sobota, 5 sierpnia 2017

Od Shawna CD Corrinne

Kątem oka spojrzałem na siostrę, która wciąż kurczowo trzymała się mojego rękawa. Jakby za nic w świecie nie chciała mnie w tym momencie pościć...
- Hej... Jak się nazywacie? - brunetka przykucnęła przy nas.
Miała na sobie dosyć skąpe ubrania... Było jej widać cały dekolt.
- Jesteście tacy słodcy!!! - pisnęła jak dziecko, widocznie podekscytowana.
- Ja jestem Shawn, a to jest moja siostra Corrinne - powiedziałem, spoglądając kątem oka na siostrę. Trząsła się z zimna... Tak jak wtedy nad fontanną.
- Ouhh!!! Jak bardzo miło mi was poznać! - pisnęła, a jej dekold aż podskoczył.
Na co ja się patrzę...
- Ustawcie się za innymi dziećmi - wskazała na kilkanaście ludzi naszego pokroju.
Cholera... Byli praktycznie sami chłopcy. Tylko jedna dziewczyna, na dodatek młodsza... Miała chyba 3 lata.
- Jak tam? - zacząłem, gdy ruszyliśmy za grupą - tak jak się spodziewałem - w stronę schronu.
- Źle... Chcę do mamy... - wyszeptała, wciąż nawet nie mając zamiaru oderwać się ode mnie.
- Cześć, jestem Bob (Homunculubulubulus) - odezwał się chłopak, który szedł przed nami.
Przeskanowałem go wzrokiem... Nie byłem pewien, czy Corrinne będzie bezpieczna w jego towarzystwie. Zmrużyłem oczy, patrząc, jak wlepia swój wzrok w siostrę. Ściągnąłem z siebie marynarkę i bez namysłu zarzuciłem nią na odkryte ramiona Oreo.
- Jestem Shawn - warknąłem.
"Och... Chyba ktoś dołączył do kolekcji głów na ścianie... Wszyscy, którzy gapili się na Corrinne... Wspaniale..."
<Corrinne? 50 twarzy Nutelli xD>

Od Petera CD Shadow

Wyjrzałem za wejście... Wszystko wydawało się być na swój sposób stabilne. Tornado zniknęło, a na niebie znów pojawiło się słońce.
- Chodźmy... - szepnąłem, spoglądając na dwójkę.
- Tato, a co z mamą?! - pisnęła Corrinne, przytulając się do ramienia brata.
Ponownie przeniosłem wzrok na przestrzeń królestwa...
~Shadow, odezwij się... ~ wyszeptałem, starając się nawiązać z nią jakikolwiek kontakt.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Przekląłem pod nosem, chwytając się za głowę.
- Chodźcie... Muszę wam załatwić jakieś schronienie...
- Tato! Ja chcę do mamy! - krzyknęła niebieskowłosa, w oczach mając widoczne łzy.
Westchnąłem cicho, wypowiadając kilka kolejnych przekleństw pod nosem. Spojrzałem to na dzieci, to na ruiny królestwa.
- Corrinne... - przykucnąłem przy niej. - Tata odnajdzie mamę... Musisz schować się ze swoim bratem w jakimś bezpiecznym miejscu - otarłem jej łzy dłonią. Spojrzałem na syna, który kurczowo trzymał dłoń swojej siostry. - Chodźmy.
Wyszliśmy na zewnątrz. Wszędzie, dosłownie wszędzie leżały ruiny różnych budowli, a pod nimi... Martwe ciała już byłych mieszkańców tego miejsca. Nie chciałem, żeby Shawn i Corrinne musieli patrzeć na takie rzeczy... No cóż - i tak zapewne mają już dostatecznie zrytą psychikę...
Po kilkunastominutowej wędrówce dotarliśmy w miejsce, gdzie zebrali się wszyscy żywi. Co chwila rozglądałem się w poszukiwaniu charakterystycznych skrzydeł... Próby kontaktu również szły na marne.
- Przybędzie kolejne...? - wśród praktycznie każdej grupki osób, było zadawane tylko to pytanie.
- Cholera jasna... - warknąłem pod nosem, zatrzymując się w miejscu.
- Czy mogę w czymś pomóc? - jak z nikąd usłyszałem obok siebie kobiecy głos.
Spojrzałem na dziewczynę, która miała za sobą grupkę dzieci. Zapewne zapytała się o mój stan, dostrzegając wyraźne załamanie po mojej postawie ciała.
- Zajmuje się pani dziećmi? - zapytałem jak znikąd, śledząc wzrokiem każdego kilkuletniego człowieka.
- Zgadza się - przytaknęła głową. - Głównie są to dzieci osierocone przez ten wypadek...
- Błagam! Czy dałaby pani radę zająć się jeszcze nimi? Muszę szukać żony, jak zarazem ich matki...
-B-Bardzo mi przykro, ale jeżeli nie ma jej tutaj...
- Proszę? - zrobiłem maślane oczka, takie jak przed Shadow gdy proszę ją o "pewną rzecz".
- Dobrze, ale...
- To ja będę spadać. Naprawdę, w tym przypadku... Czas to pieniądz - zniżyłem się do poziomu młodej dwójki. - Dbajcie o siebie... - szepnąłem, po czym rozpłynąłem się w powietrzu.
***
- Shadow!!! - wydarłem się, przechodząc przez kłęby dymu, które utworzył wzbierający się wiatr.
Jeżeli zapowiadało się na kolejne tornado, mam przejebane...
- SHADOW!!! - krzyknąłem jeszcze głośniej.
Latarnia morska... Ona... Stała w gruzach?! Ja pierdole... Z miejsca ruszyłem w stronę jej ruin. Miałem bardzo złe przeczucia...
<Shadow?>

piątek, 4 sierpnia 2017

Od Corrinne cd Shawn

Kiwnęłam głową. Shawn złapał moją dłoń.
***
Siedzieliśmy całą rodziną na wybetonowanym brzegu rzeki.
– Chcecie lody? – zapytał ni stąd ni zowąd tata.
Kiwnęłam głową.
– Chodź, Shawn, pomożesz mi.
Odprowadziłam im wzrokiem.
Nagle ponad wodę coś się uniosło. Ignorowałam to, bo myślałam, że to fala. Mój wzork nie był jeszcze tak dobry jak wcześniej. Dopiero gdy mama gwałtownie złapała mnie za rękę... Przyjrzałam się temu. Wielkie tornado... Z którego wylatywały kamienie. Zerwał się okropny wiatr. Jak w czasie burzy.
– Mamo! – pisnęłam.
Skały białe jak wapń przedziały niebo. Jeden z takich wylądował obok nas. Inne właśnie przebijały mur. Wszędzie biegali ludzio-koty. Niektórzy z nich leżeli martwi, przygnieceni przez kamienie.
– Mamo... Gdzie oni są? – szepnęłam.
– Nie wiem, słonko... – odpowiedziała, biegnąc ze mną w ramionach. – Na pewno nic im nie jest.
– Boję się...
Rzuciła się w zaułek między budynkiem.
– Połóż się i okryj skrzydłami. Dobrze?
Kiwnęłam głową.
– A ty?
– Wrócę. Spokojnie.
Wzniosła się błyskawicznie w powietrze i znikła we mgle.
Trzęsłam się.
– Corrinne?!
– Tato! – podniosłam się bez zawachania i wpadłam mu w ramiona.
– Gdzie mama?
– Poleciała gdzieś. Mówiła, że mam tu zaczekać.
Nagle wiatr ustał. Ludzie z uszami zaczęli niepewnie wychodzić z kryjówek. My także to zrobiliśmy.
Złapałam Shawna za rękę i wychyliłam się zza muru.
To było  dziwne...  Szybko to coś się zaczęło i szybko skończyło...

< Shawn? Inspirowane "Burzowe tornado" xD > 

Od Shawna CD Corrinne

- Daj mi rękę - powiedział ojciec, wyciągając w moją stronę dłoń.
Lekko się zawahałem, lecz ostatecznie wyciągnąłem w jego kierunku kończynę. Owinął nas jakiś dziwny, srebrny wiatr... Wszystko zniknęło, a my staliśmy po środku nicości. Wpatrywałem się prosto przed siebie, czekając na jakąkolwiek zmianę widoku. Stało się to, a przede mną pojawił się ogromny zamek. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom... PRZENIEŚLIŚMY SIĘ DO ŚREDNIOWIECZA?!
- Co to za miejsce? - zapytałem, puszczając dłoń ojca.
- Tutaj twoi rodzice się ostatecznie spiknęli - wyszczerzył się głupawo, ruszając prosto w stronę wejścia do budowli.
Nie odezwałem się słowem. Po prostu ruszyłem za ojcem.
***
Drzwi otwarły nam jakieś dwie obce kobiety. Uśmiechały się serdecznie w moją oraz mojego ojca stronę. Nie odwzajemniłem gestu - nie znałem ich. Poprowadziły nas one przez korytarze tego jakże ogromnego zamku. Na serio... Wszystko wyglądało, jakby na serio zostało zbudowane w średniowieczu. Shawn - za dużo gier...
Dotarliśmy w końcu do miejsca, gdzie... Stały dwie, najpiękniejsze kobiety na ziemi. Zgadza się - moja matka, wraz z Corrinne. Zarówno mi, jak i ojcu szczęka opadła, gdy zauważyliśmy skrzydła, które wyrastały prosto z ich pleców. 
- O mój... - wymruczał pod nosem ojciec, mając wzrok wlepiony w mamę. 
Przypatrywałem się Corrinne. Gdy tylko zauważyła mój wzrok na sobie, na jej twarzy pojawił się charakterystyczny rumieniec... Wygląda tak słodko, gdy to robi... 
- Chodźcie się przebrać - mama uśmiechnęła się w moją stronę, podchodząc bliżej. 
Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą w stronę - jak mogłem się spodziewać - garderoby. Bez jakiejkolwiek mojej ingerencji wciśnięto mnie w czarny garnitur, założono muszkę i ubrano buty. Wyglądałem jak mały bogacz... Jeszcze tylko okularów brakowało...
- Jak słodko wyglądasz! - stwierdziła mama, mając na swojej twarzy szeroki uśmiech.
- D-Dziękuję? - wydusiłem, poprawiając jedną ze sznurówek swojego buta. 
- Chodźmy na salę! Twoja siostra i tata już czekają.

Rzeczywiście tak było. Corrinne stała wraz z tatą przy bufecie. Siostra trzymała w rękach soczek jabłkowy, natomiast ojciec zajadał ciasto. 
- Zaczekacie kilka minut? Tatuś z mamusią idą na balkon - schylił się do naszego poziomu wysoki mężczyzna. 
Niepewnie przytaknęliśmy głowami. Rodzice szybko zniknęli za drzwiami balkonowymi... Spojrzałem na siostrę. Najchętniej wpatrywałbym się w jej oczy godzinami...
- Co tam? - zapytała pierwsza, odkładając pusty kartonik na stolik.
- Zatańczymy? - uśmiechnąłem się delikatnie.
<Corrinne?> C:

Od Shadow cd Peter

Pokazałam mu język.
– Może... Ale i tak jesteś dla mnie za stary. – zaśmiałam się. Parę z moich piór oderwało się. Peter złapał jedno i zmarszczył brwi.
– To pozostałości spalonych po tym wybuchu?
Kiwnęłam głową.
– Cóż... W nie których miejscach został mi sam szkielet. Ale prawie tego nie czuję, widzieć też nie widać.
Odwróciłam się  i zaczęłam iść w stronę wyjścia.
– Wiesz, że cię kocham?
– Wiem. Zawsze to wiedziałem.
Zatrzymałam się przy szybie.
– Patrz, jak słodko tańczą... – szepnęłam wesoło.
– Taa... Byle nie wynikło z tego nic innego niż miłość rodzeństwa.
Spojrzałam na niego pytająco.
– Kaziroctwo. – powiedział tylko.
Kiwnęłam głową.
***
  Musiałam ją zostawić. Miałam wyrzuty sumienia, ale wierzyłam, że Peter usłyszy moje myśli. Musiałam sprawdzić co to takiego i skąd się bierze.
Już wcześniej widziałam nerwowo uciekając ptaki.
Wylądowałam w ciągu paru sekund na latarni.
Wpadłam do niej.
– Water, Angel jesteście tu?! – wrzasnęłam.
Odpowiedziała mi Angel, która zleciała jako kot ze szczytu. Stanęła tuż przede mną.
– Co tu się odjebało?! – wrzasnęłam, próbując przekrzyczeć wybuchające skały. 
– Nie mamy pojęcia! To coś wyskakuje piąty raz w tym roku! Za każdym razem jest silniejsze! Za chwilę powinno zniknąć!
To było jak wojna.

< Peter? >

Od Petera CD Shadow

Nie wiem ile czasu poświęciłem na wspominanie starych czasów wraz z dawnym przyjacielem. W każdym razie, moja żona zdążyła odejść od stołu, zapewne idąc sprawdzić co z dziećmi. Jej brak przedłużał się, mijały kolejne kwadranse, a po niej ani śladu. Zacząłem się niepokoić...
- Chodźmy sprawdzić co z dziećmi... - stwierdziłem, nie czekając na reakcję że strony mężczyzny.
Po prostu wstałem i odszedłem w stronę wyjścia, mając zupełnie w dupie, czy zapłaciłem, czy nie. Na placu mogłem dostrzec tylko dwóch sześcioletnich chłopców, którzy... Stali przed sobą cali zdyszani. Zamarłem, dostrzegając nieco podarte ubrania syna. Ruszyłem z miejsca w stronę dzieci.
- Co tu się stało?! - krzyknąłem, mierząc wzrokiem obu nieletnich.
- Ten... Idiota... - wydyszał Shawn.
- Ejejej, mam powiedzieć mamie jak się wyrażasz? - wlepiłem spojrzenie w syna, który wciąż miał na sobie zarazem poważny, jak i zdenerwowany wyraz twarzy. - Gdzie jest twoja siostra i mama? - zapytałem.
- TEN SKOŃCZONY GŁUPEK OBLAŁ JĄ WODĄ, PRZEZ CO... - wydarł się niebieskowłosy, widocznie zabijając stojącego naprzeciw wzrokiem. - Uciekła...?!
- No nie... - warknąłem, wyczuwając charakterystyczne fale.
Shadow przeniosła się do tamtego zamku... Cholera! Wypowiedziałem kilka przekleństw w nieznanym dla dzieci języku. CHOCIAŻ... To nie była taka zła informacja. Przynajmniej wiem, że są bezpieczne.
- Chodźmy stąd - zadecydowałem.
Syn tylko wymruczał coś w stronę Beniamina, po czym ruszył w ślad za mną. Gdy tylko lekko ochłonął, zacząłem:
- Idziesz na tył się przebrać. Ubrania masz w siatce na dole - powiedziałem, zasiadając za kierownicą. - Podaj mi to małe pudełeczko, które jest tuż obok - chłopak bez słów wykonał dwa polecenia.
Założyłem na swoje ucho dosyć skomplikowane urządzenie. Odpaliłem samochód. Prosto w stronę dosyć charakterystycznego dla mnie domu...
***
Zapukałem kilka razy w drzwi. Na wejściu przywitała mnie siostra w swoim jakże skąpym komplecie.
- Za bardzo będziesz zwracać na siebie uwagę facetów. Ubierz coś normalnego - powiedziałem na przywitanie, uśmiechając się pod nosem. 
- Czego chcesz? Jestem zajęta - warknęła pod nosem.
Nie wyglądała najlepiej. Chyba powinienem podpytać Rocketa co się z nią działo w ostatnim czasie.
- Po co ci tyle bransoletek... - zmrużyłem oczy, dając znak synowi, żeby wszedł do środka.
- C*uj cię to interesuje - mruknęła, chowając ręce za sobą. - Po co przeszedłeś? 
Tak. Znowu zaczynam grzebać ludziom w umysłach. Jej w tej chwili był nad zwyczaj słaby... Jakby pozbawiony życia.
- Co się stało? - zapytałem cicho, kątem oka spoglądając na syna, który wspinał się po schodach.
- Łuhu... - zrobiła piruet, przy tym odsuwając się kilka metrów ode mnie. - A to się stało! - podniosła z półki jedną z broni i wycelowała nią we mnie. Udawała że strzela.
- Nie rozumiem... 
- To pora się obudzić - westchnęła odkładając przedmiot. - Vane się tnie! O nieee!? Ciekaweeee dlaczego?! - wyszczerzyła się niczym Joker.
- Że co?! - krzyknąłem, teleportując się prosto za nią. 
Tak. Nie kłamała. Jej nadgarstki jak i część bransoletek, były od środka brudne od krwi. Wróciłem na miejsce i spojrzałem na nią pytającym wzorkiem.
- Co się...
- Poof! - krzyknęła, a zaraz później znikła mi z oczu.
Ja pierdole... Żyję w świecie wariatów... Chuj wie. Mogła być teraz na drugim końcu miasta, znając ją. Będę musiał później do niej napisać... Ewentualnie zajebać tej je całego "chłopaka".
- Zabijanie ludzi!? - usłyszałem z góry krzyk szopa. - Oczywiście, że się na to piszę! - dotarł kolejny uradowany głos.
Przeniosłem się na górę, gdzie Shawn ze skrzyżowanymi rękami przyglądał się zwierzakowi.
- A znacie resztę ich rodziny? Chętnie nimi również się zajmę... - wyszczerzył się jak głupi.
- Pakuj się do samochodu z jakąś atomówką, czy coś. Jedziemy po statek - mruknąłem, patrząc ze znużeniem na niego.
- Woops... Chyba czeka mnie rozmowa z twoim ojcem - zaśmiał się kpiąco. - Nie wiedziałem, że moim ojcem jest ktoś tak idiotyczny jak on! - przeszedł do parkowania plecaka. - Kiedy zaprosisz mnie na obiadek? - zwijał się ze śmiechu.
- Zamknij się już... Poza tym... Chyba nie chciałbyś próbować mojego rosołu - skrzywiłem się.
***
- Oszukiwaliście mnie! - wydarł się na cały głos szop, widocznie wkurwiony krzyżując ręce za sterami swoich działek. 
- Zniszczysz dom tej dwójki. Tyle ci nie wystarczy? - westchąłem, wywracając oczami. 
- Nie! 
- To masz kurwa problem... - mruknąłem. 
- Nie przeklinaj przy dziecku! Dajesz bardzo zły przykład! - zaśmiał się zwierzak. - A ja się dziwiłem, że nie potrafiłeś dbać o rybki w akwarium... 
- Zamknij się, bo ogolę cię na łyso! - warknąłem. - Shawn, idź przynieś mi... - starałem się wymyśleć cokolwiek, aby tylko pozbyć się syna z kokpitu. Musiałem poważnie porozmawiać z Rocketem. - Taśmę klejąca do wydepilowania Rocketowi brwi! - wyszczerzyłem się, zatrzymując statek w miejscu, na przeciw domu Tonego.
Chłopak bez słowa ruszył w stronę schodów. Zniknął w ułamku minuty. 
- Więc... O co tatuś chce mnie wypytać? O oceny w szkole? - mruknął pod nosem szop.
- Co się dzieje z młodą? - zapytałem prosto z mostu.
Szopa jakby zamurowało. Wiedziałem! Ma coś do ukrycia... Oparłem się o fotel, przewracając się w jego kierunku.
- A co ma być? - prychnął, szybko poprawiając swój wyraz twarzy. - Mizia się z tym swoim Kubą tak głośno, że się spać nie da! Szukacie może niańki do dzieci? Bo w tamtym domu już nie wytrzymam! - jak zwykle starał się wyjść żartami z widocznie niezręcznej sytuacji. 
- Mówię poważnie - skrzyżowałem ręce.
- Ty serio nic nie wiesz... - zaśmiał się ciszej, mrużąc oczy. - Kilka tygodni temu straciła dziecko - zamarłem słysząc te słowa.
- Że jak?! - przy próbie podniesienia się, tylko uderzyłem nogą o jeden z panelów.
- Jedzie teraz na psychodropach - westchął, odwracając się w moją stronę. - Odbyła się ostra walka - założył łapy za głowę. - Dziecko nie przeżyło postrzału. W rzeczywistości obroniło Vane przed pewną śmiercią.
Nie odezwałem się ani słowem. Chyba po prostu nie potrafiłem... Wziąłem kilka wdechów, po czym z powrotem odwróciłem się w stronę głównej szyby...
- Dlaczego zawsze dowiaduję się o wszystkim ostatni... - westchąłem, ustawiając laser namierzający na dom Beniamina i Tonego.
- Taki los Star-Tatusia - prychnął, wciskając czerwony guzik. Dwie, pokaźne rakiety wbiły się w dach budynku. Stanął w płomieniach w przeciągu kilkunastu sekund.
- Za Shadow i Corrinne... - wyszeptałem pod nosem.
***
Staliśmy sami z Shadow na balkonie. Ona ubrana w piękną suknię, ja, odziany w czarny garnitur. Wpatrywaliśmy się w księżyc, który ościecał całą krainę swoim odbitym światłem. Dzieci zostały na sali... Mieliśmy chwilę tylko dla siebie. Spojrzałem na zegarek... Tak. Dokładnie północ.
- Dzisiaj, dokładnie dzisiaj się poznaliśmy - spojrzałem na dziewczynę, która dotychczas opierała się o moje ramię.
- Pomyśleć, że kiedyś bardziej cię nienawidziłam... - uśmiechnęła się złośliwie w moją stronę.
- A ja tobie tak ładnie opatrunki zmieniałem! - zrobiłem "obrażoną" minę.
- Byłeś pedofilem - stwierdziła, gdy w końcu staliśmy prosto naprzeciw siebi. Dzieliło nas kilka centymetrów.
- Nie gadaj, że ci się nie podobałem - uśmiechnąłem się głupio, jeszcze bardziej przybliżając swoją twarz do niej.
<Shadow? Lenny, lenny na balkonie? C:>

Od Corrinne cd Shawna

Przez chwilę stałam jak słup soli. Naprawdę siły już nie mam.
Rzuciłam się w stronę toalet z płaczem. Nikt za mną nie pobiegł, bo Shawn zaczął się bić na słowa z tym chłopakiem, a rodziców przecież nie było tutaj. Zatrzasnęłam się w kabinie.
Dlaczego świat mi to robi?!
– Corrinne? – usłyszałam mamę. Pukała kolejno do kabin. Zatrzymała się przy tej, w której się kuliłam. – Wyjdź, kochanie...
– NIE! - wrzasnęłam na nią.
– A wpuścisz mnie? – słyszałam w jej głosie smutek, a nie chciałam, żeby było jej przykro. Jednak za nim zdążyłam się ruszyć, wtargnął do mnie mały jeż. Po paru sekundach zmienił się w moją rodzicielkę.
– Czemu tu jesteś? – szepnęłam.
– Bo się martwię. Wszystko widziałam. – przytuliła mnie. – Jak to się zaczęło?
Zwiesiłam głowę. Nie odezwałam się przez następne parę minut.
– Jak nie chcesz, to nie mów. Ale wiedz, że z tatą od dawna to podejrzewaliśmy. I jesteś dzielna, że broniłaś brata...
– I tak mi się to nie udawało. – powiedziałam cicho.
– Uwierz, że jeszcze nie jedno zło wyrządzi ci mężczyzna. Ale nie przejmuj się tym, bo gdzieś tam na pewno czeka ktoś, kogo pokochasz naprawdę i kto ciebie obroni. A teraz, może zrobimy sobie małą wycieczkę? Tylko we dwie? – mrugnęła do mnie. Kiwnęłam niepewnie  głową. Mama pociągnęła mnie gdzieś daleko, gdzie nie było ludzi ani kamer i... Na jej plecach pojawiły się skrzydła. Złapała mnie w objęcia i wzniosłyśmy się wysoko, ponad chmury...
– Polecimy do moich przyjaciół. Mieszkają w zamku, wiesz? I zmieniają się w urocze koty...

< Shawn? >

Od Shawna CD Corrinne

Do mojego mózgu nie dochodziło, co się w tej chwili dzieje. Gdy tylko propozycja mężczyzny odbiła się wokół moich uszu, moje oczy mimowolnie otwarły się dwa razy bardziej.
- Z tym debilem?! - warknąłem pod nosem w taki sposób, aby tylko stojąca obok mnie siostra mogła usłyszeć to krótkie stwierdzenie.
Spojrzenie ojca było bardzo wymowne - usłyszał moje słowa. Przekląłem głośno ślinę, widząc jego zaskoczony głos na sobie... Chyba do mamy również dotarła ta informacja, poprzez telepatyczne porozumiewanie się z ojcem. Oj... Chyba czeka mnie pogadanka w domu.
- Myślę, że... - ojciec spojrzał wymownie na matkę, która jedynie delikatnie przytaknęła głową, przy tym wywracając oczami.
- Taa... Przystaniemy na tej propozycji - westchnęła cicho, wciąż mając skwaszoną minę.
Nie, nie i jeszcze raz nie! Dlaczego moi rodzice nagle stali się tacy ślepi! Ten chłopak chce nas zabić, a nie wspólnie zabić!
- Chyba cierpię na sklerozę, przepraszam... To jest mój syn, Beniamin - ułożył swoją dłoń na jego głowie, po czym delikatnie poczochrał jego włosy.
- Dzień dobry... - zrobił maślane oczka... Jak nigdy dotąd...
- Ought... Chyba chodzisz z naszymi dziećmi do przedszkola, czyż nie? - mama zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem.
Ten tylko przytaknął delikatnie główką. "Ja pie*dole..." - warknąłem w myślach, już wyobrażając sobie jak wykręcam mu łeb.
- Shawn... Masz bardzo złe myśli - przeczesałem dłonią swoją niebieską czuprynę.
- Coś się dzieje? - Corrinne spojrzała na mnie kątem oka.
- Błagam. Zadzwoń po jakiegoś terapeutę, bo już na serio nie wytrzymuję psychicznie...
***
Ach... Jak zwykle! Rodzice prowadzą pogawędkę, a dzieci won się bawić. Musieliśmy siedzieć na tym samym placu zabaw, z tym samym idiotą... Jezu Chryste, niech ta męka się już skończy (;_;)
- Bawimy się w Simon Mówi! - krzyknął chłopak, stojąc kilka metrów od nas.
- Em... Nie - skrzyżowałem ręce. - Cały czas bawimy się w to co ty chcesz! Teraz nasza kolej, żeby wybrać zabawę! - zmrużyłem oczy.
- Nooo proszę, proszę... Mały Shawn znowu się postawia? - na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
- Tak, a żebyś wiedział! - warknąłem. - Najchętniej... - miałem przejść do gorszego wyzywania Beniamina, lecz powstrzymał mnie delikatny dotyk siostry.
Odwróciłem się w jej stronę. Spojrzałem prosto w jej niebieskie oczy... Jest dla mnie najważniejsza na całym świecie...
- Nie zniżaj się do tego poziomu... - doszedł do mnie jej cichy szept.
Dalej wpatrywałem się w nią bez słowa. Jej oczy tak pięknie błyszczą...
Całą "magię" tej chwili zepsuł wyraźny śmiech chłopaka. Odwróciłem się z powrotem w jego stronę.
- Czego rżysz? - mruknąłem.
- Pułapka! - jego słowa mnie zdezorientowały... Co miał na myśli?
Spojrzałem w dół... Cholera... Z jak dotychczas myślałem "parkietu" prysnęła woda. Staliśmy na fontannie, która jak na złość została wbudowana w ziemię. Corrinne stała na jednym z paneli, który wypuszczał wodę... Zorientowała się za późno... Po chwili stała przed nami, przemoczona do suchej nitki. Przez zmoczoną sukienkę można było dostrzec... Ekhem... Różne części jej ciała. Wlepiłem w nią swój wzrok... Zanim strumień wody ustał, rzuciłem się w stronę siostry i niemal natychmiast okryłem ją swoją suchą bluzą. Chociaż... Nie wiem dlaczego, ale ten widok mi się podobał...

<Corrinne? Lenny lenny... *

środa, 2 sierpnia 2017

Od Shadow cd Peter

Już nie lubię tego pacana. I jego dziecka tym bardziej, bo stary przynajmniej coś rozumuje.
Przepuściłam trójkę dzieci przodem. Widziałam ich niezadowolone miny.
Idiota. - mruknęłam w myślach, na chwilę usuwając mur, świadoma, że Peter mnie usłyszy.
Błyskawicznie dostałam odpowiedź.
Kto?
Ty, ten mały bachor i jego ojciec. –  warknęłam.
Też się zgodziłaś...
Bo się na mnie gapiałeś jak ciele na malowane wrota.
Bo jesteś...
Stop! Nie zmienisz tego, że go nie widzę, jak tego zjebanego Rite! Osobiście go i jego dzieciaka zabiję! Niech tylko będziemy w odosobnionym miejscu!
Gwałtownie podniosłam głowę, ostro wkurzona. Wysłałam w jego stronę małe, niewidoczne światełko. Uderzyło ono z dużą siłą o jego głupi łeb.
Peter spojrzał na mnie kątem oka. Pokazałam mu wulgarny gest ponad głowami dzieci.
***
Nawet siedząc przy stoliku i prrzysłuchując się rozmowie Peteraz  z tym całym Tony'm, wbijałam w nich wkurzone spojrzenie. W mojej głowie kłębiło się wiele myśli pod adresem tego drugiego.
Jaka kobieta go chciała?! Przecież on ma płeć piękną za beznadziejną i tylko do rodzenia dzieci, słuchać to z jego słów. Jak Rite! A może są braćmi? Nie zdziwiłabym się.
Bez słowa tłumaczenia wstałam  i wyszłam sprawdzić co u dzieci. Zobaczyłam, że nic się nie dzieje. Jedynie Corrinne wyglądała, jakby miała zaraz przyłożyć mu w ten krzywy ryj, a Shawn zabijał go wzrokiem. Wzruszyłam ramionami. Dopóki Peter się nie ruszy, nie mam wymówki by ich zabrać.

Peter?

Od Petera CD Shadow

- No ej! Nie mogę żądać chociaż odrobiny prywatności?! - zaśmiałem się. - Przecież jesteśmy w PARKU! Przestrzeń publiczna... - mruknąłem krzyżując ręce.
- Idźcie się bawić dalej - dodała Shadow.
Dzieciaki wymieniły się spojrzeniami, po czym bez chwili czekania pobiegły w stronę placu zabaw. Naprawdę, bardzo miło patrzyło mi się na córkę, która wspina się na różnych drabinkach. Gdy była przykuta do wózka... Mogła tylko o tym pomarzyć...
- Jeżeli dowiem się do kogo należy dzieckoz które im dokucza... - warknąłem pod nosem, zaciskając mocniej pięści.
- Spookojnie, nie myśl o takich rzeczach podczas rodzinnego spaceru - dziewczyna oparła swoją głowę o moje ramię. - S-Spójrz... - wydukała, w sekundzie się odsuwając.
Chłopczyk pokroju naszych dzieci, właśnie wypowiadał jakieś słowa w ich stronę. Przeskanowałem go dokładnie wzrokiem... Zanim wypowiedział następne słowo, już byłem w jego umyśle...
- To ten mały... - wymruczałem pod nosem, z miejsca ruszając w stronę dzieci.
- Jesteś głupi... - westchnęła pod nosem Shadow. - Właśnie zj*bałeś dziecku psychikę.
- Co? - zaśmiałem się nerwowo, przystając na moment. - On chyba i tak ma już nie równo pod sufitem! - ruszyłem dalej.
Dziesięć sekund - już byłem obok trójki sześciolatków. Już otwierałem usta żeby coś powiedzieć, lecz o wiele szybciej nadeszła wypowiedź ze strony wcześniej nie zauważonego przeze mnie mężczyzny.
- Peter? - przechylił pytająco głowę, patrząc na mnie krzywo.
Uniosłem na niego dotychczas rozzłoszczony wzrok. Zmienił się niemal od razu, gdy rozpoznałem jego charakterze rysy twarzy.
- Tony? - uniosłem jedną z brwi.
- O rany, nie wierzę! - jego dziwne odruchy przypominały te, które wykonywał jako dziecko. Bardzo dziwne... - Wszyscy myśleli, że coś się z tobą stało! Że... Nie żyjesz!
- Jak widać... - przeskanowałem swoje ręce wzrokiem. - Chyba nadal żyję.
- Kosmici cię porwali, czy jak? - zaśmiał się.
"Jakie prawdziwe" - mruknąłem w myślach. Naszej rozmowie towarzyszyły pytające spojrzenia dzieci oraz Shadow, która stała obok. Kątem oka spojrzałem na jasnowłosą.
- Przedstawiam ci moją żonę, Shadow - uśmiechnąłem się szelmowsko w jej stronę.
- No cześć - powiedziała grzecznie, lecz dobrze wiedziałem, że normalnie nie miałby takiego zwyczaju. Coś się z nią dzieje...
- Uhuhu... Widzę, że gustujesz w młodych, które są dobrze obrażone przez naturę - wyszczerzył się głupkowato w naszą stronę.
Coś się we mnie zagotowało... Miałem dużą ochotę przywalić mu tak mocno jak nigdy. Powstrzymał mnie delikatny dotyk w dłoń... Dziewczyna sama podeszła do mężczyzny i przywaliła mu prosto z liścia.
- Mów dalej, a przekonasz się na co mnie stać... - uśmiechnęła się wrogo, pod jego adresem kierując mały gest palcem.
- Chyba nie wiem kiedy się zamknąć.. - zaczerwieniony, podrapał się po szyi.
- Teraz już wiesz - Shadow delikatne wzruszyła ramionami.
- Jeszcze raz spróbuj... - warknąłem pod nosem, rozluźniając dłoń.
- Okay, okay! W rewanżu zapraszam was i wasze dzieci na lody - teatralnie uniósł ręce do góry.
Wymieniłem się spojrzeniami z dziewczyną. "Darmowe LODY" - na mojej twarzy pojawił się Lenny Face.
Shadow?

Od Shadow cd Peter

- Czy zasłużyłem dzisiaj na nagrodę? - wyszczerzył się, znacząco ruszając brwiami.
- A bo ja wiem? - postanowiłam się z nim podroczyć.
- Proszę... - objął mnie.
*( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)*
Cieszyłam się, że Corrinne wstała na nogi. Jednak... Widziałam jej zaniepokojone spojrzenia na Shawna. Coś oboje przed nami ukrywali, myśląc, że tego nie widzimy.
Gdy popędzili za szarymi gołębiami, odezwałam się do Petera.
- Też czujesz to, jak kłamią o tym, że nic się nie dzieje? - spytałam cicho.
- Tak. Jak myślisz, czy ktoś się nad nimi znęcał? - odparł równie ściszonym głosem.
- Możliwe. Zbyt często Shawn "się potykał". Wprawdzie to jeszcze dziecko, ale nawet jak się uczył chodzić nie miał tylu upadków. Nie wiem, czy to dobry pomysł, by ich teraz wysyłać do szkoły.
- Możemy ich wysłać do prywatnej. Powinno nas na to stać. - zaproponował.
Kiwnęłam głową, wciąż zamyślona.
- Nawet tam, a raczej, tym bardziej tam mogą się znaleźć takie łobuzy...
Peter stanął przede mną i uniósł głowę. Wpił swoje usta w moje.
- Bleeeeeeee! - usłyszałam pisk.
Zaczęłam się śmiać, odrywając się od mężczyzny.
- Kiedyś będziesz tego szukać. - mrugnęłam do Corrinne.
- Nie. Nie będę. Chłopcy są źli, nie licząc taty, Shawna i Ishuki'ego.


< Peter? >

Od Corrinne cd Shawn

- Shawn, miażdżysz mi płuca... - wydusiłam. Speszył się i odsunął.
Zerknęłam na rodziców. Szeroko się uśmiechali, choć ich oczy były rozszerzone ze zdumienia.
- Widzisz? Mówiłem, że zaczniesz chodzić, nim pierwszy listek spadnie z tego drzewka! - zawołał tata, jako pierwszy się otrząsając i łapiąc w ramiona. Blado się uśmiechnęłam, wdychając jego zapach.
Cieszę się, że jest szczęśliwy.
- I tak mam focha za ten szalik. - mruknął Shawn, w połowie jedzenia tortu. Zaśmiałam się krótko, rozwalając mu dłonią fryzurę.
Byłoby wspaniale, gdyby wszystkie dni były tak radosne...
- Cieszycie się, że będziecie chodzić do szkoły?
Mój widelczyk zastygł na sekundę w bezruchu.
- Tak. - powiedziałam jedynie. Od razu miałam złe scenariusze w głowie.
Zerknęłam na brata. Bałam się, że w szkole także się nie odnajdzie. On jednak się teraz cieszył, zapewne myśląc, że zostawi tamtych. Ale.. Przecież z niektórymi możemy trafić do klasy, tak?
- Pójdziemy na spacer? - zapytała mama.
Kiwnęliśmy niepewnie głowami. Szybko każdy dokończył ciasto. Ubrałam buty i stałam pod drzwiami, niepewnie stąpając. Dziwnie się czuję, chodząc, a nie jeżdżąc na wózku.
- Nigdzie nie pójdę bez mojego szalika! - buntował się Shawn, nawet, gdy już byliśmy na zewnątrz.

< Shawn? > 

poniedziałek, 31 lipca 2017

Od Shawna CD Corrinne

Spojrzałem na kalendarz, który wisiał nad moim łóżkiem. Przeskanowałem wzrokiem rząd cyferek...
- Dzisiaj jest... - mruknąłem pod nosem, przeczesując swoją niebieską czuprynę dłonią. - URODZINY?! - wydarłem się.
- Shawn, czy mógłbyś się... - doszedł do mnie głos siostry, która najprawdopodobniej nie spała od kilkunastu minut.
Siedziała na swoim wózku ubrana w śnieżnobiałą sukienkę. Gdzieniegdzie posiadała ona niebieskie elementy...
- Ślicznie wyglądasz... - wyszeptałem, patrząc jej prosto w oczy.
- Ubieraj się... - mruknęła pod nosem, szybko odwracając ode mnie swoje spojrzenie.
Mozolnie wygrzebałem się spod pierzyny, po czym wcisnąłem swoje stopy w czerwone kapcie. Podszedłem do szafy...
- Gdzie jest mój szalik! - krzyknąłem przerażony, przyglądając się miejscu, gdzie powinna się znajdować moja ulubioną część garderoby.
- W praniu - burknęła będąca kilka metrów dalej dziewczyna.
- COOOO?! - wydarłem się niemalże na cały dom.
- Uspokój się! - dotarł do mnie głos siostry.
Był dosyć niewyraźny, ponieważ w ułamku kilku sekund znalazłem się w łazience. Rzeczywiście... W bębnie kręcił się dobrze znany mi materiał.
- Nie!!! - krzyknąłem, uderzając pięścią w szybę.
Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, za drzwiami usłyszałem wołanie mamy. Zebrałem się powoli z podłogi... "Ale on jeszcze nie był taki brudny" - mruknąłem w myślach. "Prałem go... Em... No... Prali go w sklepie! Na 100%".
***
- Wszystkiego najlepszego! - powiedzieli chórkiem rodzice, którzy najwidoczniej czekali na nas w kuchni.
Wraz z Corrinne staliśmy w wejściu do pokoju... Trzymałem jej wózek (a raczej opierałem się o niego łokciem, ale to zupełne inna kwestia...)
- Dlaczego mój szalik... - chciałem mówić dalej, lecz zatrzymało mnie mordujące spojrzenie siostry. Zapewne nie chciała, żeby rodzice musieli zajmować się teraz jakimś "głupim" szalikiem. Odpuściłem. Podjechałem wraz z Corrinne do małego stoliczka, na którym stało niebieskie ciasto.
- Pomyślcie życzenie - uśmiechnęła się w naszą stronę mama.
Spojrzałem na siostrę, której wzrok od kilkunastu sekund był wlepiony w kilka małych płomyczków. Patrzyła na nie jak zaczarowana. Chwyciłem ją za rękę.
- Na trzy? - uśmiechnąłem się delikatnie.
Spojrzała na mnie. Jej niebieskie oczy... Wyglądały w tym momencie jak dwa, blade jeziora... Zupełnie pozbawione życia i jakiegokolwiek szczęścia... Przytaknęła delikatnie głową.
- Raz...
- Dwa... - dodała.
- Trzy!
W tym samym momencie z naszych ust wypłynął lekki podmuch wiatru, który od razu zgasił świeczki. Tata wystrzelił konfetti, a mama zaczęła klaskać. Nadal nie byłem szczęśliwy... Nie potrafiłem się śmiać, u boku przyglądając się cierpieniu Corrinne.
- Wszystko okay? - zapytałem cicho.
Znowu spojrzała na mnie. Zacisnęła mocniej swoją rękę na mojej dłoni, po czym... Wstała... Jej oczom jakby od razu został przywrócony ten sam blask, który nie połyskiwał od kilku miesięcy...
- Ty! CHODZISZ! - wydarłem się praktycznie tak samo głośno, jak wtedy, gdy opłakiwałem swój szalik.
- Em... No... - wyszeptała coś pod nosem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę! To najlepszy prezent na urodziny! - krzyknąłem, przytulając się do niej.
<Corrinne? AWWWW C: >
Mia Land of Grafic