigdy nic bawić się jego lekko niebieskawą grzywką. Zatrzymałam go w chwili niepewności. - Zawsze... Chciałam ci odciąć tą jebaną grzywkę! - dokończyłam w momencie zaczynając się śmiać.
- Od mojej grzywki, to ty... - nagle w moich rękach pojawiła się para fryzjerskich nożyczek. Umiejętność przenoszenia się w ułamku sekundy jest naprawdę przydatna.... - Skąd ty to masz!? - krzyknął, w momencie odchylając głowę.
- No to ile podcinamy? "Same końcówki"? - wzruszyłam brwiami, wciąż się szczerząc.
- Dzieciom nie wolno się bawić takimi ostrymi przedmiotami! - starał się wyrwać nożyczki z mojej dłoni.
I tak miałam się już zbierać, więc ostatecznie pozwoliłam mu na to. Gdy już odrzucił je na bok, stworzyłam na swojej twarzy sztucznie smutną minę.
- No cóż... - spuściłam głowę w taki sposób, aby być dosłownie pięć centymetrów przed jego twarzą. - Więc ja już będę się zbierać - tak jak kilka dni wcześniej, na pożegnanie pocałowałam go w policzek. - Baaayo! - ponownie wykorzystałam umiejętność przenoszenia się do dowolnego miejsca, żeby tym razem znaleźć się przy drzwiach. - Idę na nogach... - dodałam praktycznie będąc już przy drzwiach.
***
Wparowałam do domu w połowie przemoczona. Tak - jak na złość zaczęło lać. Przeskanowałam wzrokiem wszystkich domowników.
- Od przyszłego tygodnia idziesz do pracy... - mruknął leżący na kanapie chłopak. - Bardzo cię tam wyczekują, a przychodzenie w twoim imieniu jest dla nich swego rodzaju katorgą - dodał, delikatnie się przy tym śmiejąc.
- Koniec aresztu domowego? - wychyliłam się zza kanapy, spoglądając na Kibę. 
- Tak, koniec przetrzymywania cię w domu - prychnął, odsłaniając swoje dotychczas zasłonięte oczy. - Cieszysz się?
- Nawet nie wiesz jak... - zawiesiłam na moment głos, skanując dokładnie wszystkie swoje myśli.
W końcu - skoro wracam do pracy, jest to niemal równoznaczne z tym, że moje spotkania z Gilbertem będą o wiele rzadsze. Nie wiem dlaczego, ale sądzę, że będzie mi brakować tego starego pryka...
- Tak, cieszę się... - dokończyłam z nieco mniejszym entuzjazmem niż poprzednio. 
- Coś się stało? - poderwał się w momencie do siadu.
Znalazłam się obok niego po niespełna kilku sekundach. Oparłam się głową o jego ramię.
- Nie, nie... Tylko spać mi się chce... - westchnęłam cicho.
***
Kolejna nieprzespana noc. Taaa.... Moje wytłumaczenie było tylko pretekstem do udania się do swojego pokoju. Rano nawet nie zorientowałam się, gdy w domu zabrakło dwóch osób. Przyodziałam bardzo podobny do mojego ulubionego stroju komplet. Różnił się jedynie kolorem i krojem niektórych elementów. (Zdj) Przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam całkiem dobrze... Wpakowałam do małej, białej torebki telefon i portfel. 
- Chyba mam wszystko... - mruknęłam pod nosem, przyglądając się swojemu pokojowi. 
Rozległ się wyraźny ryk dzwonka. Jeszcze raz przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze, po czym zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi.
- Gotowa? - wyszczerzył się, skanując mnie swoim wzrokiem.
- Tak, chodźmy już... - wyszłam z delikatnie spuszczonym wzrokiem.

<Gilbercik? c: >

niedziela, 20 sierpnia 2017

Od Gilberta CD Vane

Speszyłem się trochę i podrapałem się po policzku skrępowany tą sytuacją.
- Heh.. Wybacz... - mimo wszystko uśmiechnąłem się pod nosem i usiadłem spokojnie na krzesełku. - Nie masz czego się wstydzić Vane... I tam już cię widzia... - urwałem nagle gdyż oberwałem jakiś badylem w głowę.
- Przymknij japę, pedofilu! - dziewczyna wyglądała na bardzo zdenerwowaną. - Jeszcze jedno słowo, a rzucę kamieniem!
- Dobrze, dobrze... - zaśmiałem się cicho. - Tylko się mi tu nie denerwuj...
Prychnęła tylko i spojrzała na swoją mokrą koszulkę. Jakby co to mi ona wcale nie przeszkadza... Są fajne widoczki.
- Możesz przestać się gapić?! - warknęła, zauważając mój natarczywy wzrok.
Odwróciłem szybko głowę i wróciłem do jedzenia ryby.
- Wiesz równie dobrze możesz zdjąć koszulkę i założyć samą bluzę... - zaproponowałem, gryząc kawałek ryby, wypluwając denerwujące ości.
- Nie odzywaj się już stary pryku... - mruknęła i wycofała się jeszcze bardziej w cień, żebym przypadkiem czegoś nie zobaczył za dużo.
- Chyba kupię ci nową bieliznę... Ta mi się niezbyt podoba... - czy właśnie skrytykowałem stanik i majtki młodej kobiety? Tak.
Nagle kątem oka dostrzegłem lecący w moją stronę obiekt. Szybko się uchyliłem i usłyszałem jak dość masywny kamyk upada na ziemię.
- Chcesz mnie zabić? - zwróciłem się do dziewczyny całkiem spokojnie.
- Tak!
- Okej.... Serio?
- Ugh...! - Vae spiorunowała mnie wzrokiem, na co już całkowicie umilkłem.
Po chwili dziewczyna usiadła na krześle, wieszając przy okazji nim swoją mokrą bluzkę. Jednak mimo wszystko miała na sobie samą bluzę.
- Przestań się wreszcie tak gapić... - wywróciła oczami, a ja zachichotałem cicho, rozbawiony.
-Co ja na to poradzę, że jesteś taka pię... - w porę ugryzłem się w język i z lekkim rumieńcem na policzku, zacząłem dłubać widelcem w mięsie.
- Co? - spojrzała na mnie zaskoczona, a jej policzki przybrały czerwony odcień. - Dokończ...
- Ale co?
- To co przed chwilą mówiłeś!
- Nie wiem o co ci chodzi... - zagwizdałem pod nosem, obserwując sobie niebo.
- Pedofil... - fuknęła pod nosem i zabrała mi moją porcję ryby, którą zaczęła jeść.
Westchnąłem cicho, obserwując jak pochłania kawałek po kawałku rybę.
- Jak zjesz to może będziemy już wracać?

~~*~~
Zaparkowałem pod swoim domem i wyszedłem z samochodu, aby wypakować całą zawartość bagażnika. W tym samym czasie Vane poszła sobie do domu, znikając za drzwiami. Moje ubrania dalej były trochę mokre, ale nie przejmowałem się tym. Kiedy już wszystko znajdowało się na swoim miejscu, zadowolony z tego całego wypadu nad jezioro, ruszyłem do domu. Kiedy tylko przekroczyłem próg, zauważyłem dziewczynę siedzącą na kanapie i wcinającą jakieś ciastka, które wygrzebała pewnie z którejś z szafek.
- Masz jakieś plany na jutro? Chciałbym cię zabrać na zakupy... - usiadłem obok niej i spojrzałem na nią z delikatnym uśmiechem.

<Vane? :3>

Od Vane CD Gilbert

Wyminęłam go, wciąż widocznie zawstydzona tym, co powiedziałam wcześniej. Mogłam wtedy po prostu się zamknąć i nie dodawać niczego więcej. Teraz znowu nie potrafiłam się zmusić, aby na choćby dziesięć sekund spojrzeć mu w oczy. Nie wiem dlaczego, ale kilkanaście razy bardziej wolę spędzać czas właśnie z nim, niż z Kibą... Przy Gilbercie czuję się... Inaczej. Tak, jakbym w rzeczywistości znała go przez całe życie. Mogę mu powiedzieć o wszystkim co mnie trapi, a on mnie pocieszy...
- O czym myślisz? - doszedł do mnie głos zza pleców.
Otrząsnęłam się w momencie, po czym odwróciłam się w jego stronę. Rzeczywiście. Stanie w miejscu i wpatrywanie się w jeden punkt, można uznać za coś dziwnego. 
- O niczym. Nie ważne... - odwróciłam wzrok.
Bez dalszego gadania przysiadłam na swoim krzesełku. Z delikatnie przechyloną głową wpatrywałam się w jezioro.
- Zjesz... Połowę ryby, czy może jedną czwartą? - zapytał, szykując najpotrzebniejsze rzeczy do rozpalenia ogniska.
- Huh? - odwróciłam delikatnie głowę w jego stronę. - Nie jestem głodna, nie będę nic jeść... - pokręciłam przecząco głową. 
- Powinnaś coś zjeść - wtrącił niemalże od razu.
- Nie jestem głodna - powtórzyłam, delikatnie wzruszając ramionami.
- Na pewno? - stanął przede mną, wlepiając we mnie swój wzrok.
Delikatnie zmarszczyłam brwi i zmrużyłam oczy. 
- Tak, na pewno - dodałam, krzyżując ręce.
***Później...***
Zdążyło się już nieznacznie ściemnić. Siedziałam na ziemi owinięta bluzą, którą uprzednio wzięłam z domu. Wpatrywałam się w mężczyznę, który próbował rozpalić ognisko. Jak można się domyślić - zapomniał wziąć z domu zapalniczki, czy chociażby zapałek.
- Czyli papieroska też sobie nie zapalisz? - uśmiechnęłam się delikatnie, patrząc, jak stara się stworzyć iskrę za pomocą dwóch kamieni.
- Na razie nie mam takiego zamiaru... Dym papierosowy może ci zaszkodzić... - mruknął pod nosem, wciąż nie zaprzestając swoich prób.
Zaśmiałam się cicho, po czym przybliżyłam się do góry patyków. W sekundzie na mojej dłoni pojawił się mały płomyczek, stworzony przez jedną z moich zdolności. Przybliżyłam go do rozpałki... Momentalnie wszystko zaczęło płonąć.
- Właśnie... Nigdy nie wspominałaś o tym, jakie posiadasz zdolności... - spojrzał na mnie dosyć zaskoczony.
- Kiedyś się dowiesz... - uśmiechnęłam się delikatnie. - Na przykład wtedy, gdy mnie zdenerwujesz - dodałam.
- To była groźba? - prychnął.
- Dowiesz się w swoim czasie - puściłam mu oczko.
Po jakiś trzydziestu minutach pieczenia ryby przez Gilberta, jedzenie było gotowe. Bez słów przyglądałam się jak ciemnowłosy bierze kolejne kęsy, uprzednio wypatroszonej ryby. W zasadzie, to zostały z niej tylko płaty, które można kupić w każdym supermarkecie. 
- Chyba jednak jesteś głodna - spojrzał na mnie, delikatnie się uśmiechając.
- Ja? Nie! - zaprzeczyłam jednoznacznie głową.
Chyba domyślił się, że jednak delikatnie burczy mi w brzuchu. W końcu nie jadłam nic od rana... Nabrał trochę ryby na swój plastikowy widelczyk. Uniósł go do góry.
- Otwórz buzię - wyszczerzył się.
- Nie jestem dzieck- - nie zdążyłam dokończyć.
Przeżułam kawałek, który dosłownie został mi wepchnięty do ust. "Rzeczywiście, całkiem smaczna" - uśmiechnęłam się delikatnie.
- I co? 
- Jeszcze! - krzyknęłam, jak małe dziecko.
Podczas gdy Gilbert wygrzebywał kolejną, małą porcję, ja nalałam sobie do kubka wody. Wciąż trzymając go w górze, czekałam na jedzenie. Mając kawałek mięsa z ryby, niespodziewanie wyczułam coś dziwnego w gardle. Zatkałam usta, po czym mimowolnie zaczęłam kasłać. Przez wykonywanie gwałtownych ruchów cała zawartość kubka, wylądowała na mojej koszulce. 
- Vane!? Co się dzieje!? - krzyknął nad wyraz przerażony Gilbert, podrywając się z ziemi.
Zakasłałam jeszcze kilka razy, aż w końcu "to coś" zniknęło. Spojrzałam na swoją dłoń, na której wylądowała niewielka ość z ryby. Przeskanowałam ją dokładnie wzrokiem.
- Nie uprzedzałeś, że w tej rybie są ości... - zmrużyłam oczy, przyglądając się mężczyźnie stojącemu nade mną.
- A w jakiej rybie ich... - przerwał w momencie. - Nie ważne. Nic ci nie jest? Dobrze się czujesz? - przykucnął przy mnie.
- Tak, tak, dobrze... 
Przypatrywał mi się dziwnie. Nie rozumiałam, o co mu chodziło... Spojrzałam w dół. Przez moją przemoczoną koszulkę prześwitywał kremowy stanik z kilkoma koronkami. Poderwałam się z ziemi niemalże od razu, w momencie zasłaniając się rękoma.
- Co się gapisz!? - krzyknęłam, odsuwając się kilka metrów od źródła światła.

<Gilbercik? ( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)>

Mia Land of Grafic