piątek, 4 sierpnia 2017

Od Petera CD Shadow

Nie wiem ile czasu poświęciłem na wspominanie starych czasów wraz z dawnym przyjacielem. W każdym razie, moja żona zdążyła odejść od stołu, zapewne idąc sprawdzić co z dziećmi. Jej brak przedłużał się, mijały kolejne kwadranse, a po niej ani śladu. Zacząłem się niepokoić...
- Chodźmy sprawdzić co z dziećmi... - stwierdziłem, nie czekając na reakcję że strony mężczyzny.
Po prostu wstałem i odszedłem w stronę wyjścia, mając zupełnie w dupie, czy zapłaciłem, czy nie. Na placu mogłem dostrzec tylko dwóch sześcioletnich chłopców, którzy... Stali przed sobą cali zdyszani. Zamarłem, dostrzegając nieco podarte ubrania syna. Ruszyłem z miejsca w stronę dzieci.
- Co tu się stało?! - krzyknąłem, mierząc wzrokiem obu nieletnich.
- Ten... Idiota... - wydyszał Shawn.
- Ejejej, mam powiedzieć mamie jak się wyrażasz? - wlepiłem spojrzenie w syna, który wciąż miał na sobie zarazem poważny, jak i zdenerwowany wyraz twarzy. - Gdzie jest twoja siostra i mama? - zapytałem.
- TEN SKOŃCZONY GŁUPEK OBLAŁ JĄ WODĄ, PRZEZ CO... - wydarł się niebieskowłosy, widocznie zabijając stojącego naprzeciw wzrokiem. - Uciekła...?!
- No nie... - warknąłem, wyczuwając charakterystyczne fale.
Shadow przeniosła się do tamtego zamku... Cholera! Wypowiedziałem kilka przekleństw w nieznanym dla dzieci języku. CHOCIAŻ... To nie była taka zła informacja. Przynajmniej wiem, że są bezpieczne.
- Chodźmy stąd - zadecydowałem.
Syn tylko wymruczał coś w stronę Beniamina, po czym ruszył w ślad za mną. Gdy tylko lekko ochłonął, zacząłem:
- Idziesz na tył się przebrać. Ubrania masz w siatce na dole - powiedziałem, zasiadając za kierownicą. - Podaj mi to małe pudełeczko, które jest tuż obok - chłopak bez słów wykonał dwa polecenia.
Założyłem na swoje ucho dosyć skomplikowane urządzenie. Odpaliłem samochód. Prosto w stronę dosyć charakterystycznego dla mnie domu...
***
Zapukałem kilka razy w drzwi. Na wejściu przywitała mnie siostra w swoim jakże skąpym komplecie.
- Za bardzo będziesz zwracać na siebie uwagę facetów. Ubierz coś normalnego - powiedziałem na przywitanie, uśmiechając się pod nosem. 
- Czego chcesz? Jestem zajęta - warknęła pod nosem.
Nie wyglądała najlepiej. Chyba powinienem podpytać Rocketa co się z nią działo w ostatnim czasie.
- Po co ci tyle bransoletek... - zmrużyłem oczy, dając znak synowi, żeby wszedł do środka.
- C*uj cię to interesuje - mruknęła, chowając ręce za sobą. - Po co przeszedłeś? 
Tak. Znowu zaczynam grzebać ludziom w umysłach. Jej w tej chwili był nad zwyczaj słaby... Jakby pozbawiony życia.
- Co się stało? - zapytałem cicho, kątem oka spoglądając na syna, który wspinał się po schodach.
- Łuhu... - zrobiła piruet, przy tym odsuwając się kilka metrów ode mnie. - A to się stało! - podniosła z półki jedną z broni i wycelowała nią we mnie. Udawała że strzela.
- Nie rozumiem... 
- To pora się obudzić - westchnęła odkładając przedmiot. - Vane się tnie! O nieee!? Ciekaweeee dlaczego?! - wyszczerzyła się niczym Joker.
- Że co?! - krzyknąłem, teleportując się prosto za nią. 
Tak. Nie kłamała. Jej nadgarstki jak i część bransoletek, były od środka brudne od krwi. Wróciłem na miejsce i spojrzałem na nią pytającym wzorkiem.
- Co się...
- Poof! - krzyknęła, a zaraz później znikła mi z oczu.
Ja pierdole... Żyję w świecie wariatów... Chuj wie. Mogła być teraz na drugim końcu miasta, znając ją. Będę musiał później do niej napisać... Ewentualnie zajebać tej je całego "chłopaka".
- Zabijanie ludzi!? - usłyszałem z góry krzyk szopa. - Oczywiście, że się na to piszę! - dotarł kolejny uradowany głos.
Przeniosłem się na górę, gdzie Shawn ze skrzyżowanymi rękami przyglądał się zwierzakowi.
