- Jezu... Vane, to tylko woda utleniona - westchnąłem, przyglądając się uciekającej przede mną dziewczynie.
- A szczypie jak cholera! - krzyknęła, chowiąc się za rogiem kanapy.
- Powiedz mi, jak mam Ci pomóc, skoro nie dasz mi się opatrzeć? Przeżyłaś wyciąganie kuli, więc z tym też dasz sobie radę!
Białowłosa wychyliła się zza czarnego oparcia. Spojrzała na mnie nieufnie, po czym powoli podeszła w moją stronę. Zasiadła naprzeciw, wystawiając wciąż lekko krwawiące ramię.
- Zrobię to szybko i będzie po sprawie, Okay? - zapytałem, uśmiechając się zachęcająco.
- Dobra... - szepnęła niepewnie.
Wylałem odrobinę cieczy na ranę żądaną przez pocisk pistoletu. Dziewczyna zacisnęła zęby, powstrzymując się od krzyku. Szybko przetarłem ramię, nałożyłem chłonny wacik i zawinąłem wszystko bandażem.
- Już po wszystkim! - uniosłem ręce do góry w geście poddania się.
- Dziękuję - uśmiechnęła się przytulając mnie. - A teraz Przepraszam, ale muszę iść z Rocket'em do psychologa - zsunęła się z kanapy.
- Okay... - powiedziałem szybko, nie dokładnie rozumiejąc słowa dziewczyny. - Zaraz, co?! - krzyknąłem po chwili namysłu.
- No tak! Twoja siostra jest chora psychicznie i zdaża się jej brać narkotyki! - popatrzyła na mnie je jakby nigdy nic.
"Ta, mała Vane ćpa?!" - powtórzyłem w myślach, wlepiając wzrok w zbierającą się dziewczynę. Gdy tylko dostrzegłem Rocket'a schodzącego po schodach, szybko stanąłem przed nim tym samym zagradzając mu drogę.
- Od kiedy ona bierze narkotyki?! - zapytałem dosyć donośnym tonem.
- Od niedawna - odpowiedział Szop lekko zdziwiony moją reakcją. - A co? - uniósł wyżej brwi.
- Kazałem Ci jej pilnować.. - mruknąłem pod nosem.
- Nastolatki nie da się upolować, Peter musisz się z tym pogodzić - westchnął najwidoczniej równie niezadowolony jak ja wyborami Vane.
- Idziemy! - doszedł do nas nieco oddalony głos dziewczyny.
Raccoon ruszył w jej stronę, a już po chwili zniknęli za drzwiami. Przez chwilę wpatrywałem się w nie... "Mogłem przylecieć kilka lat wcześniej..." - pomyślałem wciąż mając nieco zkwaszoną minę.
- Co by tu... - prześledziłem wzrokiem przestrzeń wokół siebie.
Ta nowa dziewczyna. Nie wiem dlaczego, ale właśnie do niej mnie ciągnęło. "Peter, to jest jeszcze dziecko..." - zganiłem samego siebie, podczas uważnego wpatrywania się w schody. "I tak powinienem sprawdzić co u niej" - uśmiechnąłem się dumnie, wbiegając na górę.
Delikatnie uchyliłem drzwi od ciemnego pokoju. Dziewczyna, od razu zwróciła swe jasne oczy w moją stronę.
- Achm... Myślałem, że śpisz... - starałem się jakoś wywinąć z nieco niezręcznej sytuacji. - W każdym razie, przepraszam jeżeli Cię obudziłem.
- Nie masz za co. Nie spałam już - powiedziała swym cienkim głosem.
Spojrzałem na psy, które wciąż szczęśliwie machały ogonami. Jeden z nich, zbliżył się do mnie. Stał, wpatrując się we mnie wyczekująco. Pogłaskałem zwierzę po łbie i karku.
- Jestem Peter - uśmiechnąłem się delikatnie. - Brat Vane - dodałem po chwili.
- Jakim cudem nie jest on agresywny w stosunku do Ciebie? - wyminęła moje zdanie zadając pytanie.
- Już zdążyliśmy się poznać podczas ucieczki z tamtego chorego miejsca - wyjaśniłem. - Pamiątasz coś?
- Ten przeszywający ból podczas rażenia prądem... - najwyraźniej jej plecy przeszły ciarki.
- Fajnie, że dowiaduje się tego od Ciebie... Vane nie potrafiła mi nic powiedzieć - zaśmiałem się, zasiadając na krańcu łóżka. - Jak się czujesz tak poza tym? Jesteś głodna?
<Shadow? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz