piątek, 21 lipca 2017

Od Petera CD Shadow

Przyglądałem się całej sytuacji z boku, stojąc oparty o framugę drzwi.
– Taki chlopiec... On... – odgoniła machnięciem ręki brata, który chciał ją przytulić. – Najpierw sie ze mną bawil w chowanego, a potjem zmienil sje w takjego duziego, czarnego wilcka. I chciał mnie zjesc!
– A jak wyglądał? – powiedziała spokojnie Shadow, zachęcając ją swym tonem do kontynuowania opowiadania.
– Mial niebjeskie oczy, jak nasze wlosy, wlosy cjemne... Troske stalsy od njas.
Chciałem podbiec, gdy zauważyłem, że dziewczyna prawie przewraca się na ziemię. W ostatnim momencie oparła się o stojącą obok komodę.
– Spokojnie, to był tylko sen. – wciąż mówiła dziwnie opanowanym głosem.
Czułem, że coś jest nie tak. Widziałem to po niej...
- Będzie dobrze - uśmiechnęła się ciepło w jej stronę, po czym pocałowała ją w czoło.
Córka ponownie ułożyła swoją głowę na poduszce i przytuliła do siebie swoją ulubioną przytulankę. Widziałem jak Shawn delikatnie głaszcze ją po głowie... Rzeczywiście - strasznie się kochają...
- Peter, co ty tu robisz? - zapytała, gdy tylko odwróciła się w stronę wyjścia.
- Głównie stoję, śledzę cię, podsłuchuje... - uśmiechnąłem się delikatnie, mimo dziwnej powagi sytuacji. - Chodź...
Gdy tylko upewniliśmy się, że dzieci śpią, przeszliśmy z powrotem do swojego pokoju. Dziewczyna wskoczyła bez zastanowienia pod kołdrę, podczas gdy ja przysiadłem na jednej z puf naprzeciw. Westchnąłem cicho.
- O kim ona mogła mówić? - zapytałem cicho, przyglądając się oczom jasnowłosej dziewczyny.
Ta tylko wzruszyła ramionami i przytuliła do krańca kołdry. Położyła głowę na poduszce i zapewne szykowała się do zaśnięcia.
- To tylko jakiś głupi sen - prychnęła. - Bawisz się we wróżbitę...? - wyczułem jak się uśmiecha.
- Nie... - podniosłem się na równe nogi, przechodząc do naszego łózka. - Po prostu się niepokoję... - położyłem się tuż obok, wlepiając wzrok w sufit.
Dziewczyna dotychczas odwrócona do mnie plecami, zmieniła swój kąt położenia. Oparła głowę o mój tors, cicho wzdychając.
- Dobranoc... - powiedziała cicho.
- Kocham cię... Wiesz o tym? - objąłem ją delikatnie ramieniem.
- Tak, tak... - ziewnęła cicho. - Ja ciebie też... - ułożyła rękę na moim brzuchu.
Ciemność, która pojawiła się przed moimi oczami była jak ukojenie... Zasnąłem..
<Shadow? <3 >

Od Corrinne cd Shawn

Strzepnęłam z szarej sukienki niewidzialny kurz. Niby z nudów podparłam się o ścianę, choć tam naprawdę przed oczami tańczyły mi mroczki, które  współgrały z karuzelą w mojej głowie. Pod pretekstem przytulania Vér'a, osunęłam się na podłogę. Kątem oka obserwowałam wszystko, co się działo.
Parę godzin po obiedzie, kiedy emocje się uspokoiły, oznajmiłam, że idę do swojego pokoju i się w nim zamknęłam.
Przez chwilę układałam puzzle, jednak zaczęło mi się robić zimno,  a karuzela przyśpieszyła. Zrezygnowana położyłam się na białym materacu i zamknęłam oczy.
Ciemność przyjemnie mnie otoczyła, jednak wciąż kręciło mi się w głowie. Czułam to nawet śniąc.
***
Uciekałam przed dużym, czarnym wilkiem, który przeszywał mnie czerwonymi ślepiami.
Sama byłam pod postacią zwierzęcia.
Przebierałam białymi łapkami. Ale, nie czułam przerażenia. Śmiałam się.
Wilczur dopadł mnie i przygwoździł do ziemi. Zmieniłam się w człowieka, a on zaraz po mnie.
– Nie wolno uciekać. – przegryzając płatek mojego ucha, wyszeptał te kilka słów.
Prychnęłam, pstrykając ciemnowłosego w nos.
Potem... Ból i ciemność.
***
Uchyliłam lekko powieki, z trudem łapiąc powietrze przez usta. Gorąco... A może zimno? Auć... Moja głowa...
Było ciemno, za szybą świecił księżyc. Ale... Wszystko było rozmazane... Co się dzieje?
– Mamo? Tato? SHAWN...?
Spróbowałam wstać- opadłam znów na poduszkę.

Shawn? C:

Od Shawna CD Corinne

Siedziałem w piaskownicy, beztrosko robiąc babki z piasku. Wykorzystywałem do tego przeciętą na pół butelkę, którą znalazłem gdzieś w krzakach, ponieważ inne dzieci zawsze zabierały mi foremki. Tak - nikt mnie nie lubi. Pewnie to przez mój dosyć specyficzny styl mowy oraz sposób zachowania w stosunku do innych. Nie rozumiałem żartów, nie potrafiłem się bawić... Byłem pośmiewiskiem.
- Shawn, chodź na chwilkę... - moje rozmyślanie, przerwała zaczepka przez jakiegoś chłopca.
Był ze starszej grupy. Wyciągnął mnie z piaskownicy za niebieski szalik owinięty wokół szyi. Nie umiałem się obronić - a sprostowując - nie chciałem tego robić. Wiedziałem, że jakakolwiek próba obrony skończy się dla mnie gorzej, niż oddanie kieszonkowego na lody...
- Więc... - zaciągnęli mnie za sobą do krzaków przy płocie przedszkola. Była to swego rodzaju "baza" tej grupki o dwa lata starszych przedszkolaków. - Ile masz dla nas pieniędzy? - zapytał z wyraźnym błyskiem w oku.
- Nic. Nic dzisiaj nie mam - skłamałem szeptem, zaciskając ręce na dwóch końcach szalika.
- Ojoj... - jeden z nich, przywódca, przybliżył się do mnie i przycisnął do płotu. Chwycił mnie mocno za rękę, czułem jak po chwili zaczyna mi ona drętwieć. - Czyli chcesz, żeby twojej siostrze się coś stało? - uśmiechnął się gniewnie, wypuszczając mnie z objęć.
- Dobra! Ale jak wam ją dam, to macie się nie zbliżać do Corrinne! - wyszeptałem, już sięgając drugą ręką do kieszeni.
Dostałem kilka solidnych kopniaków w brzuch... "Cholera jasna, zostaną siniaki" - warknąłem w myślach, przecierając swój krwawiący nos dłonią. Zawsze, w najgorszym momencie musiałem dostawać ataku astmy... Przez stres, z moich nozdrzy zawsze wydostaje się krew.
- Zostawcie m o j e g o brata! - warknęła przez zęby dziewczyna, która przed chwilą pojawiła się kilka metrów od nas.
- Uciekaj... - wyszeptałem prawie niesłyszalnie, podtrzymując się na nogach przy pomocy stojącego obok płotu.
- O nie, toż to nasza Oreo! - zaśmiali się, podchodząc do niej.
Jeden z chłopaków popchnął ją na ziemię. Wszyscy, bez wyjątku zwrócili swą uwagę na nią. Wykorzystałem to i bez namysłu wyciągnąłem scyzoryk, który zawsze trzymałem przy sobie.
- Odczepcie się ode mnie i mojej siostry - warknąłem pod nosem, w trzęsących się rękach trzymając nożyk.
Zbladli, przyglądając się przedmiotowi, który trzymałem w dłoni. Chłopak, który przed chwilą mnie pobił, odsunął się o krok. Powoli zbliżyłem się do Corrinne i hybrydy, którzy byli kilka metrów ode mnie. Wciąż trzymając broń namierzoną na nich, podszedłem do dobrze znanej dwójki.
- Czy wszystko dobrze? - zapytałem cicho w stronę dziewczynki, która leżała za mną.
- Tak - podparła się o grzbiet hybrydy, po czym stanęła, podpierając się delikatnie o moje plecy.
- Jeszcze raz... - warknąłem, po czym chwyciłem siostrę za rękę i odbiegłem z nią w stronę jedynego, ukrytego wyjścia z przedszkola.
Bez gadania przedostaliśmy się przez niewielką dziurę w płocie, która została przeze mnie stworzona kilka dni wcześniej. Czasami "idąc do toalety" tak naprawdę wychodziłem na krótki spacerek po mieście.
- Idziemy do domu - postanowiłem, wciąż trzymając Mel za rękę.
- Co? - zatrzymała się w miejscu. - I co chcesz powiedzieć rodzicom? - zapytała, krzyżując ręce.
- Astma - powiedziałem krótko, ponownie chwytając ją za dłoń. - Chodźmy, zanim się zorientują.
***
Drzwi od domu były otwarte, więc bez zastanowienia wszedłem do środka wraz z siostrą. Na wstępie przywitał nas ojciec, który prawie upuścił trzymany w rękach przedmiot - szklankę z sokiem.
- Corrinne, Shawn, co wy tu...? - zapytał skanując nas wzrokiem. - Shadow! - krzyknął, po czym przykucnął przy nas.
- Czego się dre- - nie dokończyła, wchodząc do przedpokoju ze szmatką w ręce. - Dzieciaki, co się stało?! - krzyknęła głośniej niż tata, rzucając się w naszą stronę.
Spojrzałem wymownym wzrokiem na siostrę - bajeczka rozpoczęta.
- Bo ja się tak strasznie przestraszyłam, gdy Shawn dostał krwotoku z nosa, że... Przybiegłam z nim do domu, bo bałam się, że coś mu się stanie i... Po drodze się przewróciliśmy... - powiedziała zgodnie z nie prawdą.
- Boże święty... - mruknął tata, skanując moją z lekka ubrudzoną od krwi twarz.
Puściłem oczko w stronę siostry, która patrzyła na rodziców ze sztucznie zmartwioną miną.
<Mell?>

Od Vane CD Gilbert

Jakaś śmierdząca melina... Cholera. Zostałam potraktowana nad zwyczaj łagodnie, tylko kilka razy oberwałam w głowę pięścią. Określając to grzecznie "naruszył mą przestrzeń osobistą" w dużym stopniu. Gdy tylko do tego zjebanego domku wparowała jakaś osoba, wcisnął mi na siłę do ust ( ͡° ͜ʖ ͡°) jakąś tabletkę. Miałam bardzo dużą ochotę splunąć mu nią w twarz, lecz przytrzymywał mnie rękami, do czasu, aż nie połknęłam. Tsa... Wyraźne nudności pojawiły się po kilku sekundach.
***
Wszystko dochodziło do moich uszu jakby przez mgłę. Z jednej strony mogłam rozpoznać charakterystyczny odgłos oddawania strzału, lecz i tak było to tylko zwykłe dudnienie, w ogóle nie przypominające oryginału.Gdy tylko wyczułam czyjeś dłonie na swojej twarzy, moje ciało przeszedł ciąg dreszczy, a serce przyspieszyło. Bałam się, że to znowu on, a osoba z nim walcząca mogła nie przeżyć. 
- No hej... - wyszeptał delikatnie stłumiony przez mój mózg głos. 
Czułam, że moje ręce oraz nogi nie są już skrępowane taśmą. Przetarłam oczy, na których wciąż pozostały resztki gazu. Wiedziałam, że dłonie również były umazane owym przedmiotem, lecz ten ruch wykonałam bez zastanowienia. 
- Gilbert? - zapytałam, dostrzegając niewyraźne rysy twarzy jakiegoś mężczyzny.
- Huh, na to wygląda - stwierdził, z tego co wywnioskowałam, skanując samego siebie wzrokiem.
- Jest tu tak ciemno, czy wciąż mam oczy zaklejone gazem? - zadałam kolejne pytanie, tym razem lekko podchodzące pod kiepski żart.
- Pewnie i jedno i drugie - odpowiedział, pomagając mi stanąć na równe nogi.
- Ugh... Jak tu mnie znalazłeś? - wypaliłam po kilku sekundach milczenia, chwiejnym krokiem podchodząc do ledwo widocznego zarysu schodów.
- Może pogadamy w bardziej... Bezpiecznym miejscu? - wykrztusił, zapewne dławiąc się nieprzyjemnym zapachem, który unosił się w całej tej spelunie.
- Racja, racja - skwitowałam, będąc już na górnym piętrze. - Ja pierodlę! - krzyknęłam, widząc na ziemi zakrwawionego mężczyznę.
Wlepiłam w niego swój wzrok... Dlaczego ja nie mogłam tego zrobić? Przecież ze mną skończyłby kilkanaście razy... Gorzej.
- Um... Lepiej wyjdźmy już stąd - wymamrotał.
Ani drgnęłam. Wciąż fantazjowałam o tym, jak zakończyłoby się jego życie, gdyby w tym momencie jeszcze zipał. Gilbert zapewne zauważając to, zrezygnowany pociągnął mnie za sobą. Ocknęłam się dopiero po wyjściu za drzwi.
- Masz telefon? - wyrwało mi się kolejne krótkie pytanie.
- Ach, prawie zapomniałem! Odbył się pogrzeb mojej małżonki jakieś cztery godziny temu - powiedział, sztucznie smutniejąc na wspomnienie o swoim telefonie.
- Szczere kondolencje - uśmiechnęłam się pod nosem. - Czyli nie pozostało nam nic innego, niż ruszenie przed siebie... - dodałam szeptem, skanując okolicę.
Drzewa, drzewa i jeszcze raz drzewa. Żadnego światła, czy chociażby wyrytej przez ludzi drużki. Zostaliśmy skazani na instynkt. Westchnęłam cicho, po czym przybrałam swą zwierzęcą formę. Mężczyzna po chwili zrobił to samo.
- A już myślałam, że przemienisz się w leniwca, czy inne tego typu zwierzę - uśmiechnęłam się złośliwie, wciąż przyglądając mu się ze swego rodzaju wyzywającym wzrokiem.
- Jak na osobę, którą kilka minut temu mogło spotkać najgorsze, humor za dobrze ci dopisuje - stwierdził, zbliżając swój pysk bliżej ziemi.
Pod postacią zwierzęcą nasz węch polepszył się kilkakrotnie, dzięki czemu odnalezienie drogi do najbliższej ulicy nie sprawiło większego problemu. Co prawda - była ona całkowicie pozbawiona samochodów, lecz w mgnieniu oka rozpoznałam okolicę.
- Kilka, no może kilkanaście kilometrów... - mruknęłam pod nosem ze skwaszoną miną.
***
Gdy tylko zobaczyłam dobrze znany dom przed sobą, w mgnieniu oka znalazłam się przy drzwiach. Chciałam odruchowo sięgnąć po klucz, lecz od razu zdałam sobie sprawę z tego, że musiał zostać w domu faceta. Przeklęłam pod nosem.
- Chyba nie... - odwróciłam się w stronę Gilberta, który z miejsca ruszył w stronę swojego domu. - Hej czekaj! Nie zdążyłam ci jeszcze podziękować - zaśmiałam się cicho, podchodząc do mężczyzny.
- Nie, nie musisz - odwrócił się w moją stronę. - Ja już muszę spadać - skrzywił się, przeczesując dłonią czarne włosy.
Zauważyłam jak wyraźnie się wzdrygnął, a na jego ręce pojawiła się krew. Skrzyżowałam ręce, widząc jak w ułamku sekundy chowa brudną od czerwonej cieczy dłoń za siebie.
- Dlaczego nie powiedziałeś!? - krzyknęłam, lecz była w tym nutka przejęcia. - Nie jestem pewna, czy dasz radę! - zmarszczyłam brwi.
- Ja bym nie dał? Spokojnie, nic mi nie będzie! To tylko zadrapanie - wypalił od razu.
- Tsa... A jutro w wiadomościach usłyszę o nad-człowieku, którego znalezionego nieprzytomnego na chodniku. Poza tym, miałeś mi odpowiedzieć na pytania! Załatwię ci nowe ubrania i opatrzę rany...  - zaproponowałam.
- Przykro mi Milady, lecz muszę się wybrać na poszukiwanie nowej żony. Poza tym, wątpię, czy pani towarzysz byłby zadowolony z mojej wizyty. Wszystko skwitujemy kiedy indziej - uśmiechnął się delikatnie.
- Dzięki za wszystko - odwzajemniłam gest. - Kiedyś się odwdzięczę - dodałam, odsuwając się o krok.
- Do zobaczenia - pożegnał się, przy tym robiąc obrót o 160 stopni.
Wróciłam do drzwi. Zapukałam kilka razy, przy tym waląc dłonią w dzwonek. Po kilku sekundach otworzył mi nad wyraz zdenerwowany szop, trzymając jedną ze swoich broni. Przymierzył do mnie, nawet nie sprawdzając kim jestem.
- Rocket, poj*bało cię!? - krzyknęłam, odsuwając się kilka kroków do tyłu.
- Vane!? Gdzieś ty się szlajała? - opuścił broń, przyglądając mi się jak wariatce.
- Może przestańmy się tak drzeć i wyjdźmy do środka, bo za chwilę ktoś tu przyjdzie!? - wróciłam na miejsce, które przed chwilą zajmowałam.
- Dobra... - odsunął się, dając mi wejść do środka.
Bez zastanowienia wparowałam do łazienki. Zamknęłam się od środka, po czym ściągnęłam z siebie zakrwawione ubrania... Przejrzałam się w lustrze. Moje włosy pod wpływem krwi, która sączyła się z ran, przybrały czerwony kolor w niektórych miejscach. "Dlaczego nie dostałam wstrząsu mózgu, czy innego gówna?" - mruknęłam sama do siebie, skanując wzrokiem swoje ręce oraz nogi... Mniejsze zadrapania szpeciły niektóre elementy mojej twarzy. Przeklęłam pod nosem, gdy zauważyłam na swoim lewym udzie niewielki "tatuaż" wyryty żyletką. Przedstawiał... Kucyka? Nie dość, że gwałciciel, to jeszcze jakiś pojebany psychopata.
***
Po porządnej kąpieli oraz przybraniu na siebie nowych rzeczy - w końcu - wyglądałam jak człowiek. Wysuszyłam włosy, po czym delikatnie przekręciłam zamek w drzwiach...
- Dłużej się nie dało?! - warknął pod nosem rozzłoszczony szop.
- Mogłam, bo jeszcze zapomniałam zrobić sobie makijaż... - prychnęłam.
Rocket wymruczał coś pod nosem, wciąż stojąc oparty o jeden z elementów kanapy.
- Więc, masz jakieś pytania? - aż ciarki mnie przeszły, gdy przez myśl przeleciały mi nie miłe wydarzenia sprzed kilku godzin...
- GDZIE BYŁAŚ? - zaczął.
- Jakiś gościu mnie porwał - powiedziałam, zgodnie z prawdą.
- Coo do cholery? Kto?! - zmarszczył nos, przy tym krzyżując ręce.
- Nie wiem... Jakiś idiota, a w zasadzie... Chyba grupka debili - przysiadłam na fotelu, który stał idealnie na przeciw niego.
- Co ci robili... - wyczułam jak zaczyna się gotować od środka. Pewnie zareaguje tak samo jak ja wcześniej... "Dlaczego, to nie ja go zaje*ałem?!"
- A jak myślisz!? Chyba nie grał ze mną w chowanego, czy berka?! - warknęłam, owijając się kocem, którego wcześniej dorwałam z podłogi. - Okay! Chcesz wiedzieć?! Nagle obchodzi cię mój los? - ostatnie zdanie bardziej wyszeptałam, niż powiedziałam na głos.
- Oczywiście, że tak! Zawsze mnie obchodził! 
- Więc, proszę k*rwa bardzo! Dostałam kilka razy z pięści, wkładali mi łapy pod koszulkę! A teraz się od*ierdol i daj mi w spokoju wypić herbatę! - krzyknęłam, biorąc łyk ciepłego napoju.
Czułam jak pod powieki nabierają mi się łzy. Zacisnęłam mocniej rękę na uchu kubka. Miałam dużą ochotę nim rzucić... Kubek był prezentem, od jak wiadomo BYŁYCH przyjaciół - przywódców klanów. Mimo ostrej kłótni, nie chciałam go niszczyć.
- Kto ci pomógł...? - dotarło do moich uszu kolejne pytanie.
Uniosłam na niego swoje zaczerwienione oczy.
- Gilbert - odpowiedziałam krótko, zbierając się z fotela.
Stworzyłam z koca swego rodzaju pelerynę, po czym ruszyłam w stronę drzwi. Gdy już chwytałam za klamkę, usłyszałam ciche kroki za sobą.
- Mam zadzwonić do Bennetta?
- Do tego psychologa-psychopaty? - zaśmiałam się drwiąco. - Możesz tego szaleńca bardzo nieserdecznie pozdrowić.
- Jakbym słyszał samego siebie...
- W końcu... To ty mnie nauczyłeś takich pyskówek.
***Kilka dni później...***
Nocne spacerki... Dla niektórych może brzmieć to, jak próba samobójcza, lecz dla mnie? Codzienność! Nie zraziłam się do nich, nawet po porwaniu. Teraz, po prostu nosiłam przy sobie o wiele więcej różnych gnatów. Gdy do moich uszu dochodziły jakiekolwiek szmery - w moich dłoniach niemal od razu pojawiały się dwie spluwy. Nic prostszego...
- A ty... To samo co zwykle - wyczułam nieprzyjemną woń papierosa.
Niemal od razu wycelowałam w postać. Podczas gdy mnie otulało światło lampy, on stał na pograniczu cienia ze światłem. Odsunęłam się kilka kroków do tyłu, już mając zamiar strzelać. 
- Ostatnie życzenie?
- Pamiętaj o podlewaniu kwiatów przy grobie mojej małżonki - zrobił krok do przodu, dzięki czemu mogłam dostrzec jego charakterystyczne rysy twarzy.
- Mały Gilbercik! - uśmiechnęłam się złośliwie w jego stronę.
- Jestem wyższy od ciebie - podkreślił, przydeptując butem niedopałek papierosa, który chwilę temu upuścił na ziemię. - Tobie nigdy się nie znudzą samotne spacery, w środku parku... - zaczął wyliczać. - ...i do tego jesteś ubrana w... Grzecznie określając - wyzywające ubrania.
- Huh, rzeczywiście... Ale za to jestem dobrze uzbrojona - przeładowałam jeden z pistoletów.
- O Boże... - strzelił krótkiego facepalm'a.
- Dobra, dobra... A ty? Co tutaj robisz?
<Gilbercik?  ( ͡° ͜ʖ ͡°)  >

czwartek, 20 lipca 2017

Od Corrinne

Kopnęłam piłkę w stronę Ihsuki'ego, stojącego między drzewami, które służyły za bramki. Odbił ją bez problemu, po czym prychnął wyraźnie rozbawiony.
Gdyby potrafił już mówić, pewnie zacząłby się wyśmiewać z mojej umiejętności strzelania do celu. Pokazałam mu język, po czym zaczęłam się rozglądać za bratem.  Siedział wcześniej w piaskownicy, ale teraz... Ihsu odrzucił gumową zabawkę, a ja, choć nie patrzyłam w jego stronę, złapałam przedmiot bez problemu, choć pociągnęłam się lekko za błękitne włosy.
– Widzisz gdzies Nutellę? –zapytałam, lekko sepleniąc.
W odpowiedzi wskazał palcem na płot obrośnięty ciemnozielonymi liśćmi. Często służył nam do zabawy w chowanego. Policzyłam dzieciaki na podwórku. Brakowało dwóch chłopaków i Shawna. Czyli nie bawią się.
Dałam znak by Ihsuki poczekał na swoim miejscu, sama ruszając w stronę płotu. Kucnęłam, przeszłam przez dziurę i dźwignięłam się na nogi. Przy moim boku pojawiła się jedna z hybryd należących do  mamy.  Pogłaskałam Vér'a, gdy przeskoczyliśmy nad pierwszym zakrętem. Krzewy tworzyły tu jakby alejki czy labirynt.
– Szukaj Shawna. – szepnęłam.
Pies cicho warknął, po czym chwilę powęszył z nosem w górze i przeskoczył kolejne przeszkody. Podążyłam za nim.
Zatrzymałam się zaledwie na sekundę, gdy zobaczyłam przerażającą scenę, a Vér, który przyjął postać charta już rzucił się na dwóch kolegów z grupy. Przywołałam go do porządku uderzeniem dłoni o udo.
– Zostawcie m o j e g o brata! –warknęłam przez zęby.
– O nie, toż to nasza Oreo! –zaśmiali się. Byli dwie grupy wyżej. Zerknęłam ukradkiem na bliźniaka, próbującego podnieść się z ziemi.
< Shawn? C: Jak ja lubię nie mieć weny... >

wtorek, 18 lipca 2017

Od Sharni cd Yusuke

Odmruknęłam coś w odpowiedzi na jego stwierdzenie o moim imieniu.
Przymknęłam powieki. Choć nie mogłam nic zobaczyć, to zdołałam wyobrazić sobie wszystko wokół; zapewne brązową ławkę, niebieskie niebo, trawę, wiewiórki skaczące po drzewach, wśród których gniazda mają ptaki.
Albo...
– Czym jest twój pupil? – usłyszałam pytanie.
Poczułam, jak Thorn napina się.
– Patrz teraz przed siebie. – mruknęłam.
Hybryda najprawdopodobniej rzeczywiście pokazała mu się na dłuższy ułamek sekundy, bo głośno nabrał powietrza.
– To teraz ja zadam pytanie. Jak wyglądasz? – poczułam na sobie jego wzrok. Szybko pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – To, czego nie widzę, lubię sobie wyobrazić.
– Jestem mężczyzną... – zaczął, a ja strzeliłam facepalm'a – Moje włosy są granatowe i podchodzą trochę pod czerń. Błękitne oczy, które czasem wyglądają jak zielone. Często chodzę w pięknym kimonie i równie często noszę przy sobie miecz. Ale przede wszystkim wszyscy się na mnie patrzą, bo jestem bardzo przystojny.
– Cóż za skromność. – zaśmiałam się cicho.
– Ależ dziękuję. – usłyszałam w jego głosie próbę ukrycia rozbawienia. Nastała cisza, przyjemna dla ucha.
Aż... Rozdarł ją krzyk bólu. Gwałtownie wyprostowałam szyję, wcześniej pochylając się do tyłu. Usłyszałam, że nowy towarzysz wstał równie szybko, jak ja to zrobiłam, prostując głowę.

< Yusuke? >

niedziela, 16 lipca 2017

Zagrożeni

UWAGA!
Wszystkie osoby niżej wymienione, proszone są o napisanie JAKIEGOKOLWIEK opowiadania do 16.07.2017. Ewentualnie ZADEKLAROWANIE napisania opowiadania w NIE DŁUŻSZYM czasie, niż dwa tygodnie. Jeżeli nie zostanie ono napisane, postać zostaje wyrzucona.

~~~
Traveling Stars 

Horo- Ostatnie opowiadanie 21.02

 Desert Eagles 

Ayano- Ostatnie opowiadanie 07.02

Arya- Ostatnie opowiadanie 24.02

Gintoki- Ostatnie opowiadanie - a raczej jego brak - 04.03

Laura - Ostanie opowiadanie 18.06

Chloë - Ostatnie opowiadanie 08.05

 Guardians of the Galaxy 

Rite- Ostatnie opowiadanie 02.04


Felix - Ostatnie opowiadanie 18.06

 Spirit of Shining Star 

Hige - Brak aktywności usprawiedliwiony 08.04

Yuki- Ostatnie opowiadanie- raczej jego brak - 06.03 

Sharni - Brak aktywności usprawiedliwiony
Dzięki Haze za pomoc ♥ 
~~~

~Administracja i Haze XD


Mia Land of Grafic