- A znacie resztę ich rodziny? Chętnie nimi również się zajmę... - wyszczerzył się jak głupi.
- Pakuj się do samochodu z jakąś atomówką, czy coś. Jedziemy po statek - mruknąłem, patrząc ze znużeniem na niego.
- Woops... Chyba czeka mnie rozmowa z twoim ojcem - zaśmiał się kpiąco. - Nie wiedziałem, że moim ojcem jest ktoś tak idiotyczny jak on! - przeszedł do parkowania plecaka. - Kiedy zaprosisz mnie na obiadek? - zwijał się ze śmiechu.
- Zamknij się już... Poza tym... Chyba nie chciałbyś próbować mojego rosołu - skrzywiłem się.
***
- Oszukiwaliście mnie! - wydarł się na cały głos szop, widocznie wkurwiony krzyżując ręce za sterami swoich działek. 
- Zniszczysz dom tej dwójki. Tyle ci nie wystarczy? - westchąłem, wywracając oczami. 
- Nie! 
- To masz kurwa problem... - mruknąłem. 
- Nie przeklinaj przy dziecku! Dajesz bardzo zły przykład! - zaśmiał się zwierzak. - A ja się dziwiłem, że nie potrafiłeś dbać o rybki w akwarium... 
- Zamknij się, bo ogolę cię na łyso! - warknąłem. - Shawn, idź przynieś mi... - starałem się wymyśleć cokolwiek, aby tylko pozbyć się syna z kokpitu. Musiałem poważnie porozmawiać z Rocketem. - Taśmę klejąca do wydepilowania Rocketowi brwi! - wyszczerzyłem się, zatrzymując statek w miejscu, na przeciw domu Tonego.
Chłopak bez słowa ruszył w stronę schodów. Zniknął w ułamku minuty. 
- Więc... O co tatuś chce mnie wypytać? O oceny w szkole? - mruknął pod nosem szop.
- Co się dzieje z młodą? - zapytałem prosto z mostu.
Szopa jakby zamurowało. Wiedziałem! Ma coś do ukrycia... Oparłem się o fotel, przewracając się w jego kierunku.
- A co ma być? - prychnął, szybko poprawiając swój wyraz twarzy. - Mizia się z tym swoim Kubą tak głośno, że się spać nie da! Szukacie może niańki do dzieci? Bo w tamtym domu już nie wytrzymam! - jak zwykle starał się wyjść żartami z widocznie niezręcznej sytuacji. 
- Mówię poważnie - skrzyżowałem ręce.
- Ty serio nic nie wiesz... - zaśmiał się ciszej, mrużąc oczy. - Kilka tygodni temu straciła dziecko - zamarłem słysząc te słowa.
- Że jak?! - przy próbie podniesienia się, tylko uderzyłem nogą o jeden z panelów.
- Jedzie teraz na psychodropach - westchął, odwracając się w moją stronę. - Odbyła się ostra walka - założył łapy za głowę. - Dziecko nie przeżyło postrzału. W rzeczywistości obroniło Vane przed pewną śmiercią.
Nie odezwałem się ani słowem. Chyba po prostu nie potrafiłem... Wziąłem kilka wdechów, po czym z powrotem odwróciłem się w stronę głównej szyby...
- Dlaczego zawsze dowiaduję się o wszystkim ostatni... - westchąłem, ustawiając laser namierzający na dom Beniamina i Tonego.
- Taki los Star-Tatusia - prychnął, wciskając czerwony guzik. Dwie, pokaźne rakiety wbiły się w dach budynku. Stanął w płomieniach w przeciągu kilkunastu sekund.
- Za Shadow i Corrinne... - wyszeptałem pod nosem.
***
Staliśmy sami z Shadow na balkonie. Ona ubrana w piękną suknię, ja, odziany w czarny garnitur. Wpatrywaliśmy się w księżyc, który ościecał całą krainę swoim odbitym światłem. Dzieci zostały na sali... Mieliśmy chwilę tylko dla siebie. Spojrzałem na zegarek... Tak. Dokładnie północ.
- Dzisiaj, dokładnie dzisiaj się poznaliśmy - spojrzałem na dziewczynę, która dotychczas opierała się o moje ramię.
- Pomyśleć, że kiedyś bardziej cię nienawidziłam... - uśmiechnęła się złośliwie w moją stronę.
- A ja tobie tak ładnie opatrunki zmieniałem! - zrobiłem "obrażoną" minę.
- Byłeś pedofilem - stwierdziła, gdy w końcu staliśmy prosto naprzeciw siebi. Dzieliło nas kilka centymetrów.
- Nie gadaj, że ci się nie podobałem - uśmiechnąłem się głupio, jeszcze bardziej przybliżając swoją twarz do niej.
<Shadow? Lenny, lenny na balkonie? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic