środa, 29 marca 2017

Od Vane CD Kiba

- Chciałabyś, żeby było jak dawniej? - powtórzył pytanie, patrząc na mnie wyczekująco.
Mój wzrok wciąż był utkwiony w palce pomiędzy którymi przeplatałam kosmyki włosów. Westchnęłam cicho.
- Chciałabym, ale nie jestem przekonana czy inni tego chcą - uniosłam nieco głowę w jego stronę.
- Zrobiliby to dla własnego dobra - stwierdził, wciąż mówiąc pełnym nadziei głosem. - Gdybyście połączyli armię...
- Kiba, zrobiliśmy to kilka miesięcy temu! - spojrzałam prosto na niego. - I wszystko szlag trafił. Straciliśmy najlepszych wojowników... Szkolonych magów... Rozumiesz? To nie ma sensu - zdecydowanie zaprzeczyłam głową.
- To pora się wziąść w garść - podniósł się z kanapy. - Wiesz dlaczego warto sięgać dna? - zapytał, stojąc nade mną.
- Dlaczego? - uniosłam wyżej brwi.
- Bo można się od niego odbić! - powiedział, biorąc mój telefon ze stołu.
Jak mogłam się spodziewać, napotkał pewne problemy przy uruchomieniu sprzętu. Kilku cyfrowy kod, który znam tylko ja. Uśmiechnęłam się delikatnie odbierając mu urządzenie.
- Wiesz, że ponad połowa ludzi z telefonem zaszyfrowanym na PIN ma wpisaną kombinację:1-2-3-4? - zadałam retoryczne pytanie, wpisując swoje osobiste hasło.
- Dobra, oddaj - zabrał mi urządzenie.
- Ej, mam Ci przypominać, że to jest mój telefon? - zmrużyłam oczy, patrząc jak przeszukuje moją listę kontaktów.
- Proszę bardzo - uśmiechnął się triumfalnie podając mi urządzenie.
Spojrzałam na mały ekranik z aktywnym połączeniem. Wyświetlał się na nim dobrze mi znany numer Resney. Przerażona spojrzałam na Kibę, który wciąż szczerzył się w moją stronę.
- H-Halo? - zapytałam niepewnie.
- No cześć - po raz pierwszy od kilku tygodni usłyszałam jej charakterystyczną barwę głosu.
- No... Jest sprawa. Organizuję wraz ze swoim... - zawahałam się. - Ze swoim znajomym spotkanie liderów.
- No dobra, a gdzie? - kamień spadł mi z serca gdy usłyszałam pozytywną reakcję dziewczyny.
- W... - spojrzałam na Kibę szukając pomocy.
Chłopak tylko wzruszył ramionami i pokazał dłońmi na głowę, a później na mnie. "Łatwo Ci mówić" - mruknęłam rozpoznając gest. "
- Obok starej bazy - wydusiłam z siebie.
- No dobra, będę tam czekać - rozłączyła się.
Odetchnęłam z ulgą wkładając telefon z powrotem do kieszeni. Oparłam się o stolik.
- Umiesz prowadzić samochód? - skierowałam pytanie w stronę chłopaka stojącego obok.
- Taak, a co? - uśmiechnął się, zapewne już wiedząc o co mi chodzi.
- Kluczyki są obok wieszaka, poczekaj na mnie w samochodzie - stanęłam tuż przy schodach.
Nie zwracając uwagi na dalsze słowa Kiby, usiadłam na schody. Wybrałam numer współlokatora, po czym przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo, Rocket? Gdzie ty się szlajasz? - zapytałam zaskoczona, że w ogóle udało mu się odebrać telefon.
- Na... - zawahał się, mówiąc wyraźnie zaspałym głosem. - Stacji paliw w Brooklyn.
- Wiesz ile tam jest stacji? - strzeliłam facepalm'a. - W każdym razie, zalecam Ci wrócić do domu. Jadę na spotkanie biznesowe - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Taa... - ziewnął. - A ja pójdę na zabawę z Lamorożcami...
- Rocket. Wróć do domu w lodówce masz jedzenie - wytłumaczyłam szybko. - A teraz, muszę już lecieć. Pa.
Odłożyłam przedmiot do kieszeni. Ubrałam buty oraz kurtkę, a następnie wzięłam do rąk torebkę. Po drodze dorwałam klucze od domu. Wyszłam za próg, gdzie już czekał na mnie Kiba w samochodzie. Usiadłam na miejscu drugiego pasażera, po czym zapiełam pasy.
- Tooo... Gdzie się znajduje tą baza? - zapytał wyjeżdżając spod podjazdu domu.
Wybrałam dany punkt na mapie i wcisnęłam żółty napis "Jedź".
- Za tym.
***
Udało mi się dodzwonić do reszty liderów. Zdecydowanie najtrudniej rozmawiało mi się o tym z Tsume, zważając na tak dużą odmienność pomiędzy naszymi planami działań. Na szczęście jakoś udało mi się nią namówić na spotkanie przy wszystkich...
- Cel, znajduje się po twojej prawej stronie - usłyszałam kończący podróż głos.
Wyszłam z samochodu, wciąż trzymając komórkę w dłoni. Rozejrzałam się dookoła. Nasza - była - baza znajdowała się po środku dosyć dużego pustkowia. Połowa budynku została zniszczona przez wrogów, podczas poprzedniej bitwy. Na szczęście, sala konferencyjna wciąż była zdatna do użytku. Przed wejściem, dostrzegłam trzy dobrze mi znane osoby. Chu, Tsume i Resney. Podeszłam do nich wraz z Kibą.
- Na pewno palnę coś źle i wszystko się posypie... - szepnęłam, delikatnie spuszczając głowę.
- Witam! - przywitał się Kiba z uśmiechem na ustach.
- Cześć - powiedziałam, dotrzymując mu kroku.
- Już myślałam, że nigdy nie dojedziesz - Tsume wywróciła oczami wchodząc do środka.
Wszyscy ruszyli za nią, prosto w stronę dużej sali z jedną, wielką ławą i kilkoma krzesłami. Kobieta, uchyliła lekko zardzewiałe drzwi ukazując przed nami pomieszczenie. "Ta... Właśnie tutaj 'wyrażaliśmy swoje poglądy'" - przeszłam telepatycznie wiadomość w stronę Kiby. Spojrzał on na mnie że skwaszoną miną, po czym ponownie wrócił do oglądania.
- Więc... Po co się tutaj zebraliśmy? - Chu, jak i reszta spojrzeli prosto na mnie.
- Musimy przestać zachowywać się jak dzieci - nie patyczkowałam się z wypowiedzeniem tych słów. - Pora się wreszcie ogarnąć i stworzyć coś, co pomoże ocalić nasz gatunek. Nie możemy bezczynnie patrzeć jak ludzie zabijają naszych na ulicy lub zostają porwani przez policję - zatrzymałam się na chwilę nabierając tchu. - Pora zapomnieć o tym co nas podzieliło i... Wreszcie zacząć współpracować, bo osobno... Nic nie zdziałamy - spojrzałam na wszystkich po kolei. - Nie możemy pozwolić na to, aby przez nasze konflikty cierpieli inni.
<Kiba? Tsume?>


Od Kiby CD. Vane

Zaśmiałem się.
- A dzwoń sobie.
- A żebyś wiedział, że zadzwonię! - powiedziała wstukując numer na telefonie. Przyłożyła urządzenie do ucha i czekała aż Tsume odbierze. Uśmiechałem się pod nosem. Po chwili usłyszałem jej automatyczną sekretarkę.
- Tu automatyczna sekretarka Jezusa. Aby nagrać wiadomość, wybierz 1. Aby usłyszeć fajną muzyczkę, wybierz 2. Możesz też wybrać 3, bo nie ważne co wciśniesz, i tak nic się nie stanie. Nie dzwoń tu więcej. <Piiiip>
Parsknąłem śmiechem. Vane popatrzyła na mnie skrzywiona.
- Co cię tak bawi?
- Ona poważnie ma taką wiadomość na poczcie głosowej?! - wydukałem przez łzy śmiechu. Ona zawsze była strasznie dziecinna, ale nie wiedziałem, że aż tak.
- Ta. Stara Nimitsuu.
Przestałem się śmiać i zmrużyłem oczy. Na usta cisnęło mi się jedno dość znaczące pytanie, na które do tej pory nawet moja siostra nie była mi w stanie odpowiedzieć. Zawsze unikała tego tematu jak ognia.
- Co się stało między wami? - zapytałem.
- Huh?
- Co się stało między tobą, Tsume, Chu i Resney? Dlaczego nie walczycie razem?
Vane skrzywiła się i jej wyraz twarzy zmienił się na smutny. Prawie identyczny, jaki widziałem u Tsume.
- Jeśli musisz wiedzieć... Kiedy to wszystko się zaczęło byliśmy zgraną drużyną. Szło nam dobrze, byliśmy sporą grupą. Mało ofiar, dużo zysków, wielka nadzieja na lepsze jutro. Ale coś się zmieniło. Wojsko otrzymało nowego generała. Wtedy nas złamali. Z każdym dniem było nas coraz mniej, wydawało się, że nas wszystkich wybiją. I wtedy zaczęły się te kłótnie.
- O co? - przerwałem zaciekawiony historią.
- Cóż... Każdy miał inną wizję przyszłości. Chu chciał wszystko podzielić po równo. Żeby nikt nie był biedny. Żeby każdemu żyło się dobrze.
- Komuniści też tak chcieli - burknąłem.
- Owszem, ale jego intencje były dobre - wzruszyła ramionami. - Resney chciała, żeby każdy mógł poczuć się wyjątkowo. Planowała rozwijać przede wszystkim magiczne zdolności innych ludzi. Wytrenować zwierzęce formy do perfekcji i walczyć o lepsze jutro.
- Wtedy zwykli ludzie by się zbuntowali i wszystko by szlag trafił - wtrąciłem.
- Dokładnie. Ja chciałam znaleźć złoty środek. Wszystko utrzymać w porządku, bez bójek, bez wojen. Wszyscy by żyli w spokoju. Nie byłoby kar śmierci. Nie byłoby dożywocia. Postawilibyśmy na cywilizacje, a nie na zbrojenia.
- Obawiam się, że tak się nie da M'lady - zaśmiałem się cicho. Vane przewróciła oczami.
- Co ty tam wiesz.
- A Nimitsuu?
- Tsume chciała dokładnie odwrotnie. Wybić rząd, wstawić nowy. Wszystkich sądziłaby tak samo sprawiedliwie. Jedynie zdrajców by skazywała na śmierć. Chciała uwolnić świat od ciągłego strachu. Zniszczyć zbrojenia innych państw. Wyeliminować zagrożenie, i po prostu... Żyć.
- Doprowadziłaby do III Wojny Światowej. Prędzej by zmiotła ludzką rasę z ziemi niż cokolwiek przydatnego zrobiła.
- Każdy z naszych planów ma jakiś defekt, dlatego się pokłóciliśmy. Wszyscy upierali się przy swoim, aż w końcu wszystko szlag trafił. Rozdzieliliśmy się. Każdy z nas stracił swoich najlepszych, najbardziej zaufanych przyjaciół.
Patrzyłem, jak Vane spuszcza głowę. Chwilę się wpatrywałem w nią, po prostu rozmyślając o tej historii. Wiedziałem, że kiedyś się przyjaźnili, ale nie sądziłem, że właśnie tak to było.
- Chciałabyś do tego wrócić?
Spojrzała na mnie.
- Chciałabyś, żeby było jak dawniej? - powtórzyłem pytanie.

<Vane?>

P.S. Jak ktoś ma problem z tą wersją wydarzeń z przeszłości... To macie problem >C Bywa. >C xD

Od Vane CD Gilbert.

Uniosłam siłą umysłu jego głowę tak, żeby spojrzeć mu prosto w oczy.
- Nie ma za co - uśmiechnęłam się delikatnie. - Pewnie jeszcze kiedyś zobaczymy się na mieście?
- Najprawdopodobniej - potwierdził jednym kiwnięciem głową.
- To... Do zobaczenia - dziwnie smutny wyraz wpłynął na mą twarz podczas otwierania drzwi.
- Do zobaczenia - wydukał, wychodząc za próg domu.
Powoli zamknęłam drzwi. Odwróciłam się tyłem do nich, po czym powoli zjechałam na ziemię ocierając się plecami o gładką powierzchnię. Westchnęłam głośno, wpatrzona w pustkę jaka panuje w moim domu.
- Ile ja tu jeszcze wytrzymam? - mruknęłam pod nosem.
- F*CKKK!!! JAK TO SZCZYPIE! - wydarł się Rokcet.
- Co ty odwalasz...? - podniosłam się z ziemi. - Mądry pomysł... - powiedziałam widząc jak szop próbuje sam sobie odkazić ranę pod okiem.
Kilka kropelek substancji wpadło do oka zwierzaka. Widząc jego bezradność, chciało mi się śmiać... Lecz wtedy przypomniałam sobie sytuację sprzed kilku lat kiedy również chciałam sama siebie opatrzyć. Jak można było się spodziewać, nie skończyło się to dobrze...
- Mam to gdzieś, jedziemy do weterynarza! Wskakuj do klatki! - krzyknęłam przez śmiech, wskazując na przedmiot.
- Wolę zginąć, niż jechać do tego psychopaty! - warknął, chwiejnym krokiem wchodząc do łazienki.
- Boże... - westchnęłam. - Z tobą gorzej niż z dzieckiem...
Weszłam za nim do toalety i pomogłam mu w założeniu opatrunku.
***
- Wyglądasz jak pirat - zaśmiałam się, widząc w jaki sposób zostałam zmuszona zawiązać opatrunek.
- Taa.. Zabawne... - mruknął również przeglądając się w lustrze zawieszonym na ścianie.
Uniosłam głowę, odrobinę do góry. Czerwona blizna wciąż była widoczna na szyi, po spotkaniu tego psychopaty... Przejechałam palcami dłoni po drobnej rance, na której były charakterystyczne ślady zębów.
- Co Ci się stało? - zapytał szop, odwracając głowę w moją stronę
- Nieee, nic - uśmiechnęłam się słabo. - To tylko zadrapanie - powiedziałam szybko, oddalając się w stronę schodów. 
Wspięłam się po nich, po czym od razu udałam się do pokoju. Zasiadłam przed ekranem monitora, jak zwykle czytając najświeższe wiadomości...
***Dwa tygodnie później***
Kolejną noc z rzędu poświęcałam na rozmyślenia. Kilka dni temu do mojego domu zawitał Peter... Przynajmniej nie musiałam sterczeć w domu sama z Rocket'em *logic* W każdym razie, jak co dzień wybrałam się na "nocny spacerek", któremu towarzyszyła moja ulubiona głucha cisza. Skoncentrowanie wydawało się kilkaset razy prostsze do uzyskania, gdy posiadało się przy sobie sprzęt do słuchania muzyki swojego brata. Raz, z czystej ciekawości podwędziłam mu urządzenie, a teraz... Praktycznie nie chcę mu go oddać... 
Poniesiona przez rytm muzyki, nie zwracałam na nic uwagi... Byłam tylko ja i słuchawki... Nigdy idealne rzeczy dla mnie, nie uzyskiwały obiecanego efektu...
Szłam przez prostą drogę z przymkniętymi oczami. Wtem, poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę i ciągnie za sobą. Nie zdążyłam odpowiednio szybko zareagować, przez co do ataku przeszłam o wiele za późno. Pozbawiono mnie pistoletu.
- Co tu do cholery... - nie dokończyłam, ponieważ usta zaklejono mi taśmą.
Zaczęłam na oślep walić dłońmi. Gdy chciałam kopnąć nogą, poczułam jak ktoś mi ją podtrzymuje. Zaliczyłam piątkę z podłogą... Szybko sięgnęłam po gaz pieprzowy, którego... Już nie było!? "Skoncentruj się i zrób coś nad-istoto" - odezwał się głos w mojej głowie. Problem z tym, że podczas paniki nie potrafiłam znaleźć ani grama skupienia... Szybko oderwałam taśmę, którą zaklejono moje usta i zaczęłam nawoływać pomoc. Niestety, moja własna broń została wykorzystana przeciwko mnie. Oberwałam gazem pieprzowym. Moje ręce od razu powędrowały w stronę narządu umożliwiającego widzenie. Kolejny błąd. Zwinnym ruchem ktoś mi je związał taśmą.
- ZOSTAW MNIE! - wykrzyczałam, zanim otrzymałam kolejne kawałki taśmy na usta i nogi. 
Mimo utraty sporej ilości energii, wciąż nie zaprzestawałam zadawać ciosy. "Trzeba było się skupić. Teraz zginiesz" - ponownie usłyszałam głos w swojej głowie.
<Gilbert? Bracus wenus totalus, idę po lekarskie zwolnienie xD>
Pst, tak, to jakiś Edzio pedzio xD

Od Peter'a CD Shadow

Zacisnąłem mocniej pięści starając się wyrwać. Było to dosyć trudne przy uchwycie dwóch goryli za obie dłonie...
- Ejej! Paniusiu, mogę Cię prosić na słówko! - krzyknąłem w stronę kobiety, która właśnie schodziła ze schodów.
Ochrona zatrzymała się, widząc podniesioną rękę szefowej. Ze skrzyżowanymi rękami zbliżyła się ona w moja stronę. Jej mroźne, gardzące spojrzenie coraz bardziej zniechęcało mnie do jakiejkolwiek konwersacji..
- Słucham Ciebie - powiedziała stanowczo, przyglądając mi się,
- Zapłacę Ci za wszystko co do grosza, tylko zostaw ją w spokoju - zapewniłem przytakując głową.
- Skąd mam mieć pewność, że masz wystarczającą kwotę 170 tysięcy? - uśmiechnęła się dumnie pod nosem.
Przełknąłem głośnio ślinę słysząc tak wysoką liczbę. Właśnie w takich momentach nie wytrzymywałem i zabiłem potencjalnego kupca, ale w tym wypadku... Byłem pewien, że ta kobieta ma swoje znajomości i już po kilku godzinach od jej zgonu miałbym jakiś kolesi na ogonie.
- Nigdy się nie przekonasz, dopóki tego nie zrobisz - uśmiechnąłem się triumfalnie.
Szefowa okrążyła mnie, po czym wyszeptała coś do jednego ze strażników. Goryle puściły moje ręce. Już byłem wolny.
- Miło się z panią załatwia interesy - wyszczerzyłem się, ukradkiem pokazując środkowy palec w jej stronę.
- Zapraszam do mojego pokoju - wskazała ręką na drewniane drzwi.
Wciąż w towarzystwie jednego z mężczyzn ruszyliśmy we wcześniej wskazane miejsce. Uchylił on przed nami drzwi. Szybko wszedłem do środka i zasiadłem za czarnym biurkiem.
- Proszę przesłać pieniądze pod ten numer konta - podała mi karteczkę z kilkunastoma cyframi.
Uruchomiłem swą komórkę trzymaną w kieszeni. Szybko wszedłem w aplikację bankową i przepisałem ciąg numerów. "Kwota 170 tysięcy. Boże... Vane mnie zamorduje gdy tylko się zjawie w domu" - mruknąłem w myślach klikając przycisk "OK". Potwierdziłem jeszcze kilka zbędnych komunikatów, po czym z powrotem schowałem przedmiot do kieszeni.
- Już - oznajmiłem, zakładając ręce za głowę.
- Nie wierzę... - szepnęła, wpatrzona w ciąg cyferek na monitorze. - Pan...
- Dobra - podniosłem się z krzesła. - Więc teraz ma Pani się odczepić od Shadow. Pragnę dodać, iż nie będzie już ona tutaj pracować, więc może Pani zacząć szukać kogoś na zastępstwo - powolnym krokiem zacząłem się zbliżać do drzwi.
- Ale...
- Nie ma żadnych "Ale" do cholery - warknąłem bez przeszkód wychodząc przez wyjście.
"Przynajmniej ją mam z głowy"
***
Przeniosłem się dokładnie do miejsca w którym ona była. Stałem na dachu, dokładnie widząc jasną postać na jego krańcu. Wyczuwałem, że to ona... Zbliżyłem się, mając świadomość, że dziewczyny w jej wieku bez problemu mogą skoczyć z dachu. Nie mając żadnych wyrzutów sumienia... Po prostu odejdą z tego świata i tyle.
- Nie podchodź - mruknęła zapewne słysząc me kroki.
- Shadow, wiem, że pewnie strasznie to wszystko przeżywasz...
- Nie, nie wiesz - przerwała mi, jeszcze bardziej zbliżając się do krawędzi.
Przeniosłem się dokładnie przed nią. Mając przy tym za sobą centymetr od przepaści.
- Po co się przejmujesz osobą taką jak ja? - mruknęła pod nosem. - Marnuję...
- Tak wiem co powiesz. "Marnuję tylko tlen" - popatrzyłem na nią pewnym wzrokiem. - Mam rację?
- Nic Ci do tego... - spuściła wzrok, obserwując sznur aut za mną.
- Dlaczego jesteś taka skryta!? - podniosłem ton.
- BO ZAWSZE MUSZE SPRZĄTAĆ PO INNYCH! - krzyknęła, odtrącając mnie. 
Wzięła krótki rozbieg i rzuciła się w przepaść. Otwarłem szerzej oczy.
- Shadow! - krzyknąłem za nią, patrząc jak spada.
Uruchomiłem oba silniczki zamontowane w mych butach. Przełknąłem głośno ślinę i rzuciłem się za nią w dół. Przy pomocy urządzenia zdołałem dotrzeć do niej szybciej, niż ona na ziemię. Uchwyciłem ją w ramiona, po czym wylądowałem na ziemi, stawiając ją do pionu. Zdezorientowana dziewczyna spojrzała na mnie.
- Nie - zaprzeczyłem jednoznacznie. - Zrozum, że zależy mi na tobie i nie pozwolę Ci umrzeć - przytuliłem ją do siebie.
<Shadow? Tsaa.. Znowu go oleje :P >

wtorek, 28 marca 2017

Od Shadow cd. Peter

— Odwal się. — mruknęłam.
— Nie. — mocniej zacisnął dłoń na moim nadgarstku.
Zamknęłam oczy, próbując uspokoić szalejące serce.
— Shadow Reev Melody Lee Mayer! — usłyszałam wściekły krzyk, czy raczej pisk, mojej szefowej. — Tłumacz się, już! Co to wszystko ma znaczyć?!
Wyrwałam się Peterowi i cofnęłam parę kroków.
— Um... Nie wiem o co chodzi... — Szepnęłam. — Nie znam go...
— Nie kłam! — wrzasnęła, wymijając mężczyznę i stając przede mną.
— Nie kłamię! — powiedziałam, trochę podnosząc głos.
Zamachnęła się. Poczułam ból na policzku i jej pazury, które przeorały mi skórę.
— Jeszcze będzie pyskować! A ty co się gapisz? — odwróciła się do niego. Skuliłam się na podłodze, dłonią trzymając piekące miejsce. — Ochrona!
Kilku osiłków wbiło z buta do pomieszania.
— Pokryjesz koszty odszkodowania i naprawy tego wszystkiego — wskazała na rozwalone krzesła i szklanki. Na odchodnym jeszcze dodała — Jeżeli nie masz wystarczająco funduszy, zmienimy tu twoją posadę. Piętnastolatki mają zawsze duże wzięcie.  — spojrzała w górę, gdzie mieściły się pokoje.
   Po moich plecach przeszły dreszcze. Odprowadziłam jeszcze Petera wzrokiem i podniosłam się z podłogi. Ashley i Ashton, korzystając z zamieszania, dostały się do mnie. Mokrymi językami zlizały moje łzy. Pogłaskałam przyjaciół po łbach i ruszyłam na zaplecze, gdzie zostawiłam swoje ubrania.
  Gdy otworzyłam drzwi, dostrzegłam, że są podziurawione. Obok leżały nożyczki. Cudownie... — pomyślałam. Oparłam się o szorstką ścianę i powoli zsunęłam się w dół. Zamknęłam powieki. Po chwili wstałam.
      Trudno się mówi...
Przebrałam się i delikatnie uchyliłam drzwi. Wszystko wróciło do normy.
Wymknęłam się na zewnątrz. Lampy już świeciły, a na niebie błyszcząły pojedyncze gwiazdy. Wzrokiem odszukałam Oriona, potem Mały i Wielki Wóz...
Potarłam ramiona. Moja bluza była tak zniszczona, że wywaliłam ją, nawet nie próbując ubierać. Niby zaczyna się wiosna, jednak... Bywa zimno.
— Chodźcie psiaki. Do domu. — uśmiechnęłam się.
~*~
Wciąż czułam się obserwowana, jednak nikogo nie było w pomieszczeniu.
   — Widocznie jestem jakaś psychiczna. — powiedziałam do siebie.
Stworzyłam kulę światła i podpaliłam nią stosik gałęzi. Hybrydy już spały pod ścianą, a ja nadal siedziałam.
Z jednej strony chciałam się rozpłakać, z drugiej wolałam udawać silniejszą, niż jestem.
     Westchnęłam, wstałam i wspięłam się po drabince na dach. Stanęłam na krawędzi i spojrzałam w dół. Po co się męczyć...?
— Nie podchodź. — mruknęłam, gdy usłyszałam kroki.

< Peter? C: >

Od Peter'a CD Shadow

- Nie smutaj, bo ja też będę się źle czuł - powiedziałem szeptem, uśmiechając się delikatnie
Dziewczyna popatrzyła na mnie jak na wariata, po czym jeszcze bardziej zanurzyła swój wzrok w kolanach.
- Ile masz lat? - zapytałem zupełnie zmieniając temat.
- A na ile wyglądam? - mruknęła delikatnie unosząc na mnie wzrok.
- Szesnaście, może siedemnaście?
Zamilkła. "Najwyraźniej zgadłem" - uśmiechnąłem się dumnie. Jeden z psów zbliżył się do dziewczyny i szturchnął ją w bok. Ta tylko wyciągnęła rękę w jego stronę i delikatnie pogłaskała po łbie.
- Po co pracować na czarno? W naszym klanie możesz zarobić za drobne robótki - wciąż trzymając ręce w kieszeniach wypowiedziałem te słowa.
- Może wezmę to pod uwagę - szepnęła.
"Ty Peter, masz najlepsze podejście do młodych dziewczyn" - mruknąłem w myślach, sam z siebie niezadowolony. Shadow widocznie nie miała ochoty na rozmowy. Wciąż miałem ochotę ( ͡° ͜ʖ ͡°) dowiedzieć się o niej czegoś więcej.
- A gdzie pracujesz? - zapytałem.
- Nie powinno Cię to interesować. Będę tuta najwyżej kilka godzin, a później jakoś ucieknę - wzruszyła ramionami, biorąc do rąk czarną poduszkę.
- No nie bądź taka! Jeżeli masz takie plany, to będę Cię pilnował całą noc. ( ͡° ͜ʖ ͡°) 
Nie odpowiedziała nic, tylko cisnęła we mnie z całej siły poduszką trzymaną w ręce. Zdezorientowany spojrzałem to na przedmiot leżący na ziemi, to na nią. Uśmiechnęła się złośliwie, po czym ponownie podkuliła nogi. Wziąłem do rąk poduszkę i podszedłem do łóżka. Dziewczyna skuliła się jeszcze bardziej, zapewne w obawie, iż zaraz ją uderzę. Kulturalnie odłożyłem przedmiot za nią, a później wróciłem na swoje miejsce. Lekko skrzywiła głowę.
- Kobiet nie biję - uśmiechnąłem się delikatnie.
"Nie wcale" - dodałem w myślach, przypominając sobie ile przedstawicielek płci żeńskiej już uderzyłem. Ale nie było to specjalnie... To one się na mnie rzuciły ze swoimi szponami, więc musiałem jakoś zareagować...
- Dobra, poczekaj - otworzyłem drzwi. - Ja zaraz wracam - oznajmiłem, wychodząc.
Zbiegłem na dół w poszukiwaniu tableta. Mogłaby przynajmniej coś poczytać, albo oglądnąć jakiś film... Wątpię czy długo usiedzi zamknięta w półmroku...
- Jest! - krzyknąłem zadowolony po pięciominutowych poszukiwaniach.
Wbiegłem z powrotem na górę, a gdy już byłem w pokoju... Dostrzegłem, że Shadow nie ma? Odsłoniłem rolety, rozglądając się po pokoju.
- Jakim cudem... - mruknąłem, głośno wzdychając.
Zbiegłem na dół, po drodze szybko zgarniając z kanapy kurtkę. Założyłem ją na siebie, po czym ruszyłem w poszukiwaniu dziewczyny...
~~~
" Nie nadaję się ani na kapitana, ani na brata, ani na przyjaciela, ani na opiekunkę... No po prostu zaje*iście!" - zganiłem sam siebie w myślach, co chwilę rozglądając się w poszukiwaniu dziewczyny. Przez te kilka dni, które tu jestem zdążyłem się trochę zapoznać z okolicą. Wiedziałem jak dojść do centrum, a miałem szczerą nadzieję, że tam właśnie jest. 
Te żmudne kwadranse szukania nie poszły na marne. W końcu, w tłumie ludzi dostrzegłem dwa charakterystyczne ogony. Mimo wszystko powstrzymałem się od podejścia bliżej. Wolałem zachować bezpieczną dla szpiega odległość... Widząc jak skręca w jakiś zaułek, zaczekałem chwilę, po czym ruszyłem w ślad za nią. Przede mną pojawił się różowy napis: "Magical Land". "A, to pewnie jakiś plac zabaw dla dzieci, czy coś..." - uśmiechnąłem się pod nosem, otwierając drzwi.
Na samym początku dostrzegłem ochroniarza, który dokładnie przelustrował mnie wzrokiem. Posłałem mu pełne podejrzenia spojrzenia, po czym uchyliłem kolejne drzwi. Moim oczom ukazało się miejsce, o którym marzyłem gdy miałem 15 lat. Tsa... Nawet w kosmosie istnieją takie miejsca.
- Może się zabawimy? - usłyszałem kobiecy głos obok siebie.
Kobieta w sprośnych ubraniach wlepiała we mnie uwodzące spojrzenie. 
- Zapewne, gdybym nie był zainteresowany kimś innym, to może bym się zgodził. Ale wie Pani co? Można znaleźć kilkaset razy lepszą pracę od tego - wskazałem wzrokiem na wszystkich. - Nawet na kasie w biedronce - poklepałem ją po ramieniu odchodząc.
Zasiadłem przy barze, wpatrzony w drzwi od pokoju służbowego. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem co mam o tym wszystkim myśleć. Nastolatka, która pracuje w takim miejscu... Gdybym wiedział...
- Coś dla pana? - barmanka uśmiechnęła się delikatnie w moją stronę.
- Fantę poproszę - powiedziałem szybko.
Wtedy, drzwi się uchyliły, a zza nich wyszła Shadow. Ubrana podobnie jak inne kobiety w tym lokalu. Myślałem, że oczy mi z orbit wypadną gdy zobaczyłem jej smukłe ciało. Idealna talia... I przepiękne oczy, których nie miałem okazji dostrzec w odpowiednim świetlne. Dosyć pewnym krokiem weszła na scenę, na której była rura. Wspięła się na nią, po czym rozpoczęła swój erotyczny taniec. Sposób w jaki zarabiała pieniądze, zupełnie różnił się od tego w jaki go sobie wyobrażałem. Mężczyźni wkładali jej pieniądze do stanika i bielizny. Robiła to widocznie z niezbyt zadowoloną miną, ale starała się uwodząco uśmiechać. Podniosłem się z krzesełka i podparłem o ścianę.
- No chyba k*rwa nie... - szepnąłem pod nosem, widząc jak jeden z mężczyzn klepie ją po tyłku.
Ukradkiem wyciągnąłem z kieszeni broń służącą do sparaliżowania osoby z daleka. Wycelowałem i nacisnąłem spust, tym samym wypuszczając kulkę plazmową w jego stronę. Po chwilę padł on na ziemię, a wszyscy momentalnie wydobyli z siebie charakterystyczne odgłosy. Nawet Shadow zeszła z rury i spojrzała na mężczyznę.
- Któryś jeszcze chce dostać? - wyłoniłem się z cienia, załadowując kolejny pocisk.
Wszyscy wybiegli z budynku, łącznie z ochroną i "personelem". Widocznie nikt nie chciał ryzykować swojego życia.
Z tego co zauważyłem, dziewczyna wciąż wpatrywała się we mnie ze zmieszaną miną.
- Wytłumacz mi o co chodzi, chcę Ci pomóc - powiedziałem, stając przed nią.
- Nie - powiedziała stanowczo, odsuwając się.
Zwinnym ruchem uchwyciłem jej nadgarstek.
- Shadow.
<Shadow? ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) >


Od Gilberta CD. Vane

Spojrzałem na dziewczynę, jak na idiotkę i westchnąłem cicho, nie mając ochoty nawet rozpoczynać z nią dyskusji. Bez słowa poszedłem na górę, by zobaczyć czy moje ciuchy się w końcu wyprały, ale niestety się tak nie stało. I w czym mam wrócić? Przecież wszystko jest w praniu... Chyba jednak jeszcze troszkę tu zostanę...
Przygnębiony wróciłem do dziewczyny i jej przyjaciela oznajmiając jej, że zostanę tu jeszcze trochę, na co tylko wzruszyła ramionami i zajęła się szopem. Chciałem już wrócić do domu i nie mieszać się już w ich sprawy, które były trochę pogmatwane.
- Idę do łazienki... - Mruknąłem pod nosem i zrobiłem, tak jak powiedziałem.
Usiadłem na podłodze i czekałem, aż pralka przestanie wirować. Trwało to może z dwadzieścia minut i kiedy w końcu się zatrzymała, wyciągnąłem z niej swoje ubrania, które szybko poleciałem gdzieś powiesić by szybko wyschły. Czekałem i czekałem, wciąż siedząc nieruchomo, wciąż czekając na tą przepustkę, która pozwoli mi się stąd wyrwać. W końcu nie wytrzymałem i poszedłem do salonu, gdzie Vane rozmawiała ze swoim przyjacielem. Oparłem się plecami o ścianę i nasłuchiwałem co tam ciekawego mówili. Po chwili zacząłem się bawić swoim portfelem, sprawdzając czy aby na pewno wszystko w nim było. O dziwo wszystko się zgadzało...
- Jeszcze tu jesteś? - Podeszła do mnie dziewczyna i było widać, że nie ma dobrego humoru.
- Ałć...! To było niemiłe... - Mruknąłem pod nosem. - Spokojnie... Tylko wyschną mi ciuchy i się stąd zmywam...
Vane nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się we mnie tak jakoś podejrzliwie...? Czym zaszczyciłem sobie takie spojrzenie?
- Dobra... - Mruknęła w odpowiedzi i wróciła do szopa.

~~*~~

Dorwałem się do swoich kochanych ubrań i szybko się w nie wbiłem. Sprawdziłem jeszcze czy wszystko mam i poleciałem w stronę drzwi, jednak zawahałem się na chwilę. Moje dłoń zawisła w powietrzu i spostrzegawczy się, że stoi za mną Vane, odwróciłem się w jej stronę i ze spuszczoną głową wydusiłem z siebie:
- Dzięki za gościnę i za opiekę...

< Vane? XD >

poniedziałek, 27 marca 2017

Rite "Tehli" Speyed


Życie jest po to, aby je komuś oddać, a także przekazać je dalej.



Imię i Nazwisko: Rite Speyed
Pseudonim: Tehli
Płeć:  Mężczyzna
Wiek: 37 lat 2 miesiące. Stary, no nie?
Rasa: Krzyżówka psa z wilkiem
Orientacja: Hetero
Zauroczenie: Zależy mu na Shadow.
Klan: Guardians of the Galaxy
Stanowisko: Szpieg
Żywioł: Ogień oraz trochę genów z żywiołu krwi. 
Moce: 
¤ Panowanie i wytwarzanie ognia
¤ Zatrzymywanie biegu krwi
¤ Samozapłon
¤ Szybkie ogrzewanie organizmu
Umiejętności: Hyhy... Na pewno chcecie wiedzieć? 
Charakter: Rite, Rite, Rite... Psychopatyczny sadysta. Kłamca. Seryjny zabójca i gwałci..ciel. Twórca zbrodni oraz porwań doskonałych. I wiele, wiele więcej podobnych określeń. Nie ma sumienia, nie zdolny jest do kochania. Brak uczuć to mogłoby być jego motto. Torturowanie i krzyki bólu ofiar to coś, co uwielbia. 
Na początku stara się to ukrywać; jest  miły, sympatyczny i pomocny. Jednak, gdy porwie już swą ofiarę... Potwór wypełza z niego. 
   Podrywa w miły, skuteczny sposób, a gdy to nie pomoże mu zdobyć upatrzonej osoby; robi to siłą. 
Jest kreatywny, pracowity, szybko się nie zmęczy. Ma mnóstwo kontaktów z takimi jak on. Sprzedaż niewolnika? Nie ma sprawy! Narkotyki? No błagam... 
   Często przesiaduje w barach lub w pokojach nad nimi, spełniając swoje... Intymne marzenia. 
Cechy Charakterystyczne: Wygląda jak pies, jednak w jego żyłach płynie więcej krwi z wilka.
Ciekawostki: Raczej brak.
Głos: link
Właściciel: TSG

niedziela, 26 marca 2017

Od Shadow cd. Peter

Pokręciłam przecząco głową.
— Nie jestem... I czuję się dobrze... Chociaż bywało lepiej... — Lata temu... - Dodałam w myślach.
Lekko otarłam dłonią nadgarstek prawej dłoni, na której pojawiło się zaczerwienienie.
— Na pewno nic się nie dzieje?
— Tak — syknęłam — Muszę iść do pracy.
— Zemdlałaś, chwilę temu się obudziłaś, a ty chcesz już do pracy? Nie jesteś w ogóle za...
Zmroziłam go wzrokiem.
— Za coś trzeba żyć. — fuknęłam, wstając. Położyłam dłoń na grzbiecie Ashley, by utrzymać równowagę. W tym momencie znów cieszyłam się, że mam swoje hybrydy; były na tyle wysokie i silne, żeby pomóc mi iść.
   Ashton zablokował jednak przejście. Cicho warknęłam, jednak on nie ustąpił. Ashley poruszyła się niespokojnie, trącając dość mocno moje nogi, przez co straciłam równowagę.
Gdy byłam w połowie do randki z podłogą, ktoś złapał mnie za biodra i podciągnął w górę.
— I o tym właśnie mówię. Nigdzie nie idziesz. A on się ze mną zgadza. — Mężczyzna wskazał mojego pupila.
Wyrwałam się i znowu ruszyłam w stronę dzwi.
— Muszę, bo zadłużę się jeszcze bardziej. — mruknęłam.
Ashley zaskomlała. Nie lubiła miejsc, w których zazwyczaj przebywałam. Ale cóż... Chcę się w końcu uwolnić, więc muszę pracować dla Fiye.
Poczułam, że tracę grunt pod nogami. Po chwili znów byłam na łóżku.
— Nie wypuścimy cię stąd.
Warknęłam, jednak nie ruszyłam się. Wściekłość powoli przeradzała się w smutek. Podwinęłam kolana ppd brodę i oparłam o nie czoło.

< Peter? C: >

Od Peter'a CD Shadow

- Jezu... Vane, to tylko woda utleniona - westchnąłem, przyglądając się uciekającej przede mną dziewczynie.
- A szczypie jak cholera! - krzyknęła, chowiąc się za rogiem kanapy.
- Powiedz mi, jak mam Ci pomóc, skoro nie dasz mi się opatrzeć? Przeżyłaś wyciąganie kuli, więc z tym też dasz sobie radę!
Białowłosa wychyliła się zza czarnego oparcia. Spojrzała na mnie nieufnie, po czym powoli podeszła w moją stronę. Zasiadła naprzeciw, wystawiając wciąż lekko krwawiące ramię.
- Zrobię to szybko i będzie po sprawie, Okay? - zapytałem, uśmiechając się zachęcająco.
- Dobra... - szepnęła niepewnie.
Wylałem odrobinę cieczy na ranę żądaną przez pocisk pistoletu. Dziewczyna zacisnęła zęby, powstrzymując się od krzyku. Szybko przetarłem ramię, nałożyłem chłonny wacik i zawinąłem wszystko bandażem.
- Już po wszystkim! - uniosłem ręce do góry w geście poddania się.
- Dziękuję - uśmiechnęła się przytulając mnie. - A teraz Przepraszam, ale muszę iść z Rocket'em do psychologa - zsunęła się z kanapy.
- Okay... - powiedziałem szybko, nie dokładnie rozumiejąc słowa dziewczyny. - Zaraz, co?! - krzyknąłem po chwili namysłu.
- No tak! Twoja siostra jest chora psychicznie i zdaża się jej brać narkotyki! - popatrzyła na mnie je jakby nigdy nic.
"Ta, mała Vane ćpa?!" - powtórzyłem w myślach, wlepiając wzrok w zbierającą się dziewczynę. Gdy tylko dostrzegłem Rocket'a schodzącego po schodach, szybko stanąłem przed nim tym samym zagradzając mu drogę.
- Od kiedy ona bierze narkotyki?! - zapytałem dosyć donośnym tonem.
- Od niedawna - odpowiedział Szop lekko zdziwiony moją reakcją. - A co? - uniósł wyżej brwi.
- Kazałem Ci jej pilnować.. - mruknąłem pod nosem.
- Nastolatki nie da się upolować, Peter musisz się z tym pogodzić - westchnął najwidoczniej równie niezadowolony jak ja wyborami Vane.
- Idziemy! - doszedł do nas nieco oddalony głos dziewczyny.
Raccoon ruszył w jej stronę, a już po chwili zniknęli za drzwiami. Przez chwilę wpatrywałem się w nie... "Mogłem przylecieć kilka lat wcześniej..." - pomyślałem wciąż mając nieco zkwaszoną minę.
- Co by tu... - prześledziłem wzrokiem przestrzeń wokół siebie.
Ta nowa dziewczyna. Nie wiem dlaczego, ale właśnie do niej mnie ciągnęło. "Peter, to jest jeszcze dziecko..." - zganiłem samego siebie, podczas uważnego wpatrywania się w schody. "I tak powinienem sprawdzić co u niej" - uśmiechnąłem się dumnie, wbiegając na górę.
Delikatnie uchyliłem drzwi od ciemnego pokoju. Dziewczyna, od razu zwróciła swe jasne oczy w moją stronę.
- Achm... Myślałem, że śpisz... - starałem się jakoś wywinąć z nieco niezręcznej sytuacji. - W każdym razie, przepraszam jeżeli Cię obudziłem.
- Nie masz za co. Nie spałam już - powiedziała swym cienkim głosem.
Spojrzałem na psy, które wciąż szczęśliwie machały ogonami. Jeden z nich, zbliżył się do mnie. Stał, wpatrując się we mnie wyczekująco. Pogłaskałem zwierzę po łbie i karku.
- Jestem Peter - uśmiechnąłem się delikatnie. - Brat Vane - dodałem po chwili.
- Jakim cudem nie jest on agresywny w stosunku do Ciebie? - wyminęła moje zdanie zadając pytanie.
- Już zdążyliśmy się poznać podczas ucieczki z tamtego chorego miejsca - wyjaśniłem. - Pamiątasz coś?
- Ten przeszywający ból podczas rażenia prądem... - najwyraźniej jej plecy przeszły ciarki.
- Fajnie, że dowiaduje się tego od Ciebie... Vane nie potrafiła mi nic powiedzieć - zaśmiałem się, zasiadając na krańcu łóżka. - Jak się czujesz tak poza tym? Jesteś głodna?
<Shadow? :3>

Od Shadow cd. Vane

Otworzyłam oczy, które zabłysły w mroku na lawendowo. W tym miejscu panowała ciemność, jednak na pewno nie było to więzienie.
    Z trudem podparłam się na łokciach, by zostać ponownie przyszpilona do czegoś miękkiego pode mną, zapewne materaca.
— Ashton! — zachichotałam, na widok psa z jednym rogiem.  — Gdzie Ashley, co? — podrapałam go za uchem.
Hybryda wydało z siebie przeciągły pisk, a jego przyjaciółka w parę sekund zaczęła lizać mnie po twarzy, machając ogonem. Odgarnęłam włosy.
Stworzyłam  w dłoniach złotą kulę światła. Oświetliłam nią pyski podopiecznych. Ton miał dziury w uchu. Przełożyłam lewitującą kulę do lewej ręki, a prawą pogłaskałam jego łeb. Biedactwo... Kto mógł go skrzywdzić?
Ktoś postawił krok. Automatycznie spojrzałam w stronę, z której dobiegł dźwięk. Moja moc pozwoliła mi zobaczyć sylwetkę tej osoby. Nie była to Vane. Raczej jakiś facet.
Zesztywniałam. Ash normalnie zacząłby warczeć na obcego, ale teraz jakby... Nie reagował? Czyżby go znał i  ufał? A może nie usłyszał?
Lśniącymi oczami, które otaczał wachlarz czarnych rzęs, obserwowałam ruchy mężczyzny. Powolnym krokiem zbliżał się w moją stronę.

< Vanuś, Peter? C: >

Od Vane CD Shadow

Przyglądałam się ich rozmowie ledwo przytomnym wzrokiem. Dziewczyna, zachowywała się lekkomyślnie, ale... Skutecznie. Jak zdążyłam zauważyć właśnie ta cecha spowodowała odpuszczenie Leafstone'a. Taa... Tylko szarpnął mnie za włosy, lecz mimo wszystko, to było przyjemnością w porównaniu do podwójnego porażenia prądem.
- Jeżeli mnie puścisz, to mogę Ci nawet podać numer konta bankowego - powiedziałam łamiącym się głosem.
Przyglądałam mu się. Widocznie w jego głowie panowała narada ze samym sobą. Nie wierzę, że taki człowiek został wybrany na prezydenta Nowego Jorku...
- Wiem, że od razu byś uciekła - zaśmiał się. - Ale czy zostawiłabyś ją na pastwę losu? - uniósł pytająco brwi.
Skierowałam wzrok na dziewczynę, która przyglądała mi się wyczekująco. Gdy tylko nadarzyła się okazja, puściłam jej oczko, po czym z powrotem spojrzałam na Leafstone'a.
- A co mi z takiej dziewczyny? W walce kiepska, w planowaniu pewnie też - wzruszyłam ramionami. - Jednak ja nie zdradzam swoich w porównaniu do Ciebie - zmrużyłam oczy słabo się uśmiechając.
- Ty, nie wiesz o mnie nic. Ale ja wiem o tobie dużo - powiedział krzyżując ręce. - I tak stąd nie uciekniecie, więc gadajcie póki jestem miły.
- Miły!? - z mojego gardła wydobył się śmiech. - Torturowanie, to okolicznik do bycia MIŁYM?
Ponownie schyliłam swą głowę do kolan czując niemiłosiernie płynący prąd. Zacisnęłam mocniej pięści i oczy, a gdy ból ustał wyprostowałam się.
- Nie ujdzie Ci to na sucho... - warknęłam, wyraźnie wypowiadając każdą sylabę.
- Już uszło - powiedział przyglądając się nastolatce.
Jego dziwne spojrzenie zmusiło mnie do popatrzenia w tamtą stronę. Shadow była.. NIEPRZYTOMNA?! Od razu się ożywiłam i starałam wyrwać spod metalowych zatrzasków.
- Shadow, zbudź się! - krzyknęłam w jej stronę. - Shadow, błagam Cię! - do moich oczu zaczęły napływać łzy.
"Teraz ten debil albo mnie zabije, albo... Będę musiała mu wszystko powiedzieć" - mój ledwo żywy umysł przekazał mi taką wiadomość.
- Może wolisz, żeby nigdy się nie obudziła? - mężczyzna uniósł pytająco brwi, patrząc na mnie.
- Spróbuj k*rwa, a obiecuję Ci, że powieszę Cię za jaja - warknęłam przybierając wrogi wyraz twarzy. - I co być k*rwa nie zrobił, znajdę Cię ty głupi ch*ju! - wydarłam się na całe pomieszczenie marnując przy tym jakikolwiek szanse na zadośćuczynienie.
Kolejne porażenie dla normalnego człowieka kończyłoby się śmiercią, ale ja jakoś jeszcze dawałam radę. Jakimś cudem udało mi się pokazać mężczyźnie środkowy palec. Towarzyszył przy tym wystawiony język.
- Pamiętaj, że beze mnie stracisz wiele informacji - powiedziałam delikatnie kiwając głową. - A ze mną będziesz miał same udręki, bo nic Ci nie powiem...
Leafstone już szykował się do powtórnego wciśnięcia przycisku, gdy nagle jego ręka została przestrzelona. Taak... Rozpoznawałam tą broń... Uniosłam wzrok w stronę osoby wypuszczającej pocisk. Peter Jason Quill we własnej osobie... Już myślałam, że będę musiała czekać wieczność na jakąkolwiek pomoc.
- Co to ku... - mój "były" prześladowca spojrzał na mojego brata z szeroko otwartymi oczami.
- Witam Cię bardzo nieserdecznie - powiedział ładując w niego kolejny pocisk.
Prezydent chwycił się za brzuch i upadł na kolana.
- Już myślałam, że nigdy się nie pojawisz - westchnęłam, przyglądając się jak uwalnia me ręce.
- Proszę Cię! - prychnął. - Dopiero co Cię odnalazłem i znowu mam Cię stracić? - uśmiechnął się, pomagając mi wstać.
- Tak, tak rozczulające sceny! - krzyknął Rocket stojący w drzwiach. - Ale myślę, że strażnicy nie będą czekać na nas z herbatką.
- Weź ją, ja dam radę iść - kiwnęłam głową wskazując na Shadow.
- Na pewno?
- Jeżeli bym nie była pewna, nie gwarantowałabym Ci tego - uśmiechnęłam się patrząc na niego przekonywująco.
- Dobra... - zdemontował zabezpieczenia na dłoniach i nogach dziewczyny, po czym uniósł ją do góry.
Wpatrywał się przez chwilę w jej bladą twarz, po czym ruszył w stronę drzwi
- Idźcie już. Musze po coś wrócić - powiedziałam szybko, biorąc broń od brata.
- Po raz kolejny nie będę Cię zostawiał na pastwę losu. Idziesz z nami - zaprzeczył stanowczo.
- Dam radę - zapewniłam odbiegając od nich.
***
- Gdzie do cholery mogą przetrzymywać zwierzęta? - mruknęłam do siebie zachrypniętym głosem.
Zabijałam ochroniarzy jak popadnie. Na szczęście Rocket skonstruował dla mnie broń, która zabija jednym ciosem. Gdy w końcu dotarłam do pokoju z napisem "Przedmioty pojmanych" od razu rozj*bałam zamek i weszłam do środka. W klatkach były zamknięte dwa, psopodobne stworzenia.
- Serio? Zwierzęta nazwano przedmiotami? - mruknęłam pod nosem, demontując zamki.
Gdy zwierzęta były już wolne, przeszukałam resztę rzeczy w poszukiwaniu swoich fantów. Odnalazłam wszystko łącznie z telefonem, słuchawkami i paralizatorem.
- Nie wiem jak się nazywacie, ale chodźcie za mną - powiedziałam delikatnie się uśmiechając. - Wiem gdzie jest wasza pani.
Ruszyliśmy z powrotem, korytarzami w stronę wyjścia. Skąd wiedziałam gdzie ono jest? Nie wiedziałam. Zaufałam intuicji.
- Jest, EXIT! - krzyknęłam uradowana widząc zielony napis. 
Kilkoma ciosami wywaliłam drzwi z nawiasów. Szybko wybiegłam wraz ze zwierzakami na zewnątrz. 
- Czarna furgonetka - powiedziałam do siebie, widząc otwarte drzwiczki samochodu, a w nich Rocket'a.
"Uda Ci się... Zrób to!" - starałam dodać samej dobie otuchy. 
Ruszyłam pędem tyle ile miałam sił w nogach. Niedobór energii wypełniałam nadzieją, która ciągle mi towarzyszyła.... W końcu, wskoczyłam do środka wraz ze zwierzakami, zamykając za sobą drzwi.
- Boże... Nareszcie! - krzyknęłam kładąc się na ziemi.
- Ekhm... Szefie, co teraz? - dostrzegłam nad sobą charakterystyczne, niebieskie włosy.
- Kiba? Co ty tu k*rwa robisz!? - krzyknęłam zrywając się z ziemi.
- Zgłosiłem się na akcję ratowania Ciebie - uśmiechnął się zalotnie. - Jako jeden z nielicznych...
- Dobra, lepiej się już zamknij - strzeliłam facepalm'a. - Zbadajcie ją - wskazałam na dziewczynę leżącą na kanapie.
- Już się tym zajmę... - odpowiedział Kiba, kierując się w stronę Shadow.
- TY NIE! - krzyknęłam. - Może lepiej będzie jeżeli ja się tym zajmę - uklęknęłam przy nastolatce.
Oddycha, puls stabilny... Kilkanaście zadrapań, ale poza tym nic jej nie jest. Niepokoił mnie tylko fakt, że zemdlała wtedy, tam w "pokoju tortur". "Po dojechaniu poddam ją dokładniejszym badaniom...".
<Shadow? ( ͡° ͜ʖ ͡°) >




Od Shadow cd. Vane

Lekko pochyliłam głowę, a włosy zakryły moją twarz. Na moich ustach pojawił się cień uśmiechu. Pora pobawić się we irytowanie istot ludzkich.
— Nie zabiłbyś jej. Byłoby to niemądre i niezbyt przemyślane posunięcie z waszej strony. — nie mogąc wytrzymać, zachichotałam. — Ta twoja groźba... Huh... Jakby to ująć... Jest bezsensu. Jeden strzał i nic się nie dowiecie. Ba, sprawicie, że osoby takie jak ona... — przerwałam na chwilę, by zaczerpnąć powietrza. — Staną się ostrożniejsze. Śmierć zadziała jak płachta na byka... — Mój mózg powoli się wyłączał. Prąd rozbił się w moim ciele. Nie krzyknęłam. Zacisnęłam jedynie zęby.
— Mów co wiesz! — wrzasnął. Gdyby nie to, że byłam przyczepiona do tego cholerstwa, skuliłabym się. Ale poudaję jeszcze dzielną.
— A cóż może wiedzieć zwykłe dziecko, co? W jakimś... Klanie... Co to w ogóle jest... Nie przebywam. Zapewne wiecie, że mieszkam i pracuję raczej w niezbyt przyjemnych miejscach. Czy byłabym... — przerwałam, bo z bólu spod moich powiek zaczęły wyciekać łzy. — Czy spłacałabym swój dług w taki sposób, gdybym była w jakimś ugrupowaniu? Raczej miałabym na to wywalone.
Starałam się odbiec jak najdalej od tematu.
— Grabisz...
— Po co zabijać tą, która może się wam jeszcze przydać? Czemu nie wycelujesz.. Powiedzmy... We mnie? — wbiłam w mężczyznę spojrzenie ametystowych oczu, ledwo widocznych wśród platynowych kosmyków.

< Vane? C:  Odwaliło mi >

Od Vane CD Shadow

- Vane Strange - powiedziałam szybko, zaciskając mocniej pięści.
- Miło poznać - dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.
Nie rozumiem... Po prostu k*rwa nie rozumiem jak ona może zachować spokój w takiej sytuacji!? Podeszłam do drzwi na których było małe okienko z kratami. Uderzyłam w nie pięścią.
- F*ck... - mruknęłam czując ból.
- Nic nie zdołasz - oznajmiła Shadow, która wciąż siedziała w kącie.
Wzięłam głęboki oddech, po czym zasiadłam na ziemi przy tym wypuszczając powietrze. Gdybym wtedy ponownie nie posłuchała się serca, nie było by mnie tutaj. Jak zwykle, staram się zrobić coś dla kogoś...
- Musicie uważać. Gdy tylko otworzę te drzwi, wejdziecie do środka i je sparaliżujecie - usłyszałam nieznajomy głos za drzwiami.
Spojrzałam na dziewczynę i machnęłam do niej ręką. Po chwili była już obok mnie.
- Nie próbuj mnie w żaden sposób ratować - powiedziałam krótko, a zaraz potem otworzyły się drzwi.
Do pomieszczenia wparowała grupka uzbrojonych mężczyzn z charakterystycznymi urządzeniami w dłoniach. Nie zdążyłam zrobić nic, gdyż w sekundzie zostałam porażona promieniem. Niestety, nie skończyło się na tym. Podano nam dożylnie niebieskawą ciecz. Zapewne unieszkodliwi nas ona na kilka dobrych godzin...
***
Posadzono nas na dziwnych krzesłach, które automatycznie zakuły nasze ręce i nogi. Życie, praktycznie przeleciało mi przed oczami podczas wpatrywania się w osoby, które wchodziły na salę... Prezydent Leafstone i Mercedes Smith.
- Och, a kogo ja tu widzę? - mężczyzna uśmiechnął się dumnie.
- Swój największy koszmar - mruknęłam, przyglądając się wrogo owej dwójce.
- Niech tylko spojrzę w kartotekę... Napad na bar, zniszczenie drukarni, masa zabójstw, kradzieże i porwanie niepełnoletniej ze szpitala - zaczął po kolei wyczytywać podpunkty.
- Gdybym nie była uwięziona, na pewno zaczęłabym Ci bić brawo... Umiesz czytać, gratuluje! - warknęłam, wciąż patrząc na niego spode łba.
- Więc... Opowiesz mi coś o swoim klanie? Na przykład jego dokładne umiejscowienie? - uniósł pytająco brwi.
- Układ słoneczny, ziemia... Ale ujmę to tak... SPIERDALAJ TĘPY CH*JU! - wydarłam się. 
Prąd ponownie przeszył moje ciało. Krzyk, sam wydostał się z mojego gardła.
- Może zechcesz gadać, czy wolisz kolejną dawkę? 
Moja głowa mimowolnie zniżyła się w stronę kolan. Słysząc jego słowa, delikatnie się uniosłam.
- Mogę tak w nieskończoność - uśmiechnęłam się wrogo. - A wtedy nie dowiecie się niczego na temat klanów - powoli zaczęłam uspakajać oddech.
- Gdzie mieszkasz? - powiedział szybko, opierając się o biurko stojące naprzeciw mnie.
- W domu - prychnęłam, ponownie przyjmując na siebie falę energii.
Zacisnęłam mocniej pięści starając się wytrzymać ból, który był nie do zniesienia. Zdenerwowany mężczyzna uderzył ręką w blat. Zbliżył się on do mnie i przyłożył broń do skroni.
- Może ty coś wiesz? - popatrzył na dziewczynę. - Gadaj, bo inaczej ona zginie! - krzyknął.
<Shadow? B) >

Od Shadow cd. Vane

Kątem oka spostrzegłam ruch. Potem wystrzał z broni i krew. Chwila, co?
Dziewczyna upadła.
Nerwowo zerknęłam na nią, w dół i na ochronę. Mogłam ją zepchnąć...
Moje plany zniszczył jeden z kolesi, chwyciwszy moje ramiona i ciągnąc do tyłu.
Spotkało się to z niezadowoloniem Ashtona, jak i Ashley. Psy rzuciły się w stronę mundurowego, ale zarzuciłam im spokój głośnym gwizdem.
Jeden z kolesiów celował w moje psy. Zakrzywiłam promienie, przez co strzelił sobie w nogę. Gdyby nie okoliczności, wybuchłabym śmiechem.
***
— Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. — powtórzyłam po raz setny.
Zdenerwowana białowłosa zamordowała mnie wzrokiem.
— Jestem spokojna.
— Tsa, widać. — wymownie zerknęłam na jej kajdany, które próbowała rozerwać.
To pomieszanie, w którym nas zamknięto, było odporne na moce. A co najgorsze, panowała tu ciemność. Moje oczy, niby przystosowane do takich warunków, niewiele pomagały.
Byłyśmy tu od kilku godzin. Nie wiedziałam, na co czekamy. Ale wolałam też nic nie ogarniać.
— Hyh... — ni to westchnęłam, ni to warknęłam. — Przedstawiać się nie muszę, bo pewnie wiesz wszystko z moich dokumentów. W drugą stronę to zapewne nie idzie. Chociaż można znać twoje imię?
< Vane? .v. Wyszło dziwnie krótkie, ale cii >
Mia Land of Grafic